Dziś jest 31.01.2025
Imieniny obchodzą Ludwik, Marcelina, Cyrus, Euzebiusz
Autor: Maciej Kalarus
Data publikacji: 07.11.2012 13:14
Liczba odwiedzin: 8214
Tagi: azja, rosja część azjatycka, kazachstan, mongolia, japonia, relacje, ekstremalnie, podróżnicze hardkory, turystyka ekstremalna, ekstremalnie główna, ekstremalnie relacje z podróży
Kto nie maszeruje, ten ginie. Kto nie podróżuje, ten umarł. Karkołomna wyprawa na koniec wszystkiego. 34 tysiące kilometrów za kierownicą. Sto dni w podróży. Przez kraje, języki, narody. Przez kultury i religie. Przez rzeki, wzdłuż jezior – aż nad sam Pacyfik. Gdy w końcu stałem na japońskiej plaży, przed oczyma był tylko ocean, a za nim San Francisco.
Każda podróż ma w sobie coś z magii. Ocierasz się o historię świata i nigdy nie wiesz, co spotka cię za kolejnym górskim zakrętem. Ural i Ałtaj. Wielka Syberia, a poniżej Gobi. Brodzisz kołami w rzekach szukając przejazdu. Droga na azymut po stepach i bezdrożach, na których zatrzymał się czas. Tajga. Koreański półwysep i japońskie wyspy.
Fot. Maciej Kalarus
W podróż wyruszyłem na początku lipca, a wróciłem w połowie października. Wóz załadowany do granic możliwości: jedzenie i ubrania, sprzęt turystyczny, dziesiątki książek, przewodników i map. Zapasowe opony i dodatkowe anteny. Kanistry na ropę i wodę. Ogromne dachowe bagażniki. Dodatkowe oświetlenia. Najpierw Ukraina z Mołdawią i samozwańczą Republiką Naddniestrzańską. Potem Krym i statkiem na Kaukaz Północny: Dagestan, Osetia, Czeczenia, Inguszetia. Później Kazachstan, skrawek Rosji i pustynna Mongolia. I dalej na wschód: znów Rosja z Władywostokiem, statek do Korei i statek do Japonii – później powrót przez Morze Japońskie do Rosji. Droga wzdłuż Amuru, Bajkał i w końcu Moskwa. A stamtąd przez Ukrainę do domu. Spalone prawie trzy tony paliwa.
Dziś, gdy siedzę już w domowych pieleszach, przypominam to sobie bardzo wyraźnie. Ukraina. Lipiec w Odessie. Upał. Puszkin stoi koło schodów. Ktoś gra Czajkowskiego na trąbce. Czy można grać Czajkowskiego na trąbce? Kolejny dzień w podróży. Jutro krem na Krymie. Za oknem zostają dawne lata imperium. Więcej tu Rosjan niż kogokolwiek. Gdy jest coraz cieplej, chodzi się jak w deszczu. Rozlewiska Dniestru. Ujście Bugu. Raptem kilka dni w drodze, a człowiek zapomina, jak się nazywa. Pomarszczone przydrożne twarze. Na byle jakim targu byle jakie antyki. Głowy Lenina. Głowy Stalina. I wielkie pola słoneczników.
Za chwilę Rosja nie-Rosja: Kaukaz wita skwarem i deszczem. Jest zielony jak młoda papryka. I górzysty. Kolejne autonomiczne republiki. Miasta-stolice pełne trolejbusów. Potem Elbrus. Śnieżny: stopy marzną w trampkach. Dwa szczyty na szczycie. Krowy stoją na drogach tarasując przejazd. Liczą na podmuch wiatru od samochodu, który rozgoni siedzące na nich muchy i komary. Czym dalej w ląd od Krymu, tym więcej policji. Trochę transporterów, machających karabinów. Jakaś armata. Na niemal każdym większym skrzyżowaniu policja i wojsko: sprawdzanie dokumentów i pytania o wszystko. I miliony komarów. Miliony milionów. Ciepłe noce w namiocie. Łysy pies. Czadory.
