Dziś jest 18.04.2024

Imieniny obchodzą Apoloniusz, Bogusława, Alicja, Bogusław

Portal podróżniczy etraveler.pl

gwarancja udanych wakacji
Accredited Agent

Czy emeryt zawsze znaczy moher?

Autor: Ewa Pluta

Data publikacji: 22.12.2011 09:55

Liczba odwiedzin: 16632

Tagi: wywiady, afryka, tunezja, sousse, djerba, strefa podróżnika

Wzgardziła bujanym fotelem. Rzuciła w kąt rozkoszne, ciepłe papucie. Po 40 latach intensywnego życia rodzinno-zawodowego pojechała do Tunezji. Na jednym wypadzie się nie skończyło: drugi raz, trzeci, kolejny. O swoich wojażach zaczęła pisać na blogu. Ostatnio słyszano, jak mówiła, że nigdy nie założy moherowego beretu. Pani Jadwiga opowiada o swoich podróżach do Tunezji, o emeryckim życiu w blogosferze i planach na przyszłość.

Jadwiga Pawełkiewicz
Fot. Jadwiga Pawełkiewicz. Na statku pirackim, okolice Sousse

– Kiedy zaczęła Pani wyjeżdżać?

– Dopiero po przejściu na emeryturę. Przedtem nawet nie mogłam myśleć o takich atrakcjach jak wakacje za granicą. Nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że wyjadę do Tunezji aż siedem razy, że będę prowadzić bloga o tym kraju. Dopóki wychowywałam córkę, wszystko kręciło się wokół domu. Potem córka wyszła za mąż, pojawił się wnuczek, zamieszkali u mnie i znowu: praca-dom, dom-praca. To wstyd przyznać, ale przez 40 lat pracy zawodowej nie miałam urlopu z prawdziwego zdarzenia. Okazja nadarzyła się, gdy zamieszkałam sama i przeszłam na emeryturę. Skończyło się życie w kieracie.

– A zaczęły się „turystyczne przygody młodej emerytki”. Te przygody dzieją się głównie w Tunezji. Dlaczego?

– Bo mnie na nią stać. Pierwszy wyjazd był organizowany na wariackich papierach. Znalazłam okazyjną ofertę, miałam odłożony grosz, od córki usłyszałam: „Mamo, co ci szkodzi. Pojedź gdzieś w końcu. Należy ci się”. Wcześniej sporo czytałam o Afryce, interesowała mnie, ale na dobre wciągnęło mnie po pierwszym pobycie na Djerbie. Zaczęłam zgłębiać temat, czytać o tunezyjskiej kulturze: zwyczajach, obyczajach, życiu codziennym. Nawiązałam też kontakty z ludźmi, mieszkającymi na stałe w Tunezji; to najczęściej kobiety, które poślubiły Tunezyjczyków. Miałam więc wiadomości z pierwszej ręki.

– Chyba sporo się zmieniło w Pani życiu od momentu przejścia na emeryturę…

– Przede wszystkim to ja się zmieniłam. Stałam się bardziej otwarta na nowe sytuacje i nowych ludzi. Bardzo mnie to cieszy, bo kiedy wychowywałam córkę, raczej nie miałam czasu na życie towarzyskie. Teraz prawie z każdego wyjazdu przywożę jakieś nowe znajomości, staram się, żeby te kontakty nie wygasły. Oczywiście nic na siłę. Mogę zrobić pierwszy krok, ale jeśli widzę, że ta osoba nie ma ochoty na znajomość ze mną, od razu się wycofuję. Z jedną z koleżanek poznanych na wyjeździe rozmawiam praktycznie codziennie. Ostatnio zaprosiła mnie do Egiptu. „Jadzia, martw się tylko o kieszonkowe” – powiedziała. Cóż, trzeba jechać…:)

– Znowu w trasie. W jaki sposób emerytka zbiera budżet na wyjazd? Na Pani blogu czytam: „Rada młodej emerytki jak być ciągle młodym: odłóż co miesiąc 10% emerytury, weź szczyptę dobrego humoru, garść optymizmu, leć w nieznane i przywieź walizkę wrażeń”. To zawsze działa?

