Dziś jest 26.12.2024
Imieniny obchodzą Szczepan, Dionizy, Wrociwoj
Autor: Joanna Lisowska
Data publikacji: 05.12.2011 13:01
Liczba odwiedzin: 7116
Tagi: ameryka południowa, chile, punta arenas, pucon, ushuaia, relacje, joanna lisowska
Trzy loty złożyły się na ponad dobową przeprawę do Ameryki Południowej. Podczas gdy Warszawa żegnała nas zaśnieżonymi widokami, to poza oblodzoną Aconcaguą, nad którą przelatywaliśmy, Chile powitało nas rozżarzonym od słońca dniem.
Trekking w masywie Torres del Paine. Fot. Joanna Lisowska
Santiago de Chile
Szybka wymiana dolarów amerykańskich na chilijskie pesos w lotniskowym kantorze i po chwili siedzieliśmy w kilkuosobowym busie „Transvip” poleconym przez koleżankę z Chile, a rozwożącym pasażerów pod wskazane adresy. Na początku trochę się obawialiśmy, a to głównie przez niepewność – nie wiedzieliśmy, czego można spodziewać się po nieznanych nam Latynosach, jakie są ich zwyczaje, czego się wystrzegać i czy poznana na stronie internetowej dziewczyna nie okaże się kimś zupełnie innym. Nie okazała się. Dwa dni spędziliśmy z jej matką, która potraktowała nas jak własne dzieci, pokazała stolicę, uprzedziła o zachowaniach Chilijczyków, dała cenne wskazówki, a przede wszystkich jako pierwsza uraczyła regionalnymi przysmakami.
Kolejnym miejscem, które zamierzaliśmy odwiedzić było Vina del Mar, położone niedaleko słynnego chilijskiego portu Valparaiso. Nadmorskie miasteczka pozwoliło oswoić się ze zmianą czasu, kontynentu i odpocząć od adrenaliny, która towarzyszyła nam od początku. Chile okazało się strzałem w dziesiątkę – to dobry kraj dla początkujących backpackerów, jest w wyborze najbardziej cywilizowanego latynoskiego kraju dla „początkujących”. Ludzie okazali się być otwarci, ciepli i pomocni na każdym kroku. A obawa przed komunikacją w obcym języku okazała się bezpodstawna. Nawet nie spostrzegliśmy się, kiedy całkiem naturalnie zaczęliśmy rozmawiać po hiszpańsku.
Pucon
Viña del Mar stanowiło spokojny przystanek adaptacyjny przed kolejnymi wakacjami, tym razem w Pucon – raju wypełnionym wszelkimi możliwymi atrakcjami. Miasteczko wśród gór, z majestatycznym wulkanem Villarica widocznym z każdego punktu okolicy, jeziorem i pięknymi widokami. Znajdowanie noclegów również okazało się być błahostką. W każdym miejscu, do którego docieraliśmy, pojawiały się osoby, które były tak samo zainteresowanie oferowaniem kwatery, jak i my ich poszukiwaniem. Zazwyczaj byli to właściciele bądź pracownicy jakichś niedrogich hosteli. Tu przyszło nam spędzić czas w klimatycznym westernowskim domku tętniącym życiem towarzyskim wszystkich stron świata. Gdy za dnia serwowaliśmy sobie pierwszorzędne emocje, wieczorami bawiliśmy się w z innymi podróżnikami przebywającymi w drodze od wielu miesięcy.
