Dziś jest 10.11.2024
Imieniny obchodzą Lena, Ludomir, Leon, Andrzej
Autor: Ola Bielecka
Data publikacji: 15.02.2014 21:05
Liczba odwiedzin: 6701
Tagi: afryka, maroko, jebel toubkal, atlas wysoki, góry rif, góry, ola bielecka, góry relacje z podróży
Relacja z wyprawy do Maroka i wspinaczki na najwyższy szczyt Atlasu Wysokiego. Wspomnienia górskiego nowicjusza zestawione z narracją „po latach” tej samej, doświadczonej już we wspinaczce osoby.
Z samochodu nie wysiadam
To były czasy kiedy do gór było mi bardzo daleko i zwykle nie po drodze. Nie posiadałam żadnego specjalistycznego sprzętu ani nawet nie miałam pojęcia o jego istnieniu, a cały wolny czas spędzałam w samochodzie off roadowym. To było moje hobby. Jeździłam jako pilot w rajdach. Jednak od zawsze trudno było mi usiedzieć w jednym miejscu i podskórnie czułam potrzebę podróżowania. Pewnego dnia wyszperałam informacje o wyprawie off roadowej do Maroka.
Maroko jest położone na tyle blisko, że wyprawa wydała się łatwa do zorganizowania dla nowicjusza, a jednocześnie kraj jest wystarczająco egzotyczny, by zaspokoić moje fantazje o dalekich krajach. Poza tym miejsce nadawało się idealne na off road. Bezkresne przestrzenie, dzikie góry, tajemnicze miasta i kawałek pustyni. Relacje z wypraw jakie czytałam, tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że to idealny wybór.
Pośród opisów tras samochodowych znalazłam coś jeszcze. W zasadzie tyle samo relacji poświęconych było wejściom na Jebel Toubkal, najwyższy szczyt Atlasu Wysokiego (4167 m n.p.m.). No i stało się. Szczyt zawładnął moją wyobraźnią. 4000 metrów! Ta wysokość zwyczajnie nie mieściła się w mojej głowie. Nigdy nie byłam tak wysoko. Nie weszłam nawet na Rysy, a moim absolutnym rekordem był Kasprowy.
Ale to przeszłość, myślałam wtedy i już widziałam siebie oczami wyobraźni triumfującą po zdobyciu szczytu. W rozbudzeniu marzeń, bardzo pomogły fotografie znalezione w internecie przedstawiające wspinaczy na szczycie Toubkala. Wszyscy w pozach zdobywców, z rumianym licem i bystrym sokolim spojrzeniem. Nigdy nie widziałam, by jakiś off roadowiec tak wyglądał. Musiałam dołączyć do ich grona.
Przede mną roztaczała się wizja zdobycia naprawdę potężnej góry. Tym potężniejszej, im bardziej brałam pod uwagę moje ówczesne doświadczenie. W relacjach czytałam o tym, jak ciężko jest poruszać się na takiej wysokości. Że każdy krok sprawia trudność, że boli głowa i człowiekowi robi się niedobrze. Nic nie rozumiałam. O chorobie wysokościowej miałam usłyszeć dopiero dwa lata później, na kursie medycyny wysokogórskiej. Póki co, czytałam o tych wszystkich strasznych dolegliwościach i zastanawiałam się, jak to jest być tak zmęczonym, że nie można zrobić ani kroku więcej i do tego chorym na dziwną górską chorobę.
Z moich samochodowych towarzyszy tylko jedna osoba zdecydowała się towarzyszyć mi we wspinaczce. Reszta zgodnie stwierdziła, że nie zamierzają ruszać się z samochodów dalej niż do toalety. Chętnie za to odpoczną i poczekają na nas, podczas gdy będziemy próbowali wejść, zupełnie bez sensu i nie wiadomo po co, na tę górę.
