Dziś jest 21.09.2024
Imieniny obchodzą Jonasz, Mateusz, Hipolit, Bernardyna
Autor: Eliza Czyżewska
Data publikacji: 11.06.2012 00:18
Liczba odwiedzin: 6669
Tagi: azja, kirgistan, tien szan, autostop, góry, relacje, eliza czyżewska, staż zadanie, góry relacje z podróży
Mawiają, że prawdziwy Kirgiz nigdy nie zsiada z konia. Postanowiliśmy sprawdzić to na własnej skórze. Nie można lepiej poczuć klimatu kraju, w którym dzieci zaczynają jeździć konno zanim nauczą się chodzić, niż samemu stać się jeźdźcem. Na naukę jazdy konnej mieliśmy niespełna 3 miesiące. Dopięliśmy swego, totalnie po kosztach, z tradycyjnym zawołaniem „hej przygodo” dotarliśmy do krainy niebiańskich gór. Jest 9 sierpnia godzina 7:30 (3:30 czasu polskiego) jeszcze tylko kilka pieczątek dzieli nas od wkroczenia na teren wymarzonego Kirgistanu. Nieprzespana noc w samolocie, 40 min na podłodze lotniska, a na koniec uśmiechnięta twarz celnika i wypowiedziane przez niego magiczne „160$”, które otworzyło przed nami bramy do krainy bez McDonalda, sieciowych kawiarenek, światowych marek, zatopionej ciągle w cieniu minionych stuleci. Jak się okazało, nie wszędzie da się dotrzeć konno. Nie mogąc oprzeć się magii Tien Szanu dotarliśmy za to do bazy pod Chan Tengri, a na koniec sprawdziliśmy na własnej skórze, że nie zawsze łatwo podróżuje się autostopem po bezkresach Azji.
W cieniu minionych stuleci ...
Mijamy rogatki Biszkeku. Naszym oczom ukazują się małe obdrapane, trochę smutnie wyglądające domki, zero (no prawie) chodników, ulicami płynie woda. Ulicami jeśli są, bo poza głównymi to zazwyczaj dziurawe szutrówki. Tu i ówdzie przechadzają się krowy, owce i dzieci z osiłkami. Zero fast foodów (poza miejscowymi), zero sieciowych kawiarenek, światowych marek. Tylko z każdej strony widać, że bardzo tu biednie, ale wszyscy chyba już do tego stanu przywykli. Udając się na nocleg nie mogliśmy ominąć kawiarni. Cerata na stole, plastikowe kwiatki w plastikowych butelkach, trochę leniwe panie w kwiecistych chustach na głowach. A kawa właściwie to tylko чёрная (одна в одном), ewentualnie można ryzykować picie kawy z mlekiem (czyt. z torebki 3w1). Na śniadanie dziś: самсы (zapiekane ciasto z farszem cebulowo-kurzym – dosłownie bo zmielone tam było chyba wszystko co kurze;/). A do popicia zawsze można kupić coś przy drodze. Co kilkanaście metrów stoją panie/panowie z kilkoma beczkami, w których jest ajran (coś jak kefir), kwas (chyba pszeniczny) oraz Nestea. Za jedyne 5 somów można dostać kubeczek wybranego napoju. Idziemy dalej i trafiamy do miejscowego centrum handlowego do złudzenia przypominającego nasz stadion. A jak to na stadionie bywało można tam kupić absolutnie wszystko i to w wielu wariantach. Z ciekawości szybko przebiegliśmy po kilku piętrach. Czas na odpoczynek. A najlepiej odpoczywa się w parku. Z parkami (w przeciwieństwie do kawy) nie ma tu problemów. Jest ich wiele, a wszystkie w klimacie starego dobrego Lenina - są fontanny, są rabatki, są ławeczki – czyli wszystko jak należy. Znowu самсы, a do popicia tym razem kirgiski koniak i piwo. Po drodze odpoczęliśmy pod pomnikiem Lenina (tych też tu nie brakuje). A wieczorem dotarliśmy na plac Ala-Too (główny plac). A na nim mój numer 1 w Biszkeku – flaga kirgizka – ogromna, przeogromna łopocząca na tle nieba. Obok flagi oczywiście wartownicy. A po drugiej stronie placu fontanny, rabatki z kwiatami i tłumy ludzi i fotografów o każdej porze dnia. Niesamowity klimat codziennie do późnych godzin wieczornych leci tam muzyka narodowościowa, chwaląca góry, ptaki, rzeki i jeziora.