Przez lata widziałem w drodze tysiące cmentarzy, ale taki jest tylko jeden. Kilkaset identycznych grobów. Jak setki schodów do nieba. Miasto Aniołów. Biesłan. Cmentarz jest pod lotniskiem. Brak słów. Babcia opowiada o wnuku, którego ciało znaleziono w rowie dopiero dwa dni po strzelaninie. Jego mała siostra uszła z życiem, ale postradała zmysły. Kaukaz nie jest prosty: im bliżej, tym więcej odkrywa tajemnic. Jak kurhan – otwierasz i nie wiesz, co znajdziesz. Grozny dziś zaczyna przypominać Las Vegas. A jutro? Wokół miasta lasy i zielone polany. Podróż wije się tysiącami zakrętów.
Dukam Rosję. Wyjazd z Kaukazu zamykają ogromne koszary rosyjskiej armii. Kałmucy: jedyny buddyjski naród w Europie. Czy Kaukaz jest w Europie? Schody równoleżników. Turkusowy kreml w Astrachaniu. Potem dawny Stalingrad nad Wołgą, dziś Wołgograd. Kurhan Mamaja z pomnikiem Matki Ojczyzny miał być większy niż nowojorska Statua Wolności. I jest. Saratow, Ufa. Przekraczam Ural. Według wielu tu kończy się Europa, a zaczyna Azja.
A potem brama do Kazachstanu. Astana wita aleją ku czci prezydenta: im większa dyktatura, tym większe aleje zwieńczone prezydenckim pałacem. A na opłotkach ludzie grzebią swoją biedę w błocie. Hotel wynajmuje pokoje na godziny. Blond recepcjonistka w czarnych kabaretkach oferuje masaż. Kolejne setki kilometrów mijają za oknami wozu. Podróż to detale: jeden zawodzi i leżysz. Gdzieś odpada tylna tablica rejestracyjna. Policjant tego nie zrozumie. Łamią się plastiki. Ta podróż zabija. Wieczorem zamykasz oczy i śpisz. Leje deszcz. Lejesz łzy za wszystkim, bo i tak nie możesz wrócić – chyba że na lawecie. Wczoraj Księżniczka Ałtajska i kurhany w Pazyryku, a dziś droga wije się jak upuszczona szpulka.
Potem Mongolia. Pasterze na koniach i motocyklach. Gery. Drogi, które są tylko na mapie. Albo drogi, których nie ma na mapie. Ponad tysiąc kilometrów po piachach i kamieniach Gobi. Ajmaki. Ułan Bator. To jak zapomniane miejsce na Ziemi. Kiedyś imperium – dziś Dżingis Han tylko na banknotach. Potańcówka w Tsaganuur. Mężczyźni podwijają koszulki odsłaniając brzuch. Kto ma większy może liczyć na względy kobiet. Wszyscy w słomkowych kapeluszach. Na ogromnym telebimie najnowsza Adele, ale z głośników Boney M. i Modern Talking. Zamawiam piwo Gold Gobi. Kelnerka nie chce zapłaty i uśmiecha się złotymi zębami. Obok ktoś wszczyna bójkę, potem drugą, trzecią. Małe brzuchy przeciw dużym brzuchom. Uciekam. Chcesz wiedzieć, jak było pięćset lat temu – jedź do Mongolii, szlakiem z zachodu na wschód.
Fot. Maciej Kalarus
Siedemnastotysięczny kilometr. Kolejne grody spadają z mapy, jak sierpniowe Leonidy z nieba. Struny południków. Miasto, które „włada wschodem”. Władywostok. Poniżej Korea, po prawej Chiny, a po lewej Japonia. Trzy Siostry. Na zachód Morze Chińskie, na wschód Morze Japońskie. Półtorej miesiąca w drodze. Za jakiś czas prom i dalej, dalej – nad Pacyfik, na kres. Podróż to zapominanie o tym, co było na rzecz tego, co jest i będzie. Garść wspomnień przywołuje kilka fotografii. To koniec mojej płyty tektonicznej. Jestem za daleko, by wrócić. Wszystkie progi zostały definitywnie i ostatecznie przekroczone. Są więc takie miejsca na ziemi, gdy przychodzi czas na końcowe rozdania. Wszystko, co masz, musisz położyć na stół. Tutaj nie ma uproś. Gdy spałem, ktoś odciął z dachu anteny. Albo ty, albo oni. Sztorm.