Na nizinach
Przejechaliśmy Maroko wzdłuż i wszerz. Nasza podróż trwała ponad trzy miesiące i obfitowała w niesamowite przygody. Pewnego dnia trafiliśmy na pustyni w miejsce, gdzie kilka dni wcześniej spadł pierwszy od ponad siedemdziesięciu lat deszcz. Ulewa całkowicie zmyła asfaltową drogę i jedno z miast, do którego akurat zmierzaliśmy. Ulepione z gliny domy zwyczajnie rozpłynęły się i zostały po nich smętne niekształtne kupy błota.
Innym razem nasza trasa prowadziła przez szlak haszyszowy w Górach Rif i wypadło nam jechać w nocy. Zostaliśmy zatrzymani przez dwóch mężczyzn z kałasznikowami. Nie mówili w żadnym znanym nam języku, nie byliśmy nawet w stanie ocenić czy to przemytnicy, czy policja. Zabrali nasze paszporty i zniknęli z nimi w środku nocy, nas samych zostawiając w samochodzie na wysypisku śmieci.
Byliśmy przekonani, że oto właśnie pożegnaliśmy się z paszportami i bezproblemowym powrotem do domu. Po dwóch godzinach mężczyźni wrócili w towarzystwie trzeciego, mówiącego po angielsku i oddali paszporty. Okazało się, że był to policyjny patrol, którego zadaniem było wyłapywanie przemytników haszyszu. Po zatrzymaniu grupy obcokrajowców z nieznanego im bliżej kraju, kompletnie zgłupieli i nie wiedząc co robić, udali się do naczelnika. Długo szukali na mapie świata kraju o nazwie Polska. Ale nie o tym przecież jest ta historia.
Nigdy nie byłam tak szczęśliwa, jak wtedy, gdy opuszczaliśmy Marrakesz. Tak wiem, że dla wielu podróżników to wyjątkowe i magiczne miejsce. Ale nic nie poradzę na to, że mnie nie urzekło. Może dlatego, że wcześniej podróżowałam przez wyjątkowo dzikie miejsca, w które nie zapuszczają się turyści. Tam odnalazłam spokój i ludzi, którzy żyją swoim rytmem, bez narzuconych przez turystów reguł.
Marrakesz jest odurzający, barwny i zdecydowanie działa na wyobraźnię. Ale wiele w nim też komercyjnego brudu, który razi i sprawia, że z turystów robi się idiotów. Ale może jest w tym trochę prawdy. Mówię tu o słynnych zdjęciach z małpką na łańcuchu czy wężem oplecionym wokół szyi. O kameleonach na sprzedaż, które potem konfiskowane są na granicy, o ile dotrwają do niej żywe i o przebierańcach, którzy wychodzą z założenia, że im więcej dziwnych szat przywdzieją, tym bardziej będą egzotyczni i tym więcej monet wpadnie do ich kieszeni za pozowanie do zdjęć.
Przygotowania bez przygotowań
Wyjechaliśmy wczesnym rankiem i ruszyliśmy w stronę Imlil, małej górskiej mieściny położonej w górach Atlasu Wysokiego. To tutaj skupia się ruch turystyczny obejmujący góry i stąd wyruszają wszyscy pragnący zdobyć szczyt. Po drodze zatrzymaliśmy się by zrobić zakupy żywnościowe. Nie wiedziałam, co powinnam kupić wybierając się na czterotysięcznik.
Zdecydowałam się na kilka placków i pomidora. Nigdy potem idąc w góry nie powtórzyłam tego zestawu. Zamieniłam go na liofilizaty, zupki instant i kisiele w proszku. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam o istnieniu liofilizatów ani o tym co może czekać mnie na szlaku.
Zatrzymaliśmy się w niewielkiej kazbie z pięknym ogrodem, skąd przed szóstą rano wyruszyliśmy w stronę Toubkala. Drogę wskazał nam gospodarz, potem pytaliśmy napotkanych miejscowych. Nie było trudno. Początkowo szlak wiedzie zwykłą wiejską drogą, a potem przechodzi w dobrze widoczną górską ścieżkę.