Na marszrutce
Na śniadanie szybka jajecznica (czyt. jajko a’la sadzone – tyle, że bez żółtka). Plan na dziś to 7 h w marszrutce do Karakol. Nie zdążyliśmy dobrze wejść na teren dworca, a już rzucił się na nas tłum mężczyzn targujący się z nami, który z nich nas zawiezie. A właściwie nie powiedzieliśmy jeszcze gdzie chcemy jechać. Trochę to potrwało, ale w końcu trafiliśmy do odpowiedniego auta. Teraz zaczekamy na odjazd. Ile? Kto to wie, tutaj nikomu się nie śpieszy. Skoro mamy trochę czasu to można pobiec po самсы. W końcu po 30 min nasze auto zapełniło się po brzegi, a to oznaczało jedno- jedziemy! Jest muzyka, jest radość!
Prawdziwy Kirgiz nigdy nie zsiada z konia.
Prawdziwy Kirgiz nigdy nie schodzi z konia. A gdzie ich szukać jak nie na okolicznych wioskach. Palcem po mapie i pędzimy już na marszrutce do Kizill Suu. Po 20 min szukania chłopa z koniem, możemy śmiało obalać mity. Nikt ale to nikt w wiosce nie ma koni, które mógłby wypożyczyć, mało tego nikt (Nawet miejscowy weterynarz) nie zna nikogo kto takowe konie by posiadał. Z każdym metrem, z każdą zaczepioną osobą nasza radość malała. Proporcjonalnie do naszego entuzjazmu spadała też ilość deszczu. W końcu ktoś wysłał nas do wioski oddalonej o 15 km. W wiosce spotkaliśmy chłopca z kozą. Może i miły ale nie znał żadnej z wyznaczonych przez nas palcem na mapie tras – może nas za to obwieźć dookoła Karakol. Nie, dziękujemy. Idziemy szukać dalej. Kierunek – dom sołtysa. Kto wie jak nie on. Nie myliliśmy się. Zaczęły się negocjacje. W ruch poszła mapa i argumenty. A ja zeszłam na plan boczny – z kobietami się nie negocjuje przecież. Po 30 min wiedzieliśmy już, że nasz wstępny plan jest absolutnie nie do zrealizowania konno, trzeba obrać inną trasę. Pogoda fatalna, pan od koni będzie się zastanawiał...
Wszystko w rękach …
Nie da się konno. To idziemy w góry. Decyzja podjęta. Szybki nawrót do obozu. Potem pędem do cioci Nadji, ona tu trzęsie światkiem górskim, zorganizować przejazd i lot helikopterem. No i posypała się gruba kasa. Na początek treku trzeba dojechać ok. 120 km fatalną drogą i kosztuje to majątek. Od cioci Nadji chłopcy pobiegli do pana od koni ustalać terminy. A ja załatwiwszy helikopter złapałam stopa i popędziłam za nimi. Minęliśmy się z koniarzem, ale ma być ok. 18 w naszym obozie. No to dalej pędem. Biegiem do banku wypłacić kasę. I zaskok nie można. Można tylko w okienku, a one już zamknięte. Umówiliśmy się jutro na 9:15, ze wskoczym bez kolejki po kasę. Lecimy po okulary na ryneczek i jedzenie na 7 dni właściwie. Pędem do sklepu, ze sklepu po bagaże, z bagażami na marszrutkę i do obozu. Koniarz już czekał. Znowu negocjujemy. Tym razem konkretniej i odważniej. Wiem jak chcemy jechać. Koniarz zgodzil się. Cena ustalona. Zadatek wypłacony. Hurra mamy i konie. W końcu zaczęło się układać. No i są nasze przepustki!
W stronę niebiańskich gór.
Kolejne dni to wędrówka w stronę bazy alpinistycznej pod szczytem Chan Tengri. Sama baza znajduje się na wysokości ok 4200 m n.p.m. Przed nami 6 dni marszu, w sumie pokonaliśmy ponad 60 kilometrów. Jak w całym Kirgistanie tak również i tu nie zaskoczyła nas totalna dzikość i brak czegokolwiek po drodze. Nie ma nic piękniejszego niż kilkudniowa wędrówka z plecakiem z dala od cywilizacji, z dala od szumu, gwaru ... z dala od czegokolwiek. Już pierwsze kilometry dały nam się mocno we znaki, nasze ponad dwudziestokilogramowe plecaki dość konkretnie uniemożliwiały nam marsz. Na szczęście z każdą kolejną godziną szło nam coraz lepiej i coraz sprawniej. Z każdym przebytym kilometrem zmieniał się też otaczający nas krajobraz. Początkowo były to zielone dolinki poprzecinane co jakiś czas rwącymi potokami. Im wyżej się znajdowaliśmy tym droga stawała się trudniejsza i surowsza.