Korea. Deszcz leje niemiłosiernie. Monsun. Potem Seul. Metro. Na dziesięć osób dziewięć i pół coś robi na swoich iphonah i ipadach. Technologiczny szczyt. Tradycja kamienia łupanego spotkała się z technologią nie-wiem-ile-3G. Statek z Rosji jest granicą między dwiema cywilizacjami. Władywostok to Azja, ale tylko geograficznie. Koreańczycy są jak fale: gonią jedni drugich. Wspomnienia o braku dróg wyparte są kilkuszosowymi autostradami. Na rzece Han jest bodaj tyle mostów, co na całej Wiśle w Polsce. I zieleń. Skwery zapomnień. Zaczarowane zatoki tlenu. Kwiaty we włosach drzew. Malowane ręcznie wachlarze. Liście z drzew zaczynają ścielić dywany. Kilka dni oddechu. Piękny sierpniowy sen. W sercu Pacyfiku. Dżonki. Uśmiech i uprzejmość. W podróży natura jest twoim sprzymierzeńcem, a spotkany człowiek niewiadomą. Tutaj może być odwrotnie. Wilgotność wzmaga niecierpliwość. Azjatycka gościnność i skromność. Ulice nie są niewiadomymi. Po chwilach zagubienia wraca melodia spokoju. Droga niesie jak azjatyckie mgnienie przyszłości. Byle do przodu. I wracają wspomnienia z dzieciństwa o dalekich lądach, o krajach odległych i „dziwnych”. Trochę jak Marco Polo, a trochę jak Shogun. Kolumb myślał o tych wyspach na Pacyfiku – przeczuwał, że musi być coś dalej poza jego Indią. Czekam na statek do Japonii.
I dalej w świat. Prom tnie granatowe fale na japońskim morzu. Potem rzucone cumy stawiają moje nogi na ziemi kraju, od którego Słońce wschodzi na cały świat. Upał zalewa oczy. Miasta w słonecznych ulewach. Sauna. Biała flaga z czerwonym kołem jest jak spalone jajko na patelni, a Kiusiu droga jak najlepsze kurwy w odległym Szanghaju. Lewostronny ruch. Samochody przypominają kartonowe pudełka po butach – jakby wszystko było jakieś sztuczne, elektryczne. Sterylna czystość – jak w bloku operacyjnym.
Nie widzę żadnych zwierząt domowych. Ani śladu psów i kotów. Deska w toalecie sama się podnosi. Ale pokolenia dawnych szogunów wydają się być zmęczone. Rzadko widać młodą twarz. Kupuję kij, chyba do taekwondo. Na plaży zbieram kilka bambusów. Ludzie kłaniają się raz na sekundę, ale sprzedawcy często nie potrafią obsługiwać terminali do kart płatniczych w swoich sklepach. Sindbad Żeglarz chyba zapomniał już o tych wyspach. Potem deska sama opada.
Nagasaki zostało wybrane, bo w ostatniej chwili inne wytypowane do zagłady miasto spowiła zbawienna mgła. Dziś epicentrum wybuchu to skrawek góry z muzeum, galerią i sklepem z pamiątkami. Plus park. Trzeba kupić bilet. Potem kradnę kilka kamyków. Zrywam zielone liście dębu. Pytasz, jakie odnoszę wrażenie? Wydaje się, że potomkowie samurajów zapomnieli, kto wywołał wojnę i kto w niej po której stał stronie. Cmentarze ofiar zapomnienia. Kilka ulic niżej, na dachu wielkiego sklepu towarowego, ogromne Czarodziejskie Koło z widokowymi wagonikami – jakby TAM nad Sołą otworzyć nagie całoroczne plaże z kolorowym lunaparkiem. A może tak lepiej? Jak długo można nosić żałobę… Nie wiem… Łatwo się mówi z perspektywy młokosa.
Po kilku dniach docieram nad upragniony Pacyfik. Granatowy i tęgi. Z codziennym deszczem i małymi rybackimi szalupami. W zatoczkach rybacy cerują sieci, a wyrzucane przez fale małe skarby przypominają bardziej o egipskich piramidach niż o francuskich ślimakach. Białe łupiny. Białe kamienie dna. Biały węgiel. Topię stopy w piachu i zabieram wszystkie muszle. Patrzę w dal, w stronę USA. Mija dokładnie pięćdziesiąty dzień podróży. Półmetek. Japoński brzeg jest końcem i początkiem. Dalej w butach nie można.
