Ze stopami w wodzie

Woda pokrywa około 70% powierzchni kuli ziemskiej.
Nasz organizm składa się w 65% z wody, więc po kilku dniach bez przyjmowania płynów kończymy zwykle niemiło wyglądającym zgonem.

Nasza czaszka przechowuje 1,3kg mózgu z czego 1kg stanowi woda, a 30dkg to szkielet błon komórkowych, który sprawia że nie słyszymy chlupotania podczas machania głową.
Antropolodzy doceniając znaczenie wody, stworzyli hipotezę mówiącą, że człowiek wyewoluował z małpy wodnej, czego wynikiem jest brak owłosienia, błony między palcami i nadmierna gadatliwość.

Woda jest początkiem, przyczyną i podstawą życia na Ziemi.

Chile posiada tej wody równocześnie za dużo i zbyt mało. Ma najdłuższą linię brzegową w Ameryce Południowej (6500 km) oraz znajduje się w tu najsuchsze miejsce na Ziemi (Pustynia Atacama), gdzie deszcz pada tylko kilka razy na stulecie.
Zacznijmy jednak od miejsca gdzie jest jej najwięcej.

Tierra del Fuego

Setki mniejszych i większych wysp podzielonych terytorialnie między Argentynę i Chile.

Granica między krajami przebiega dosyć sztucznie, będąc zapewne dowodem sporów terytorialnych i kreskówkowym wyścigiem strusi w zajmowaniu tej niegościnnej i wietrznej krainy. Tymczasem od setek tysięcy lat należy ona do lwów morskich, pingwinów i kormoranów, które mało patriotycznie zmieniają obywatelstwo w zależności od ilości dostępnych ławic ryb.

Na zdjęciu, lwy morskie (uchatki) na wakacjach all inclusive. Łapią opaleniznę, plotkują, czekają na podanie obiadu.

Kormorany wykupiły gorsze warunki wakacyjne - toaleta i miejsce spotkań w jednym. Z jedzeniem także gorzej, bo zjada tylko to co za bardzo wypłynie na powierzchnię, na dodatek za każdym razem musi nurkować, a przy tym słońcu i wietrze suszenie nie należy do przyjemności. Inna sprawa, że dla nich wycieczka na pobliskie Cabo de Hornos (Przylądek Horn) nie stanowi wielkiej wyprawy.