Trzeciego dnia marszu dotarliśmy na lodowiec Inlyczek. To jeden z największych i najbrzydszy zarazem lodowiec na świecie. Co ciekawe - do bazy do której się udawaliśmy nie prowadzi żaden szlak, a przejście jest totalnie intuicyjne. Próba wytyczenia jakiegokolwiek szlaku z góry skazana byłaby na porażkę. Lodowiec w związku z tym, że jest ciągle w ruchu każdego roku przybiera zupełnie inny kształt, zupełnie w innym miejscu pojawiają się rzeki, jeziora, wzniesienia. Z wejściem na Inlyczek żarty się skończyły.
Rozpoczęło się prawdziwe życie na lodowcu. Podejścia były coraz bardziej oblodzone i strome, a my coraz bardziej zmęczeni. Wstawaliśmy codziennie ok 7 rano kiedy wszystko wkoło było jeszcze totalnie zamarznięte: woda, jedzenie, my... Lody puszczały około 10, a my kładliśmy się spać około 20. Jedzenie, woda trafiały do śpiwora tam były bezpieczne i mogły posłużyć jako produkt na śniadanie. Każdego dnia w pełnym slońcu, ktore paliło niemiłosiernie, pokonywaliśmy ponad 20 km. po prawej oblodzone szczyty, po lewej oblodzone szczyty, a my maszerujemy to w górę to w dół, to po morenie lewej, to po morenie środkowej. Szóstego dnia naszej wędrówki dotarliśmy do baz wypadowych na szczyty Pik Pobiedy i Chan Tengri. Doszliśmy do "niebiańskich gór". Radości nie było końca. Marzenia mają to do siebie, że czasem spełniają się zupełnie niespodziewanie. Z wytęsknieniem i rozmarzeniem patrzyłam na oba szczyty obiecując sobie, że jeszcze tu wrócę...
Na koń na koń...
Trzy miesiące nauki i czas na nasz debiut w siodle. Początki zazwyczaj bywają trudne, a my zaczęliśmy od awantury z właścicielem koni, który miał nam towarzyszyć w trakcie naszej podróży. Oczywiście konie też nie były dla nas zbyt łaskawe, pierwsze kilometry przez pobliskie wioski to nasze zapoznawanie się i walka z nimi. Początkowo mój Kaszaj postanowił totalnie zignorować moją obecność na nim i szedł spokojnie z nogi na nogę nie zwracając uwagi na moje nawoływania. Potem nie było lepiej, wjechaliśmy w pola i zaczęło się prawdziwe rodeo..po kilku godzinach miałam już serdecznie dość galopu po kilkumetrowych jarach. Na szczęście z każdym kilometrem nasze wzajemne relacje poprawiały się, ja zaczęłam od Kaszaja wymagać, a on zaczął mnie szanować. Kolejne dni to wędrówka przez dwu-trzy tysięczne góry - wspaniałe, przecudne poprzecinane co jakiś czas rwącymi rzekami. I po raz kolejny nie spotykaliśmy prawie ludzi jedynie co jakiś czas gdzieniegdzie pojawiali się pasterze, którzy w swoich jurtach strzegli stad owiec i kóz. Nasze koniki szły jak marzenie.
