Dziś jest 09.10.2024

Imieniny obchodzą Arnold, Dionizy, Atanazja, Bogdan

Portal podróżniczy etraveler.pl

gwarancja udanych wakacji
Accredited Agent

Malezja story – part 2

Autor: Ewa Pluta

Data publikacji: 21.07.2011 12:06

Liczba odwiedzin: 4739

Tagi: azja, malezja, khota bharu, kuala terengganu, duyong, rowery, relacje, ewa pluta

Kiedy zapytać Malajów z zachodniego wybrzeża, co sądzą o swoich ziomkach ze wschodniej części kraju i na odwrót, wszyscy będą mówić o dwóch połówkach jabłka, które nijak do siebie nie przystają, choć to ciągle ten sam owoc. Zwiedzając albo zachodnie, albo wschodnie wybrzeże, wyjedziemy z niepełnym obrazem Malezji. Dlatego nie ma rady – trzeba objechać ją dookoła.

Malezja
Wybrzeże Morza Południowochińskiego. Fot. Ewa Pluta

Khota Bharu

Miasto wciśnięte w północno-wschodni róg Malezji, które rzadko bywa dla turystów docelowym miejscem, gdzie chcieliby zostać dłużej niż przez jedną noc. Tak, Khota Bharu to zdecydowanie rodzaj sypialni dla tych, którzy podróżują z Tajlandii w poszukiwaniu malezyjskich rajów, czyli wysp Perhentian i Redang położonych na Morzu Południowochińskim. Do miasta przybywam z południa, z dżungli Taman Negara, zdawszy się wcześniej na ślepy los. Ów traf chciał, że pociąg w kierunku Khota Bharu był jedynym, dostępnym środkiem transportu w momencie, kiedy rozważałam wyjazd stamtąd. Jeden z chyba najbardziej znanych na świecie, bo „jungle railway” nie jest już tylko zwykłą „osobówką”, lecz atrakcją turystyczną wymienianą we wszystkich przewodnikach i na wielu forach podróżniczych.

Ponoć trasa pociągu biegnie przez soczystą dżunglę, po drodze zatrzymuje się w maleńkich wioskach, a jego wolne tempo umożliwia podglądanie przemykających zwierząt. Niestety, muszę obejść się smakiem, bo wokół ciemno, choć oko wykol, więc zamiast zielonej dżungli widać mroczną, jednolitą ścianę drzew. Wakaf Bharu, przystanek końcowy, to jeszcze nie samo miasto, więc pozostaje dojechać 5 kilometrów do centrum, czyli albo trzeba zdać się na taksówkarzy, którzy imają się różnych chwytów perswazyjnych (najpopularniejszy brzmi: „Madame, ale stąd nic nie pojedzie! Tutaj nic nie ma! Taxi! Taxi!), albo szukać publicznego transportu mimo wszystko.

Może nie na pierwszy, ale na pewno na drugi rzut oka Khota Bharu wygląda inaczej niż miasta zachodniego wybrzeża. Jeśli w tych ostatnich dominowała wielokulturowa mieszanka złożona z Malajów, Chińczyków, Hindusów i Tajów, to tutaj przeważają ci pierwsi, których sposób noszenia się jest o wiele bardziej konserwatywny niż po drugiej stronie kraju. Widok kobiety bez chusty, co było niemalże normą w Kuala Lumpur, tutaj jest rzadkością. Większość z nich nosi luźną tunikę, spodnie lub spódnicę po kostki rzecz jasna, bo najmniejszy nawet skrawek golizny nie jest tutaj mile widziany. Skromność w ubiorze to nie tylko domena kobiecego stroju, ale też męskiego. Ciężko byłoby wychwycić w tłumie Malaja, który nosi spodenki, czy koszulkę na ramiączkach. Jak sami często przyznawali w rozmowach, strach przed obyczajowym skandalem trzyma na wodzy ich garderobiane fantazje. Oczywiście turyście może ujść wiele w tym przypadku, ale dla własnego komfortu, lepiej założyć więcej ubrań niż mniej. To, co uchodzi za normalność w Kuala Lumpur, choćby skąpy strój, tutaj jest już odczytywane jako brak respektu dla lokalnej kultury.

Samo Khota Bharu wydaje się być sennym miasteczkiem, a może sprawia to pogoda, bo temperatura nieco dokucza, na co narzekają nawet sami Malajowie przemykający chyłkiem do kedai kopi (malajska restauracja), gdzie czekają już różnokolorowe i wielosmakowe napoje z górą lodu podawane w plastikowych woreczkach, czyli malezyjska interpretacja fast foodu.

