Dziś jest 24.12.2024
Imieniny obchodzą Adam, Ewa, Zenobiusz, Adamina
Autor: Ola Smętek
Data publikacji: 02.07.2014 13:32
Liczba odwiedzin: 30760
Tagi: australia i oceania, vanuatu, melanezja, port villa, relacje, ola smętek
Pewnego dnia Vathsan zapytał się mnie: „Olu, czy weźmiesz ze mną ślub na Vanuatu?”
W jednym zdaniu udało mu się przemycić dwa pytania. Tak jakby już znał odpowiedź na pierwsze i chciał się jeszcze tylko upewnić, że pobierzemy się w wyspiarskim stylu. Zaręczyny odbyły się z rocznym wyprzedzeniem, dając tym samym naszym gościom szansę na zgromadzenie odpowiedniej puli urlopu i pieniędzy.
Idealny kompromis
Ja jestem z Polski, Vathsan jest z Indii. Poznaliśmy się w Chinach a od ponad dwóch lat mieszkamy w Nowej Zelandii. Istniejące między nami różnice kulturowe są wręcz przeogromne, a z naszych obserwacji wynika, że najlepiej dogadujemy się na gruncie niczyim, w krajach gdzie żadne z nas nie jest u siebie. Dlatego wizja ślubu na Oceanie Spokojnym brzmiała wręcz idealnie.
Wybraliśmy Vanuatu. Mieszkając obecnie w Kiwilandzie założyliśmy sobie, że będziemy stopniowo eksplorować sąsiednie wyspy. Ten region jest jednym z najbardziej oddalonych od Polski miejsc na świecie. Jadąc dalej, jest się już tylko bliżej. Poprzednio byliśmy na Tonga i poczuliśmy klimat Polinezji. W tym roku postawiliśmy na Melanezję. Na państwo leżące ok. 800 km na północny zachód od Fidżi i na północny wschód od Nowej Kaledonii. Na republikę, w skład której wchodzą 83 wyspy, lecz my ze względów organizacyjnych musieliśmy się ograniczyć głównie do Efate, miejsca gdzie znajduje się stolica, Port Vila.
Ślub w resorcie
Odpalamy komputer, wchodzimy w wyszukiwarkę, rzucamy hasła w stylu „organizowanie ślubu na Pacyfiku” i co widzimy? Że to wszystko odbywa się w resorcie! Jeszcze do niedawna wzdrygaliśmy się z Vathsanem na dźwięk tego słowa. Nigdy też nie wydaliśmy złamanego grosza na ten rodzaj luksusowego noclegu. Nie stwierdzam, że nigdy nas w resorcie nie było. Owszem, zdarzało nam się zakradać na tamtejsze hamaki bądź huśtawki... Iść plażą na daleki spacer zakładając, że pod koniec dojdziemy do jakiegoś resortowego baru na piwo... W Indonezji w trakcie Ramadanu jechać specjalnie do resortowej restauracji na obiad... Ale żeby tak wyprawiać tam własny ślub?
Troszeczkę przerażeni doszliśmy do wniosku, że chyba i tak nie mamy zbyt dużego pola do manewru. Żadne z nas przecież nie było z Vanuatu, nasze rodziny nie zamieszkiwały okolicznych wiosek, ani nawet nie mieliśmyna Vanuatu żadnych przyjaciół, którzy mogliby
nam pomóc ślub zorganizować.
Wróciliśmy więc przed komputery i przystąpiliśmy do bardziej gruntownego researchu. Jak się potem okazało, pomysł na ślub na wyspach nie był aż tak oryginalny, jakby się mogło wydawać. Dla młodych par z Australii bądź Nowej Zelandii było to proste i stosunkowo tanie rozwiązanie, porównywalne wręcz do zaślubin w Las Vegas. Większość hoteli oferowała ceremonię „tylko dla pary młodej”, w skład której wchodził wynajem świadków a także wesele – romantyczna kolacja dla dwojga. Była też oczywiście możliwość wyprawienia imprezy dla sporo większej liczby gości. Młodzi mogli dokładnie wybrać, jakie sobie życzą menu na ten wieczór i w jaki sposób chcieliby, żeby wszystko zostało udekorowane.
