Dziś jest 02.05.2024

Imieniny obchodzą Zygmunt, Atanazy, Anatol, Borys

Portal podróżniczy etraveler.pl

gwarancja udanych wakacji
Accredited Agent

O tym, jak odkryliśmy chwytne kopytka fogaraskich owiec

Autor: Marek Owczarek

Data publikacji: 17.10.2012 22:14

Liczba odwiedzin: 3222

Tagi: europa, rumunia, góry, relacje, podróżnicze hardkory, turystyka górska, góry relacje z podróży

Gdzie można pojechać, żeby przypadkowo brać udział w przemycie, dobrowolnie pływać w wodzie o temperaturze 10 stopni Celsjusza i zobaczyć największą ilość gwiazd w życiu? Znaleźliśmy na to pytanie tylko jedną odpowiedź: do Rumunii!

Rumuńskie Fogarasze:)
 
Rumuńskie Fogarasze:)
fot. Marek Owczarek i inni

Wreszcie nadeszła połowa sierpnia, kiedy to większość naszej studenckiej gromadki zakończyła swoje wakacyjne praktyki i mogliśmy wyruszyć na długo oczekiwaną transfogaraską włóczęgę.

Spotkaliśmy się w szóstkę o nieprzyzwoicie wczesnej godzinie na krakowskim Dworcu Głównym: ja, Kasia, Ania, Mateusz, Agata i Majkel oraz nasze 20-kilogramowe plecaczki (z niewiadomych przyczyn tylko Mateuszowy bagaż ważył 30 kg, do samego końca wyjazdu nie odkryliśmy, czemu tak jest). Brakowało dwóch dziewczyn, Natalii i Merry, z którymi mieliśmy się spotkać dopiero w Braszowie, w Rumunii – tuż przed wyjazdem okazało się, że Natalii paszport stracił swoją ważność, więc chcąc nie chcąc udały się tam autostopem omijając ukraińskich celników, tłumy ludzi z dziwnymi pakunkami na granicy, targowanie się o arbuzy z tubylcami, zakup prawie najtańszych, bo „tych z filtrami” papierosów.

Już w Przemyślu mieliśmy okazję sprawdzić naszą kreatywność i umiejętność radzenia sobie w kryzysowych momentach: przed parkingiem dla busów, jeżdżących na trasie centrum – Medyka kłębił się tłum zniecierpliwionych pasażerów i harcerzy, którzy akurat tego dnia również wpadli na pomysł przekraczania granicy, ale nie wymyślili, że ustawienie się w kolejkę ułatwiłoby wszystkim życie...

Przy trzecim busie opracowaliśmy dobrą taktykę (wszystkich sekretów nie mogę zdradzić!) i udało się! Byliśmy na granicy. Niestety w międzyczasie mi i Kasi oderwały się ramiączka od plecaka, każdemu po jednym. Sytuację udało się opanować za pomocą wszystkich awaryjnych linek, które zabraliśmy ze sobą. Uff! Dratwa w weekendowe popołudnie nie jest towarem łatwym do zdobycia.

Wreszcie po dotarciu do Lwowa, po 6 godzinach czekania na swój upragniony nocny pociąg do granicy z Rumunią, wsiedliśmy do niego. Przedziały sypialne 4-osobowe może nie były w jakimś wysokim standardzie, ale po całodniowej tułaczce ululały nas do snu w kilka minut. Nagle w środku nocy ktoś wpada do przedziału, zapala światło i coś bełkocze! Z jego wypowiedzi zrozumiałem tylko Czerniowce. Tak, to tu dojechaliśmy.

Po wypakowaniu się z pociągu około godziny 5 rano udaliśmy się na dworzec autobusowy celem odnalezienia jakiegoś transportu w dalsza drogę. Po stosunkowo niedługim czasie już siedzieliśmy w autobusie, o ile dobrze zrozumieliśmy lokalne babuszki – przejeżdżającego koło dworca autobusowego. Bilety mogliśmy nabyć w każdej walucie, począwszy od hrywien, poprzez dolary i euro, aż do rubli – pan kierowca przyjmował zapłatę w każdej formie, myślę ze za 2 worki kartofli też by nas woził. Jego sympatia mogła wiązać się z faktem, że okazaliśmy się łakomym kąskiem dla przygranicznych przemytników, z którymi sam pewnie robił interesy...