Im bliżej południa, tym zaczynało robić się coraz goręcej. Szybko okazało się, że nie wzięłam dostatecznie dużej ilości wody. Spakowałam się do malutkiego plecaczka, takiego jaki dzieci zabierają na spacer do parku. Miałam w nim cienki letni śpiwór, kurtkę przeciwdeszczową, polar i rękawiczki, bo gdzieś słyszałam, że może być zimno.
Trasa wiodła przepiękną doliną. Bardzo suchą, właściwie półpustynną. Roślinności było niewiele, za to skały miały wszystkie możliwe do wyobrażenia kolory. Były zielone i czerwone, które poddane działaniu słońca i wiatru rozpadały się na drobne kamyczki i piach w kolorach wiśniowym, złotym i brunatnym. Wspaniała paleta barw.
Coraz bliżej szczytu
Upał robił się nie do opisania. Po drodze mijaliśmy niewielu turystów. Jakaś para schodziła ze szczytu pozdrawiając nas i życząc szczęścia. Kilku miejscowych podążało w tym samym kierunku. Szli w klapkach. To na chwilę dało mi złudne poczucie, że wejście na czterotysięcznik jednak nie może być aż tak trudne.
Minęliśmy stoisko z zimną colą, zanurzoną w górskim strumyku i nieustannie chłodzoną przepływającą wodą. Na chwilę dołączył do nas miejscowy poganiacz mułów, który ze swoim zwierzęciem szedł do schroniska, do którego i my zmierzaliśmy. Opowiadał na czym polega jego praca, pozował do zdjęć, a jego muł kradł w tym czasie pomarańcze ze straganów, które mijaliśmy.
Po pół godzinie muł i jego pan zostawili nas w tyle i wyrwali do przodu. Szliśmy wolno. Najpierw wciąż pod górę, a potem lekko wznoszącym się wąwozem. Nigdy wcześniej tak długo nie wędrowałam w górach. Zaczynałam się niepokoić, czy aby na pewno byliśmy na dobrej drodze. W pamięci odtwarzałam przebytą trasę, ale żadnej innej ścieżki, w którą mogliśmy skręcić nie było.
Po kilku godzinach ujrzeliśmy schronisko. Co prawda daleko na horyzoncie, ale to mi wystarczyło. Byłam wniebowzięta. Chyba nawet bardziej niż wtedy gdy opuszczaliśmy Marrakesz. Dostałam skrzydeł. Przyspieszyliśmy i już po chwili mogliśmy rozkoszować się ciepłym posiłkiem.
Właściwie Refuge du Toubkal nie różniło się wiele od schronisk, jakie znałam z polskich gór. Było bardzo duże. Miejsce do spania wskazano nam w obszernej sali, gdzie pod ścianami stały dwa rzędy piętrowych łóżek. Każdy kto wchodził do schroniska musiał zdjąć swoje trekkingowe buty i założyć kapcie. Kapcie, w których wcześniej chodziła jedna czwarta świata. W udziale przypadł mi jeden klapek a'la Kubota i jeden kapeć Alladyna z zadartym noskiem. Oba trzy numery za duże. Ale jak mus to mus. Przyjęłam, że tak właśnie jest w górach.
Noc minęła spokojnie. Co prawda byłam otoczona przez najgłośniej chrapiące osoby w całym schronisku, jednak zmęczenie skutecznie zagłuszało wszelkie odgłosy. Postanowiliśmy wyruszyć skoro świt. Wstaliśmy o szóstej rano i ku naszemu zdziwieniu okazało się, że większość ekip już zdążyła wyruszyć. Nie spodziewałam się, że ktoś wyjdzie jeszcze przed wschodem słońca.