Skompletowanie dokumentów też nie jest zbyt uciążliwe. By się pobrać na Vanuatu, wystarczy w 3 tygodnie przed planowaną datą ślubu przesłać mailem skany: paszportu, aktu urodzenia oraz aktu zgonu bądź dokumenty rozwodowe, jeśli wcześniej byłeś w związku małżeńskim. Trzeba też wypełnić jeden druczek, który nie jest zbyt szczegółowy, właściwie w druczku dla świadków pada o dziwo więcej pytań niż w tym dla nowożeńców.
Przejrzeliśmy dokładnie stronkę http://weddings-vanuatu.comhttp://weddings-vanuatu.com i porównaliśmy zawarte na niej informacje z opiniami na portalu Tripadvisor. Powtarzały się wiecznie te same 2-3 nazwy resortów. Owszem, zdjęcia ze ślubów mieli przepiękne. Mieli też sporo doświadczenia w tym temacie. Śluby odbywały się tam wiele razy w tygodniu, czasem nawet parę ceremonii równolegle, jedna na plaży, druga na molo a
trzecia w kaplicy. Inne hotele miały już zdjęcia o wiele mniej porywające. Tak czy siak, niezależnie od ilości hotelowych gwiazdek praktycznie wszędzie podstawowe wedding packages wyglądały podobnie. Cena tych najtańszych wahała się między 1000 a 1500 AUD.
Tara Beach
Vanuatu jest specyficzne. Nie dość, że wszystkie plaże są tam prywatne, to jeszcze właścicielami większości turystycznych biznesów są obcokrajowcy, którzy jedynie zatrudniają lokalną ludność.
Jakimś cudem natrafiliśmy na Tara Beach Resort. Tarę cechowały niskie ceny, przyjazna obsługa i przede wszystkim to, że całkowicie należała do Ni-Vanuatu rodziny. Zarówno właściciel, jak i reszta pracowników pochodziła z leżącej nieopodal 6-tysięcznej wioski Mele, największej i najbogatszej wsi w całym Vanuatu.
Strona internetowa Tary była bardzo skromna. Nie zawierała żadnych zdjęć ze ślubów, jedynie informację, że są one możliwe do zorganizowania. Ten brak fotografii okazał się być jednak zaletą. Skoro ich tam nie było, nie mogliśmy na ich podstawie sobie wizualizować własnej ceremonii, w związku z czym byliśmy narażeni na mniejsze rozczarowanie w dniu samego wydarzenia.
Hotelowy manager, 25-letni Eric, ochoczo odpowiadał nam na wszystkie maile, udzielał informacji i wczytywał się w nasze sugestie. Ściągnęliśmy więc z internetu te zdjęcia, które nam się najbardziej podobały i podesłaliśmy je Ericowi, żeby go odpowiednio na naszą wizję ukierunkować. Następnie postanowiliśmy tylko z grubsza napisać, że lubimy kwiaty, muzykę i że chcielibyśmy, by Panna Młoda zgodnie z lokalną tradycją przypłynęła do pana młodego kanoe z outrrigerem (kajak z pływakiem na wysięgniku). Skoro to Eric był z Vanuatu a nie my, na pewno wiedział od nas o wiele więcej o melanezyjskim ślubie. Daliśmy mu więc wolną rękę w temacie dalszej organizacji.
Wyspiarska sukienka
Pozostawała jeszcze tylko do rozpatrzenia kwestia ślubnego ubioru. Ni-Vanuatu do XIX wieku nosili bardzo niewiele, goli od pasa w górę zakrywali się od pasa w dół jedynie za pomocą trawiastych spódniczek (nie tylko kobiety) bądź liścia zawiązanego wokół penisa. Następnie przyjechali prezbiteriańscy misjonarze i narzucili własny pruderyjny styl. Nalegali na to, by kobiety były bardziej okryte. Wprowadzili jeden rodzaj sukienki zwanej mother hubbard, którą przynajmniej w granicach stolicy, pod presją kościoła zaczęły nosić wszystkie kobiety. A skoro kościół na Vanuatu odgrywał taką ważną rolę to śluby, tak jak w Polsce, zawierano w białej sukni i garniturze.