Metafora: na samym końcu na księżyc Armstrong zszedł sam. Bez całego sprzętu, rakiet, statków itp. itd. – zrobił ten krok. Gdy Hilary doszedł na Mont Everest, wcześniej wszystko zastawił za sobą: obozy, jedzenie, liny i namioty, garnki i sterty skarpet. W takie miejsca zawsze dociera się samemu. Bez niczego. Podobnie jest i teraz. Kilka miesięcy przygotowań, sprzęt, trud pokonanej trasy, spalone paliwo, kupione bilety, zabite komary. Wszystkie dni i noce. Potargane mapy. Cały ten zgiełk i …wchodzisz na plażę bez niczego. Dotykasz wody, a ona za chwilę ucieka. I znów, i znów.
Wrzucam wsteczny i nawracam. To prawie połowa obwodu równika. Gdy wrócę, muszę wymienić paszport. Mam go dwa lata, ale już jest pełny. Najwięcej miejsca zajmują wklejane wizy. Potem pieczątki. To irytuje pograniczników, gdy nie mogą znaleźć tego, czego szukają. Kreślą po nim długopisem, dziurawią zszywkami. Przyklejają swoje znaczki i nalepki, jakbym miał im uciec albo zostać u nich na zawsze. Po co w ogóle są paszporty?
Teraz już tylko droga na zachód. ET go home. Gdy na stacji benzynowej proszę o kubek wrzątku do zalania kawy, dwoje sędziwych ludzi bez namysłu wsiada w traktor, jedzie kilka przecznic i przywozi gorącą wodę. Jestem potwornie zmęczony. Działam jak stara bateria, która co chwilę potrzebuje ładowania, a energii starcza potem raptem na krótką chwilę. Czasem prawie zasypiam na stojąco. Schudłem sześć kilo. Zjadłem wszystkie sezamki. Połamałem okulary. Ale bociany latają przecież dalej. Przez Morze Japońskie wracam do Busan.
Trzeci miesiąc w drodze. Za plecami wszystko ze snów. Nie wyglądała na kogoś szczególnego. Podeszła, gdy szukałem herbacianych ogrodów na południu Korei. Cała w bieli. Zapytała, czy wiem o huraganie, który idzie przez ocean i za kilka godzin uderzy w wybrzeże. Nie wiedziałem. Kazała nie spać w namiocie, poszukać kwatery i przeczekać noc. Potem odeszła gdzieś w zieleń herbacianych gajów, zapisując na skrawku papieru dwa koreańskie znaki. Więcej jej nie spotkałem.
Fotografowane wieczorem drzewa rano leżały powyrywane z korzeniami. Gdy ludzie wiązali do nich samochody, nie wiedziałem czy przywiązują auta do drzew, czy drzewa do aut. Bolaven przyszedł o zmierzchu z północnych Indochin. Wiało niemiłosiernie – jakbym spał przy wentylatorze. Sufit sypał się na głowę. Nazajutrz łodzie i jachty zalegały plaże. Wysokie cedry leżały na szosach jak porozrzucane wykałaczki na stole. Zalało drogi i porty. Deszcz lał i lał, a wiatr walił o wóz jak w buddyjski bęben. Objazdy. Osunięte asfalty. Na zalanej łące z wody wystają tylko poprzeczki bramek piłkarskich. Trudno było ustać na nogach. Wszystkie telewizje mówiły tylko o tym i pokazywały tragedie sprzed dziesięcioleci, jak inny huragan spustoszył i zrujnował półwysep. Gdybym jej nie posłuchał i został w namiocie, pasłbym dziś boże stada w krainie wiecznych łowów.
Muszle w kolorach skóry węża, w pręgi jak skorupy żółwi z Galapagos. Statek do Władywostoku kroi Pacyfik. Odprawy, frachty, celnicy. W kajucie Chopin. Na rufie wiatr podwiewa suknie starym Rosjankom. Za burtą przeszłość i jakieś puste butelki. Mijany wojenny okręt: kwartał w drodze – już się nie spotkamy. Cała naprzód! Podróż garncarza. Kolejny kilometr jest jak nowy garnek, a następnych sto jak nowy dzban. Każdy lepi jak może.
Im dalej od koreańskiego i japońskiego brzegu, tym bardziej zaczynam żyć przyszłością – teraz cała tajga. Jedzie człowiek przez ten świat. Toczy się kołem na zachód, do Calmaterry. Koniec trzeciego miesiąca. Pytasz, co czuję? Jesień czuję malowaną milionem barw. Czuję, że to wyprawa życia na kres wschodu. Przez tyle krain, przez nieogarnioną przyrodę – tak, jakbym czytał encyklopedię.