Jeszcze będąc w Khota Bharu, zastanawiam się, czy istnieje jakiś sposób, by wyrwać się z zaklętego kręgu turystyki. Nie opuszcza mnie wrażenie, że prawdziwe życie w Malezji tkwi zupełnie gdzie indziej, a to co widzę, to jedynie zniekształcony i odpowiednio spreparowany obraz. „Prawdziwych Malajów” spotykam jak na lekarstwo. Moje kontakty ograniczają się albo do innych turystów albo do osób, które chcą mi coś sprzedać lub zaoferować. Sytuację tę diagnozuję jako nie do końca zdrową, dlatego chcąc ją zmienić, decyduję się na rower. Początkowo widzę same dobre strony, podświadomie ignorując te złe: wolne tempo przemieszczania się umożliwi mi uważniejsze podglądanie wiosek i wioseczek oraz zatrzymywanie się gdziekolwiek najdzie mnie na to ochota. Zamiast poruszać się z punktu A do Punktu B, będę robić postoje w niezliczonej ilości miejsc. Za wyborem roweru przemawia też stan mojego budżetu, który jeszcze raz skrupulatnie przeliczam i dochodzę do wniosku, że po kilkumiesięcznej tułaczce jestem raczej na etapie rezygnowania z wielu rzeczy niż wyboru czegokolwiek.

Jedyny minus, jaki przychodzi mi do głowy to żar tropików, który nieustannie leje się z nieba. Prawie opustoszałe ulice Khota Bharu są jawnym dowodem, iż słońce jest straszne nawet Malajom. Śmiałkowie, którzy jednak decydują się na popołudniowe spacery chronią się pod wielkimi parasolami, więc widok grupki kobiet z kolorowymi osłonami zupełnie tutaj nie dziwi. Nie dziwią też puste półki, z których bardzo szybko znikają kremy wybielające. Troska, by cera nie tyle zachowała swój dotychczasowy odcień, ale nawet ciut zjaśniała, spędza sen z powiek niektórym Malajkom. Faktem jest, iż w wielu wioskach ciągle pokutuje opinia, że im człowiek ma jaśniejszą skórę, tym wyższa jest jego pozycja społeczna. Natomiast dla pozostałych to przedmiot ciągłych drwin: – Kto to widział, żeby chodzić z łojem na twarzy przez cały dzień! – Azizah, pracownica hostelu, nie kryje swojego oburzenia.

Kiedy ostatecznie decyduję się na rower, pozostaje mi tylko jego wypożyczenie, co też niezwłocznie robię. W hostelu, w którego dormitorium aktualnie przebywam, co noc staczając beznadziejną walkę z pluskwami, ogłaszam swój plan. Bagatelizując podstępną naturę tropików oraz nieco naciągając własne siły, obwieszczam, że oto udaję się z Khota Bharu wzdłuż wybrzeża Morza Chińskiego, a moim punktem docelowym może być nawet Singapur.

Pracownicy hostelu to zazwyczaj osoby, które nikomu i niczemu się nie dziwią. Zgadzają się na wypożyczenie roweru na dwa tygodnie w cenie bardzo dla mnie korzystnej, bo 5 RM za dzień. Oczywiście wspominają odrobinę o upale, bezwietrzności, poparzeniach słonecznych, odwodnieniu organizmu, jego ogólnym przegrzaniu, a w efekcie całkowitej niedyspozycji, jednak obiecuję im solennie, że nie dopuszczę do takiej sytuacji i będę regularnie donosić o przebiegu mojej wycieczki. Po kilku nieśmiałych uwagach przystępują też do działań kontrolnych: przykręcają poluzowane koła, naprostowują kierownicę i wprowadzają dodatkowe elementy wyposażenia w postaci bagażnika i świateł.

Następnego dnia wyruszam z Khota Bharu na południe, wybierając malowniczą trasę biegnącą wzdłuż wybrzeża Morza Południowochińskiego, mając nadzieje, że w kryzysowych chwilach będę zatrzymywać się na plaży i poddawać kojącemu działaniu morskiej bryzy. Jeszcze przed startem przyjmuję zasadę absolutnego minimalizmu, czyli zabieram tylko kilka najniezbędniejszych rzeczy, a do bagażnika przytraczam namiot.