My jednak kuszeni wizją spódniczek i kokosowego stanika chcieliśmy się przebrać w tradycyjne stroje, które nadal występowały na zewnętrznych wyspach, gdzie nikt się misjonarzami nie przejął. Eric o dziwo nie podzielał naszego entuzjazmu. Uważał, że skoro nam tak bardzo zależy na wyspiarskim wyglądzie, powinnam się przebrać w mother hubbard a Vathsan w pasującą do niej kwiecistą koszulę uszytą z tego samego materiału. Jako że w moim odczuciu zaprojektowana przez prezbiterianów sukienka jest, co tu dużo kryć, podobna do kolorowego worka ziemniaków, uznałam że jednak ubierzemy się na biało.
Chcesz się dowiedzieć więcej o wyspiarskiej sukience? Obejrzyj ten
filmik:
W dniu ślubu
Rano spadł deszcz. Oczywiście byliśmy już na Vanuatu 6 dni i ani razu nie padało. Tego dnia natomiast najpierw się chmurzyło, a potem lało, chyba tylko po to, by wystawić moje nerwy na próbę, bo przecież żadne z nas nie wpadło na to, aby w razie deszczu zaaranżować awaryjne zadaszenie.
Do godziny 15-tej już się rozpogodziło, a plaża została całkowicie udekorowana, między innymi liśćmi palmowymi, hibiskusem i frangipani. Nasz celebrant się chyba trochę spóźnił, ale dokładnie ile, tego sama nie wiem bo nie miałam przy sobie zegarka. Natomiast wiem, że przyjechał w tenisówkach, bo to akurat zauważyli wszyscy.
Pan Młody, nasi świadkowie i goście poszli więc na plażę. Ja wsiadłam w kanoe. Fajnie byłoby móc napisać „i przypłynęłam do Pana Młodego”, w rzeczywistości jednak zostałam na tym kajaku do niego zaciągnięta. Morze tego dnia nie było jakieś specjalnie wzburzone, lecz nikt nie chciał ryzykować wywrotki, zwłaszcza gdy na dnie zamiast aksamitnego piaseczku czaiły się nieprzyjazne korale.
Eskorta ubranych w spódnice wojowników odprowadziła mnie do ołtarza. Celebrant przywitał nas wszystkich i zaczął odprawiać ceremonię. W chwili składania przysięgi zdałam sobie sprawę z trudności językowych. Celebrant, owszem, mówił po angielsku, ale z dość mocnym lokalnym akcentem. Najpierw mówił on, potem Vathsan a na koniec przyszła moja kolej. Liczyłam na to, że po drodze usłyszę co mówi mój przyszły mąż i po nim poprawnie powtórzę słowa przysięgi. Vathsan jednak ewidentnie miał te same trudności co ja. Momentami nie powtarzał słów a jedynie dźwięki. W ten oto sposób przysięgliśmy sobie, że będziemy ze sobą „for good and for hell”, które to „hell”, już po ślubie rozszyfrowałam, że było „health”.
Na koniec, w nagrodę niemalże, został nam wręczony akt ślubu. Nad wyraz udekorowany, wypisany odręcznie, przypominał dyplom kolonijny.
Po tym jak ogłoszono nas mężem i żoną, tradycyjni wojownicy przystąpili do grania na instrumentach. Nastąpiły tańce i śpiewy. Wszyscy też wypiliśmy toast z kokosa. Następnie udaliśmy się na wesele – melanezyjską ucztę. Jako że było nas w sumie tylko 10 osób, zmieściliśmy się wszyscy na jednym pickupie.
Drobne niedociągnięcia
Oczywiście nasze załatwianie formalności nie obyło się bez drobnych pomyłek. Jak już wspominałam powyżej, druczek, który wypełnia się przy okazji składania reszty dokumentów zawiera podejrzanie mało pytań.
Nikt się tam w tym druczku nie pyta, jak Panna Młoda chce się nazywać po ślubie. Pełne imię i nazwisko Vathsana brzmi: Srivathsan Srikantan Lakshminarayanan. W tym dwuczłonowym nazwisku znajduje się tyle liter, że przeciętny druczek przy nim wymięka. I tak zwykłe kupno biletów lotniczych bądź wizyta w banku, na pozór nieskomplikowana, potrafi się mocno skomplikować, bo system nie potrafi tych wszystkich liter nazwiska pomieścić. Nazwisko Vathsana na Vanuatu nie przeszkadzało nikomu. Bez problemu zmieściło się w tamtejszych rejestrach urzędu stanu cywilnego i domyślnie zostało mi ono nadane. Dopiero w parę dni przed ślubem coś mnie tknęło i postanowiłam się o tę kwestię dopytać. Wyjaśniłam jak faktycznie chciałabym się nazywać i Eric musiał następnego dnia pędzić na spotkanie z urzędnikiem i tę sprawę prostować.