Nam udało się pozbierać pół do siódmej. W schronisku powiedziano mi, że do szczytu wcale nie jest daleko. Ruszyliśmy. Najpierw przez labirynt ogromnych głazów. Łatwo było zgubić drogę, gdyż nie znaczyła się wyraźną ścieżką. Kamień na kamieniu, jeden podobny do drugiego. Jedynym elementem znaczącym szlak były kamienne kopczyki i wieżyczki. Sami też układaliśmy je po drodze, lub dokładaliśmy kamyki do już istniejących. Taki kopczyk może czasem uratować życie, nie pozwalając zejść ze szlaku.
Tuż za rumowiskiem głazów zaczęło się strome podejście. Miejscami kamieniste, a gdzieniegdzie żwir przechodził w piach i pył, który osuwał się spod nóg i powodował, że przy każdym kroku osuwaliśmy się w dół. Szliśmy coraz wolniej. Pomału zaczynało brakować mi sił.
Nie odczuwałam co prawda bólu głowy ani nudności, czyli objawów choroby wysokościowej, ale byłam potwornie zmęczona. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Nie umiałam się zlokalizować i nie miałam pojęcia jak daleko jeszcze do szczytu.
Niestety Jebel Toubkal to jeden z tych szczytów, które dają złudną przedwczesną nadzieję na koniec wspinaczki. Gdy wydawało mi się, że to już koniec, okazało się, że to dopiero przedwierzchołek i do szczytu zostało jeszcze „kilka” metrów. Nagle straciłam wszystkie siły. Było mi bardzo ciężko zmusić się do jeszcze jednego wysiłku i pokonania tych kolejnych metrów podejścia.
Spełnione marzenie
Na szczycie byłam dość wcześnie. O dziwo, inni, których minęłam po drodze zjawili się dopiero za kilkanaście minut. A myślałam, że to ja szłam ekstremalnie wolno. Widok ze szczytu był nieziemski. Niezwykle rozległa panorama, która pozwalała podziwiać praktycznie całą przebytą trasę oraz okoliczne czterotysięczniki.
Byłam z siebie niesamowicie dumna. Szczyt, o którym marzyłam. Zrobiłam sobie upragnione zdjęcie w pozie zdobywcy, z rumianym licem i sokolim spojrzeniem w dal. Takie jak chciałam. Zdjęcie, które przypieczętowało mój sukces.
Rozpoczęliśmy mozolne zejście. Byliśmy też pierwszymi, którzy zaczęli schodzić. Resztę wspinaczy zostawiliśmy na szczycie. Chcieliśmy jak najszybciej być na dole. Okazało się, że była to bardzo dobra, choć nieświadoma decyzja.
Gdy przechodziliśmy przez rumowisko głazów, zaczął padać śnieg. Pogoda pogarszała się z minuty na minutę, przyszła mgła i widoczność spadła do kilku metrów. Gdyby nie kamienne kopczyki nie dalibyśmy rady odnaleźć szlaku i zejść do schroniska.
Zrobiło się niewiarygodnie zimno. Mimo tego, że był to sierpień, najcieplejszy miesiąc w Maroku, który do tej pory dał nam się we znaki wysokimi temperaturami, teraz sypał śniegiem i wiał lodowatym wiatrem. Gdy dotarliśmy do schroniska trzęsłam się z zimna. Budynek świecił pustkami. Ci, którzy wyruszyli rano wraz z nami, nie zeszli jeszcze ze szczytu, a nowi nie zdążyli dotrzeć do schroniska. Wypiliśmy coś ciepłego, ale nie zagrzaliśmy miejsca. Właściciel nastraszył nas, że pogoda się pogarsza i niebawem nic nie będzie widać. Zaczęliśmy schodzić.
To był bardzo długi dzień. Weszliśmy na szczyt i pokonaliśmy całą trasę na dół, aż do Imlil. Dla tak niedoświadczonych jak my osób, było to zabójcze. Po dotarciu do kazby nie mieliśmy siły wejść po kilku schodkach do środka. Padłam na kolana, a potem na czworaka wczołgałam się do środka.