Zaraz po odjeździe, przed granicą, zaczęli upychać papierosy w naszych siedzeniach, a ponieważ na granicy celnicy tylko kazali nam wysiąść, zapytali się czy jesteśmy turystami, my potwierdziliśmy i bez kontroli puszczono nas w dalsza podróż, to panowie przemytnicy mieli miny nad wyraz wesołe, kiedy udało się nam odjechać ze strefy celnej. Co ciekawe, czekali tylko do momentu gdy autobus zwolnił (nie, nie zatrzymał się) na świetle i wtedy po prostu wyskoczyli sobie z niego. Następna przesiadka: kolejny pociąg, tym razem rumuński, z granicy do Braszowa 10 godzin jazdy. Jedyne bilety, na które było nas stać to bilety drugiej klasy.

Odczuwaliśmy lekki niepokój pamiętając, w jakim stanie była 1. klasa w nocnym pociągu na Ukrainie. Naprawdę mile zaskoczył nas fakt, że dostaliśmy ładny, nowiutki wagon z przedziałem 6-osobowym, niestety bez możliwości otwierania okna. Jednak nie martwiło nas to zbytnio, gdyż w przedziale mieliśmy zamiast tego klimatyzację. Po bardzo długiej i nudnej podróży, wpatrując się przez okno ciągle w ten sam krajobraz pól uprawnych rozciągających się po nizinnym terenie aż po horyzont, dotarliśmy do Braszowa, gdzie czekały już na nas Natalia i Merry. Po krótkim wieczornym spacerku po niezwykle urokliwych uliczkach Braszowa, który na szczęście tylko podświetlanym napisem na wzgórzu próbuje upodobnić się do Hollywood, udaliśmy się na upragniony spoczynek do naszych łóżek w hotelu, w godnej zapamiętania miękkiej pościeli.

Nazajutrz wszyscy obudzili się niezwykle podnieceni tym, że już dzisiaj będziemy mieli swój pierwszy nocleg w tej jakże niezwykłej krainie, jaką są Fogarasze. Szybka kąpiel, dokupienie niezbędnego prowiantu i w drogę! Najpierw busem, a później taksówkami udało nam się dostać do stóp pasma górskiego. Rozpoczęliśmy przygodę.

"Okno Smoka"
 
"Okno Smoka"
fot. Marek Owczarek i inni

Po 6 godzinach marszu po jeszcze wtedy wyżynnych terenach leśnych dotarliśmy do „schroniska”. Było to inne miejsce niż sobie wyobrażaliśmy. Było to gospodarstwo, po którym pałętało się stadko osłów, wzbudzających w nas wielki zachwyt a następnie złość, ponieważ zjadły nam w nocy szynkę z namiotu. Przed budynkiem gospodarzy znajdowała się jak gdyby łąka z miejscami przygotowanymi pod namiot. Zasadniczo jedynym znakiem świadczącym o tym, że to schronisko był fakt, iż mogliśmy kupić tam piwo i umyć się w wodopoju dla zwierząt. Oczywiście pobyt w tym miejscu jest bezpłatny, woda jest brana z pociągniętej instalacji od jednego z górskich strumyków, których tam pełno.

Rumuńskie Fogarasze:)
 
Rumuńskie Fogarasze:)
fot. Marek Owczarek i inni

Okazało się, że dojście na samą grań zajmuje około 1 dnia od ostatnich oznak cywilizacji, co wyjątkowo nas wymęczyło, jednak z każdym następnym dniem było coraz lepiej – plecaki stawały się coraz lżejsze, a woda do mycia w górskich jeziorach coraz „cieplejsza”:)

Już pierwszej nocy na grani, kiedy to dotarliśmy do przełęczy przy której postawiono schron, czyli taki barak dla turystów, spotkaliśmy naszych rodaków, którzy zmordowanego, umęczonego, głodnego i spragnionego napoili rumuńskim bimbrem. Przynajmniej pić mi się już nie chciało. Nasz szlak prowadził wzdłuż najwyższej partii Fogaraszy, częściowo trawersem, ale też umożliwił nam zaliczenie kilku szczytów, takich jak chociażby Moldoveanu (2544 m n.p.m.), najwyższego szczyt Rumuni oraz Karpat południowych, Buteanu (2507 m n.p.m.), czy Galasescu (2470 m n.p.m.).

