Dziś jest 01.05.2024

Imieniny obchodzą Józef, Jeremi, Lubomir, Aniela

Portal podróżniczy etraveler.pl

gwarancja udanych wakacji
Accredited Agent

Czy emeryt zawsze znaczy moher?

Autor: Ewa Pluta

Data publikacji: 22.12.2011 09:55

Liczba odwiedzin: 16749

Tagi: wywiady, afryka, tunezja, sousse, djerba, strefa podróżnika

Wzgardziła bujanym fotelem. Rzuciła w kąt rozkoszne, ciepłe papucie. Po 40 latach intensywnego życia rodzinno-zawodowego pojechała do Tunezji. Na jednym wypadzie się nie skończyło: drugi raz, trzeci, kolejny. O swoich wojażach zaczęła pisać na blogu. Ostatnio słyszano, jak mówiła, że nigdy nie założy moherowego beretu. Pani Jadwiga opowiada o swoich podróżach do Tunezji, o emeryckim życiu w blogosferze i planach na przyszłość.

Jadwiga Pawełkiewicz
Fot. Jadwiga Pawełkiewicz. Na statku pirackim, okolice Sousse

– Kiedy zaczęła Pani wyjeżdżać?

– Dopiero po przejściu na emeryturę. Przedtem nawet nie mogłam myśleć o takich atrakcjach jak wakacje za granicą. Nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że wyjadę do Tunezji aż siedem razy, że będę prowadzić bloga o tym kraju. Dopóki wychowywałam córkę, wszystko kręciło się wokół domu. Potem córka wyszła za mąż, pojawił się wnuczek, zamieszkali u mnie i znowu: praca-dom, dom-praca. To wstyd przyznać, ale przez 40 lat pracy zawodowej nie miałam urlopu z prawdziwego zdarzenia. Okazja nadarzyła się, gdy zamieszkałam sama i przeszłam na emeryturę. Skończyło się życie w kieracie.

– A zaczęły się „turystyczne przygody młodej emerytki”. Te przygody dzieją się głównie w Tunezji. Dlaczego?

– Bo mnie na nią stać. Pierwszy wyjazd był organizowany na wariackich papierach. Znalazłam okazyjną ofertę, miałam odłożony grosz, od córki usłyszałam: „Mamo, co ci szkodzi. Pojedź gdzieś w końcu. Należy ci się”. Wcześniej sporo czytałam o Afryce, interesowała mnie, ale na dobre wciągnęło mnie po pierwszym pobycie na Djerbie. Zaczęłam zgłębiać temat, czytać o tunezyjskiej kulturze: zwyczajach, obyczajach, życiu codziennym. Nawiązałam też kontakty z ludźmi, mieszkającymi na stałe w Tunezji; to najczęściej kobiety, które poślubiły Tunezyjczyków. Miałam więc wiadomości z pierwszej ręki.

– Chyba sporo się zmieniło w Pani życiu od momentu przejścia na emeryturę…

– Przede wszystkim to ja się zmieniłam. Stałam się bardziej otwarta na nowe sytuacje i nowych ludzi. Bardzo mnie to cieszy, bo kiedy wychowywałam córkę, raczej nie miałam czasu na życie towarzyskie. Teraz prawie z każdego wyjazdu przywożę jakieś nowe znajomości, staram się, żeby te kontakty nie wygasły. Oczywiście nic na siłę. Mogę zrobić pierwszy krok, ale jeśli widzę, że ta osoba nie ma ochoty na znajomość ze mną, od razu się wycofuję. Z jedną z koleżanek poznanych na wyjeździe rozmawiam praktycznie codziennie. Ostatnio zaprosiła mnie do Egiptu. „Jadzia, martw się tylko o kieszonkowe” – powiedziała. Cóż, trzeba jechać…:)

– Znowu w trasie. W jaki sposób emerytka zbiera budżet na wyjazd? Na Pani blogu czytam: „Rada młodej emerytki jak być ciągle młodym: odłóż co miesiąc 10% emerytury, weź szczyptę dobrego humoru, garść optymizmu, leć w nieznane i przywieź walizkę wrażeń”. To zawsze działa?

– Ziarnko do ziarnka i uzbiera się na wyjazd. Wiadomo, że z mojej emerytury nie odłożę 200 zł, ale 100 – już tak. Chociaż nie zawsze jest to możliwe, czasem coś wypada, jak np. wizyta u lekarza, więc nawet tych 100 zł nie oszczędzę. Ale ja zawsze powtarzałam i będę to robić: przy dobrym gospodarowaniu zawsze można coś odłożyć. Zresztą osoby w moim wieku nie mają już takich potrzeb jak młodsi. Nie oznacza to oczywiście, że mamy się zaniedbywać, czy karmić się wyłącznie kaszą. Po prostu wydaję mi się, że potrzeby starszych ludzi są skromniejsze, a więc nawet przy niskich emeryturach czasem jesteśmy w stanie coś odłożyć i zrobić sobie przyjemność, np. gdzieś wyjechać.