W Pucon trafiliśmy na biuro turystyczne prowadzone przez Chilijczyka z polskimi korzeniami, który w przystępnej cenie zaoferował nam zestaw atrakcji. I tak zjechaliśmy okolicę na rowerach wypożyczonych u Malinowskiego za pół darmo, wykupiliśmy sobie jednodniową wycieczkę na koniach, przemierzając górzyste tereny na przyjaznych zwierzakach dobranych – być może – nawet charakterologicznie do nas, zaznaliśmy podniebnej uczty na pokazowej kolacji zorganizowanej w słomianej chacie Indian Mapuche i weszliśmy o świcie na słynny aktywny wulkan. Przygodowy tydzień w Pucon uwieńczyła podróż na własną rękę do bajecznego parku Huerquehue, obfitującego w wiele niesamowitych lagun ukrytych w egzotycznej, dżunglowej roślinności. Do Chilijczyków przekonywaliśmy się na każdym kroku, a zadziwiającą otwartością i sympatią zaskoczyło nas starsze małżeństwo prowadzące swój interes pod postacią budki z łakociami nad jeziorem. Ze zwykłej ludzkiej serdeczności señor zaproponował wspólne spędzenie popołudnia w jego łódce na tamtejszym jeziorze.
Zbliżał się koniec marca, a to oznaczało konieczność zwiększenia tempa podróży ku południowemu krańcowi Chile. Chcąc odwiedzić Torres del Paine, musieliśmy się śpieszyć. Nadchodziła zima, bez której i tak na lodowcu panują chłodne temperatury. To mogłoby utrudnić dostanie się do celu. Nocnym autobusem dojechaliśmy do Puerto Montt, skąd chcieliśmy drogą morską dotrzeć do Punta Arenas a stamtąd do Puerto Natales – bazy wypadowej do Torres del Paine. Czas naglił, okres rejsowy właśnie się kończył, a ceny na statku przewyższały zakładany dzienny budżet.
Jadąc na koniec świata
Jedyną opcją w tym momencie była ponad trzydziestogodzinna podróż autobusem przez Argentynę do Punta Arenas. Chile to kraj znacznych odległości, a co za tym idzie, długich godzin spędzanych w autobusach, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. O dziwo, komunikacja przeszła nasze wszelkie oczekiwania – w wysokiej klasy piętrowych autobusach, w wygodnych, rozkładanych siedzeniach nawet na długich trasach podróżowała się miło i komfortowo. Załoga puszczała nam najnowsze oscarowe filmy w języku angielskim, wieczorami podając koce i regulując klimatyzację, gdy skwar za oknem był nie do zniesienia. W Puerto Montt skosztowaliśmy owoców morza, z których to miejsce słynęło. Dziwnymi smakami raczyliśmy się w porcie, gdzie z daleka dolatywał zapach morza i jego bogactw.
Rankiem wzięliśmy autobus w kierunku Patagonii. Ciągnąca się długim pasem pożółkłą i wysuszoną pampę, co jakiś czas urozmaicało pasące się stado alpak czy strusi nandu. Czuliśmy magię nazw „Cieśnina Magellana” czy „Przylądek Horn”. Zbliżaliśmy się na kraniec świata.
Tu ewidentnie wyczuwało się chłód. Każdy oczekiwał przyjścia zimy lada chwila. Czas naglił. Kolonialne Punta Arenas z urokliwym Plaza de Armas i pomnikiem Magellana po środku, wąskie uliczki przepełnione młodymi ludźmi, biura turystyczne oferujące wyprawy na Arktykę czy Wyspę Magdalenę „zaludnioną” przez małe nieporadne pingwiny, tworzyły przyjazny klimat. Miasto dogłębnie poznaliśmy na rowerach wypożyczonych w jednym z biur.
Po relaksującej wizycie w tajemniczym Parku Narodowym Magellana i zwiedzeniu ogromnego cmentarza z nietypowymi nagrobkami wbudowanymi w długie białe ściany postawione po jego bokach, trafiliśmy na okazję ostatniego w tym sezonie rejsu ekskluzywnym statkiem wokół Przylądka Horn. Ostatnia atrakcja zdecydowanie przekraczała nasz budżet, ale zaryzykowaliśmy. Nie byliśmy pewni, czy kiedyś jeszcze dane nam będzie zobaczyć lodowce na wyciągnięcie ręki, mimo że w planie mieliśmy Torres del Paine. Krzysztof nadal cierpiał z powodu kontuzji kostki i nie byliśmy pewni, jak zniesie długie trekkingi po „zimowym” parku.