Codziennie rano wstawaliśmy, nawoływaliśmy konie, które posłusznie przybiegały spomiędzy gór i pagórków. Kolejne kilkanaście minut to oporządzanie i zaprzęganie koni, pierwsze próby wywoływały przerażenie na oczach naszego przewodnika, kolejne dni przyniosły jednak dużą poprawę, a my byliśmy 100% samodzielni. Następne godziny to długie podejścia i jeszcze dłuższe, zapierające czasem dech w piersiach, zejścia. Jazda konno po górach rewelacja, niestety jazda konno po tak mega wysokich górach nie należy do przyjemności...w związku z fatalnymi warunkami pogodowymi i ogólnym złym samopoczuciem koni musieliśmy zakończyć naszą wędrówkę wcześniej niż planowaliśmy.. następnym razem:)
Autostop, autopstop
Ostatnie dni naszej podróży postanowiliśmy przejechać autostopem. Wszystko byłoby wspaniale gdyby nie fakt, że w Kirgistanie nie istnieje coś takiego jak pojęcie "autostop". Oczywiście można stać przy drodze i łapać samochody, na pewno kilkanaście z nich się zatrzyma i zaproszą nas do jazdy nawet mając już w środku komplet pasażerów, nawet nie jadąc w obranym przez nas kierunku. W czym więc problem? Otóż w Kirgistanie za autostop się zwyczajnie płaci. I uwierzcie mi czasem są to mega wygórowane stawki. Generalnie im trudniejsza droga i mniej dostępna tym właściciele aut życzą sobie więcej. Oczywiście trafiają się też tacy, którzy za podwiezienie kilka kilometrów nie wezmą od nas grosza. Ruszając w podroż autostopem nie wiedzieliśmy też jeszcze o jednym, to, że jakaś droga widnieje na mapie nie znaczy jeszcze, że coś nią jeździ...My mieliśmy jednak trochę szczęścia i udało nam się trafić a to na dwóch studentów, którzy postanowili przeżyć z nami przygodę, a to na muzułmańską rodzinę, która i tak jechała w podobnym do nas kierunku ... za niewielkie stawki przejechaliśmy południową część Kirgistanu.
Czas wracać
Nasza podróż dobiegła końca, ale Kirgistan na zawsze pozostanie już w naszej pamięci jako niezwykła kraina niebiańskich gór, wspaniałych ludzi i wspaniałej dzikiej przyrody. Mieliśmy szczęście udało nam się poznać Kirgizję w trakcie jej transformacji....jeszcze mocno naturalną, jeszcze niezmienioną pędzącą cywilizacją. Kirgizję, po której można podróżować tygodniami i nie spotkać żywej duszy. Kirgizję, w której jeżeli już ktoś stanie na naszej drodze to na pewno będzie to ktoś serdeczny i niosący pomoc - mimo iż sam ma tak bardzo niewiele. Kirgizję, która kryje w sobie spełnienie moich marzeń o zdobyciu jej siedmiotysięczników i Kirgizję, która pokazała mi, że wszystkie marzenia można spełnić - trzeba tylko mega dużo determinacji i wiary w to, że musi się udać.
08.08.14, 10:56
Jesteście wspaniali cudowna wyprawa, dzięki temu mam wyobrażenie gdzie znajduje się i co przeżywa moja córka Asia , która wyruszyła właśnie na taką wyprawę. Pozdrawiam serdecznie wszystkich wędrowców i pasjonatów górskich wypraw. Bogumiła Borkowska
19.06.12, 02:37
Świetny artykuł i naprawdę klimatyczne zdjęcia Wojtka z Tien Szanu. Trzymam za Ciebie (za was) kciuki.
18.06.12, 11:55
Zazdroszczę tej wyprawy:-) I bardzo chciałabym osobiście poznać kraj, w którym nie ma jeszcze Macdonalda:)
Infolinia(22) 487 55 85
Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.04.2015 15:35
Liczba odwiedzin: 16170
Zapraszamy na relację Ani i Staśka Szloser ze zdobycia najwyższego szczytu Afryki oraz krótkiego pobytu w parkach narodowych i na Zanzibarze. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 27.04.2015 13:30
Liczba odwiedzin: 11413
Jeszcze pół wieku temu Nepal był zamknięty dla wszystkich zwiedzających. W ostatnich dekadach zamienił się w Mekkę dla ludzi kochających góry, przyrodę i egzotyczną, azjatycką kulturę. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 07.04.2015 08:39
Liczba odwiedzin: 146433
Australia oczarowuje! Ogromne przestrzenie, dzikie krajobrazy, przedziwne zwierzęta, które można spotkać tylko tam, ciekawa kultura, a do tego chyba najbardziej wyluzowani ludzie na świecie. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.03.2015 08:27
Liczba odwiedzin: 173990