– Jak znajomi i rodziną reagują na Pani wojaże?

– Moja córka jest bardzo zadowolona. Za każdym razem kiedy wracam z Tunezji, słyszę od niej: „Pokaż mama zdjęcia” itp. A jeśli chodzi o znajomych, to nigdy nie usłyszałam czegoś w rodzaju: „Stara, głupia i jej odbija”. Jest wręcz odwrotnie:, „Ale ty masz dobrze. Też bym tak chciała”.

– Jak to się stało, że zaczęła Pani prowadzić bloga o Tunezji?

– Do prowadzenia bloga namówiła mnie koleżanka, którą poznałam na jednym z forów podróżniczych. „Jadzia załóż w końcu bloga, co ci szkodzi!” – ciągle mi powtarzała. Tłumaczę jej, że to przecież psu na budę się zda, że nikt nie będzie go czytał, że szkoda mojego wysiłku. Znajomi nie poddawali się jednak tak łatwo. Kolega z forum podrzucił mi pomysł, jak go nazwać: „Jadzia! Turystyczne przygody młodej emerytki! To jest dobra nazwa!”. W końcu postanowiłam się przełamać, poprosiłam koleżankę, żeby pomogła mi od strony technicznej. Któregoś dnia usiadłyśmy przed komputerami, każda w swoim domu i ona mnie instruowała: „Jadzia, kliknij tutaj, a teraz w tym miejscu…” i tak, krok po kroku, powstawał blog.

Bliskie spotkanie z wielbłądem. Okolice Sousse
 
Bliskie spotkanie z wielbłądem. Okolice Sousse
fot. Jadwiga Pawełkiewicz

– Dziś jest bardzo popularny. Dotychczas Pani blog odwiedziło prawie 130 tyś. osób. Dlaczego ludzie chętnie czytają o tunezyjskich, ale nie tylko, przygodach Pani Jadwigi, „młodej duchem emerytki”?

– Fakt, zaczęłam prowadzić go 3 lata temu, na początku wchodzili na niego rodzina i znajomi, z czasem grupa ludzi regularnie czytających bloga znacznie się rozrosła. Może dzieje się to dlatego, że piszę go uczciwie. Nie koloryzuje i nie owijam w bawełnę – tego akurat bardzo nie lubię. Te wyjazdy do Tunezji to cześć mojego życia, a blog stanowi dopełnienie. Zakładałam go też z myślą, żeby treści w nim zawarte, jak najwierniej przedstawiały Tunezję. Zależało mi na tym, aby blog stał się poradnikiem i jednocześnie przewodnikiem dla osób, które się tam wybierają.

– To brzmi prawie jak misja…

– Być może. Mnie po prostu oburza to, że ludzie wyjeżdżają do obcego kraju, kompletnie nic o nim nie wiedząc. Nawet nie starają się poznać innej kultury. Zamiast tego leżą przy hotelowym basenie, krytykują, a bywa, że i obgadują. Dobrze pamiętam, jak towarzystwo z wycieczki zareagowało na kobietę, która sprzątała w naszym hotelu. Całe dłonie miała pomalowane henną. „Patrzcie, ale ta to się wysmarowała” – tego typu uwagi wygłaszali nasi rodacy. Ja wiedziałam, że to nie jest żadne „smarowanie się”. Ta kobieta była świeżo upieczoną mężatką, a tamtejsza kultura nakazuje, by dłonie panny młodej malować henną w misterne wzorki. Pisałam o tym na blogu, ale żeby to zrobić, najpierw musiałam trochę przeczytać. Taki trud warto jednak sobie zadać.

– Jak zachowuje się przeciętny Polak na zagranicznych wakacjach?

– Podczas moich wizyt w Tunezji bywały momenty, że wstydziłam się za Polaków.

– Ma Pani na myśli jakąś konkretną sytuację?