Zdobywcy Moldoveanu!
 
Zdobywcy Moldoveanu!
fot. Marek Owczarek i inni

Warto dodać, że cały pobyt w górach, czyli około tygodnia przebywaliśmy na wysokości nie mniejszej niż 2200 m n.p.m. Czasem, gdy wspinania było nam ciągle mało, a jeziorko przy którym planowaliśmy nocować pojawiało się już w zasięgu wzroku, odbijaliśmy z uczęszczanego traktu i sami, bez plecaków, zdobywaliśmy mijane przez innych szczyty. Gdy zapadał zmrok, siadaliśmy w „centrum osady”, pomiędzy namiotami i dyskutowaliśmy o mniej lub bardziej ważnych rzeczach i popijając herbatę, czekaliśmy na pojawienie się na niebie Drogi Mlecznej. Poniekąd to dobrze, że szybko zaczynało się robić zimno, bo podziwiając tą nieskończoną ilość gwiazd nad nami na pewno nie trafialibyśmy do namiotów o przyzwoitej godzinie.

Jeden nocleg szczególnie zapadł mi w pamięć. To był jedyny raz, kiedy przy naszym miejscu biwakowym nie było wody – żeby się dostać do najbliższego jeziora i strumienia trzeba było pokonać 200 m przewyższenia (znajdowały się one jakieś 30 minut w dół w stosunku do położenia naszego obozowiska). Niestety, musieliśmy się na wieczór wybrać w tę drogę, gdyż brakowało nam wody nawet do gotowania, nie mówiąc już o jakimkolwiek myciu się. Zaaferowani zbieraniem rzeczy potrzebnych do kąpieli i butelek na wodę, zapomnieliśmy o nader istotnej rzeczy: latarce… Tylko Natalia i Agata wzięły czołówki, a całkowicie ciemno zrobiło się już mniej więcej po przejściu 1/3 drogi powrotnej! Potykając się ze zmęczenia i głodu o własne nogi, kępy trawy i kamienie, posuwaliśmy się krok po kroku po stromym zboczu.

Kierunek wyznaczyliśmy na oko, gdyż w połowie drogi zgubiliśmy ścieżkę, którą pół godziny wcześniej schodziliśmy. Co parę minut przystawaliśmy, bo dziewczynom wylatywały z rąk butelki z wodą i potrzebowały odpoczynku. W tej nieciekawej sytuacji przyszli nam z pomocą znajomi Polacy – na szczęście usłyszeli nasze głosy dochodzące z idealnie czarnej przestrzeni i poświecili nam z góry swoimi latarkami. Niewiele pamiętam z tego, co się działo, gdy szczęśliwie dotarliśmy do celu. Po zjedzeniu ciepłych zupek z proszku, wtedy odczuwanych jako przepyszne, zapewne od razu zasnęliśmy w objęciach Morfeusza.

Z kolei zabawna sytuacja miała miejsce rano, kiedy odkryliśmy, że w okolicy istnieje tylko jedno miejsce, które można potraktować jako publiczną toaletę. Od poprzedników dostałem tylko zagadkową wskazówkę „za krzyżem w prawo”, postanowiłem więc sprawdzić o co chodzi, czemu każdy jak stamtąd wraca to szczerzy zęby w szerokim uśmiechu. Okazało się, że istotnie, w okolicy metalowego, małego krzyża znajduje się całkiem spora skałka, za którą można się schować. Co w tym szczególnego? To, że za skałką był może 1 metr kwadratowy „zaminowanego” miejsca, w którym „można było stanąć” i zaledwie krok dzielił człowieka od przepaści. Za to na panoramę nie można było narzekać. Wyjątkowe miejsce.