W trasie

Najtrudniejsze okazuje się być pierwsze 5 kilometrów: spuścizna po Anglikach, czyli lewostronny ruch działa na początku trochę deprymująco, temperatura też nie ułatwia zadania, aż chce się od razu zatrzymać w jakiejś przydrożnej kedai kopi i tam spędzić resztę dnia przy lodowej kawie lub herbacie.

Powoli krajobraz z industrialnego zmienia się na typowo rolniczy: tu plantacja palm kokosowych, tam poletko ananasowe, a gdzieniegdzie nawet pola ryżowe suto podlewane wodą, bo ostatnio w Malezji jest ekstremalnie gorąco, o czym nie omieszkało mnie poinformować pierwsze pięć przypadkowo spotkanych osób. Te same osoby, gwoli pocieszenia, nie zapomniały dodać:
– Ale już pod koniec marca będzie chłodniej, jakieś 30 stopni Celsjusza. Skończy się pora sucha, odżyjemy wszyscy!

Nie ma Malajów, którzy pozostaliby obojętni na widok turysty poruszającego się na rowerze. Zatem w każdej wiosce, gdzie zatrzymuję się, by odpocząć, zawsze znajdzie się osoba, oddelegowana zwykle przez całą resztę, która próbuje dociec, skąd ta niespodziewana wizyta. Pada też argument najczęściej przywoływany przez mieszkańców nieturystycznych miejscowości: „Ale tutaj nic nie ma! Po co w ogóle przyjeżdżać?!”. Znając tylko kilka malezyjskich słów nie jestem w stanie im wyjaśnić, że jest wręcz przeciwnie, zwyczajne życie na głowę bije jakiekolwiek atrakcje, a scenki uliczne są ciekawsze niż niejeden wysokiej klasy zabytek. Cóż, ten punkt pewnie już zostanie spornym.

Przede mną pierwsza, malezyjska noc w terenie. By oswoić lęk związany z rozbiciem namiotu w miejscu niezapoznanym, postanawiam zapukać do drzwi pierwszej lepszej posesji i zapytać o kemping tuż obok domu. Wioska jest położona tuż nad samym morzem, nie liczy więcej niż dwadzieścia domów, wszędzie unosi się zapach suszonych ryb i słychać warkot agregatów, bo zdarza się dość często, że linia elektryczna zawodzi. Na powitanie wychodzi cała, trzypokoleniowa rodzina. Dzieci nieśmiało chowają się za starszymi, natomiast starsi nie mówią nic, tylko patrzą to na rower, to na mnie.

Staram się klarownie wytłumaczyć swoją prośbę, używając wyłącznie gestów, bo język angielski okazał się znowu nie tak uniwersalny, jak się o nim powszechnie sądzi. Mija kwadrans, tłum się powiększa, więc nie pozostaje nic innego, jak unaocznić prośbę wszystkim zebranym. Kiedy wyciągam stelaż, rozlega się długo oczekiwany przeze mnie pomruk zrozumienia i głowa rodu rzuca się, by pomóc w jego rozbiciu. Resztę wieczoru spędzamy wspólnie na werandzie, pałaszując ryby i nasi lemak (ryż z mlekiem kokosowym) oraz witając kolejnych członków rodziny, którzy przyjeżdżają zwiedzeni ciekawością.

Następnego dnia kieruję się już do Kuala Terengganu, jednego z większych miast na wschodnim wybrzeżu, siedziby sułtanatu, słynącego z przywiązania do tradycji i ukierunkowania na przeszłość. O różnicach między wschodem a zachodem kraju, przekonuje mnie jedna z poznanych Malajek, która podaje przykład: reklama tego samego produktu inaczej będzie wyglądać w Kuala Lumpur, a inaczej w Kuala Terengganu. W stolicy zobaczymy więc kobietę bez chusty, z rozjaśnionymi włosami i cerą, w stroju europejskim, natomiast na wschodnim wybrzeżu ta sama modelka musi być już w chuście, szczelnie okryta, bez jakichkolwiek oznak zeuropeizowania.