Pytasz, po co mi to? Żeby zrozumieć dlaczego, czemu i jak. Dotknąć i wiedzieć z patrzenia. Zobaczyć ludzi z opowieści i obrazów. Przekroczyć rzeki epopei. Być na morzach wojen. Czasem nie wystarcza opowieść – nigdy nie ciągnęło cię do Krainy Czarów?
Podróż to proza i poezja. Pierwszą jest droga do przebycia, gdy drugą stają się zajazdy do zapomnianych wiosek – są jak zaszyte skarby w kieszeni. Pytasz, co mi się najbardziej podoba? Chyba to, że sam mogę malować obrazy.
Na wskroś. Syberia. Czarna dziura. Powinna nazywać się Męka. Droga przez Mękę. Rozbijam namiot gdzieś w lesie, na polanie, w beztroskim zagajniku z brzóz, i nigdy nie wiem, czy przypadkiem w tym miejscu nie znajdują się jakieś masowe groby pomordowanych zesłańców. Sołżenicyn w „Archipelagu Gułag” szacuje ofiary na sześćdziesiąt milionów. Dziś Rosjanie twierdzą, że liczba ta jest „wysoko zawyżona” i co najwyżej można mówić o milionach pięćdziesięciu. Ale i tak powraca pytanie: kiedy i który naród wymordował tyle milionów swoich obywateli?
Klasyczna droga na zachód: rano ogromny cień twojego wozu jest ciągle przed tobą. Potężne traki wiozą bale drewna, stal i kruszywa. Potem, do końca dnia, słońce świeci prosto w oczy. Trzy tygodnie na zachód. Mały brunatny miś sturlał się po nasypie, pomerdał ogonem i zaraz potem uciekł z powrotem w tajgę. Na wagonach armaty. Tratatatata. Biblioteka w Ułan Ude nosi imię Kałasznikowa. Tratatatata. Amur, Irtysz, Jenisej, Ob, Wołga. Jadę przez te rzeki jak przez morza czerwone. Pod pachą Thubron i Dimbleby. Niewyobrażalne przestrzenie drzew: z oddali są jak ogromne dywany utkane boskimi palcami. Kobieciny na wsiach pilnują kurzu przy drewnianych skansenach. Trwoga. Żal. Przykro. Przepaść trzystu lat. Cywilizacja na świecie jest jedna i ma charakter linearny.
Powoli oswajam się z myślą powrotu. Czym bliżej domu, tym częściej oglądam się za siebie. Sterty notatek. Tysiące zdjęć. Zapisani ludzie. Pamiątki. Niezły kawał życia – mojego i ich. Rozmowy wyryte cyrklem południków. Zachwiane teorie, którym Biali hołdują na każdym kroku.
Pytasz, czy było warto? Z pewnością nie warto było nie jechać. Najgorsze są zmarnowane szanse. Pukasz i nigdy nie wiesz, kto otworzy. Ale jak nie zapukasz, to się nie dowiesz. Ostatnia prosta do siebie. Podróż kołem się toczy. 34 tysiące kilometrów. Stop. Sto dni w drodze. Stop. Z krawędzi mapy i świadomości. Był moment, gdy przed sobą miałem tylko Pacyfik, a potem plaże San Francisco. USA nie od Francji i Hiszpanii. Teraz, patrząc na mapę zawieszoną nad biurkiem, ściubiąc nos spod kołdry, widzę tę całą przestrzeń. Widzę czas.
Pytasz, co jeszcze pamiętam? Pamiętam Saszę, dowódcę rosyjskiego oddziału na granicy z Chinami. Dał mi grafikę. Cały dzień się nudził i czarnym długopisem wykreślił na tle skały schyloną kobietę w rzece. Albazino jest dziś ruiną starego fortu nad Amurem. By tam dojechać, trzeba ponad dwadzieścia kilometrów kamienistą drogą od Skoworodina przedzierać się przez zalesioną górę. Na samym końcu szarego duktu stoi wojsko, a całe zatrzymanie trwało kilka godzin. Sasza jest szefem granicznego garnizonu. I opowiadał: o sobie, o rodzinie, o szkołach, o Chińczykach, o karierach, o politykach.
To lubię najbardziej: wrócić pamięcią do jego gabinetu, do zakrytej firankami na ścianie mapy, do salutujących sołdatów – jakby ciągle byli na froncie. Mówił, że na ten odcinek nikt nie chce przychodzić, ale stąd najszybciej się awansuje. Kilka lat przy zakolu Amuru minie szybko. Jego gwardia stacjonuje w Dżalindzie. Kto nie maszeruje, ten ginie. Kto nie podróżuje, ten umarł. Dzwonił do swoich generałów telefonem na korbkę. Formalne zatrzymanie przerodziło się w przyjacielską pogawędkę o naszych historiach.