Przyjaźń polsko-tunezyjska kwitnie
 
Przyjaźń polsko-tunezyjska kwitnie
fot. Jadwiga Pawełkiewicz

– Nawet kilka sytuacji. W dobrych humorach spacerujemy z koleżanką po suku. Nagle słyszymy wypowiadane prawie czystą polszczyzną: „Stara baba, Gargamel, dobra dupa”. Na początku nawet trochę się zdenerwowałam, nie wiedziałam, jak zareagować. Potem przyszła refleksja: przecież nie można od razu krytykować czy nawet skreślać tych ludzi, bo nie kto inny, ale turyści uczą ich takich zachowań. Innym razem słyszę od hotelowych gości komentarze w stylu: „Dlaczego ja mam płacić bakszysz? Przecież płacę za hotel, więc dodatkowo mam dawać im pieniądze?!”. A mnie się wydaję, że to w dobrym tonie położyć jednego dinara czy dwa dinary na poduszce. Czy dać 15 zł, żeby okazać sympatię i wdzięczność po całym tygodniu miłej obsługi to naprawdę tak dużo? A już zupełnie karygodna wydaje się sytuacja, kiedy nasi rodacy wchodzą do meczetów roznegliżowani. Weszłaby pani w bikini do kościoła?

– Krępowałabym się.

– Właśnie. A wielokrotnie widziałam, jak ludzie pchają się do meczetu w krótkich spodenkach czy wydekoltowanych bluzkach, zamiast okryć ciało tak jak tamtejszy zwyczaj nakazuje. Mnie się wydaje, że nie traktujemy tych ludzi jak równych sobie. Prowadząc swojego bloga chcę zmienić nastawienie turystów do miejscowych, chcę, żeby nie traktowali ich jak „czarnuchów”, ludzi gorszej kategorii. Wystarczy po prostu spojrzeć na nich jak na ludzi, którzy owszem, mieszkają w innym kraju, mają inny kolor skóry, ale to nie znaczy, że ich odczucia, pragnienia czy potrzeby różnią się od naszych. By się o tym przekonać, trzeba jednak do tych osób wyjść.

– Jak to zrobić na wycieczce z biura podróży, kiedy wszystko jest dobrze zorganizowane, a animatorzy troszczą się, żeby czas turysty był zapełniony od rana do wieczora?

– Nigdy nie jest tak, że w ogóle nie ma się wolnego czasu. Niektórzy mówią też, że nie mają pieniędzy, żeby wykupić wycieczkę fakultatywną, więc przez cały wyjazd nie opuszczają hotelu. Problem nie tkwi jednak w pieniądzach, lecz w chęciach. Trzeba chcieć iść na spacer, przejść się na suk, trzeba chcieć wejść do meczetu, czy choćby pojechać autobusem miejskim do innej dzielnicy, gdzie żyją „normalni” ludzie. Ja tak robiłam w trakcie wyjazdów i czułam ogromną satysfakcję, kiedy mogłam skonfrontować to, co czytałam wcześniej o Tunezji z tamtejszą rzeczywistością.

– Ostatnio głośno zrobiło się o seksturystyce w wydaniu Polek, ale nie tylko. Spotkała się Pani z tym zjawiskiem w Tunezji?

Na safari
 
Na safari
fot. Jadwiga Pawełkiewicz

– Wielokrotnie widziałam jak młody, na oko dwudziestoparoletni Tunezyjczyk spaceruje z nie pierwszej młodości panią. Nawet osobiście poznałam kiedyś taką wakacyjną parę: ona na oko 60-letnia, on – 23 lata, chodzili wpatrzeni w siebie, on jej nadskakiwał, prawił komplementy, nie opuszczał na krok. Tylko podejrzane wydaje się to, że chłopak nigdy za siebie nie płacił. Swoją drogą, ci panowie w prawieniu komplementów doszli do perfekcji, a że niejedna z nas jest łasa na czułe słówka, to łatwiej nam wpaść w sidła lokalnego amanta.

– Dlaczego ci młodzi mężczyźni mają takie powodzenie wśród turystek?

– Wydaję mi się, że kobiety z Polski ciągle mają dużo kompleksów. Nie chcę w tym momencie generalizować – mówię tylko o kobietach, które tak robią. Może się czują zaniedbywane w swoich związkach, może ich panowie nie starają się w ogóle albo starają się niewystarczająco? Jadą więc do Tunezji po przygodę, seks, odrobinę adrenaliny, no i oczywiście po czułe słówka, komplementy i wszystko to, czego nie dostają od swoich mężczyzn. Bo ci często wracają z pracy, idą spać i odwracają się plecami do swoich partnerek.

– To jedna strona medalu. Natomiast dlaczego dwudziestoletni chłopiec spotyka się z trzy razy starszą kobietą?