Oczywiście dotarcie do Kuala Terengganu tylko na pozór wydaję się szybkie i łatwe. Każdego dnia nie udaje mi się pokonać więcej niż 50, maksymalnie 60 kilometrów ze względu na temperatury. Chcąc przeczekać najgorsze, południowe godziny w rozkosznym cieniu palmy, wstaję wcześniej, bo już o 6. Do godziny 10 pogoda umożliwia jeszcze normalne funkcjonowanie i jazdę, a potem niestety już nie, więc pozostaje tylko szukać ochłody na którejś z szerokich, piaszczystych plaż. Oczywiście kąpiel w morzu jest tylko doraźnym rozwiązaniem i trzeba przy tym pamiętać o lokalnej etykiecie, która mówi, by kąpać się wyłącznie w ubraniu, co zresztą jest powszechne w większości krajów azjatyckich. Nie zmienia to faktu, że widok dziewcząt wskakujących do wody w jeansach, długich tunikach i chustach jest nieco dziwny.

Na drogę do Kuala Terengganu wracam zwykle około 16 i jadę już do późnego wieczora, który zawsze kończy się tak samo – poszukiwaniem noclegu. Bywa, że znajduję go w miejscach zgoła nieoczekiwanych, jak ten w Kampong Penarik, gdzie w ogromnym, nadmorskim kompleksie nie ma żywego ducha oprócz jednej pilnującej osoby i mnie.

To już czwarty dzień mija, odkąd opuściłam Khota Bharu, więc przychodzi czas na pierwsze wnioski: ludzie, których spotykam są fantastyczni, niesamowicie gościnni i ciekawi świata, choć nie znamy swoich języków, to jednak komunikujemy się dość sprawnie. Mimo że większość ze spotkanych osób uważa pomysł podróżowania na rowerze za skrajnie idiotyczny, nie mówi o tym głośno, lecz skrywa swoje myśli pod szerokim, kurtuazyjnym uśmiechem. Sporządzam też bilans strat: pomimo profilaktyki pojawiły się poparzenia słoneczne, siły słabną, rower rzęzi, zatem dłuższy postój wydaje się być konieczny.

Przypominam sobie strzępy przewodnikowych informacji – podobno tuż nieopodal Kuala Terengganu jest niewielka wyspa Duyong. Mają tam znajdować się ostatnie w Malezji warsztaty, gdzie statki są budowane tylko za pomocą tradycyjnych narzędzi, tak jak dwieście, trzysta lat temu. Z ulgą trafiam do tamtejszego, nietypowego hostelu składającego się z kilku niewielkich chat osadzonych na palach, których podłoga styka się z powierzchnią rzeki. Właściciel ze stoickim spokojem przyjmują moją deklarację, że pozostanę tutaj najwyżej dwa dni, bo przecież rower, Singapur, wycieczka, zwiedzanie etc. Opuszczam to miejsce dopiero po trzech tygodniach.

  • « Poprzednia
  • 1
  • 2
  • 3
  • Następna »

Komentarze (0)

Brak komentarzy, bądź pierwszy!

Twój komentarz

Infolinia(22) 487 55 85

Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19

Wyprawy pod patronatem Etraveler.pl

  • Równoleżnik Zero 2015 – Wrocławski Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza

    Równoleżnik Zero 2015 – Wrocławski Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza

    Autor: Źródło: materiały promocyjne

    Data publikacji: 25.03.2015 09:20

    Liczba odwiedzin: 7956

    Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza Równoleżnik Zero, który odbędzie się w dniach 9-11 kwietnia 2015 r. w Mediatece (Pl. Teatralny 5) i Bibliotece Turystycznej (ul.Szewska 78) to wydarzenie skierowane do osób pragnących poczuć klimat podróżowania oraz wspaniała okazja do spotkania z podróżnikami i autorami książek. Tegoroczna edycja będzie poświęcona krajom Ameryki Północnej i Środkowej. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • Spotkanie z podróżnikiem: „Chcieć to móc” – Paweł Kilen w pięć lat po świecie

    Spotkanie z podróżnikiem: „Chcieć to móc” – Paweł Kilen w pięć lat po świecie

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 02.03.2015 10:11

    Liczba odwiedzin: 6985

    Pięcioletnia podróż Pawła Kilena w poszukiwaniu przygody i spełnienia marzeń. Z lekkim zarysem planu i z bardzo małym budżetem. Udowadnia wszystkim, a przede wszystkim sobie, że powiedzenie „Chcieć, to móc” nie jest fikcją. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • WyCHILEoutowana

    WyCHILEoutowana

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 26.09.2014 12:38

    Liczba odwiedzin: 34105

    „Nigdzie indziej na świecie nie ma tylu Niemców, którzy mówią po hiszpańsku i czczą bohatera narodowego o nazwisku O’Higgins”. Właśnie ta, zasłyszana wieki temu opinia na temat Chile pchnęła moje zainteresowania w kierunku owego chudego jak patyk kraju. Choć od tamtego czasu minęło już wiele lat, ciekawość pozostała, ale decyzja o wyjeździe zapadła dopiero niedawno. »

