21.10 Phillip Island, czyli Australia w pigułce

Phillip Island, oddzielająca Zatokę Westernport od Cieśniny Bassa i oddalona o około 140 km na południowy wschód od Melbourne, jest znana przede wszystkim z siedlisk najmniejszego na świecie gatunku pingwinów. Prawdą jest także, że na niewielkiej przestrzeni znajduje tam swój dom ogromna ilość rdzennie australijskich gatunków zwierząt: kangury, koale, kolczatki i niezliczona ilość ptactwa, o czym przekonałem się na własne oczy. Wybraliśmy się tam z Markiem późnym rankiem. W ekspresowym tempie musiałem ogarnąć prowadzenie auta w ruchu lewostronnym, co już było przygodą samą w sobie.

Pięciometrowe fale rozbijające się o skały Przylądka Woolamai. Fot. Tomasz Pakuła

Naszą wędrówkę zaczęliśmy od 8-kilometrowego szlaku po Przylądku Woolamai, obfitującego w zapierające dech w piersiach widoki na klify i skały, o które rozbijały się grzywacze pięciometrowych fal. Nie bez powodu to miejsce, oferujące także szerokie piaszczyste plaże, jest rajem dla surferów.

Szliśmy niespiesznie, zbaczając czasem z wyznaczonego szlaku, by podziwiać odsłonięte przez odpływ skaliste wybrzeże. Przez ścieżkę prowadzącą najpierw nad urwiskiem, a potem przez środek cypla przeskakiwały kangury, wallabies, a raz nawet minęła nas kolczatka. Nad głowami przelatywały nam burzyki, które gniazdują pośród traw. Te niezwykłe ptaki na zimę przelatują aż 16 tys. kilometrów, aż po Aleuty i Kamczatkę, a łącząc się w pary pozostają ze sobą na całe życie.

Nieco zmęczeni dotarliśmy do Phillip Island Wildlife Park, gdzie na rozległym terenie bytuje kilkadziesiąt gatunków zwierząt, w tym kangury szare i kangury czerwone. Podchodzenie tych zwierząt w podmokłym podczas wiosny terenie stanowiło pewne wyzwanie, ale przede wszystkim przysparzało nieopisanych emocji.

Przed zachodem słońca zdążyliśmy jeszcze dotrzeć nad Swan Lake, czyli Jezioro Łabędzie. Od głównej drogi pośród eukaliptusów, niedużych drzew i zarośli prowadzi tam półtorakilometrowa ścieżka. Idąc nią co parę kroków zatrzymywałem się, by podejść jak najbliżej żerujących tam ptaków i nagrać ich śpiew. Na Phillip Island, gdzie przyroda otoczona jest szczególną ochroną, a zwierzęta żyją nie niepokojone przez człowieka, jest to łatwiejsze niż się spodziewałem. Swan Lake jest domem dla wielu ptaków w tym dla przepięknych czarnych łabędzi, które przy odrobinie szczęścia można zobaczyć naprawdę z bardzo bliska.

 

Tak wygląda "Penguin Parade" z platform umieszczonych na plaży. Nie przekraczające w większości 30cm pingwinki małe przechodzą pod naszymi stopami.

fot. Źródło: Tinker Blog http://tinkerkgdamita.blogspot.com.au/

A pingwiny? No cóż, choć są urocze, gdy walczą z przerastającymi je falami, próbując wydostać się na piaszczysty brzeg i gdy kołysząc się komicznie, udają się do swych legowisk, niestety nie mogłem ich uwiecznić swoim aparatem. Ze względu na obowiązujące regulacje Phillip Island Nature Parks robienie zdjęć jest zabronione. Zamieszczam zatem, prócz swoich zdjęć, dwa znalezione w internecie ujęcia, dające Wam smak tego, co można tam zobaczyć.

Wracając po zmroku mieliśmy jeszcze jedno emocjonujące spotkanie, kiedy mimo umiarkowanej prędkości nie zdołałem zatrzymać auta przed przeskakującym drogę kangurem. Wyskoczył z ciemności zmuszając mnie do gwałtownego hamowania. Usłyszałem tylko głuchy trzask spoilera uderzającego w zwierzę, kończący przeciągłe crescendo trących o asfalt opon. W świetle samochodowych reflektorów dostrzegłem jedynie jak potrącony kangur przetoczył się na trawiaste pobocze, po czym podniósł się i zniknął w ciemnościach tak szybko jak się pojawił. Jak widać polowanie na dzikie zwierzęta nie jest tu szczególnie trudne. ;)

 

Nie łatwo przedzierać się przez podmokłe terany Phillip Island Wildlife Park.

fot. Tomasz Pakuła

• « POPRZEDNIE
• NASTĘPNE »

POPRZEDNIE

• 
• 
• 
• 
• 
• 
• 
• 
• 
• 
• 

NASTĘPNE