Pamiętam Annę z Moskwy. Śpiewa w chórze przy swojej cerkwi. Powiedziała, że mężczyźni w Rosji porzucają żony, a ją zostawił rok temu z trójką małych dzieci. Pytała, czy w Polsce też tak jest. Gdy chciałem iść zobaczyć Lenina w mauzoleum, powiedziała: po co tam idziesz, przecież tam nic nie ma. Pamiętam starowinę Franciszkę z Wierszyny. Spałem w jej chacie na podłodze, a ona opowiadała, jak Stalin przysłał żołnierzy: raz wywieźli do lasu kilkudziesięciu mężczyzn i kula w łeb. Za dwa lata znów przysłał żołnierzy i wszystkich mężczyzn wzięli na front. Pamiętam ludzi, których pytałem, jak wy tu żyjecie? Odpowiadali raz po raz: my prywykli, my prywykli. Pamiętam święto w Birobidżanie i Mongoła, który zawitał pewnego wieczora na koniu.
Skończyła się zaczarowana przygoda – choć one nigdy zaraz się nie kończą. Trwają na zdjęciach, zapisanych kartkach, przed oczyma. Wracasz, ale nie wracasz. Budzisz się rano i myślisz, że to nadal namiot. W głowie stukot kolei transsyberyjskiej, sztorm na Morzu Japońskim, tamten tajfun. Azymuty na Gobi. Stepy za Astaną. Karawanseraje pełne wielbłądów i tirów. Tirówki we Władywostoku. Igor, który w Moskwie opowiada: jakiś wielki rosyjski pisarz powiedział, że w Rosji nigdy nie dość dwóch rzeczy – płochych dróg i duraków. Gdzieś wisiały kajdany Dostojewskiego. Okopy między Koreami. Osetia z uśmiechniętą rodziną Georgija. Pytasz, gdzie teraz wyjeżdżam? Tajemnica.
Więcej informacji i zdjęć z wyprawy na stronie Macieja Kalarusa: www.kalarus.pl
Infolinia(22) 487 55 85
Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.04.2015 15:35
Liczba odwiedzin: 16974
Zapraszamy na relację Ani i Staśka Szloser ze zdobycia najwyższego szczytu Afryki oraz krótkiego pobytu w parkach narodowych i na Zanzibarze. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 27.04.2015 13:30
Liczba odwiedzin: 12188
Jeszcze pół wieku temu Nepal był zamknięty dla wszystkich zwiedzających. W ostatnich dekadach zamienił się w Mekkę dla ludzi kochających góry, przyrodę i egzotyczną, azjatycką kulturę. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 07.04.2015 08:39
Liczba odwiedzin: 187302
Australia oczarowuje! Ogromne przestrzenie, dzikie krajobrazy, przedziwne zwierzęta, które można spotkać tylko tam, ciekawa kultura, a do tego chyba najbardziej wyluzowani ludzie na świecie. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.03.2015 08:27
Liczba odwiedzin: 217716
Ośmioosobowa grupa studentów z Rzeszowa i okolic lubi udowadniać, że chcieć równa się móc. Wierni tej idei co roku wyruszają w podróż leciwym busem z 1988 r. Na koncie mają już cztery wyprawy, a teraz przygotowują się do następnej. Tym razem celem są Stany Zjednoczone, które zamierzają przejechać wzdłuż i wszerz w trakcie dwumiesięcznej eskapady. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, stany zjednoczone
Autor: Źródło: materiały promocyjne
Data publikacji: 25.03.2015 09:20
Liczba odwiedzin: 8633
Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza Równoleżnik Zero, który odbędzie się w dniach 9-11 kwietnia 2015 r. w Mediatece (Pl. Teatralny 5) i Bibliotece Turystycznej (ul.Szewska 78) to wydarzenie skierowane do osób pragnących poczuć klimat podróżowania oraz wspaniała okazja do spotkania z podróżnikami i autorami książek. Tegoroczna edycja będzie poświęcona krajom Ameryki Północnej i Środkowej. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 02.03.2015 10:11
Liczba odwiedzin: 7527
Pięcioletnia podróż Pawła Kilena w poszukiwaniu przygody i spełnienia marzeń. Z lekkim zarysem planu i z bardzo małym budżetem. Udowadnia wszystkim, a przede wszystkim sobie, że powiedzenie „Chcieć, to móc” nie jest fikcją. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.09.2014 12:38
