Dziś jest 12.12.2024
Imieniny obchodzą Aleksander, Adelajda, Dagmara, Joanna
Autor: Damian Laskowski
Data publikacji: 11.04.2014 12:25
Liczba odwiedzin: 128836
Tagi: europa, finlandia, laponia, relacje, ekstremalnie, park narodowy lemmenjoki, ekstremalnie relacje z podróży
Wyobraź sobie, że biwakujesz na lodzie ogromnego jeziora. Jest Ci ciepło, bo zanurzyłeś się w śpiworze – jedynym miejscu, w którym nie zamarzniesz tej nocy. Jesteś już gotowy do snu. Piszesz coś jeszcze w swoim dzienniku, za chwilę zamierzasz zasnąć. Wtedy dobiega odgłos pękającego lodu, woda uderza o tafle akurat pod twoim namiotem robiąc ogromny huk.
Twoje serce bije jak młot, nogi robią się, jak z waty. To dla ciebie zupełnie nowa sytuacja. Wybiegasz z namiotu, by sprawdzić co się dzieje. Stoisz na ciemnym lodowym pustkowiu. Wieje mocny wiatr, jest około -25 stopni Celsjusza. Żadnych pęknięć w pobliżu. Wracasz i próbujesz zasnąć, ale sytuacja powtarza się regularnie przez całą noc. Jesteś bezradny, bo musisz być w tym namiocie. Z jednej strony wiesz, że lód ma ponad metr grubości, z drugiej – zdajesz sobie sprawę, że, gdyby faktycznie pękło, to po Tobie. Nie śpisz całą noc, wpadasz jedynie w dziwne drzemki, które zakłócają te cholerne dźwięki. Z niecierpliwością wyczekujesz poranka. Noc się dłuży. Przed piątą nad ranem zaczynasz zwijać obóz i idziesz dalej.
By dostać się do Pulju, małej wioski na północy Finlandii, musiałem lecieć trzema samolotami, jechać kilka godzin autobusem, a na końcu… złapać taksówkę. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby nie fakt, że miałem kulę u nogi w postaci 45-kilogramowych sanek. Już samo dotarcie z tym wszystkim bez strat było małym sukcesem.
Pierwszego dnia wyprawy wyszedłem dość późno, bo przed 14. Miałem, więc tylko kilka godzin marszu. To dobra rozgrzewka na początek. Było -10 stopni Celsjusza, słońce nieśmiało przedzierało się przez chmury.
Idzie się łatwo i przyjemnie. Krok za krokiem posuwam się na rakietach śnieżnych. Nie śpieszę się nigdzie. Robię postój, nagle słyszę szelest nart. Odwracam się i widzę narciarza. Ciśnie nienaganną techniką łyżwową. Ma sportowy kombinezon i zamarznięte gile pod nosem.
Zatrzymuje się zdziwiony widokiem, zagaduje coś po fińsku. Od razu przechodzimy na angielski, ale nie jest zbyt rozmowny. Zerka na mnie, na moje sanie, znowu na mnie i krótką pogawędkę puentuje zdaniem – „You are very hard guy” i rusza dalej. Nie zdążam nawet odkręcić termosu, a on już wraca, macha mi i biegnie z powrotem do cywilizacji.
Dopiero, gdy po chwili zszedłem ze szlaku, zrozumiałem dlaczego nazwał mnie „twardym gościem”. Zacząłem zapadać się w rakietach prawie po kolana. „Oho, no to zaczyna się zabawa” – pomyślałem wówczas. Na szczęście okazało się, że na zamarzniętych torfowiskach jest pod tym względem o niebo lepiej. I właśnie po nich szedłem, gdy tylko mogłem.
Drugiego dnia gdzieniegdzie widziałem jakieś stare ślady skuterowe. Nie były to szlaki, po prostu przypadkowe ślady i, jeżeli akurat prowadziły w kierunku, który obrałem, to korzystałem z okazji. Ale najlepiej oczywiście szło się po zamarzniętych jeziorach. Pierwszym takim było Korsajarvi – 4- kilometrowe rynnowe jezioro o wysokich zboczach. Idealne, aby oswoić się z poruszaniem po lodzie. Zawsze, gdy wchodziłem na tafle, zakładałem na szyję specjalne kolce do lodu, dzięki którym miałbym szanse wydostać się z lodowatej wody w przypadku zapadnięcia.
