Dziś jest 05.02.2025
Imieniny obchodzą Agata, Adelajda, Justynian, Albin
Autor: Joanna Lisowska
Data publikacji: 05.12.2011 14:24
Liczba odwiedzin: 114705
Tagi: ameryka południowa, argentyna, buenos aires, salta, relacje, joanna lisowska
Kilkunastogodzinna podróż w kierunku Buenos Aires zmusiła nas do zatrzymania się w połowie drogi na odpoczynek. Od tej jazdy w trzęsącym się autobusie trochę kręciło nam się w głowie, więc z każdą mijającą chwilą coraz bardziej marzyliśmy o stałym lądzie, a ja dodatkowo o cieple. W nadmorskim Puerto Madryn zastała nas burza piaskowa, co oznaczało piasek dosłownie wszędzie... Miejsce słynęło z wypraw morskich połączonych z obserwacją wielorybów. W tym okresie jednak odpływały one w inne rejony świata. Następną dobę znowu spędziliśmy w autobusie. Kolejnym przystankiem była stolica Argentyny.
Fot. Joanna Lisowska
Tu planowaliśmy zabawić dłużej, pożyć rytmem słynnego na całym świecie miasta, którego klimat jest porównywalny do niejednego urokliwego kurortu europejskiego i poznać jego najważniejsze aspekty.
Boskie Buenos
Od poznanych w Ushuaia Polaków dostaliśmy namiary na tanie noclegi w samym centrum Buenos. W tętniącej życiem kamienicy spędziliśmy parę dni, by odpocząć od tempa, jakie sobie w tej podróży narzuciliśmy. Nie udało nam się zrealizować tego planu, a to za sprawą możliwości, które dawało miasto, a z których trudno było nam zrezygnować.
Podziwialiśmy nowoczesne centrum z modernistycznym budownictwem z elementami architektury z poprzednich epok, odwiedziliśmy stare San Telmo słynące z sobotnich jarmarków staroci i darmowych ulicznych pokazów tanga, zahaczyliśmy o dzielnicę La Boca będącą kolebką argentyńskiej piłki nożnej, Caminito – kolorową dzielnicę tanga oraz snobistyczne Palermo obfitujące w drogie butiki, ekskluzywne restauracje i bohemę artystyczną. Przejechaliśmy się najstarszym na świecie drewnianym metrem, gdzie o mały włos, a skradziono by mi mój cenny aparat fotograficzny.
Poruszaliśmy się autobusami, w których bilety kupuje się jedynie za monety, a te z kolei są towarem deficytowym w mieście. Zasmakowaliśmy w przepysznych argentyńskich lodach, które mogą konkurować chyba tylko z włoskimi. Jedyne, na co zabrakło nam czasu to: obiad ze słynnym stekiem w tle (ale robiliśmy sobie go codziennie sami w hostelowej kuchni), mecz piłki nożnej (również z braku pieniędzy), lekcje tanga (na które trzeba było poświęcić co najmniej tydzień) i nie zabawiliśmy się w tutejszej dyskotece (mimo że próby wyjścia wieczornego podejmowaliśmy). Nocne życie Buenos miało swój start około godziny drugiej w nocy, a koniec właściwie nie miał swoich ram czasowych.
Salta
Po kolejnych niekończących się godzinach spędzonych w autobusie dotarliśmy do Salty – miasteczka na północy Argentyny i stolicy regionu o tej samej nazwie. Pokonywanie kilkusetkilometrowych przestrzeni Chile i Argentyny sprawiło, że musieliśmy skrócić czas, jaki wcześniej poświęciliśmy na obydwa kraje. W Salcie chcieliśmy spokojnie przemyśleć dalszy plan podróży. Miejsce okazało się na tyle przyjazne, że bardzo szybko zadomowiliśmy się w nim i po paru dniach ciężko nam było je opuszczać. W ciągu dnia jeździliśmy po okolicy na rowerze, który gratisowo pożyczyła nam właścicielka hotelu, a popołudniami serwowaliśmy sobie nowe atrakcje.
Show miejskiego kółka tanecznego. Fot. Joanna Lisowska
Saltę przyszło nam zobaczyć z lotu ptaka, gdy pieszo weszliśmy na jej znany wierzchołek. Na górę prowadziły schody ze stacjami drogi krzyżowej przy każdym wzniesieniu. Wśród wielu straganów, urokliwego sztucznego stawu i budek z regionalnym jedzeniem usytuowanych tuż przy stacji kolejki górskiej, delektowaliśmy się nowościami kulinarnymi – lomito de pollo (kanapką z kotletem z piersi kurczaka), milanesa (wersją z kotletem schabowym) czy chimichurri (smażonymi na głębokim tłuszczu kiełbaskami). W hot-dogu zamiast prażonej cebulki zaserwowano nam dodatek pod postacią cebulowych cienkich chipsów.
W miasteczku aż roiło się od pięknych, różnorodnych kościołów. Nie przypuszczałam, że tego typu budowle tak przykują moją uwagę. W najpiękniejszej świątyni uczestniczyliśmy w mszy, gdyż w Salcie zastała nas Wielkanoc. Na każdym kroku natykaliśmy się na mniejsze czy większe placyki wypielęgnowane artystyczną ręką jakiegoś zdolnego ogrodnika, tętniące życiem wśród kolorowych straganów. Byliśmy też świadkami barwnych występów miejskiego zespołu tanecznego otoczonego całym wianuszkiem sprzedawców oferujących a to watę na patyku, a to kolorową oranżadę w plastikowych woreczkach. Nocą Salta rozbrzmiewała rozmaitą muzyką graną na żywo przy słynnej ulicy Balcere.
KOMU W DROGĘ, TEMU PORADNIK!
13.03.15, 22:27
Komentarz usunięty
15.02.14, 21:28
Przyjemny artykuł... Mogę dodać,że da się przeżyć za 40, a nawet 30 USD za dzień na parę (jeśli gotuje się samemu). Jeśli chodzi o komunikację to autobusy są dobrej klasy. Można trafić na dość słabe bez dodatkowych wygód lub totalnie wspaniałe z wygodnymi siedzeniami, posiłkami także w wersji wegetariańskiej, kocykiem i poduszką, a nawet darmowe wino (polecam firmy 'via Bariloche' i 'Andesmar')! Warto prosić o zniżki dla studentów, jeśli na takich się wygląda. Z napojów dodałabym obłędne Liquados, czyli mix wody/mleka, lodu i owoców. Spędziłam dwa miesiące w Argentynie pod koniec 2013, na całej jej rozległości i leki malaryczne nie były potrzebne. Nawet w okolicach Iguazu. Wodospady Iguazu to istne szaleństwo wody, tęczy, dżungli i piękna! Polecam!
Infolinia(22) 487 55 85
Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19
Powered by Webspiro.