– Ziarnko do ziarnka i uzbiera się na wyjazd. Wiadomo, że z mojej emerytury nie odłożę 200 zł, ale 100 – już tak. Chociaż nie zawsze jest to możliwe, czasem coś wypada, jak np. wizyta u lekarza, więc nawet tych 100 zł nie oszczędzę. Ale ja zawsze powtarzałam i będę to robić: przy dobrym gospodarowaniu zawsze można coś odłożyć. Zresztą osoby w moim wieku nie mają już takich potrzeb jak młodsi. Nie oznacza to oczywiście, że mamy się zaniedbywać, czy karmić się wyłącznie kaszą. Po prostu wydaję mi się, że potrzeby starszych ludzi są skromniejsze, a więc nawet przy niskich emeryturach czasem jesteśmy w stanie coś odłożyć i zrobić sobie przyjemność, np. gdzieś wyjechać.

– Jak znajomi i rodziną reagują na Pani wojaże?

– Moja córka jest bardzo zadowolona. Za każdym razem kiedy wracam z Tunezji, słyszę od niej: „Pokaż mama zdjęcia” itp. A jeśli chodzi o znajomych, to nigdy nie usłyszałam czegoś w rodzaju: „Stara, głupia i jej odbija”. Jest wręcz odwrotnie:, „Ale ty masz dobrze. Też bym tak chciała”.

– Jak to się stało, że zaczęła Pani prowadzić bloga o Tunezji?

– Do prowadzenia bloga namówiła mnie koleżanka, którą poznałam na jednym z forów podróżniczych. „Jadzia załóż w końcu bloga, co ci szkodzi!” – ciągle mi powtarzała. Tłumaczę jej, że to przecież psu na budę się zda, że nikt nie będzie go czytał, że szkoda mojego wysiłku. Znajomi nie poddawali się jednak tak łatwo. Kolega z forum podrzucił mi pomysł, jak go nazwać: „Jadzia! Turystyczne przygody młodej emerytki! To jest dobra nazwa!”. W końcu postanowiłam się przełamać, poprosiłam koleżankę, żeby pomogła mi od strony technicznej. Któregoś dnia usiadłyśmy przed komputerami, każda w swoim domu i ona mnie instruowała: „Jadzia, kliknij tutaj, a teraz w tym miejscu…” i tak, krok po kroku, powstawał blog.

Bliskie spotkanie z wielbłądem. Okolice Sousse
 
Bliskie spotkanie z wielbłądem. Okolice Sousse
fot. Jadwiga Pawełkiewicz

– Dziś jest bardzo popularny. Dotychczas Pani blog odwiedziło prawie 130 tyś. osób. Dlaczego ludzie chętnie czytają o tunezyjskich, ale nie tylko, przygodach Pani Jadwigi, „młodej duchem emerytki”?

– Fakt, zaczęłam prowadzić go 3 lata temu, na początku wchodzili na niego rodzina i znajomi, z czasem grupa ludzi regularnie czytających bloga znacznie się rozrosła. Może dzieje się to dlatego, że piszę go uczciwie. Nie koloryzuje i nie owijam w bawełnę – tego akurat bardzo nie lubię. Te wyjazdy do Tunezji to cześć mojego życia, a blog stanowi dopełnienie. Zakładałam go też z myślą, żeby treści w nim zawarte, jak najwierniej przedstawiały Tunezję. Zależało mi na tym, aby blog stał się poradnikiem i jednocześnie przewodnikiem dla osób, które się tam wybierają.

– To brzmi prawie jak misja…

– Być może. Mnie po prostu oburza to, że ludzie wyjeżdżają do obcego kraju, kompletnie nic o nim nie wiedząc. Nawet nie starają się poznać innej kultury. Zamiast tego leżą przy hotelowym basenie, krytykują, a bywa, że i obgadują. Dobrze pamiętam, jak towarzystwo z wycieczki zareagowało na kobietę, która sprzątała w naszym hotelu. Całe dłonie miała pomalowane henną. „Patrzcie, ale ta to się wysmarowała” – tego typu uwagi wygłaszali nasi rodacy. Ja wiedziałam, że to nie jest żadne „smarowanie się”. Ta kobieta była świeżo upieczoną mężatką, a tamtejsza kultura nakazuje, by dłonie panny młodej malować henną w misterne wzorki. Pisałam o tym na blogu, ale żeby to zrobić, najpierw musiałam trochę przeczytać. Taki trud warto jednak sobie zadać.