Liczba odwiedzin: 43423
„Nigdzie indziej na świecie nie ma tylu Niemców, którzy mówią po hiszpańsku i czczą bohatera narodowego o nazwisku O’Higgins”. Właśnie ta, zasłyszana wieki temu opinia na temat Chile pchnęła moje zainteresowania w kierunku owego chudego jak patyk kraju. Choć od tamtego czasu minęło już wiele lat, ciekawość pozostała, ale decyzja o wyjeździe zapadła dopiero niedawno. »
Tagi: patronat medialny, ameryka południowa, chile, patagonia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 25.09.2014 10:24
Liczba odwiedzin: 9448
Książka Michała Zielińskiego to osobisty zapis wrażeń z wyprawy do jednego z najmniej uczęszczanych rejonów świata – południowoamerykańskiej selvy, czyli dżungli. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 19.09.2014 09:47
Liczba odwiedzin: 11814
Karolina i Bartek, para młodych inżynierów z Krakowa i autorów bloga Kurs na Wschód, wkrótce rusza w kolejną podróż. Tym razem zamierzają odwiedzić Indonezję, przyjmując za cel nie tylko relaks pod palmami, ale także zebranie sporej ilości materiału reporterskiego, który ma czytelnikom ich bloga pokazać azjatycki kraj od podszewki. Karolina i Bartek obierają kurs na Indonezję! »
Tagi: patronat medialny, azja, indonezja
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 01.08.2014 16:09
Liczba odwiedzin: 9102
Czy można pokonać pieszo dystans 8000 km w ciągu 8 miesięcy, samotnie, bez większego wsparcia z zewnątrz, mierząc się z różnorodnymi warunkami klimatycznymi oraz terenowymi? Można, trzeba mieć tylko jasno określony cel. A taki z pewnością przyświeca Jakubowi Mudzie, który wraz z początkiem stycznia 2015 roku wybiera się w pieszą wyprawę 8000 km Across Canada, od wybrzeża Pacyfiku aż po Atlantyk. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, kanada
Autor: Anna Kaca
Data publikacji: 16.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 11280
W tegoroczne wakacje razem z moim czworonogiem pokonam pieszo 800 km, promując adopcje psów aktywnych. Od Karkonoszy po Bieszczady będę prezentować ludziom dwa bardzo aktywne psy, które od wielu lat nie potrafią znaleźć domu. Pokaże również, że wakacje można spędzać ze swoim czworonogiem w fajny dla obu stron sposób. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Archeolodzy w podróży
Data publikacji: 11.07.2014 12:45
Liczba odwiedzin: 8582
Minął ponad rok, odkąd grupa archeologów i jeden grafik zdecydowali się na podróż swojego życia, odwiesiła na jakiś czas pracę i studia i wyruszyła do Rosji. Teraz, projekt „Archeolodzy w Podróży” odżywa – w nieco zmienionym składzie (więcej info tutaj: http://archeolodzywpodrozy.blogspot.com/p/o-nas.html) ruszamy tym razem na północ! »
Tagi: europa, norwegia, skandynawia, patronat medialny
Autor: Tomasz Korgol
Data publikacji: 01.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 10602
Celem mojej najbliższej wyprawy jest Nepal. Trasa wiedzie z Wrocławia przez Węgry, Bułgarię, Rumunię, Turcję, Gruzję, Armenię, Irak (Kurdystan), Iran, Pakistan, Indie, Nepal. Łącznie 15 tysięcy kilometrów, samotnie, autostopem. Wyprawa jest częścią projektu pod nazwą ,,Z uśmiechem na (Bliski) Wschód”. »
Tagi: patronat medialny, azja, indie, nepal
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.05.2014 11:39
Liczba odwiedzin: 7006
W trakcie minionego I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej, któremu patronował między innymi portal Etraveler.pl, słuchacze mieli okazję nie tylko przenieść się w odległe i niezwykle różnorodne części świata, ale i dostali spory zastrzyk inspiracji, po którym na pewno niełatwo będzie wysiedzieć w domu. »
Tagi: europa, polska, patronat medialny
Autor: Łukasz Kraka-Ćwikliński
Data publikacji: 26.05.2014 16:34