Po kilku dniach wędrówki dotarliśmy do jedynego chyba w tych górach centrum turystycznego.

Rumuńskie Fogarasze:)
 
Rumuńskie Fogarasze:)
fot. Marek Owczarek i inni

Jest to ośrodek leżący tuż przy tunelu trasy transfogaraskiej przechodzącej przez całe góry z północy na południe. Ponieważ skończył nam się przedwcześnie gaz w jednym palników postanowiliśmy zejść do tego ośrodka celem zakupu owej butli. Jednak w żadnym schronisku czy na okolicznym bazarku nie słyszano o takim wynalazku ułatwiającym życie turystom w górach. Nawet ratownicy Salvamontu nie potrafili określić, gdzie taki fant można kupić w promieniu 50 km. Zasmuceni tą wieścią wraz z Kasią, jako ekipa butlowa ruszyliśmy w drogę powrotną, niestety znowu pod górę, aby wrócić na grań. Jednak doczepił się do nas pewien pies, jeden z wielu, które szwendają się po tamtejszych górach i nikt nie wie, skąd one się tam biorą. Pies został ochrzczony przez Kasię imieniem Norris na cześć sławnego strażnika Teksasu. Tak wiec pies towarzyszył nam przez większość marszu tego dnia, aż dotarliśmy do miejsca, gdzie poruszanie się bez umiejętności chwytania czy to łańcucha czy skały było niemożliwe.

Chwilę później zobaczyliśmy łańcuchy...
 
Chwilę później zobaczyliśmy łańcuchy...
fot. Marek Owczarek i inni

Pozostawiając naszego kompana na pastwę losu gdzieś w górach, ruszyliśmy w dalszą drogę, aby zdobyć nasz ostatni szczyt, jakim była góra Negoiu (2535 m n.p.m.), drugi pod względem wysokości szczyt Rumunii.

Przed zmrokiem dotarliśmy do ostatniej bazy wypadowej przed Negoiu, jednak aura, jaka nam sprzyjała przez cały wyjazd – piękna, prawie bezchmurna pogoda, zero deszczu – zaczęła się psuć.

Widok z namiotu!
 
Widok z namiotu!
fot. Marek Owczarek i inni

Woda na biwaku okazała się niezdatna do spożycia i żeby zdobyć jej butelkę trzeba było wspinać się ostro pod górę, a później stać na małej skalnej półce i ryzykując życie nalewać życiodajny płyn. Na szczęście po długich poszukiwaniach Mateuszowi udało się odnaleźć kilkaset metrów niżej źródło pitnej wody, co uratowało nas od odwodnienia.

Następnego ranka wyruszyliśmy na szczyt. Niestety zastraszeni trudnością podejścia wyruszyliśmy tylko w 4 osoby, które były na tyle zawzięte, że chciały tam wejść za wszelka cenę. Anka, Kasia, Mateusz i ja ruszyliśmy zdobyć ostatni punkt naszej wyprawy – Negoiu.

Informacje o szlaku
 
Informacje o szlaku
fot. Marek Owczarek i inni

Szczyt okazał się być o wiele łatwiejszy niż się spodziewaliśmy. Myślę, że ułatwiła nam to poprowadzona obwodnica szlaku, ponieważ stare podejście się waliło i było zagrożone osunięciem się skały. Droga na szczyt zajęła nam jakieś 2 godziny, jednak widoki, które tam ujrzeliśmy warte były i całego dnia podchodzenia.

Rozpoczęliśmy długą i wyczerpującą drogę do najbliższej wioski. Droga zdawała się nie mieć końca, a kolana po pewnym czasie odczuwały każdy krok i każdy kilogram, który mieliśmy na plecach. Jednak po jakichś 3 godzinach zejścia dotarliśmy do drogi transfogaraskiej. Stąd rozpoczęliśmy drugą część naszej wyprawy, którą była podróż autostopem. Ponieważ słońce miało się już ku zachodowi, postanowiliśmy spędzić jeszcze jedną noc w górach, nieopodal ośrodka, przy którym byliśmy już kilka dni wcześniej.