– Z biedy. Trudno im się dziwić. Przecież oni, pracując w turystycznych miejscowościach, tak naprawdę zarabiają grosze. Wydaje im się, że związek z Europejką to szansa, żeby wyrwać się z kraju i od razu dostać się do raju. Myślą, że wystarczy wyjechać, żeby od razu stać się bogatym. To niestety tak nie działa. O seksturystyce pisałam też na blogu. Staram się nie oceniać tych kobiet, tylko opisywać zjawisko w taki sposób, aby ludzie wzięli je pod rozwagę i spróbowali skomentować. Napisałam: drogie panie, jeśli już wam tak imponują ci panowie i to, w jaki sposób się zachowują, to traktujcie to jako wakacyjną przygodę, nie traktujcie wakacyjnego zauroczenia czy fascynacji jak miłości. Nazywając to, co się tam dzieje miłością, można wpakować się w uczuciowe problemy, a po co? Z komentarzy pod wpisem dowiedziałam się, że jestem pruderyjna, plotkara i moher. A ja moherem się nie czuję!

– A jak się Pani czuje?

– Czuję, że mam dużo siły i werwy, a poza tym sporo wolnego czasu, a więc chętnie bym coś jeszcze porobiła. Nudne jest to życie bez żadnego zajęcia. W trakcie jednego z wyjazdów zdecydowałam się na parasailing. Adrenalina była tak duża, że praktycznie zapomniałam o strachu. Pomyślałam wtedy: „Przecież ja jeszcze nie stoję nad grobem! Co mi szkodzi spróbować? Pal sześć, czy mnie szlag trafi na ulicy w Warszawie, czy tam”. Nie boję się nowości. Pisałam nawet do wielu biur podróży, czy nie chcieliby mnie, „turystycznie doświadczonej” osoby do tzw. study tour: jechać, oglądać i oceniać hotele, robić zdjęcia. Nikt nie odpowiedział. Ale nie tracę nadziei. Ostatnio moja znajoma, wróżka, przepowiedziała mi, że czekają mnie kolejne wyprawy. I nie będę na nich sama. Zapytałam ją: „Powiedz mi, trafi się jeszcze jakiś facet?”.

Powiedziała też, zupełnie poważnie: „To, co robisz teraz, wróci do ciebie w postaci satysfakcji i celu życia”. Tej wersji się trzymajmy.

  • « Poprzednia
  • 1
  • 2
  • 3
  • Następna »

Komentarze (35)

  • Michał (gość)

    Michał (gość)

    26.12.11, 17:52

    Tak powinno wyglądać życie na emeryturze! Jedynie przydałoby się więcej kasy na realizację wyjazdów i wypraw. Podziękowania dla redakcji etraveler.pl za udostępnienie funkcjonalności komentowania tekstów! Wreszcie zacznie się tu coś dziać :) Pani Jagodo wytrwałości w propagowaniu aktywnego trybu życia wśród polskich emerytów! Pozdrawiam z szacunkiem!

    Zgłoś

  • DŻESIKA (gość)

    DŻESIKA (gość)

    26.12.11, 17:41

    Jagódko - tak trzymać!!! Czy ludziom po 60-tce już nic się od życia nie należy? Najwyższy czas czerpać z życia wszystko co można i Oby jak najdłużej !!!

    Zgłoś

  • Jagoda

    Jagoda

    26.12.11, 10:33

    właśnie w tym tkwi sedno. To naprawdę niewielki trud znaleźć i poczytać nawet w necie co dzieje się w kraju do którego lecimy. Co warto zwiedzić, jaka jest historia np. zabytków. Zwyczaje i obyczaje są bardzo ważne. Zdobywając wcześniej wiedzę nie będziemy zdziwieni jakąś sytuacją. Przewodniki nawet najlepsze nie oddają całej wiedzy. Oprócz bloga mam w prezencie egzemplarze autorskie o historii Tunezji, oraz o mozaikach. Autorka Helena Nabli jest Polką mieszkającą od blisko 30 lat w Tunisie.

    Zgłoś

  • ciekawy swiata (gość)

    ciekawy swiata (gość)

    26.12.11, 08:30

    Takie podejście do zwiedzanego kraju pozwala zobaczyć więcej. Przewodnik podczas krótkiej wycieczki nie jest w stanie przekazać dużej ilości wiedzy. Gdy sami zadamy sobie wcześniej trochę trudu to będziemy widzieć i czuć więcej podczas odbywanej podróży.

    Zgłoś

  • Jagoda

    Jagoda

    24.12.11, 09:33

    Jestem pod wrażeniem oceny mojego wywiadu. Tommy - jeśli mama ma tyle zapału turystycznego co ja to zdecyduje się na wyjazd. Tośka - Indie (pomyślę o tym). Niestety życie kręci się wokół pieniędzy. Indie fascynują mnie choćby z filmów Bollywood, pełne kolorów, wspaniałej muzyki. Dziękuję Wam wszystkim za słowa otuchy. Teraz już naprawdę nie ma podstaw aby emeryci byli postrzegani jak mohery.