Nowa Zelandia bez mrugnięcia okiem uznaje akt małżeństwa nawet z Vanuatu. Polska owszem uznaje, ale dopiero za okazaniem pasującego do niego apostille
Ja na szczęście o tym wiedziałam, dlatego od samego początku zaznaczałam, że po ślubie czekają nas jeszcze kolejne formalności. Apostille otrzymałam w przeddzień wyjazdu. Uradowana spojrzałam, czy wszystko się zgadza. Zgadza! Dopiero przy którymś z kolei czytaniu zobaczyłam, że moje imię zostało wpisane tam gdzie nazwisko, a nazwisko tam gdzie imię. Wygląda to tak, jakby Vathsan się ożenił ze Smętkiem. Na pozór błahostka, ale czasem wystarczy, by rozpętać urzędniczą burzę w szklance wody. Póki mieszkamy w Auckland cieszymy się, że nikt naszego ślubu nie kwestionuje. Natomiast polskiego Urzędu Stanu Cywilnego za bardzo się boimy, by już dziś przesyłać nasze dokumenty do najbliższego konsulatu. W najgorszym wypadku przyjdzie nam się żenić jeszcze raz, ale nasz ślub na tyle nam się podobał, że jak zajdzie taka potrzeba, to chętnie go powtórzymy na kolejnej z wielu wysp południowego Pacyfiku.
A oto 5 minutowy film z naszego ślubu!
Infolinia(22) 487 55 85
Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.04.2015 15:35
Liczba odwiedzin: 16578
Zapraszamy na relację Ani i Staśka Szloser ze zdobycia najwyższego szczytu Afryki oraz krótkiego pobytu w parkach narodowych i na Zanzibarze. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 27.04.2015 13:30
Liczba odwiedzin: 11863
Jeszcze pół wieku temu Nepal był zamknięty dla wszystkich zwiedzających. W ostatnich dekadach zamienił się w Mekkę dla ludzi kochających góry, przyrodę i egzotyczną, azjatycką kulturę. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 07.04.2015 08:39
Liczba odwiedzin: 176536
Australia oczarowuje! Ogromne przestrzenie, dzikie krajobrazy, przedziwne zwierzęta, które można spotkać tylko tam, ciekawa kultura, a do tego chyba najbardziej wyluzowani ludzie na świecie. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.03.2015 08:27
Liczba odwiedzin: 206197
Ośmioosobowa grupa studentów z Rzeszowa i okolic lubi udowadniać, że chcieć równa się móc. Wierni tej idei co roku wyruszają w podróż leciwym busem z 1988 r. Na koncie mają już cztery wyprawy, a teraz przygotowują się do następnej. Tym razem celem są Stany Zjednoczone, które zamierzają przejechać wzdłuż i wszerz w trakcie dwumiesięcznej eskapady. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, stany zjednoczone
Autor: Źródło: materiały promocyjne
Data publikacji: 25.03.2015 09:20
Liczba odwiedzin: 8257
Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza Równoleżnik Zero, który odbędzie się w dniach 9-11 kwietnia 2015 r. w Mediatece (Pl. Teatralny 5) i Bibliotece Turystycznej (ul.Szewska 78) to wydarzenie skierowane do osób pragnących poczuć klimat podróżowania oraz wspaniała okazja do spotkania z podróżnikami i autorami książek. Tegoroczna edycja będzie poświęcona krajom Ameryki Północnej i Środkowej. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 02.03.2015 10:11
Liczba odwiedzin: 7219
Pięcioletnia podróż Pawła Kilena w poszukiwaniu przygody i spełnienia marzeń. Z lekkim zarysem planu i z bardzo małym budżetem. Udowadnia wszystkim, a przede wszystkim sobie, że powiedzenie „Chcieć, to móc” nie jest fikcją. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.09.2014 12:38
Liczba odwiedzin: 42108
„Nigdzie indziej na świecie nie ma tylu Niemców, którzy mówią po hiszpańsku i czczą bohatera narodowego o nazwisku O’Higgins”. Właśnie ta, zasłyszana wieki temu opinia na temat Chile pchnęła moje zainteresowania w kierunku owego chudego jak patyk kraju. Choć od tamtego czasu minęło już wiele lat, ciekawość pozostała, ale decyzja o wyjeździe zapadła dopiero niedawno. »