Pierwszego stopa złapaliśmy po niespełna 10 sekundach czekania. Niestety nasz kierowca okazał się nie mieć prawej ręki! Nie byłoby to może tak bardzo przerażające, gdyby jadąc serpentynami górskiej drogi nie rozmawiał przez telefon, trzymając go jedyną ręką, a samochód nie miał automatycznej skrzyni biegów... Tak więc po kilkudziesięciu minutach ciągłego stresu pędząc 120 km/h po górskich drogach z naszym nie do końca sprawnym kierowcą, dotarliśmy do celu. W niedługim czasie przybyli tam również inni członkowie naszej wyprawy. Ku naszemu zdziwieniu spotkaliśmy tam naszego starego znajomego psa Norrisa, który tym razem zaczepiał innych turystów, aby dali mu jakiegoś łakocia.

Ale nie pies był tym razem główną atrakcją wieczoru. Po kilkudziesięciu minutach poszukiwań miejsca, gdzie moglibyśmy rozbić namioty, odnaleźliśmy je. Było to w istocie gówniane miejsce. Jednak po odkryciu tego niemiłego faktu, że jest to kuweta dla stada owiec stacjonujących tam co noc, przenieśliśmy się na przyjemniejszy kawałek łąki kilkaset metrów dalej. Jednak nasze największe problemy miały dopiero nadejść. Gdy zapadł zmrok i skończyliśmy jeść kolację, ktoś zauważył, że nasza dolina jest jakoś dobrze oświetlona. Za dobrze. Wdrapaliśmy się na pobliską skałę osłaniającą nas od wiatru i naszym oczom ukazało się w oddali płonące zbocze doliny.

Nie znając tamtejszych zwyczajów gaszenia pożarów wysoko w górach jednogłośnie stwierdziliśmy, że będziemy robić cogodzinny obchód sprawdzający bezpieczeństwo naszego obozowiska. Moja druga kolej przypadła około godziny 3. Gdy wyszedłem z namiotu zdziwiła mnie zdecydowana ciemność – gdy ostatni raz robiłem obchód było zdecydowanie jaśniej od płomieni na zboczu doliny. Kolejna rzeczą, jaka mnie zaniepokoiła, było zniknięcie śpiącego nieopodal nas stada owiec. Postanowiłem podejść do drogi, aby dokładnie zobaczyć całą dolinę.

Gdy tam doszedłem, ogień znajdował się już po drugiej stronie doliny, a całe zgorzelisko wyglądało jak płonąca rafineria. Jednak od tej strony byliśmy już osłonięci wysokimi skałami, na których szczytach spaliśmy, więc ogień nam już nie zagrażał. Najdziwniejsze z tego wszystkiego było to, że pożaru nawet nie próbowano gasić. Już nawet nie chodzi o nas, bo o naszym istnieniu w tych górach mógł nikt nie wiedzieć, ale ośrodek znajdujący się nieopodal był głównym centrum turystycznym w tych górach z kilkoma schroniskami, gdzie na moje oko przebywało około 1000 osób, którym jedyną drogę wyjazdu odciął ogień.

W powrotnej drodze również czekało na nas sporo przygód. Nie chciałbym znudzić czytelników zbyt dokładnym ich opisem, o nie! Wspomnę tylko o najbardziej niezwykłych rzeczach, które nas spotkały w drodze powrotnej – może zainspiruje to was do odwiedzenia tych miejsc, a jak nie, to chociaż pokażę wam, że nie mają racji ci, którzy twierdzą, że powroty są nudne! Zapamiętajcie zatem, że:

– rodowici Rumuni nie znają tłumaczenia nazwy owocu catina, ale twierdzą że jest dobry

Stąpając po wodzie
 
Stąpając po wodzie
fot. Marek Owczarek i inni

– jeżeli zatrzymuje się po drugiej stronie drogi samochód wielkości busa, w którym siedzi 6-osobowa węgierska rodzinka, przy czym ani dzieci, ani rodzice, ani dziadek nie mówią w żadnym ludzkim języku, ale się do ciebie uśmiechają, to wcale nie znaczy, że nie zawiozą cię w dobrym kierunku i że nie poznasz babci, która nie jedzie z nimi...