Ośmioosobowa grupa studentów z Rzeszowa i okolic lubi udowadniać, że chcieć równa się móc. Wierni tej idei co roku wyruszają w podróż leciwym busem z 1988 r. Na koncie mają już cztery wyprawy, a teraz przygotowują się do następnej. Tym razem celem są Stany Zjednoczone, które zamierzają przejechać wzdłuż i wszerz w trakcie dwumiesięcznej eskapady. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, stany zjednoczone
Autor: Źródło: materiały promocyjne
Data publikacji: 25.03.2015 09:20
Liczba odwiedzin: 7860
Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza Równoleżnik Zero, który odbędzie się w dniach 9-11 kwietnia 2015 r. w Mediatece (Pl. Teatralny 5) i Bibliotece Turystycznej (ul.Szewska 78) to wydarzenie skierowane do osób pragnących poczuć klimat podróżowania oraz wspaniała okazja do spotkania z podróżnikami i autorami książek. Tegoroczna edycja będzie poświęcona krajom Ameryki Północnej i Środkowej. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 02.03.2015 10:11
Liczba odwiedzin: 6929
Pięcioletnia podróż Pawła Kilena w poszukiwaniu przygody i spełnienia marzeń. Z lekkim zarysem planu i z bardzo małym budżetem. Udowadnia wszystkim, a przede wszystkim sobie, że powiedzenie „Chcieć, to móc” nie jest fikcją. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.09.2014 12:38
Liczba odwiedzin: 28937
„Nigdzie indziej na świecie nie ma tylu Niemców, którzy mówią po hiszpańsku i czczą bohatera narodowego o nazwisku O’Higgins”. Właśnie ta, zasłyszana wieki temu opinia na temat Chile pchnęła moje zainteresowania w kierunku owego chudego jak patyk kraju. Choć od tamtego czasu minęło już wiele lat, ciekawość pozostała, ale decyzja o wyjeździe zapadła dopiero niedawno. »
Tagi: patronat medialny, ameryka południowa, chile, patagonia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 25.09.2014 10:24
Liczba odwiedzin: 8634
Książka Michała Zielińskiego to osobisty zapis wrażeń z wyprawy do jednego z najmniej uczęszczanych rejonów świata – południowoamerykańskiej selvy, czyli dżungli. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 19.09.2014 09:47
Liczba odwiedzin: 10902
Karolina i Bartek, para młodych inżynierów z Krakowa i autorów bloga Kurs na Wschód, wkrótce rusza w kolejną podróż. Tym razem zamierzają odwiedzić Indonezję, przyjmując za cel nie tylko relaks pod palmami, ale także zebranie sporej ilości materiału reporterskiego, który ma czytelnikom ich bloga pokazać azjatycki kraj od podszewki. Karolina i Bartek obierają kurs na Indonezję! »
Tagi: patronat medialny, azja, indonezja
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 01.08.2014 16:09
Liczba odwiedzin: 8544
Czy można pokonać pieszo dystans 8000 km w ciągu 8 miesięcy, samotnie, bez większego wsparcia z zewnątrz, mierząc się z różnorodnymi warunkami klimatycznymi oraz terenowymi? Można, trzeba mieć tylko jasno określony cel. A taki z pewnością przyświeca Jakubowi Mudzie, który wraz z początkiem stycznia 2015 roku wybiera się w pieszą wyprawę 8000 km Across Canada, od wybrzeża Pacyfiku aż po Atlantyk. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, kanada
Autor: Anna Kaca
Data publikacji: 16.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 10172
W tegoroczne wakacje razem z moim czworonogiem pokonam pieszo 800 km, promując adopcje psów aktywnych. Od Karkonoszy po Bieszczady będę prezentować ludziom dwa bardzo aktywne psy, które od wielu lat nie potrafią znaleźć domu. Pokaże również, że wakacje można spędzać ze swoim czworonogiem w fajny dla obu stron sposób. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Archeolodzy w podróży
Data publikacji: 11.07.2014 12:45
Liczba odwiedzin: 7773
Minął ponad rok, odkąd grupa archeologów i jeden grafik zdecydowali się na podróż swojego życia, odwiesiła na jakiś czas pracę i studia i wyruszyła do Rosji. Teraz, projekt „Archeolodzy w Podróży” odżywa – w nieco zmienionym składzie (więcej info tutaj: http://archeolodzywpodrozy.blogspot.com/p/o-nas.html) ruszamy tym razem na północ! »
Tagi: europa, norwegia, skandynawia, patronat medialny
Autor: Tomasz Korgol
Data publikacji: 01.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 9294