Magiczny cmentarz w Punta Arenas. Fot. Joanna Lisowska
Po paru dniach zjawiliśmy się w tekturowym, niczym z pudełek od zapałek, miasteczku Puerto Natales. Stąd organizowane były wyprawy do oddalonego o 100 km Torres del Paine. Robiło się coraz chłodniej, co na własnej skórze odczuliśmy już pierwszej nocy w dogrzewanym tekturowym hostelu. Na miejscu wypożyczyliśmy sobie namiot i karimaty. Śpiwory mieliśmy swoje. Miła gospodyni „Nico’s” zarezerwowała nam bilety na poranny autobus do parku i zorganizowała spotkanie z przewodnikiem, który przedstawił nam kilka opcji jego zwiedzania w zależności od czasu, którym dysponowaliśmy, kondycji i chęci.
Torres del Paine
Przekraczaliśmy bramy zadżdżonego od deszczu Torres del Paine wczesnym rankiem. Autobusy zatrzymywały się tu na chwilę, by turyści mogli zakupić bilety wstępu. Jedni ruszali z tego punktu na różne szlaki, my podjeżdżaliśmy do Laguny Pehoe, skąd katamaranem mieliśmy się dostać do pola namiotowego, spędzić tam noc i dwa dni na trekkingu wśród lodowców. Każde miejsce przypominało, że zima jest tuż tuż. Prując przez mroźne wody jeziora, dostrzegaliśmy pierwsze majestatyczne widoki oblodzonych szczytów gór. Na miejscu, obok drogiego hotelu rozstawiliśmy namiot i ruszyliśmy w kierunku miradoru (widoku) na Glaciar Grey.
Torres del Paine słynie z trasy, która prowadzi do wielu ciekawych miejsc, zaś na końcu każdego szlaku zazwyczaj znajduje się camping. Traperzy spędzają tu zazwyczaj kilka dni obładowani niezbędnym bagażem, przemieszczając się od campingu do campingu. Na plecach noszą zwykle namiot, ciuchy, sproszkowane jedzenie i mały zestaw do kucharzenia. My nie mieliśmy czasu na dłuższy pobyt ze względu na rejs, na który zdecydowaliśmy się spontanicznie i który zaczynał się za trzy dni w Ushuaia – najbardziej wysuniętym na południe mieście świata, należącym do Argentyny. Dodatkowo sprawdzaliśmy, czy Lisu z niewyleczoną kontuzją da radę na piechotę pokonać tak długi odcinek. Trasa wiodąca dnem wąwozu obfitowała w soczyste kolory roślinności. W górach jak to w górach – pogoda zmieniała się co chwilę, a w Torres del Paine dodatkowo trzeba było przygotować się na różne anomalie. Szliśmy w strugach deszczu, nie widząc nawet własnych butów.
Co jakiś czas ku naszym oczom wyłaniały się nowe, niesamowite pejzaże: a to brązowe owalne wzgórza, a to groźne szarawe ostrza zaśnieżonych szczytów gór z drugiej strony. Uwieńczeniem szlaku były seledynowo-niebieskie odłamki lodowców pływające w tutejszych wodach i potężny lodowiec Glaciar Grey. Tego obserwowaliśmy, czując ukłucia spadającego na twarz gradu. Wróciliśmy na camping po pięciu godzinach wypruci fizycznie. Noga Krzyśka zdała egzamin, więc mogliśmy planować kolejne, większe wyczyny. Ogromny wysiłek i ogólne wymarznięcie potęgowało apetyt i zadowolenie ze sztucznego posiłku, który zaserwowaliśmy sobie ze sproszkowanych zupek. Mimo targającego wiatrem namiotu i okrycia na cebulę, przetrwaliśmy noc i rano obudziliśmy się wyspani i zadowoleni.