– w Tokaju jest świetny kamieniołom, jakieś 10 minut piechotą od centrum w stronę wylotówki. Dobre miejsce na rozbicie namiotów.

– jak już wstąpicie do Tokaju, to nie bójcie się dwulitrowych plastikowych butelek, w których sprzedają wino. Najlepsze są te od babuszki z certyfikatem, trzeba wejść do niej na podwórko, na którym stoją 2 silosy, a potem po schodkach na tyle domu. Aczkolwiek czasem mylą się jej butelki półsłodkiego z wytrawnym.

– Balaton od strony Siofoku jest naprawdę płytki i nawet uparcie się i przejście 200 metrów wgłąb jeziora nie znaczy, że zamoczysz cokolwiek powyżej kolana. Za to możesz zbudować zamek, który wystaje nad wodę daleko od brzegu lub na zdjęciach chodzić po powierzchni jeziora;)

– pracownicy stacji benzynowych we wszystkich mijanych przez nas krajach rozumieją słowo karton, niektórzy wiedzą nawet, że potrzebny jest marker i nożyk do wycięcia odpowiedniego kształtu.

– jeśli kierowca zawodowy pokazuje ci filmik na telefonie i mówi czego on to na drodze nie widział, to nie znaczy, że na tym filmiku zobaczysz coś więcej niż jezdnię i usłyszysz radio, które grało mu w tle.

– Czesi też lubią „Gwiezdne Wojny”!

Komentarze (0)

Brak komentarzy, bądź pierwszy!

Twój komentarz

Infolinia(22) 487 55 85

Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19

Wyprawy pod patronatem Etraveler.pl

  • Równoleżnik Zero 2015 – Wrocławski Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza

    Równoleżnik Zero 2015 – Wrocławski Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza

    Autor: Źródło: materiały promocyjne

    Data publikacji: 25.03.2015 09:20

    Liczba odwiedzin: 6352

    Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza Równoleżnik Zero, który odbędzie się w dniach 9-11 kwietnia 2015 r. w Mediatece (Pl. Teatralny 5) i Bibliotece Turystycznej (ul.Szewska 78) to wydarzenie skierowane do osób pragnących poczuć klimat podróżowania oraz wspaniała okazja do spotkania z podróżnikami i autorami książek. Tegoroczna edycja będzie poświęcona krajom Ameryki Północnej i Środkowej. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • Spotkanie z podróżnikiem: „Chcieć to móc” – Paweł Kilen w pięć lat po świecie

    Spotkanie z podróżnikiem: „Chcieć to móc” – Paweł Kilen w pięć lat po świecie

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 02.03.2015 10:11

    Liczba odwiedzin: 5916

    Pięcioletnia podróż Pawła Kilena w poszukiwaniu przygody i spełnienia marzeń. Z lekkim zarysem planu i z bardzo małym budżetem. Udowadnia wszystkim, a przede wszystkim sobie, że powiedzenie „Chcieć, to móc” nie jest fikcją. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • WyCHILEoutowana

    WyCHILEoutowana

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 26.09.2014 12:38

    Liczba odwiedzin: 18337

    „Nigdzie indziej na świecie nie ma tylu Niemców, którzy mówią po hiszpańsku i czczą bohatera narodowego o nazwisku O’Higgins”. Właśnie ta, zasłyszana wieki temu opinia na temat Chile pchnęła moje zainteresowania w kierunku owego chudego jak patyk kraju. Choć od tamtego czasu minęło już wiele lat, ciekawość pozostała, ale decyzja o wyjeździe zapadła dopiero niedawno. »

    Tagi: patronat medialny, ameryka południowa, chile, patagonia

  • Czas na debiut – Strefa Darien

    Czas na debiut – Strefa Darien

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 25.09.2014 10:24

    Liczba odwiedzin: 7368

    Książka Michała Zielińskiego to osobisty zapis wrażeń z wyprawy do jednego z najmniej uczęszczanych rejonów świata – południowoamerykańskiej selvy, czyli dżungli. »