Celem mojej najbliższej wyprawy jest Nepal. Trasa wiedzie z Wrocławia przez Węgry, Bułgarię, Rumunię, Turcję, Gruzję, Armenię, Irak (Kurdystan), Iran, Pakistan, Indie, Nepal. Łącznie 15 tysięcy kilometrów, samotnie, autostopem. Wyprawa jest częścią projektu pod nazwą ,,Z uśmiechem na (Bliski) Wschód”. »
Tagi: patronat medialny, azja, indie, nepal
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.05.2014 11:39
Liczba odwiedzin: 6506
W trakcie minionego I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej, któremu patronował między innymi portal Etraveler.pl, słuchacze mieli okazję nie tylko przenieść się w odległe i niezwykle różnorodne części świata, ale i dostali spory zastrzyk inspiracji, po którym na pewno niełatwo będzie wysiedzieć w domu. »
Tagi: europa, polska, patronat medialny
Autor: Łukasz Kraka-Ćwikliński
Data publikacji: 26.05.2014 16:34
Liczba odwiedzin: 8259
Wyprawa przez drugą co do wielkości pustynię na świecie zbliża się wielkimi krokami. Do jej rozpoczęcia zostały niespełna dwa miesiące, co sprawia, że jest to dobry moment, by przypomnieć zainteresowanym, na czym polega jej wyjątkowość. »
Tagi: azja, mongolia, gobi, patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.05.2014 15:10
Liczba odwiedzin: 6455
Już w najbliższy piątek (30.05.) rusza w Lublinie Festiwal Podróżniczy u Przyrodników. W programie znalazły się slajdowiska z całego świata: Kolumbia, Antarktyda, Portugalia, Niemcy, Słowenia, Chorwacja) oraz z Polski (Opolszczyzna i Białowieski Park Narodowy). Ideą Festiwalu jest ukazanie piękna i bogactwa przyrody w skrajnie różnych rejonach świata. »
Autor: BusTrip into the Wild
Data publikacji: 12.05.2014 09:20
Liczba odwiedzin: 57350
Jak opisać w kilku słowach projekt BusTrip Into The Wild? 26-letni volkswagen T3, siedmioro podróżników i 12 krajów, które chcemy odwiedzić w trzy tygodnie, jak najmniejszym kosztem. »
Tagi: patronat medialny, europa
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 28.04.2014 10:02
Liczba odwiedzin: 149130
Już 23 i 24 maja rusza w Środzie Wielkopolskiej pierwszy Festiwal Podróżniczy organizowany przez Klub Szalonego Podróżnika. Dwa dni festiwalowe będą składać się z prezentacji prelegentów o „Statuetkę Klubu Szalonego Podróżnika” za najlepszą prezentację podróżniczą, prezentacji filmów oraz relacji podróżniczych zaproszonych gości specjalnych. Poza tym na każdego z uczestników czekają liczne konkursy i atrakcje festiwalowe. »
Autor: Joanna Maślankowska i Adam Wnuk
Data publikacji: 15.04.2014 11:35
Liczba odwiedzin: 7695
1 miesiąc, 2 autostopowiczów i 4 żywioły do pokonania. Podczas miesięcznej wyprawy zasmakujemy dań gotowanych w rozgrzanej ziemi, wykąpiemy się w najwspanialszych wodospadach Europy, staniemy na skraju dwóch ogromnych płyt tektonicznych jednocześnie i (mam nadzieję) nie zostaniemy porwani razem z namiotem przez niezwykle silne wiatry. Wszystko to z dobytkiem na plecach i wyciągniętym w górę kciukiem. »
Tagi: patronat medialny, europa, islandia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 21.03.2014 14:44
Liczba odwiedzin: 242720
24 maja 2014 r. w Ośrodku Kultury w Środzie Wielkopolskiej w ramach Średzkich Sejmików Kultury 2014 odbędzie się I Festiwal Podróżniczy zorganizowany przez poznański Klub Szalonego Podróżnika. W ramach Festiwalu przewidziane są przede wszystkim prelekcje podróżnicze, slajdowiska, dyskusje i spotkania z podróżnikami. Prelegenci przedstawią swoje dotychczasowe podróże po różnych regionach świata i opowiedzą związane z nimi historie, przygody i wrażenia. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 17.01.2014 15:39
Liczba odwiedzin: 97310
Od pirogi w Amazonii po plaże Copacabany. Zapraszamy na pokaz slajdów z podróży po Brazylii. »
Autor: TKN Wagabunda
Data publikacji: 05.12.2013 09:30
Liczba odwiedzin: 96670
Burkina Faso..., myślę, że dla samej nazwy warto tam pojechać. Pierwszy raz usłyszałem o tym kraju oglądając zaangażowany film rodem z Czarnego Lądu. Przedostał się on do europejskich mediów, tylko dlatego, że zdobył pierwszą nagrodę na panafrykańskim festiwalu filmu i telewizji w Wagadugu. To tez piękna nazwa. Wówczas zapragnąłem kiedyś tam wyruszyć. »
Powered by Webspiro.