Następny dzień to „środek” słynnego W. Niestety kondycja mojego męża opadła i w spokoju po trzech godzinach kolejnych górskich wrażeń, tym razem z płatkami śniegu za pan brat, wrócił do namiotu na odpoczynek, a ja udałam się do kolejnych „miradorów” trasy. Pejzaże na dziewiczym szlaku, nieuczęszczanym przez turystów zmieniały się jak w kalejdoskopie. Drewniane kładki zarzucone wśród pożółkłych traw, tajemniczy ciemny las, mosty nad rwącą i spienioną rzeką rozbijającą się o ogromne kamienie. Piękna ściana góry pokrytej skrzącym się na niebiesko lodem była moim ostatnim przystankiem przed powrotem do campingu, na którym czekał na mnie mąż. Po południu opuszczaliśmy park.
Z Puerto Natales dostaliśmy się do Punta Arenas, a stamtąd kontynuowaliśmy długą przeprawę do Ushuaia. Ze spokojnymi widokami na Ziemię Ognistą dotarliśmy do ekskluzywnego i drogiego argentyńskiego kurortu wśród gór. Nie zdążyliśmy wyjąć przewodników w poszukiwaniu noclegu, gdy zaraz posypały się oferty hosteli. Wzięliśmy pierwszy lepszy za rozsądną cenę – i tak mieliśmy się tu tylko przespać. O ile po drodze nie poznaliśmy ani jednego podróżującego Polaka, tak w młodzieżowym „Patagonia” spotkaliśmy aż dwie pary, które parę miesięcy wcześniej równie przypadkowo poznały się w Ekwadorze. Wymieniając się podróżniczymi spostrzeżeniami, z radością rozmawialiśmy w ojczystym języku. Sympatyczny wieczór spędziliśmy, racząc się wytrawnym czerwonym winem „Gato Negro” i nakręcając się coraz bardziej na Boliwię, o której usłyszeliśmy od nowych znajomych. W planie pojawiła się słynna Pustynia Solna w południowej części tego kraju.
Rankiem zdaliśmy bagaże na statek w agencji turystycznej firmy Australis i w oczekiwaniu na popołudniowy rejs, zwiedzaliśmy miasteczko. Każda witryna sklepowa przypominała, że znaleźliśmy się na krańcu świata, a sklepy pamiątkowe obładowane były posążkami pingwinów, wielorybów czy fok. Późnym popołudniem ruszyliśmy, żeby przeżyć najbardziej ekskluzywne trzy dni w trakcie całej wyprawy. Kajuta, w której przyszło nam mieszkać, przypominała salon naszego mieszkania, zaś posiłki obfitowały w najdziwniejsze, a zarazem najpyszniejsze smakołyki kuchni chilijsko-argentyńskiej podawane niczym w hotelu pięciogwiazdkowym. Australis powitał nas kolorowym szampanem wśród dźwięków tanga i show tanecznego.
Następnego dnia o świcie dotarliśmy do Przylądka Horn, gdzie podejmowaliśmy próbę zejścia na brzeg. Złe warunki pogodowe, z których niestety to miejsce słynęło, utrudniły stanięcie na faktycznie ostatnim skrawku ziemi na południa świata. Dla mnie była to okazja, żeby dogłębnie zapoznać się z muszlą klozetową naszej luksusowej łazienki. Na szczęście później już tak nie bujało i choroba morska ustąpiła na dobre. Kolejnym punktem programu było popołudniowe zejście na ląd połączone z delikatnym trekkingiem po jednej z wysepek Cieśniny Magellana – Wuluaia. Organizatorzy dbali nie tylko o nasze samopoczucie estetyczne – widoki były naprawdę spektakularne, ale również smakowe. Po niezbyt męczącym szlaku zaserwowano nam do wyboru – gorącą czekoladę lub zimną whisky na rozgrzewkę. W międzyczasie każdą wolną chwilę można było spędzać w barze z darmowymi drinkami czy w dostępnej całą dobę kafejce z słodkościami, pyszną kawą i herbatą. A gdy tego było mało, goście mogli pogłębiać swoją wiedzę o regionie słuchając wykładów o Magellanie, pingwinach, uczestniczyć w degustacji chilijskiego wina czy umilać czas grą w bingo.
