Dziś jest 27.04.2024

Imieniny obchodzą Teofil, Zyta, Żywisław, Anastazy

Portal podróżniczy etraveler.pl

gwarancja udanych wakacji
Accredited Agent

Ameryki dwie – Argentyna

Autor: Joanna Lisowska

Data publikacji: 05.12.2011 14:24

Liczba odwiedzin: 36846

Tagi: ameryka południowa, argentyna, buenos aires, salta, relacje, joanna lisowska

Kilkunastogodzinna podróż w kierunku Buenos Aires zmusiła nas do zatrzymania się w połowie drogi na odpoczynek. Od tej jazdy w trzęsącym się autobusie trochę kręciło nam się w głowie, więc z każdą mijającą chwilą coraz bardziej marzyliśmy o stałym lądzie, a ja dodatkowo o cieple. W nadmorskim Puerto Madryn zastała nas burza piaskowa, co oznaczało piasek dosłownie wszędzie... Miejsce słynęło z wypraw morskich połączonych z obserwacją wielorybów. W tym okresie jednak odpływały one w inne rejony świata. Następną dobę znowu spędziliśmy w autobusie. Kolejnym przystankiem była stolica Argentyny.

Tango – taniec zmysłów
Fot. Joanna Lisowska

Tu planowaliśmy zabawić dłużej, pożyć rytmem słynnego na całym świecie miasta, którego klimat jest porównywalny do niejednego urokliwego kurortu europejskiego i poznać jego najważniejsze aspekty.

Boskie Buenos

Od poznanych w Ushuaia Polaków dostaliśmy namiary na tanie noclegi w samym centrum Buenos. W tętniącej życiem kamienicy spędziliśmy parę dni, by odpocząć od tempa, jakie sobie w tej podróży narzuciliśmy. Nie udało nam się zrealizować tego planu, a to za sprawą możliwości, które dawało miasto, a z których trudno było nam zrezygnować.

Podziwialiśmy nowoczesne centrum z modernistycznym budownictwem z elementami architektury z poprzednich epok, odwiedziliśmy stare San Telmo słynące z sobotnich jarmarków staroci i darmowych ulicznych pokazów tanga, zahaczyliśmy o dzielnicę La Boca będącą kolebką argentyńskiej piłki nożnej, Caminito – kolorową dzielnicę tanga oraz snobistyczne Palermo obfitujące w drogie butiki, ekskluzywne restauracje i bohemę artystyczną. Przejechaliśmy się najstarszym na świecie drewnianym metrem, gdzie o mały włos, a skradziono by mi mój cenny aparat fotograficzny.

Poruszaliśmy się autobusami, w których bilety kupuje się jedynie za monety, a te z kolei są towarem deficytowym w mieście. Zasmakowaliśmy w przepysznych argentyńskich lodach, które mogą konkurować chyba tylko z włoskimi. Jedyne, na co zabrakło nam czasu to: obiad ze słynnym stekiem w tle (ale robiliśmy sobie go codziennie sami w hostelowej kuchni), mecz piłki nożnej (również z braku pieniędzy), lekcje tanga (na które trzeba było poświęcić co najmniej tydzień) i nie zabawiliśmy się w tutejszej dyskotece (mimo że próby wyjścia wieczornego podejmowaliśmy). Nocne życie Buenos miało swój start około godziny drugiej w nocy, a koniec właściwie nie miał swoich ram czasowych.

Salta

Po kolejnych niekończących się godzinach spędzonych w autobusie dotarliśmy do Salty – miasteczka na północy Argentyny i stolicy regionu o tej samej nazwie. Pokonywanie kilkusetkilometrowych przestrzeni Chile i Argentyny sprawiło, że musieliśmy skrócić czas, jaki wcześniej poświęciliśmy na obydwa kraje. W Salcie chcieliśmy spokojnie przemyśleć dalszy plan podróży. Miejsce okazało się na tyle przyjazne, że bardzo szybko zadomowiliśmy się w nim i po paru dniach ciężko nam było je opuszczać. W ciągu dnia jeździliśmy po okolicy na rowerze, który gratisowo pożyczyła nam właścicielka hotelu, a popołudniami serwowaliśmy sobie nowe atrakcje.

Show miejskiego kółka tanecznego
Show miejskiego kółka tanecznego. Fot. Joanna Lisowska

Saltę przyszło nam zobaczyć z lotu ptaka, gdy pieszo weszliśmy na jej znany wierzchołek. Na górę prowadziły schody ze stacjami drogi krzyżowej przy każdym wzniesieniu. Wśród wielu straganów, urokliwego sztucznego stawu i budek z regionalnym jedzeniem usytuowanych tuż przy stacji kolejki górskiej, delektowaliśmy się nowościami kulinarnymi – lomito de pollo (kanapką z kotletem z piersi kurczaka), milanesa (wersją z kotletem schabowym) czy chimichurri (smażonymi na głębokim tłuszczu kiełbaskami). W hot-dogu zamiast prażonej cebulki zaserwowano nam dodatek pod postacią cebulowych cienkich chipsów.

W miasteczku aż roiło się od pięknych, różnorodnych kościołów. Nie przypuszczałam, że tego typu budowle tak przykują moją uwagę. W najpiękniejszej świątyni uczestniczyliśmy w mszy, gdyż w Salcie zastała nas Wielkanoc. Na każdym kroku natykaliśmy się na mniejsze czy większe placyki wypielęgnowane artystyczną ręką jakiegoś zdolnego ogrodnika, tętniące życiem wśród kolorowych straganów. Byliśmy też świadkami barwnych występów miejskiego zespołu tanecznego otoczonego całym wianuszkiem sprzedawców oferujących a to watę na patyku, a to kolorową oranżadę w plastikowych woreczkach. Nocą Salta rozbrzmiewała rozmaitą muzyką graną na żywo przy słynnej ulicy Balcere.