Całą noc przeleżałam z gorączką. Byłam zmęczona i odwodniona. W dalszą drogę wyruszyliśmy dopiero w południe następnego dnia, ale ja jeszcze przez niemal tydzień nie byłam w stanie zejść po schodach bez potwornego bólu łydek.
Wejście na Jebel Toubkal to był mój kamień milowy. Od tamtej pory, choć nie od razu, przerzuciłam się na góry. Postanowiłam, że za każdym razem gdy wyjadę na wyprawę samochodową, znajdę szczyt, na który będę mogła się wspiąć.
Tak też zrobiłam i już po roku moja miłość do gór rozkwitła. Porzuciłam wnętrze samochodu off roadowego i zaopatrzyłam się w sprzęt do wędrówek górskich i wspinaczki. Tamto wejście sporo mnie nauczyło. Patrząc z perspektywy czasu, zupełnie nie byłam do niego przygotowana i miałam wiele szczęścia, że mi się udało. No, ale kto nie robi błędów? Warto tylko uczyć się na cudzych, na przykład moich.
Infolinia(22) 487 55 85
Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.04.2015 15:35
Liczba odwiedzin: 16430
Zapraszamy na relację Ani i Staśka Szloser ze zdobycia najwyższego szczytu Afryki oraz krótkiego pobytu w parkach narodowych i na Zanzibarze. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 27.04.2015 13:30
Liczba odwiedzin: 11718
Jeszcze pół wieku temu Nepal był zamknięty dla wszystkich zwiedzających. W ostatnich dekadach zamienił się w Mekkę dla ludzi kochających góry, przyrodę i egzotyczną, azjatycką kulturę. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 07.04.2015 08:39
Liczba odwiedzin: 164734
Australia oczarowuje! Ogromne przestrzenie, dzikie krajobrazy, przedziwne zwierzęta, które można spotkać tylko tam, ciekawa kultura, a do tego chyba najbardziej wyluzowani ludzie na świecie. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.03.2015 08:27
Liczba odwiedzin: 194023
Ośmioosobowa grupa studentów z Rzeszowa i okolic lubi udowadniać, że chcieć równa się móc. Wierni tej idei co roku wyruszają w podróż leciwym busem z 1988 r. Na koncie mają już cztery wyprawy, a teraz przygotowują się do następnej. Tym razem celem są Stany Zjednoczone, które zamierzają przejechać wzdłuż i wszerz w trakcie dwumiesięcznej eskapady. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, stany zjednoczone
Autor: Źródło: materiały promocyjne
Data publikacji: 25.03.2015 09:20
Liczba odwiedzin: 8144
Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza Równoleżnik Zero, który odbędzie się w dniach 9-11 kwietnia 2015 r. w Mediatece (Pl. Teatralny 5) i Bibliotece Turystycznej (ul.Szewska 78) to wydarzenie skierowane do osób pragnących poczuć klimat podróżowania oraz wspaniała okazja do spotkania z podróżnikami i autorami książek. Tegoroczna edycja będzie poświęcona krajom Ameryki Północnej i Środkowej. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 02.03.2015 10:11
Liczba odwiedzin: 7119
Pięcioletnia podróż Pawła Kilena w poszukiwaniu przygody i spełnienia marzeń. Z lekkim zarysem planu i z bardzo małym budżetem. Udowadnia wszystkim, a przede wszystkim sobie, że powiedzenie „Chcieć, to móc” nie jest fikcją. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.09.2014 12:38
Liczba odwiedzin: 35259
„Nigdzie indziej na świecie nie ma tylu Niemców, którzy mówią po hiszpańsku i czczą bohatera narodowego o nazwisku O’Higgins”. Właśnie ta, zasłyszana wieki temu opinia na temat Chile pchnęła moje zainteresowania w kierunku owego chudego jak patyk kraju. Choć od tamtego czasu minęło już wiele lat, ciekawość pozostała, ale decyzja o wyjeździe zapadła dopiero niedawno. »