– Jak zachowuje się przeciętny Polak na zagranicznych wakacjach?

– Podczas moich wizyt w Tunezji bywały momenty, że wstydziłam się za Polaków.

– Ma Pani na myśli jakąś konkretną sytuację?

Przyjaźń polsko-tunezyjska kwitnie
 
Przyjaźń polsko-tunezyjska kwitnie
fot. Jadwiga Pawełkiewicz

– Nawet kilka sytuacji. W dobrych humorach spacerujemy z koleżanką po suku. Nagle słyszymy wypowiadane prawie czystą polszczyzną: „Stara baba, Gargamel, dobra dupa”. Na początku nawet trochę się zdenerwowałam, nie wiedziałam, jak zareagować. Potem przyszła refleksja: przecież nie można od razu krytykować czy nawet skreślać tych ludzi, bo nie kto inny, ale turyści uczą ich takich zachowań. Innym razem słyszę od hotelowych gości komentarze w stylu: „Dlaczego ja mam płacić bakszysz? Przecież płacę za hotel, więc dodatkowo mam dawać im pieniądze?!”. A mnie się wydaję, że to w dobrym tonie położyć jednego dinara czy dwa dinary na poduszce. Czy dać 15 zł, żeby okazać sympatię i wdzięczność po całym tygodniu miłej obsługi to naprawdę tak dużo? A już zupełnie karygodna wydaje się sytuacja, kiedy nasi rodacy wchodzą do meczetów roznegliżowani. Weszłaby pani w bikini do kościoła?

– Krępowałabym się.

– Właśnie. A wielokrotnie widziałam, jak ludzie pchają się do meczetu w krótkich spodenkach czy wydekoltowanych bluzkach, zamiast okryć ciało tak jak tamtejszy zwyczaj nakazuje. Mnie się wydaje, że nie traktujemy tych ludzi jak równych sobie. Prowadząc swojego bloga chcę zmienić nastawienie turystów do miejscowych, chcę, żeby nie traktowali ich jak „czarnuchów”, ludzi gorszej kategorii. Wystarczy po prostu spojrzeć na nich jak na ludzi, którzy owszem, mieszkają w innym kraju, mają inny kolor skóry, ale to nie znaczy, że ich odczucia, pragnienia czy potrzeby różnią się od naszych. By się o tym przekonać, trzeba jednak do tych osób wyjść.

– Jak to zrobić na wycieczce z biura podróży, kiedy wszystko jest dobrze zorganizowane, a animatorzy troszczą się, żeby czas turysty był zapełniony od rana do wieczora?

– Nigdy nie jest tak, że w ogóle nie ma się wolnego czasu. Niektórzy mówią też, że nie mają pieniędzy, żeby wykupić wycieczkę fakultatywną, więc przez cały wyjazd nie opuszczają hotelu. Problem nie tkwi jednak w pieniądzach, lecz w chęciach. Trzeba chcieć iść na spacer, przejść się na suk, trzeba chcieć wejść do meczetu, czy choćby pojechać autobusem miejskim do innej dzielnicy, gdzie żyją „normalni” ludzie. Ja tak robiłam w trakcie wyjazdów i czułam ogromną satysfakcję, kiedy mogłam skonfrontować to, co czytałam wcześniej o Tunezji z tamtejszą rzeczywistością.

– Ostatnio głośno zrobiło się o seksturystyce w wydaniu Polek, ale nie tylko. Spotkała się Pani z tym zjawiskiem w Tunezji?

Na safari
 
Na safari
fot. Jadwiga Pawełkiewicz

– Wielokrotnie widziałam jak młody, na oko dwudziestoparoletni Tunezyjczyk spaceruje z nie pierwszej młodości panią. Nawet osobiście poznałam kiedyś taką wakacyjną parę: ona na oko 60-letnia, on – 23 lata, chodzili wpatrzeni w siebie, on jej nadskakiwał, prawił komplementy, nie opuszczał na krok. Tylko podejrzane wydaje się to, że chłopak nigdy za siebie nie płacił. Swoją drogą, ci panowie w prawieniu komplementów doszli do perfekcji, a że niejedna z nas jest łasa na czułe słówka, to łatwiej nam wpaść w sidła lokalnego amanta.