Tagi: patronat medialny, ameryka południowa, chile, patagonia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 25.09.2014 10:24
Liczba odwiedzin: 9144
Książka Michała Zielińskiego to osobisty zapis wrażeń z wyprawy do jednego z najmniej uczęszczanych rejonów świata – południowoamerykańskiej selvy, czyli dżungli. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 19.09.2014 09:47
Liczba odwiedzin: 11500
Karolina i Bartek, para młodych inżynierów z Krakowa i autorów bloga Kurs na Wschód, wkrótce rusza w kolejną podróż. Tym razem zamierzają odwiedzić Indonezję, przyjmując za cel nie tylko relaks pod palmami, ale także zebranie sporej ilości materiału reporterskiego, który ma czytelnikom ich bloga pokazać azjatycki kraj od podszewki. Karolina i Bartek obierają kurs na Indonezję! »
Tagi: patronat medialny, azja, indonezja
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 01.08.2014 16:09
Liczba odwiedzin: 8816
Czy można pokonać pieszo dystans 8000 km w ciągu 8 miesięcy, samotnie, bez większego wsparcia z zewnątrz, mierząc się z różnorodnymi warunkami klimatycznymi oraz terenowymi? Można, trzeba mieć tylko jasno określony cel. A taki z pewnością przyświeca Jakubowi Mudzie, który wraz z początkiem stycznia 2015 roku wybiera się w pieszą wyprawę 8000 km Across Canada, od wybrzeża Pacyfiku aż po Atlantyk. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, kanada
Autor: Anna Kaca
Data publikacji: 16.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 10796
W tegoroczne wakacje razem z moim czworonogiem pokonam pieszo 800 km, promując adopcje psów aktywnych. Od Karkonoszy po Bieszczady będę prezentować ludziom dwa bardzo aktywne psy, które od wielu lat nie potrafią znaleźć domu. Pokaże również, że wakacje można spędzać ze swoim czworonogiem w fajny dla obu stron sposób. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Archeolodzy w podróży
Data publikacji: 11.07.2014 12:45
Liczba odwiedzin: 8308
Minął ponad rok, odkąd grupa archeologów i jeden grafik zdecydowali się na podróż swojego życia, odwiesiła na jakiś czas pracę i studia i wyruszyła do Rosji. Teraz, projekt „Archeolodzy w Podróży” odżywa – w nieco zmienionym składzie (więcej info tutaj: http://archeolodzywpodrozy.blogspot.com/p/o-nas.html) ruszamy tym razem na północ! »
Tagi: europa, norwegia, skandynawia, patronat medialny
Autor: Tomasz Korgol
Data publikacji: 01.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 10246
Celem mojej najbliższej wyprawy jest Nepal. Trasa wiedzie z Wrocławia przez Węgry, Bułgarię, Rumunię, Turcję, Gruzję, Armenię, Irak (Kurdystan), Iran, Pakistan, Indie, Nepal. Łącznie 15 tysięcy kilometrów, samotnie, autostopem. Wyprawa jest częścią projektu pod nazwą ,,Z uśmiechem na (Bliski) Wschód”. »
Tagi: patronat medialny, azja, indie, nepal
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.05.2014 11:39
Liczba odwiedzin: 6747
W trakcie minionego I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej, któremu patronował między innymi portal Etraveler.pl, słuchacze mieli okazję nie tylko przenieść się w odległe i niezwykle różnorodne części świata, ale i dostali spory zastrzyk inspiracji, po którym na pewno niełatwo będzie wysiedzieć w domu. »
Tagi: europa, polska, patronat medialny
Autor: Łukasz Kraka-Ćwikliński
Data publikacji: 26.05.2014 16:34
Liczba odwiedzin: 8780
Wyprawa przez drugą co do wielkości pustynię na świecie zbliża się wielkimi krokami. Do jej rozpoczęcia zostały niespełna dwa miesiące, co sprawia, że jest to dobry moment, by przypomnieć zainteresowanym, na czym polega jej wyjątkowość. »