Kolejnego dnia przyszło nam przedzierać się wąskimi zatokami wśród jaskrawo-niebieskich lodowców. Podpływaliśmy motorówkami w mniej dostępne szczeliny, obserwując śnieżne kolosy, które wydawały się być jak na wyciągnięcie dłoni. Huk odłamków spadających wewnątrz lodowca wywoływał ciarki na plecach, a szybujące nad głowami dzikie ptactwo stwarzało wrażenie, jakbyśmy uczestniczyli w planie filmowym jakiejś przygodowej produkcji. Rejs zakończył się w Punta Arenas, skąd jechaliśmy na nowo częścią argentyńską ku północy Ameryki Południowej.
KOMU W DROGĘ, TEMU PORADNIK!
Najlepszym sposobem na zaoszczędzenie na jedzeniu, poza samodzielnym gotowaniem, jest menu al dia – z góry ustalone menu dnia, złożone z aperitifu (często do wyboru z dwóch: alkoholowy lub napój gazowany), przystawki lub zupy, drugiego dania i często deseru. Z napojów warto skosztować: pisco sour – napój alkoholowy uznany za przysmak narodowy, (jak się później jednak okazało, alkohol został wymyślony i stworzony w Peru); wyjątkowo dobre i niedrogie czerwone wino Gato Negro oraz występujący jedynie w Chile szczep Carmenere (również czerwone wina wytrawne); owocowe nektary o przedziwnych smakach (brzoskwiniowy, mango, jagodowy itp.).
13.03.15, 22:33
Komentarz usunięty
07.12.11, 11:28
Komentarz usunięty
Infolinia(22) 487 55 85
Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.04.2015 15:35
Liczba odwiedzin: 16597
Zapraszamy na relację Ani i Staśka Szloser ze zdobycia najwyższego szczytu Afryki oraz krótkiego pobytu w parkach narodowych i na Zanzibarze. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 27.04.2015 13:30
Liczba odwiedzin: 11875
Jeszcze pół wieku temu Nepal był zamknięty dla wszystkich zwiedzających. W ostatnich dekadach zamienił się w Mekkę dla ludzi kochających góry, przyrodę i egzotyczną, azjatycką kulturę. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 07.04.2015 08:39
Liczba odwiedzin: 177143
Australia oczarowuje! Ogromne przestrzenie, dzikie krajobrazy, przedziwne zwierzęta, które można spotkać tylko tam, ciekawa kultura, a do tego chyba najbardziej wyluzowani ludzie na świecie. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.03.2015 08:27
Liczba odwiedzin: 206795
Ośmioosobowa grupa studentów z Rzeszowa i okolic lubi udowadniać, że chcieć równa się móc. Wierni tej idei co roku wyruszają w podróż leciwym busem z 1988 r. Na koncie mają już cztery wyprawy, a teraz przygotowują się do następnej. Tym razem celem są Stany Zjednoczone, które zamierzają przejechać wzdłuż i wszerz w trakcie dwumiesięcznej eskapady. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, stany zjednoczone
Autor: Źródło: materiały promocyjne
Data publikacji: 25.03.2015 09:20
Liczba odwiedzin: 8265
Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza Równoleżnik Zero, który odbędzie się w dniach 9-11 kwietnia 2015 r. w Mediatece (Pl. Teatralny 5) i Bibliotece Turystycznej (ul.Szewska 78) to wydarzenie skierowane do osób pragnących poczuć klimat podróżowania oraz wspaniała okazja do spotkania z podróżnikami i autorami książek. Tegoroczna edycja będzie poświęcona krajom Ameryki Północnej i Środkowej. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 02.03.2015 10:11
Liczba odwiedzin: 7227
Pięcioletnia podróż Pawła Kilena w poszukiwaniu przygody i spełnienia marzeń. Z lekkim zarysem planu i z bardzo małym budżetem. Udowadnia wszystkim, a przede wszystkim sobie, że powiedzenie „Chcieć, to móc” nie jest fikcją. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.09.2014 12:38