– Dlaczego ci młodzi mężczyźni mają takie powodzenie wśród turystek?

– Wydaję mi się, że kobiety z Polski ciągle mają dużo kompleksów. Nie chcę w tym momencie generalizować – mówię tylko o kobietach, które tak robią. Może się czują zaniedbywane w swoich związkach, może ich panowie nie starają się w ogóle albo starają się niewystarczająco? Jadą więc do Tunezji po przygodę, seks, odrobinę adrenaliny, no i oczywiście po czułe słówka, komplementy i wszystko to, czego nie dostają od swoich mężczyzn. Bo ci często wracają z pracy, idą spać i odwracają się plecami do swoich partnerek.

– To jedna strona medalu. Natomiast dlaczego dwudziestoletni chłopiec spotyka się z trzy razy starszą kobietą?

– Z biedy. Trudno im się dziwić. Przecież oni, pracując w turystycznych miejscowościach, tak naprawdę zarabiają grosze. Wydaje im się, że związek z Europejką to szansa, żeby wyrwać się z kraju i od razu dostać się do raju. Myślą, że wystarczy wyjechać, żeby od razu stać się bogatym. To niestety tak nie działa. O seksturystyce pisałam też na blogu. Staram się nie oceniać tych kobiet, tylko opisywać zjawisko w taki sposób, aby ludzie wzięli je pod rozwagę i spróbowali skomentować. Napisałam: drogie panie, jeśli już wam tak imponują ci panowie i to, w jaki sposób się zachowują, to traktujcie to jako wakacyjną przygodę, nie traktujcie wakacyjnego zauroczenia czy fascynacji jak miłości. Nazywając to, co się tam dzieje miłością, można wpakować się w uczuciowe problemy, a po co? Z komentarzy pod wpisem dowiedziałam się, że jestem pruderyjna, plotkara i moher. A ja moherem się nie czuję!

– A jak się Pani czuje?

– Czuję, że mam dużo siły i werwy, a poza tym sporo wolnego czasu, a więc chętnie bym coś jeszcze porobiła. Nudne jest to życie bez żadnego zajęcia. W trakcie jednego z wyjazdów zdecydowałam się na parasailing. Adrenalina była tak duża, że praktycznie zapomniałam o strachu. Pomyślałam wtedy: „Przecież ja jeszcze nie stoję nad grobem! Co mi szkodzi spróbować? Pal sześć, czy mnie szlag trafi na ulicy w Warszawie, czy tam”. Nie boję się nowości. Pisałam nawet do wielu biur podróży, czy nie chcieliby mnie, „turystycznie doświadczonej” osoby do tzw. study tour: jechać, oglądać i oceniać hotele, robić zdjęcia. Nikt nie odpowiedział. Ale nie tracę nadziei. Ostatnio moja znajoma, wróżka, przepowiedziała mi, że czekają mnie kolejne wyprawy. I nie będę na nich sama. Zapytałam ją: „Powiedz mi, trafi się jeszcze jakiś facet?”.

Powiedziała też, zupełnie poważnie: „To, co robisz teraz, wróci do ciebie w postaci satysfakcji i celu życia”. Tej wersji się trzymajmy.

  • « Poprzednia
  • 1
  • 2
  • 3
  • Następna »

Komentarze (35)

  • Zbyszek_krk (gość)

    Zbyszek_krk (gość)

    27.09.14, 20:50

    Trochę mi przykro że emeryt kojarzy się innym z ciepłymi kapciami i kotem na kolanach. Ja mam jeszcze sporo werwy i apetytu na życie dlatego zanurkowałem na rafie w Egipcie. Zrobiłem to w zeszłym roku w Sharm. Byłem zachwycony podwodną przyrodą. W tym roku wybrałem się ale na pustynię. Znalazłem objazd po Tunezji "Plaże i oazy". Jestem oczarowany pustynią , górskim oazami Chebika i Tamerza. Duz, słone Jezioro. Długo by wymieniać. Tunezja mnie zauroczyła. Pojechałem z biurem Alfa Star bo ceny przystępne. Jak dla seniora w sam raz .