    Tagi: patronat medialny

  • Kurs na Indonezję

    Kurs na Indonezję

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 19.09.2014 09:47

    Liczba odwiedzin: 9012

    Karolina i Bartek, para młodych inżynierów z Krakowa i autorów bloga Kurs na Wschód, wkrótce rusza w kolejną podróż. Tym razem zamierzają odwiedzić Indonezję, przyjmując za cel nie tylko relaks pod palmami, ale także zebranie sporej ilości materiału reporterskiego, który ma czytelnikom ich bloga pokazać azjatycki kraj od podszewki. Karolina i Bartek obierają kurs na Indonezję! »

    Tagi: patronat medialny, azja, indonezja

  • 8000 km Across Canada

    8000 km Across Canada

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 01.08.2014 16:09

    Liczba odwiedzin: 7886

    Czy można pokonać pieszo dystans 8000 km w ciągu 8 miesięcy, samotnie, bez większego wsparcia z zewnątrz, mierząc się z różnorodnymi warunkami klimatycznymi oraz terenowymi? Można, trzeba mieć tylko jasno określony cel. A taki z pewnością przyświeca Jakubowi Mudzie, który wraz z początkiem stycznia 2015 roku wybiera się w pieszą wyprawę 8000 km Across Canada, od wybrzeża Pacyfiku aż po Atlantyk. »

    Tagi: patronat medialny, ameryka północna, kanada

  • 850 km, by znaleźć dom

    850 km, by znaleźć dom

    Autor: Anna Kaca

    Data publikacji: 16.07.2014 11:07

    Liczba odwiedzin: 8269

    W tegoroczne wakacje razem z moim czworonogiem pokonam pieszo 800 km, promując adopcje psów aktywnych. Od Karkonoszy po Bieszczady będę prezentować ludziom dwa bardzo aktywne psy, które od wielu lat nie potrafią znaleźć domu. Pokaże również, że wakacje można spędzać ze swoim czworonogiem w fajny dla obu stron sposób. »

    Tagi: patronat medialny

  • Archeolodzy (znowu) w podróży – czyli autostop w Skandynawii tropami wikingów

    Archeolodzy (znowu) w podróży – czyli autostop w Skandynawii tropami wikingów

    Autor: Archeolodzy w podróży

    Data publikacji: 11.07.2014 12:45

    Liczba odwiedzin: 6629

    Minął ponad rok, odkąd grupa archeologów i jeden grafik zdecydowali się na podróż swojego życia, odwiesiła na jakiś czas pracę i studia i wyruszyła do Rosji. Teraz, projekt „Archeolodzy w Podróży” odżywa – w nieco zmienionym składzie (więcej info tutaj: http://archeolodzywpodrozy.blogspot.com/p/o-nas.html) ruszamy tym razem na północ! »

    Tagi: europa, norwegia, skandynawia, patronat medialny

  • Z uśmiechem na (Bliski) Wschód

    Z uśmiechem na (Bliski) Wschód

    Autor: Tomasz Korgol

    Data publikacji: 01.07.2014 11:07

    Liczba odwiedzin: 7310

    Celem mojej najbliższej wyprawy jest Nepal. Trasa wiedzie z Wrocławia przez Węgry, Bułgarię, Rumunię, Turcję, Gruzję, Armenię, Irak (Kurdystan), Iran, Pakistan, Indie, Nepal. Łącznie 15 tysięcy kilometrów, samotnie, autostopem. Wyprawa jest częścią projektu pod nazwą ,,Z uśmiechem na (Bliski) Wschód”. »

    Tagi: patronat medialny, azja, indie, nepal

  • Podróżować to żyć – podsumowanie I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika

    Podróżować to żyć – podsumowanie I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 30.05.2014 11:39

    Liczba odwiedzin: 5843

    W trakcie minionego I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej, któremu patronował między innymi portal Etraveler.pl, słuchacze mieli okazję nie tylko przenieść się w odległe i niezwykle różnorodne części świata, ale i dostali spory zastrzyk inspiracji, po którym na pewno niełatwo będzie wysiedzieć w domu. »