    Zgłoś

  • Tośka (gość)

    Tośka (gość)

    24.12.11, 08:26

    Co do wyjazdów zorganizowanych to także uważam że nie mają sensu jeżeli mają skończyć się wyłącznie na plażowaniu i zajadaniu się do bólu. No chyba że ktoś faktycznie leci tylko po to żeby całkowicie odpocząć i nic więcej go nie interesuje. Prawdziwy wyjazd ma sens dopiero wtedy, gdy schodzimy z utartego szlaku, poznajemy lokalną ludność, kulturę itp. Ja zdecydowanie wybieram wyjazdy samodzielne, bez biura podróży. Polecam Pani Azję, bo nie jest bardzo wymagająca a wydaję mi się że nie ma bardziej ciekawego kontynentu (tylko moja opinia). Dodatkowo naprawdę można to zorganizowac samodzielnie za rozsądne pieniądze (np. Indie)

    Zgłoś

  • Tommy (gość)

    Tommy (gość)

    24.12.11, 08:10

    Pani Jagodo, jestem pod wrażeniem :) Chyba jako dodatkowy prezent pod choinkę prześlę mojej Mamie tekst o Pani. Może również zdecyduje się wyruszyć za swoją przygodą. Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt oraz wielu udanych podróży w nadchodzącym roku!

    Zgłoś

  • Jagoda

    Jagoda

    24.12.11, 07:53

    Bardzo dziękuję za miłe słowa. Własnie taki cel przyświecał mi zakładając bloga, aby czerpać wiedzę której w przewodnikach się nikt nie doczyta. A na forach turystycznych można znaleźć jedynie dyskusję czy posiłki ciepłe, czy wystarczy i tp. Ja obrałam inny cel. Czy mi się udaje to osiągnąć decyzja oceny należy do Was.

    Zgłoś

  • ciekawy swiata (gość)

    ciekawy swiata (gość)

    24.12.11, 07:26

    Jagódko bardzo fajny wywiad. A kto jest zainteresowany w większym stopniu Tunezją powinien koniecznie czytać Twój blog bo to skarbnica wiedzy o tym kraju. Życzę jak najwięcej podróży do tego niezwykłego zakątka Afryki.

    Zgłoś

  • Elzbieta (gość)

    Elzbieta (gość)

    23.12.11, 23:44

    Witaj Koleżanko !!! Z wielką przyjemnością czytam Twojego bloga. Zaczynam myśleć coraz poważniej by brać z Ciebie dobry przykład. Zrezygnować z kanapy i .......czekoladek.!!!! Pozdrawiam serdecznie.

    Zgłoś

  • Jastin (gość)

    Jastin (gość)

    23.12.11, 23:00

    artykul super;niejedna osoba moglaby sie nauczyc od Ciebie takiego podejscia do zycia.Podroze ksztalca i to wlasnie dzieki nim spogladamy potem na zycie zupelnie "innym okiem".Gratuluje Jadziu

    Zgłoś

  • Jagoda

    Jagoda

    23.12.11, 16:54

    Zbyszku, o to właśnie chodzi by wreszcie na emeryturze zrobić coś dla siebie. Ja właśnie odnowiłam kontakt z dziennikarzem i fotografem poznanym na Djerbie. Pewnie będą z tego nowe notki na bloga. POzdrawiam

    Zgłoś

  • zbycho08 (gość)

    zbycho08 (gość)

    23.12.11, 16:44

    Dopiero po 60,mozna tak naprawde zaczac zyc,dzieci odchowane,wnuki juz nie w pieluszkach,teraz my jeszcze nie staruszkowie mozemy po swiecie poszalec,Jadziu biore z Ciebie przyklad....pozdrawiam

    Zgłoś

  • Jagoda

    Jagoda

    23.12.11, 12:46

    Dzięki, nie można dyskryminować ludzi tylko dlatego, że mają czarną skórę. A podejście do życia - tak to widzę i tak czuję. A 60-tka nic nie znaczy, trzeba być młodym psychicznie.

    Zgłoś

  • GOSKITA (gość)

    GOSKITA (gość)

    23.12.11, 11:41

    Brawo to mi się podoba ,prawidłowe podejście do życia.Nawet po 60 można jeszcze coś z życia wycisnąć !!!!

    Zgłoś


Zamknij

Twój komentarz

Infolinia(22) 487 55 85

Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19

Wyszukiwarka lotów

Osoby podróżujące

Osoby podróżujące