    Zgłoś

  • Mirka (gość)

    Mirka (gość)

    05.09.14, 13:08

    gratuluję Pani Jadwigo :-) ja sama mam już trochę lat, nie będę pisać ile, i też dopiero na emeryturze zaczęłam więcej wyjeżdżać. ostatnio byłam w Egipcie z alfa starem i zrealizowałam swoje wielkie marzenie - popłynęłam w rejs po Nilu. Nigdy nie jest za póżno, żeby realizować marzenia :-)

    Zgłoś

  • Jagoda (gość)

    Jagoda (gość)

    29.06.12, 22:01

    Tereso, trzeba tylko chcieć a napewno się uda. Trzymam kciuki

    Zgłoś

  • teresa.olczak@...

    teresa.olczak@...

    10.06.12, 10:23

    Może mi też się uda!

    Zgłoś

  • Jagoda (gość)

    Jagoda (gość)

    26.04.12, 20:49

    Zbigniewie, wszystko co piszesz jest mi zupełnie obce. Wprawdzie mam swoje lata ale ciągle nieukształtowany kręgosłup ideologiczny. Zresztą ja nie daję się naginać do żadnych zasad, a więc moherem czuć się nie mogę.

    Zgłoś

  • Zbigniew (gość)

    Zbigniew (gość)

    26.04.12, 17:00

    Mohery to ludzie którzy muszą mieć nad sobą jakiegoś Pana. Pan Tata ustawia ich jak mają postępować w drodze do wiecznej szczęśliwości - raju. Mohery przeszły "pranie mózgu", ich życie to nieustające modły, umartwianie się i cierpienie które ma prowadzić do "zbawienia". No i oczywiście łożenie kasy na jedyne polskie radio Maryja i TV TRWAM.Obecnie Tata zagrzewa do walki o "multipleks". A rzeczywistości to chodzi o kasę, władzę i zemstę; bo Tacie cofnięto ponad 27 mln zł z budżetu na kopanie dziur w ziemi - "tej ziemi". Biedne "Mohery" podróżują od Torunia do Częstochowy na wezwanie Taty, obecność obowiązkowa. Ci ludzie działają w jakimś średniowiecznym amoku. Pozdrawiam.

    Zgłoś

  • Jagoda (gość)

    Jagoda (gość)

    29.02.12, 21:22

    Ten artykuł nie jest konkursowy

    Zgłoś

  • elaplo@...

    elaplo@...

    26.02.12, 21:34

    Hejka - kurcze Jadzieńko, głosuję i głosuję a czy ten Twój super artykuł bierze udział w konkursie?

    Zgłoś

  • Jagoda

    Jagoda

    04.01.12, 17:03

    Siostrę podziwiam, ale nie wiem czy zdołam jej dorównać. A Bycie emerytem może być ekscytujące, a nie nudne.

    Zgłoś

  • Ewa P. (gość)

    Ewa P. (gość)

    04.01.12, 16:20

    Jeśli bez zadyszki na 10 piętro, to chylę czoła:) Pani Jadwigo, powodzenia w realizacji planów!!!

    Zgłoś

  • Jagoda

    Jagoda

    02.01.12, 17:31

    Pani Ewo, Na ten Praski Uniwersytet uczęszcza moja 75 letnia siostra. Nawet uczestniczy w chórze i bardzo sobie chwali te zajęcia. Ostatnio nagrali kolędy. Teraz siostra będzie w akcji Jurka Owsiaka - bieg Nordik Walking. Trzeba jakoś zająć sobie czas.Przy okazji zazdroszczę jej kondycji, wchodzi do mnie na 10 piętro schodami ...... bez zadyszki

    Zgłoś

  • Ewa P. (gość)

    Ewa P. (gość)

    02.01.12, 16:09

    Pani Jadwigo, ostatnio miałam okazję i przyjemność rozmawiać z jedną założycielek Uniwersytetu III Wieku na Pradze. I ta Pani opowiadała fantastyczne rzeczy: chętnych jest tak wiele, że na niektóre wykłady muszą dostawiać dodatkowe krzesła, a na niektóre zajęcia, jak informatyka, trzeba czekać w kolejce! Poza tym organizują dużo wyjazdów w rozsądnych cenach. Duch w seniorach nie ginie:) Powodzenia w realizacji edukacyjnych planów!