KOMU W DROGĘ, TEMU PORADNIK!

  • Codzienny budżet: 70 USD na parę (podobnie cenowo do Chile; to równie drogi kraj Ameryki Południowej); standard noclegu – hostel, pokój w miarę możliwości o podwyższonym standardzie i dwuosobowy z ogólnodostępną kuchnią. Buenos Aires – bardzo europejska stolica. W przypadku stolicy Argentyny namiary na tani hostel otrzymaliśmy od poznanych w drodze Polaków. Informacje o pozostałych noclegach czerpaliśmy z przewodnika lub od „naganiaczy”, którzy pracują dla hosteli. Przypominam – Latynosi uwielbiają się targować, więc warto to wykorzystać. Wyjątkowo polecam: w Buenos Aires – hostel La Pola w samym centrum (za 25 zł od osoby w dwuosobowym pokoju!).

  • Wizy: Polacy mogą podróżować do Argentyny bez wiz.

  • Warto spróbować: Empanadas – nadziewanych mięsem pierożków, smażonych na głębokim tłuszczu, lomo de pollo/carne – steku z kurczaka/mięsa z grilla, milanesa – steku w formie kotleta schabowego, często podawanego w kanapce z różnymi dodatkami (np. gotowanym na twardo jajkiem), chimichurri – kiełbasek, helados – wyśmienitych lodów porównywalnych z włoskimi. Z napojów warto skosztować wina, zwłaszcza z rejonów Mendozy.

  • Komunikacja – z naszego doświadczenia gorsza od chilijskiej, choć oferta była zbliżona. Znam jednak osoby, które wymieniały autobusy argentyńskie jako najlepsze w Ameryce Południowej. Warto solidnie zaopatrzyć się w prowiant (długie odcinki, a przystanków niewiele) oraz dodatkowy koc czy śpiwór (klimatyzacja działa na okrągło, nawet gdy wszyscy marzną, a do kokpitu kierowców nie ma się dostępu). Może tak być, ale nie musi. Trzeba się nastroić na żebrzące osoby i widoki bezdomnych, którzy na siłę będą nam wyjmować bagaże z luku i wyciągać ręce po pieniądze. Lepiej coś dać. W Buenos Aires ze stacji autobusowej polecam wziąć taksówkę zwaną remise. To bezpieczna forma transportu, którą należy opłacić wcześniej w widocznym przy stacji kiosku.

  • Ludzie są w moim odczuciu mniej otwarci i mniej wylewni od Chilijczyków. Prawie każda spotkany po drodze podróżnik uczulał nas, byśmy podróżując autobusami zachowali wyjątkową czujność w drodze do Buenos i z Buenos. Wielu turystów zostało okradzionych. W Buenos warto mieć również przy sobie dużo monet, bo tylko nimi można płacić za transport miejski, a miasto cierpi na ich deficyt.

  • Telekomunikacja bardzo tania, głównie w stolicy. My kupowaliśmy w kioskach karty telefoniczne, co było najtańszym rozwiązaniem. Wszechobecne locutorio mieściło mnóstwo stanowisk telefonicznych i internetowych.

  • Ułatwieniem życia backpackera są dostępne na każdym kroku pralnie – lavanderia. Wyjątkowo tanie.

  • Jeśli w Polsce lekarz zaleci przyjmowanie leków malarycznych na terenie Argentyny, poważnie bym to rozważyła, a na miejscu zapytała tubylców, czy to koniecznie. Na północy kraju, w rejonach słynnego wodospadu – być może tak. Przyjmowanie antymalaryków w innych rejonach kraju, wzięłabym już mocno pod rozwagę.

  • Warto: spróbować swoich sił na kursie tanga, pójść na mecz piłki nożnej w dzielnicy Buenos – La Boca (raczej drogi wyskok), zobaczyć argentyńskie odpowiedniki miast, które my odwiedziliśmy w Chile: Bariloche (miasteczko wśród gór), El Calafate i Park Narodowy Lodowców, San Salvador de Jujuy (widokami zbliżony do mniej cywilizowanej Uyuni po stronie Boliwii – równie surrealistyczny), Mendoza – dla miłośników wina. Innych nie polecam, bo nie byłam i nie słyszałam. Poza słynnym wodospadem Iguazú, który na pewno warto odwiedzić.

  • « Poprzednia
  • 1
  • 2
  • Następna »

Komentarze (2)

  • 13.03.15, 22:27

    Komentarz usunięty

  • monika_drazewska@...

    monika_drazewska@...

    15.02.14, 21:28

    Przyjemny artykuł... Mogę dodać,że da się przeżyć za 40, a nawet 30 USD za dzień na parę (jeśli gotuje się samemu). Jeśli chodzi o komunikację to autobusy są dobrej klasy. Można trafić na dość słabe bez dodatkowych wygód lub totalnie wspaniałe z wygodnymi siedzeniami, posiłkami także w wersji wegetariańskiej, kocykiem i poduszką, a nawet darmowe wino (polecam firmy 'via Bariloche' i 'Andesmar')! Warto prosić o zniżki dla studentów, jeśli na takich się wygląda. Z napojów dodałabym obłędne Liquados, czyli mix wody/mleka, lodu i owoców. Spędziłam dwa miesiące w Argentynie pod koniec 2013, na całej jej rozległości i leki malaryczne nie były potrzebne. Nawet w okolicach Iguazu. Wodospady Iguazu to istne szaleństwo wody, tęczy, dżungli i piękna! Polecam!

    Zgłoś


Zamknij

Twój komentarz

Infolinia(22) 487 55 85

Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19

Wyszukiwarka lotów

Osoby podróżujące

Osoby podróżujące