Tagi: patronat medialny, ameryka południowa, chile, patagonia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 25.09.2014 10:24
Liczba odwiedzin: 8989
Książka Michała Zielińskiego to osobisty zapis wrażeń z wyprawy do jednego z najmniej uczęszczanych rejonów świata – południowoamerykańskiej selvy, czyli dżungli. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 19.09.2014 09:47
Liczba odwiedzin: 11228
Karolina i Bartek, para młodych inżynierów z Krakowa i autorów bloga Kurs na Wschód, wkrótce rusza w kolejną podróż. Tym razem zamierzają odwiedzić Indonezję, przyjmując za cel nie tylko relaks pod palmami, ale także zebranie sporej ilości materiału reporterskiego, który ma czytelnikom ich bloga pokazać azjatycki kraj od podszewki. Karolina i Bartek obierają kurs na Indonezję! »
Tagi: patronat medialny, azja, indonezja
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 01.08.2014 16:09
Liczba odwiedzin: 8696
Czy można pokonać pieszo dystans 8000 km w ciągu 8 miesięcy, samotnie, bez większego wsparcia z zewnątrz, mierząc się z różnorodnymi warunkami klimatycznymi oraz terenowymi? Można, trzeba mieć tylko jasno określony cel. A taki z pewnością przyświeca Jakubowi Mudzie, który wraz z początkiem stycznia 2015 roku wybiera się w pieszą wyprawę 8000 km Across Canada, od wybrzeża Pacyfiku aż po Atlantyk. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, kanada
Autor: Anna Kaca
Data publikacji: 16.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 10603
W tegoroczne wakacje razem z moim czworonogiem pokonam pieszo 800 km, promując adopcje psów aktywnych. Od Karkonoszy po Bieszczady będę prezentować ludziom dwa bardzo aktywne psy, które od wielu lat nie potrafią znaleźć domu. Pokaże również, że wakacje można spędzać ze swoim czworonogiem w fajny dla obu stron sposób. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Archeolodzy w podróży
Data publikacji: 11.07.2014 12:45
Liczba odwiedzin: 8114
Minął ponad rok, odkąd grupa archeologów i jeden grafik zdecydowali się na podróż swojego życia, odwiesiła na jakiś czas pracę i studia i wyruszyła do Rosji. Teraz, projekt „Archeolodzy w Podróży” odżywa – w nieco zmienionym składzie (więcej info tutaj: http://archeolodzywpodrozy.blogspot.com/p/o-nas.html) ruszamy tym razem na północ! »
Tagi: europa, norwegia, skandynawia, patronat medialny
Autor: Tomasz Korgol
Data publikacji: 01.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 9980
Celem mojej najbliższej wyprawy jest Nepal. Trasa wiedzie z Wrocławia przez Węgry, Bułgarię, Rumunię, Turcję, Gruzję, Armenię, Irak (Kurdystan), Iran, Pakistan, Indie, Nepal. Łącznie 15 tysięcy kilometrów, samotnie, autostopem. Wyprawa jest częścią projektu pod nazwą ,,Z uśmiechem na (Bliski) Wschód”. »
Tagi: patronat medialny, azja, indie, nepal
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.05.2014 11:39
Liczba odwiedzin: 6689
W trakcie minionego I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej, któremu patronował między innymi portal Etraveler.pl, słuchacze mieli okazję nie tylko przenieść się w odległe i niezwykle różnorodne części świata, ale i dostali spory zastrzyk inspiracji, po którym na pewno niełatwo będzie wysiedzieć w domu. »
Tagi: europa, polska, patronat medialny
Autor: Łukasz Kraka-Ćwikliński
Data publikacji: 26.05.2014 16:34
Liczba odwiedzin: 8661