Liczba odwiedzin: 42176
„Nigdzie indziej na świecie nie ma tylu Niemców, którzy mówią po hiszpańsku i czczą bohatera narodowego o nazwisku O’Higgins”. Właśnie ta, zasłyszana wieki temu opinia na temat Chile pchnęła moje zainteresowania w kierunku owego chudego jak patyk kraju. Choć od tamtego czasu minęło już wiele lat, ciekawość pozostała, ale decyzja o wyjeździe zapadła dopiero niedawno. »
Tagi: patronat medialny, ameryka południowa, chile, patagonia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 25.09.2014 10:24
Liczba odwiedzin: 9159
Książka Michała Zielińskiego to osobisty zapis wrażeń z wyprawy do jednego z najmniej uczęszczanych rejonów świata – południowoamerykańskiej selvy, czyli dżungli. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 19.09.2014 09:47
Liczba odwiedzin: 11518
Karolina i Bartek, para młodych inżynierów z Krakowa i autorów bloga Kurs na Wschód, wkrótce rusza w kolejną podróż. Tym razem zamierzają odwiedzić Indonezję, przyjmując za cel nie tylko relaks pod palmami, ale także zebranie sporej ilości materiału reporterskiego, który ma czytelnikom ich bloga pokazać azjatycki kraj od podszewki. Karolina i Bartek obierają kurs na Indonezję! »
Tagi: patronat medialny, azja, indonezja
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 01.08.2014 16:09
Liczba odwiedzin: 8908
Czy można pokonać pieszo dystans 8000 km w ciągu 8 miesięcy, samotnie, bez większego wsparcia z zewnątrz, mierząc się z różnorodnymi warunkami klimatycznymi oraz terenowymi? Można, trzeba mieć tylko jasno określony cel. A taki z pewnością przyświeca Jakubowi Mudzie, który wraz z początkiem stycznia 2015 roku wybiera się w pieszą wyprawę 8000 km Across Canada, od wybrzeża Pacyfiku aż po Atlantyk. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, kanada
Autor: Anna Kaca
Data publikacji: 16.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 10807
W tegoroczne wakacje razem z moim czworonogiem pokonam pieszo 800 km, promując adopcje psów aktywnych. Od Karkonoszy po Bieszczady będę prezentować ludziom dwa bardzo aktywne psy, które od wielu lat nie potrafią znaleźć domu. Pokaże również, że wakacje można spędzać ze swoim czworonogiem w fajny dla obu stron sposób. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Archeolodzy w podróży
Data publikacji: 11.07.2014 12:45
Liczba odwiedzin: 8326
Minął ponad rok, odkąd grupa archeologów i jeden grafik zdecydowali się na podróż swojego życia, odwiesiła na jakiś czas pracę i studia i wyruszyła do Rosji. Teraz, projekt „Archeolodzy w Podróży” odżywa – w nieco zmienionym składzie (więcej info tutaj: http://archeolodzywpodrozy.blogspot.com/p/o-nas.html) ruszamy tym razem na północ! »
Tagi: europa, norwegia, skandynawia, patronat medialny
Autor: Tomasz Korgol
Data publikacji: 01.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 10256
Celem mojej najbliższej wyprawy jest Nepal. Trasa wiedzie z Wrocławia przez Węgry, Bułgarię, Rumunię, Turcję, Gruzję, Armenię, Irak (Kurdystan), Iran, Pakistan, Indie, Nepal. Łącznie 15 tysięcy kilometrów, samotnie, autostopem. Wyprawa jest częścią projektu pod nazwą ,,Z uśmiechem na (Bliski) Wschód”. »
Tagi: patronat medialny, azja, indie, nepal
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.05.2014 11:39
Liczba odwiedzin: 6757