    Tagi: europa, polska, patronat medialny

  • Gobi Expedition 2014

    Gobi Expedition 2014

    Autor: Łukasz Kraka-Ćwikliński

    Data publikacji: 26.05.2014 16:34

    Liczba odwiedzin: 6531

    Wyprawa przez drugą co do wielkości pustynię na świecie zbliża się wielkimi krokami. Do jej rozpoczęcia zostały niespełna dwa miesiące, co sprawia, że jest to dobry moment, by przypomnieć zainteresowanym, na czym polega jej wyjątkowość. »

    Tagi: azja, mongolia, gobi, patronat medialny

  • Festiwal Podróżniczy u Przyrodników

    Festiwal Podróżniczy u Przyrodników

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 26.05.2014 15:10

    Liczba odwiedzin: 5182

    Już w najbliższy piątek (30.05.) rusza w Lublinie Festiwal Podróżniczy u Przyrodników. W programie znalazły się slajdowiska z całego świata: Kolumbia, Antarktyda, Portugalia, Niemcy, Słowenia, Chorwacja) oraz z Polski (Opolszczyzna i Białowieski Park Narodowy). Ideą Festiwalu jest ukazanie piękna i bogactwa przyrody w skrajnie różnych rejonach świata. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • Bałkany Trip 2014

    Bałkany Trip 2014

    Autor: BusTrip into the Wild

    Data publikacji: 12.05.2014 09:20

    Liczba odwiedzin: 37221

    Jak opisać w kilku słowach projekt BusTrip Into The Wild? 26-letni volkswagen T3, siedmioro podróżników i 12 krajów, które chcemy odwiedzić w trzy tygodnie, jak najmniejszym kosztem. »

    Tagi: patronat medialny, europa

  • I Festiwal Podróżniczy Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej

    I Festiwal Podróżniczy Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 28.04.2014 10:02

    Liczba odwiedzin: 83697

    Już 23 i 24 maja rusza w Środzie Wielkopolskiej pierwszy Festiwal Podróżniczy organizowany przez Klub Szalonego Podróżnika. Dwa dni festiwalowe będą składać się z prezentacji prelegentów o „Statuetkę Klubu Szalonego Podróżnika” za najlepszą prezentację podróżniczą, prezentacji filmów oraz relacji podróżniczych zaproszonych gości specjalnych. Poza tym na każdego z uczestników czekają liczne konkursy i atrakcje festiwalowe. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • 4 Żywioły – podróż autostopem dookoła Islandii

    4 Żywioły – podróż autostopem dookoła Islandii

    Autor: Joanna Maślankowska i Adam Wnuk

    Data publikacji: 15.04.2014 11:35

    Liczba odwiedzin: 6589

    1 miesiąc, 2 autostopowiczów i 4 żywioły do pokonania. Podczas miesięcznej wyprawy zasmakujemy dań gotowanych w rozgrzanej ziemi, wykąpiemy się w najwspanialszych wodospadach Europy, staniemy na skraju dwóch ogromnych płyt tektonicznych jednocześnie i (mam nadzieję) nie zostaniemy porwani razem z namiotem przez niezwykle silne wiatry. Wszystko to z dobytkiem na plecach i wyciągniętym w górę kciukiem. »

    Tagi: patronat medialny, europa, islandia

  • I Festiwal Podróżniczy w Środzie Wielkopolskiej

    I Festiwal Podróżniczy w Środzie Wielkopolskiej

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 21.03.2014 14:44

    Liczba odwiedzin: 123818

    24 maja 2014 r. w Ośrodku Kultury w Środzie Wielkopolskiej w ramach Średzkich Sejmików Kultury 2014 odbędzie się I Festiwal Podróżniczy zorganizowany przez poznański Klub Szalonego Podróżnika. W ramach Festiwalu przewidziane są przede wszystkim prelekcje podróżnicze, slajdowiska, dyskusje i spotkania z podróżnikami. Prelegenci przedstawią swoje dotychczasowe podróże po różnych regionach świata i opowiedzą związane z nimi historie, przygody i wrażenia. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • « Poprzednia
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • Następna »

Spotkania i imprezy podróżnicze