    Zgłoś

  • Jagoda

    Jagoda

    30.12.11, 16:08

    Ja właśnie w połowie stycznia mam zamiar zapisać się na Uniwersytet III Wieku. Są tam genialne spotkania z ciekawymi ludźmi, ponadto są zajęcia które mnie interesują np. taniec, basen, rehabilitacja itp. Moja starsza o 12 lat siostra uczęszcza od 3 lat na swój Praski Uniwersytet i jest bardzo zadowolona. Jest to też sposób na poznanie nowych ludzi, zawarcie nowych przyjaźni. Jedno jest pewne, nie wolno się izolować.

    Zgłoś

  • Ewa P. (gość)

    Ewa P. (gość)

    30.12.11, 12:52

    Pani Jadwigo, widzę, że wywiad z Panią wzbudził sporo emocji:) Mnie to osobiście bardzo cieszy. Chciałabym, żeby więcej dyskutowano na temat osób starszych, żeby one same nie czuły się marginalizowane. Bo wyjazdy, czy prowadzenie bloga to jeden ze sposobów na sensowne zagospodarowanie sobie czasu. A tych sposobów są pewnie tysiące, tylko trzeba trzeba o tym mówić, pisać i zachęcać ludzi starszych, emerytowanych do aktywności, pokazywać różne scenariusze tzw. jesieni życia. A scenariusz z wyjazdami w roli głównej działa mi mocno na wyobraźnię:) Pozdrawiam!

    Zgłoś

  • Jagoda

    Jagoda

    27.12.11, 22:19

    Mirko, taki był zamysł Pani Redaktorki, aby pokazać, że ludzie starsi też jeszcze mają prawa do przyjemności. Będąc młodszym mieliśmy przecież inne priorytety życiowe. Teraz mając więcej czasu warto się zrealizować. Pozdrawiam

    Zgłoś

  • Mirka (gość)

    Mirka (gość)

    27.12.11, 21:31

    czytam z wypiekami na twarzy:)my ludzie starsi wychowani w innych czasach mamy na emeryturze naprawde niewiele przyjemnosci. anka natomiast to typowa forumowiczka negujaca wszystko i wszystkich... niestety takich osob nic nie zadowoli. pozdrawiam i nic tylko brac przyklad.

    Zgłoś

  • Jagoda

    Jagoda

    27.12.11, 15:22

    Odpowiedź dla Anki. Nie wiem ile Pani ma lat, za eksperta się nie uważam. Natomiast chodzi o przełamanie sposobu myślenia i jak napisał Tommy chodzi o umiejętność zorganizowania sobie życia i swojej pasji po 60-tce. Anka wg mnie ma fatalne spojrzenie na ludzi starszych. Przykro mi to czytać. Wg niej ludzie po 60tce to stare zgnuśniałe pryki. Czy my nie mamy prawa do radości?

    Zgłoś

  • Tommy (gość)

    Tommy (gość)

    27.12.11, 15:07

    Anka głu..a jesteś! Właśnie o to chodzi - o wiek i aktywność po 60 tce! O to że w Polsce ludzie na emeryturze gnuśnieją i nie mają pasji! Nikt nie dodał tutaj tego tekstu jako niesamowitej relacji z podróży tylko jako portret osoby, która postanawia działać nie zważając na wiek lub właśnie ze względu na wiek. Przemyśl to DZIEWCZYNO KOCHANA!

    Zgłoś

  • Anka (gość)

    Anka (gość)

    27.12.11, 13:50

    Nie wiem co się tak wszyscy podniecacie. Rzeczywiście wielka mi rzecz wyjechać na wycieczkę zorganizowaną i udawać eksperta. Dla mnie Pani Jadwiga nie robi niczego nadzwyczajnego a cała kwestia rozbija się o wiek. Gdyby sprawa dotyczyła młodszej osoby to w ogóle nikt nic by o takim podróżowaniu nie napisał. I tyle na ten temat.

    Zgłoś

  • Jagoda

    Jagoda

    26.12.11, 19:15

    Zapału mi nie brakuje. Uważam, że nam ludziom po 60-tce też się coś od życia należy. Wystarczy mieć młodą duszę zapał do podróży no i trochę kasy.

    Zgłoś


Zamknij

Twój komentarz

Infolinia(22) 487 55 85

Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19

Wyszukiwarka lotów

Osoby podróżujące

Osoby podróżujące