    Tagi: patronat medialny, ameryka południowa, chile, patagonia

  • Czas na debiut – Strefa Darien

    Czas na debiut – Strefa Darien

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 25.09.2014 10:24

    Liczba odwiedzin: 8772

    Książka Michała Zielińskiego to osobisty zapis wrażeń z wyprawy do jednego z najmniej uczęszczanych rejonów świata – południowoamerykańskiej selvy, czyli dżungli. »

    Tagi: patronat medialny

  • Kurs na Indonezję

    Kurs na Indonezję

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 19.09.2014 09:47

    Liczba odwiedzin: 11039

    Karolina i Bartek, para młodych inżynierów z Krakowa i autorów bloga Kurs na Wschód, wkrótce rusza w kolejną podróż. Tym razem zamierzają odwiedzić Indonezję, przyjmując za cel nie tylko relaks pod palmami, ale także zebranie sporej ilości materiału reporterskiego, który ma czytelnikom ich bloga pokazać azjatycki kraj od podszewki. Karolina i Bartek obierają kurs na Indonezję! »

    Tagi: patronat medialny, azja, indonezja

  • 8000 km Across Canada

    8000 km Across Canada

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 01.08.2014 16:09

    Liczba odwiedzin: 8622

    Czy można pokonać pieszo dystans 8000 km w ciągu 8 miesięcy, samotnie, bez większego wsparcia z zewnątrz, mierząc się z różnorodnymi warunkami klimatycznymi oraz terenowymi? Można, trzeba mieć tylko jasno określony cel. A taki z pewnością przyświeca Jakubowi Mudzie, który wraz z początkiem stycznia 2015 roku wybiera się w pieszą wyprawę 8000 km Across Canada, od wybrzeża Pacyfiku aż po Atlantyk. »

    Tagi: patronat medialny, ameryka północna, kanada

  • 850 km, by znaleźć dom

    850 km, by znaleźć dom

    Autor: Anna Kaca

    Data publikacji: 16.07.2014 11:07

    Liczba odwiedzin: 10388

    W tegoroczne wakacje razem z moim czworonogiem pokonam pieszo 800 km, promując adopcje psów aktywnych. Od Karkonoszy po Bieszczady będę prezentować ludziom dwa bardzo aktywne psy, które od wielu lat nie potrafią znaleźć domu. Pokaże również, że wakacje można spędzać ze swoim czworonogiem w fajny dla obu stron sposób. »

    Tagi: patronat medialny

  • Archeolodzy (znowu) w podróży – czyli autostop w Skandynawii tropami wikingów

    Archeolodzy (znowu) w podróży – czyli autostop w Skandynawii tropami wikingów

    Autor: Archeolodzy w podróży

    Data publikacji: 11.07.2014 12:45

    Liczba odwiedzin: 7870

    Minął ponad rok, odkąd grupa archeologów i jeden grafik zdecydowali się na podróż swojego życia, odwiesiła na jakiś czas pracę i studia i wyruszyła do Rosji. Teraz, projekt „Archeolodzy w Podróży” odżywa – w nieco zmienionym składzie (więcej info tutaj: http://archeolodzywpodrozy.blogspot.com/p/o-nas.html) ruszamy tym razem na północ! »

    Tagi: europa, norwegia, skandynawia, patronat medialny

  • Z uśmiechem na (Bliski) Wschód

    Z uśmiechem na (Bliski) Wschód

    Autor: Tomasz Korgol

    Data publikacji: 01.07.2014 11:07

    Liczba odwiedzin: 9436

    Celem mojej najbliższej wyprawy jest Nepal. Trasa wiedzie z Wrocławia przez Węgry, Bułgarię, Rumunię, Turcję, Gruzję, Armenię, Irak (Kurdystan), Iran, Pakistan, Indie, Nepal. Łącznie 15 tysięcy kilometrów, samotnie, autostopem. Wyprawa jest częścią projektu pod nazwą ,,Z uśmiechem na (Bliski) Wschód”. »

    Tagi: patronat medialny, azja, indie, nepal

  • Podróżować to żyć – podsumowanie I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika

    Podróżować to żyć – podsumowanie I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 30.05.2014 11:39