Wyprawa przez drugą co do wielkości pustynię na świecie zbliża się wielkimi krokami. Do jej rozpoczęcia zostały niespełna dwa miesiące, co sprawia, że jest to dobry moment, by przypomnieć zainteresowanym, na czym polega jej wyjątkowość. »
Tagi: azja, mongolia, gobi, patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.05.2014 15:10
Liczba odwiedzin: 6711
Już w najbliższy piątek (30.05.) rusza w Lublinie Festiwal Podróżniczy u Przyrodników. W programie znalazły się slajdowiska z całego świata: Kolumbia, Antarktyda, Portugalia, Niemcy, Słowenia, Chorwacja) oraz z Polski (Opolszczyzna i Białowieski Park Narodowy). Ideą Festiwalu jest ukazanie piękna i bogactwa przyrody w skrajnie różnych rejonach świata. »
Autor: BusTrip into the Wild
Data publikacji: 12.05.2014 09:20
Liczba odwiedzin: 62970
Jak opisać w kilku słowach projekt BusTrip Into The Wild? 26-letni volkswagen T3, siedmioro podróżników i 12 krajów, które chcemy odwiedzić w trzy tygodnie, jak najmniejszym kosztem. »
Tagi: patronat medialny, europa
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 28.04.2014 10:02
Liczba odwiedzin: 168967
Już 23 i 24 maja rusza w Środzie Wielkopolskiej pierwszy Festiwal Podróżniczy organizowany przez Klub Szalonego Podróżnika. Dwa dni festiwalowe będą składać się z prezentacji prelegentów o „Statuetkę Klubu Szalonego Podróżnika” za najlepszą prezentację podróżniczą, prezentacji filmów oraz relacji podróżniczych zaproszonych gości specjalnych. Poza tym na każdego z uczestników czekają liczne konkursy i atrakcje festiwalowe. »
Autor: Joanna Maślankowska i Adam Wnuk
Data publikacji: 15.04.2014 11:35
Liczba odwiedzin: 7992
1 miesiąc, 2 autostopowiczów i 4 żywioły do pokonania. Podczas miesięcznej wyprawy zasmakujemy dań gotowanych w rozgrzanej ziemi, wykąpiemy się w najwspanialszych wodospadach Europy, staniemy na skraju dwóch ogromnych płyt tektonicznych jednocześnie i (mam nadzieję) nie zostaniemy porwani razem z namiotem przez niezwykle silne wiatry. Wszystko to z dobytkiem na plecach i wyciągniętym w górę kciukiem. »
Tagi: patronat medialny, europa, islandia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 21.03.2014 14:44
Liczba odwiedzin: 268193
24 maja 2014 r. w Ośrodku Kultury w Środzie Wielkopolskiej w ramach Średzkich Sejmików Kultury 2014 odbędzie się I Festiwal Podróżniczy zorganizowany przez poznański Klub Szalonego Podróżnika. W ramach Festiwalu przewidziane są przede wszystkim prelekcje podróżnicze, slajdowiska, dyskusje i spotkania z podróżnikami. Prelegenci przedstawią swoje dotychczasowe podróże po różnych regionach świata i opowiedzą związane z nimi historie, przygody i wrażenia. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 11.03.2014 11:44
Liczba odwiedzin: 101606
Zapraszamy Was już na III Spotkanie Podróżnicze Klubu Szalonego Podróżnika do Wielkie żarcie. Będzie to spotkanie przed świąteczne, w związku z tym odbędą się dwie prezentacje podróżnicze, gdyż kwietniowe spotkanie się nie odbędzie. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 06.03.2014 11:00
Liczba odwiedzin: 114245
Marzyliście kiedyś o wyruszeniu w podróż dookoła świata? Co chcielibyście zobaczyć? Jakie państwa odwiedzić? Wydaje Wam się, że taka podróż to nierealny i odległy pomysł? Już niedługo będziecie mieli okazję się przekonać, że to nic bardziej mylnego! Niepowtarzalna okazja, aby posłuchać o niesamowitej wyprawie równie niesamowitego człowieka – o pięcioletniej podróży Pawła Kilena dookoła świata. »
Powered by Webspiro.