W trakcie minionego I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej, któremu patronował między innymi portal Etraveler.pl, słuchacze mieli okazję nie tylko przenieść się w odległe i niezwykle różnorodne części świata, ale i dostali spory zastrzyk inspiracji, po którym na pewno niełatwo będzie wysiedzieć w domu. »
Tagi: europa, polska, patronat medialny
Autor: Łukasz Kraka-Ćwikliński
Data publikacji: 26.05.2014 16:34
Liczba odwiedzin: 8787
Wyprawa przez drugą co do wielkości pustynię na świecie zbliża się wielkimi krokami. Do jej rozpoczęcia zostały niespełna dwa miesiące, co sprawia, że jest to dobry moment, by przypomnieć zainteresowanym, na czym polega jej wyjątkowość. »
Tagi: azja, mongolia, gobi, patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.05.2014 15:10
Liczba odwiedzin: 6825
Już w najbliższy piątek (30.05.) rusza w Lublinie Festiwal Podróżniczy u Przyrodników. W programie znalazły się slajdowiska z całego świata: Kolumbia, Antarktyda, Portugalia, Niemcy, Słowenia, Chorwacja) oraz z Polski (Opolszczyzna i Białowieski Park Narodowy). Ideą Festiwalu jest ukazanie piękna i bogactwa przyrody w skrajnie różnych rejonach świata. »
Autor: BusTrip into the Wild
Data publikacji: 12.05.2014 09:20
Liczba odwiedzin: 70714
Jak opisać w kilku słowach projekt BusTrip Into The Wild? 26-letni volkswagen T3, siedmioro podróżników i 12 krajów, które chcemy odwiedzić w trzy tygodnie, jak najmniejszym kosztem. »
Tagi: patronat medialny, europa
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 28.04.2014 10:02
Liczba odwiedzin: 180996
Już 23 i 24 maja rusza w Środzie Wielkopolskiej pierwszy Festiwal Podróżniczy organizowany przez Klub Szalonego Podróżnika. Dwa dni festiwalowe będą składać się z prezentacji prelegentów o „Statuetkę Klubu Szalonego Podróżnika” za najlepszą prezentację podróżniczą, prezentacji filmów oraz relacji podróżniczych zaproszonych gości specjalnych. Poza tym na każdego z uczestników czekają liczne konkursy i atrakcje festiwalowe. »
Autor: Joanna Maślankowska i Adam Wnuk
Data publikacji: 15.04.2014 11:35
Liczba odwiedzin: 8272
1 miesiąc, 2 autostopowiczów i 4 żywioły do pokonania. Podczas miesięcznej wyprawy zasmakujemy dań gotowanych w rozgrzanej ziemi, wykąpiemy się w najwspanialszych wodospadach Europy, staniemy na skraju dwóch ogromnych płyt tektonicznych jednocześnie i (mam nadzieję) nie zostaniemy porwani razem z namiotem przez niezwykle silne wiatry. Wszystko to z dobytkiem na plecach i wyciągniętym w górę kciukiem. »
Tagi: patronat medialny, europa, islandia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 21.03.2014 14:44
Liczba odwiedzin: 287983
24 maja 2014 r. w Ośrodku Kultury w Środzie Wielkopolskiej w ramach Średzkich Sejmików Kultury 2014 odbędzie się I Festiwal Podróżniczy zorganizowany przez poznański Klub Szalonego Podróżnika. W ramach Festiwalu przewidziane są przede wszystkim prelekcje podróżnicze, slajdowiska, dyskusje i spotkania z podróżnikami. Prelegenci przedstawią swoje dotychczasowe podróże po różnych regionach świata i opowiedzą związane z nimi historie, przygody i wrażenia. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.04.2015 15:35
Liczba odwiedzin: 16597
Zapraszamy na relację Ani i Staśka Szloser ze zdobycia najwyższego szczytu Afryki oraz krótkiego pobytu w parkach narodowych i na Zanzibarze. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 27.04.2015 13:30
Liczba odwiedzin: 11875
Jeszcze pół wieku temu Nepal był zamknięty dla wszystkich zwiedzających. W ostatnich dekadach zamienił się w Mekkę dla ludzi kochających góry, przyrodę i egzotyczną, azjatycką kulturę. »
Powered by Webspiro.