    Liczba odwiedzin: 6584

    W trakcie minionego I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej, któremu patronował między innymi portal Etraveler.pl, słuchacze mieli okazję nie tylko przenieść się w odległe i niezwykle różnorodne części świata, ale i dostali spory zastrzyk inspiracji, po którym na pewno niełatwo będzie wysiedzieć w domu. »

    Tagi: europa, polska, patronat medialny

  • Gobi Expedition 2014

    Gobi Expedition 2014

    Autor: Łukasz Kraka-Ćwikliński

    Data publikacji: 26.05.2014 16:34

    Liczba odwiedzin: 8351

    Wyprawa przez drugą co do wielkości pustynię na świecie zbliża się wielkimi krokami. Do jej rozpoczęcia zostały niespełna dwa miesiące, co sprawia, że jest to dobry moment, by przypomnieć zainteresowanym, na czym polega jej wyjątkowość. »

    Tagi: azja, mongolia, gobi, patronat medialny

  • Festiwal Podróżniczy u Przyrodników

    Festiwal Podróżniczy u Przyrodników

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 26.05.2014 15:10

    Liczba odwiedzin: 6522

    Już w najbliższy piątek (30.05.) rusza w Lublinie Festiwal Podróżniczy u Przyrodników. W programie znalazły się slajdowiska z całego świata: Kolumbia, Antarktyda, Portugalia, Niemcy, Słowenia, Chorwacja) oraz z Polski (Opolszczyzna i Białowieski Park Narodowy). Ideą Festiwalu jest ukazanie piękna i bogactwa przyrody w skrajnie różnych rejonach świata. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • Bałkany Trip 2014

    Bałkany Trip 2014

    Autor: BusTrip into the Wild

    Data publikacji: 12.05.2014 09:20

    Liczba odwiedzin: 58692

    Jak opisać w kilku słowach projekt BusTrip Into The Wild? 26-letni volkswagen T3, siedmioro podróżników i 12 krajów, które chcemy odwiedzić w trzy tygodnie, jak najmniejszym kosztem. »

    Tagi: patronat medialny, europa

  • I Festiwal Podróżniczy Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej

    I Festiwal Podróżniczy Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 28.04.2014 10:02

    Liczba odwiedzin: 154365

    Już 23 i 24 maja rusza w Środzie Wielkopolskiej pierwszy Festiwal Podróżniczy organizowany przez Klub Szalonego Podróżnika. Dwa dni festiwalowe będą składać się z prezentacji prelegentów o „Statuetkę Klubu Szalonego Podróżnika” za najlepszą prezentację podróżniczą, prezentacji filmów oraz relacji podróżniczych zaproszonych gości specjalnych. Poza tym na każdego z uczestników czekają liczne konkursy i atrakcje festiwalowe. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • 4 Żywioły – podróż autostopem dookoła Islandii

    4 Żywioły – podróż autostopem dookoła Islandii

    Autor: Joanna Maślankowska i Adam Wnuk

    Data publikacji: 15.04.2014 11:35

    Liczba odwiedzin: 7764

    1 miesiąc, 2 autostopowiczów i 4 żywioły do pokonania. Podczas miesięcznej wyprawy zasmakujemy dań gotowanych w rozgrzanej ziemi, wykąpiemy się w najwspanialszych wodospadach Europy, staniemy na skraju dwóch ogromnych płyt tektonicznych jednocześnie i (mam nadzieję) nie zostaniemy porwani razem z namiotem przez niezwykle silne wiatry. Wszystko to z dobytkiem na plecach i wyciągniętym w górę kciukiem. »

    Tagi: patronat medialny, europa, islandia

  • I Festiwal Podróżniczy w Środzie Wielkopolskiej

    I Festiwal Podróżniczy w Środzie Wielkopolskiej

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 21.03.2014 14:44

    Liczba odwiedzin: 252011

    24 maja 2014 r. w Ośrodku Kultury w Środzie Wielkopolskiej w ramach Średzkich Sejmików Kultury 2014 odbędzie się I Festiwal Podróżniczy zorganizowany przez poznański Klub Szalonego Podróżnika. W ramach Festiwalu przewidziane są przede wszystkim prelekcje podróżnicze, slajdowiska, dyskusje i spotkania z podróżnikami. Prelegenci przedstawią swoje dotychczasowe podróże po różnych regionach świata i opowiedzą związane z nimi historie, przygody i wrażenia. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • « Poprzednia
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • Następna »

Spotkania i imprezy podróżnicze