Liczba odwiedzin: 9118
Wyprawa przez drugą co do wielkości pustynię na świecie zbliża się wielkimi krokami. Do jej rozpoczęcia zostały niespełna dwa miesiące, co sprawia, że jest to dobry moment, by przypomnieć zainteresowanym, na czym polega jej wyjątkowość. »
Tagi: azja, mongolia, gobi, patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.05.2014 15:10
Liczba odwiedzin: 7136
Już w najbliższy piątek (30.05.) rusza w Lublinie Festiwal Podróżniczy u Przyrodników. W programie znalazły się slajdowiska z całego świata: Kolumbia, Antarktyda, Portugalia, Niemcy, Słowenia, Chorwacja) oraz z Polski (Opolszczyzna i Białowieski Park Narodowy). Ideą Festiwalu jest ukazanie piękna i bogactwa przyrody w skrajnie różnych rejonach świata. »
Autor: BusTrip into the Wild
Data publikacji: 12.05.2014 09:20
Liczba odwiedzin: 78140
Jak opisać w kilku słowach projekt BusTrip Into The Wild? 26-letni volkswagen T3, siedmioro podróżników i 12 krajów, które chcemy odwiedzić w trzy tygodnie, jak najmniejszym kosztem. »
Tagi: patronat medialny, europa
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 28.04.2014 10:02
Liczba odwiedzin: 189643
Już 23 i 24 maja rusza w Środzie Wielkopolskiej pierwszy Festiwal Podróżniczy organizowany przez Klub Szalonego Podróżnika. Dwa dni festiwalowe będą składać się z prezentacji prelegentów o „Statuetkę Klubu Szalonego Podróżnika” za najlepszą prezentację podróżniczą, prezentacji filmów oraz relacji podróżniczych zaproszonych gości specjalnych. Poza tym na każdego z uczestników czekają liczne konkursy i atrakcje festiwalowe. »
Autor: Joanna Maślankowska i Adam Wnuk
Data publikacji: 15.04.2014 11:35
Liczba odwiedzin: 8524
1 miesiąc, 2 autostopowiczów i 4 żywioły do pokonania. Podczas miesięcznej wyprawy zasmakujemy dań gotowanych w rozgrzanej ziemi, wykąpiemy się w najwspanialszych wodospadach Europy, staniemy na skraju dwóch ogromnych płyt tektonicznych jednocześnie i (mam nadzieję) nie zostaniemy porwani razem z namiotem przez niezwykle silne wiatry. Wszystko to z dobytkiem na plecach i wyciągniętym w górę kciukiem. »
Tagi: patronat medialny, europa, islandia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 21.03.2014 14:44
Liczba odwiedzin: 301103
24 maja 2014 r. w Ośrodku Kultury w Środzie Wielkopolskiej w ramach Średzkich Sejmików Kultury 2014 odbędzie się I Festiwal Podróżniczy zorganizowany przez poznański Klub Szalonego Podróżnika. W ramach Festiwalu przewidziane są przede wszystkim prelekcje podróżnicze, slajdowiska, dyskusje i spotkania z podróżnikami. Prelegenci przedstawią swoje dotychczasowe podróże po różnych regionach świata i opowiedzą związane z nimi historie, przygody i wrażenia. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 21.03.2014 14:44
Liczba odwiedzin: 301103
24 maja 2014 r. w Ośrodku Kultury w Środzie Wielkopolskiej w ramach Średzkich Sejmików Kultury 2014 odbędzie się I Festiwal Podróżniczy zorganizowany przez poznański Klub Szalonego Podróżnika. W ramach Festiwalu przewidziane są przede wszystkim prelekcje podróżnicze, slajdowiska, dyskusje i spotkania z podróżnikami. Prelegenci przedstawią swoje dotychczasowe podróże po różnych regionach świata i opowiedzą związane z nimi historie, przygody i wrażenia. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 18.03.2014 09:53
Liczba odwiedzin: 12685
Jeśli chcecie na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości i zagościć w zupełnie innej przestrzeni kulturowej, w gorącej, roztańczonej kubańskiej atmosferze, to macie ku temu świetną okazję – 7 kwietnia rusza we Wrocławiu pierwsza edycja Fiesta de Cuba – Festiwalu Kultury Kubańskiej. Święto Karaibów na Dolnym Śląsku potrwa do 13 kwietnia. »
Powered by Webspiro.