Tagi: azja, mongolia, gobi, patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.05.2014 15:10
Liczba odwiedzin: 6812
Już w najbliższy piątek (30.05.) rusza w Lublinie Festiwal Podróżniczy u Przyrodników. W programie znalazły się slajdowiska z całego świata: Kolumbia, Antarktyda, Portugalia, Niemcy, Słowenia, Chorwacja) oraz z Polski (Opolszczyzna i Białowieski Park Narodowy). Ideą Festiwalu jest ukazanie piękna i bogactwa przyrody w skrajnie różnych rejonach świata. »
Autor: BusTrip into the Wild
Data publikacji: 12.05.2014 09:20
Liczba odwiedzin: 70329
Jak opisać w kilku słowach projekt BusTrip Into The Wild? 26-letni volkswagen T3, siedmioro podróżników i 12 krajów, które chcemy odwiedzić w trzy tygodnie, jak najmniejszym kosztem. »
Tagi: patronat medialny, europa
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 28.04.2014 10:02
Liczba odwiedzin: 180143
Już 23 i 24 maja rusza w Środzie Wielkopolskiej pierwszy Festiwal Podróżniczy organizowany przez Klub Szalonego Podróżnika. Dwa dni festiwalowe będą składać się z prezentacji prelegentów o „Statuetkę Klubu Szalonego Podróżnika” za najlepszą prezentację podróżniczą, prezentacji filmów oraz relacji podróżniczych zaproszonych gości specjalnych. Poza tym na każdego z uczestników czekają liczne konkursy i atrakcje festiwalowe. »
Autor: Joanna Maślankowska i Adam Wnuk
Data publikacji: 15.04.2014 11:35
Liczba odwiedzin: 8252
1 miesiąc, 2 autostopowiczów i 4 żywioły do pokonania. Podczas miesięcznej wyprawy zasmakujemy dań gotowanych w rozgrzanej ziemi, wykąpiemy się w najwspanialszych wodospadach Europy, staniemy na skraju dwóch ogromnych płyt tektonicznych jednocześnie i (mam nadzieję) nie zostaniemy porwani razem z namiotem przez niezwykle silne wiatry. Wszystko to z dobytkiem na plecach i wyciągniętym w górę kciukiem. »
Tagi: patronat medialny, europa, islandia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 21.03.2014 14:44
Liczba odwiedzin: 286941
24 maja 2014 r. w Ośrodku Kultury w Środzie Wielkopolskiej w ramach Średzkich Sejmików Kultury 2014 odbędzie się I Festiwal Podróżniczy zorganizowany przez poznański Klub Szalonego Podróżnika. W ramach Festiwalu przewidziane są przede wszystkim prelekcje podróżnicze, slajdowiska, dyskusje i spotkania z podróżnikami. Prelegenci przedstawią swoje dotychczasowe podróże po różnych regionach świata i opowiedzą związane z nimi historie, przygody i wrażenia. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 04.03.2013 15:26
Liczba odwiedzin: 3962
Już od 15 lat Turystyczne Koło Naukowe "Wagabunda" zrzesza studentów oraz absolwentów prawie wszystkich uczelni krakowskich – podróżników, pasjonatów i marzycieli. To, co nas wyróżnia to wielka pasja do podróży oraz poznawania świata takiego, jaki istnieje poza uczęszczanymi szlakami, zamieszkanego przez niezwykłych ludzi o ciekawych kulturach i zwyczajach. »
Autor: Dominika Dąbrowska i Maciej Cybulski/ Klub Podróżników Atlantyda
Data publikacji: 01.03.2013 16:05
Liczba odwiedzin: 186288
Na początku jest fascynacja nieznanym z przeczytanych książek, inspiracje czerpane z zasłyszanych opowieści czy zobaczonych fotografii. Potem kiełkuje myśl... a może by tak przeżyć to osobiście? I tak pojawiają się pomysły na podróże, zarówno te bliskie, jak i dalekie. Poznawanie nowych ludzi, nowych miejsc, kultur. Poznawanie siebie w nowym otoczeniu i w niecodziennych, często zaskakujących sytuacjach. Setki przebytych kilometrów, tysiące wykonanych zdjęć. »
Tagi: aktualności, spotkania i imprezy podróżnicze, inspiracje
Powered by Webspiro.