Drugi obóz rozbiłem już w Parku Narodowym Lemmenjoki. Następnego dnia ujrzałem niesamowity widok – rozpościerające się ogromne połacie torfowisk i bagien. W oddali lasy iglaste – po prostu tajga. W takich miejscach często wieje silny wiatr, ale jest wywiane i idzie się szybciej. Zwłaszcza jeśli jest to wiatr w plecy. Na postoju zobaczyłem, że mój plecak pokryła skorupa lodowa. W końcu doszedłem do linii lasu i znowu zaczęło się brodzenie w śniegu i w ogóle schody. Dosłownie schody, w postaci… niezaznaczonego na mapach kanionu. Niestety, musiałem iść wzdłuż kilka kilometrów, aż w końcu znalazłem odcinek możliwy do przejścia. Od takich sytuacji zależało powodzenie wyprawy. Miałem jedzenia na 18 dni + porcję awaryjną. Musiałem poruszać się z założoną średnią prędkością, tymczasem z powodu takich niespodzianek niekiedy robiłem zdecydowanie za mało.
Tego dnia wiało mocno cały dzień, a wieczorem wzmógł się huragan. Akurat w trakcie rozbijania obozu…
Wieje zdecydowanie za mocno na rozbijanie namiotu, ale nie ma wyjścia – trzeba to zrobić. Zdajesz sobie sprawę, że do najbliższej cywilizacji są dwa dni drogi. Nie masz zasięgu w telefonie. Jest kopny śnieg, trzeba udeptać platformę. Wbijasz w fartuch połowę kijka trekkingowego zamiast śledzia, naprężasz namiot, aby wbić drugi kijek po drugiej stronie. W tym momencie porywisty podmuch wyrywa ów kijek i tylko fakt, że akurat w tym momencie trzymasz namiot powoduje, że go nie tracisz. Masz świadomość, że bez namiotu czeka cię budowanie awaryjnego schronienia, by przetrwać noc. Namiot nabiera wiatru, walczysz z kołatającym materiałem. Wykorzystując chwilę podczas, której wiatr cichnie, udaje ci się okiełznąć szalejący namiot. Mocujesz go solidnie do podłoża, odciągasz wszystkie linki. W końcu chowasz się w swoim azylu. Wiatr znowu się wzmaga.
Byłem w stanie nawet uwierzyć, że nic gorszego już mnie nie spotka. Myliłem się. Piątego dnia musiałem wybrać sposób dotarcia do rzeki Lemmenjoki. Analizując mapę znalazłem tylko jedno rozsądne zejście – 6-kilometrowy kanion ze zboczami porośniętymi krzewami, zaroślami i iglastymi drzewami. Po środku była wąska rzeka, miałem nadzieję, że zamarznięta. Niestety, nie była.
Miejsce to było, powiedziałbym, nieco klaustrofobiczne. Jakieś takie nieprzyjazne, ponure. Słońce tam nie docierało. Do tego kopny, lepki śnieg. Przed wejściem w to miejsce zakładałem, że zajmie mi to trzy godziny. Zajęło trzy, ale dni.
Ciężko opisać to słowami. Po prostu katorga. Dzienne odcinki liczyłem w metrach. Cały problem nie polegał tylko na tym, że zapadałem się w śniegu po kolana. Rakiety łatwo się zakopywały, jednocześnie trudno się je podnosiło pod ciężarem śniegu. W moich śladach zakopywały się sanie i to tak naprawdę było najgorsze. Musiałem się z nimi siłować.
Odczuwalny ciężar pewnie się podwoił. Jeżeli dodam, że trzeba było chodzić slalomem między drzewami, przechodzić przez zarośla, krzaki i często pod górkę to… cóż, poznałem tam granicę swojej cierpliwości.
Już pod koniec pierwszego dnia zmieniłem taktykę. Zostawiałem sanie, szedłem sto metrów na lekko, przygotowując „tor” pod sanie. Wracając poprawiałem tor i w konsekwencji szło się chyba nieco lżej, ale pewności, który wariant był lepszy, nie mam. W końcu te same odcinki przechodziłem po trzy razy.
Drugiego dnia pisałem w swoim dzienniku:
„Każde przebyte 100 m w tym kanionie daje mi taką satysfakcję jakbym przebiegł setkę na igrzyskach olimpijskich. W pewnym momencie z transu przeciągania sanek wybił mnie przerażający widok świeżej padliny. Był to najpewniej wilk po spotkaniu z rosomakiem, a właściwie to jego resztki – strzępy skóry i sierści, czerwone kości, obok jakieś wnętrzności. Trzeciego dnia w kanionie, rzeka była nieco szersza i momentami zamarznięta. Uznałem, że lepiej będzie zaryzykować. Uprzednio oczywiście upewniałem się, czy jest w miarę bezpiecznie. To było złudne”.
Wyobraź sobie, że idziesz zamarzniętą rzeką. Wiesz, że lód jest niepewny, bo wokół widzisz otwartą wodę i wartki nurt. Ale myślisz sobie – „wolę iść po niepewnym lodzie niż przedzierać się w tych chaszczach”. Taka ironia losu – lód się łamie i wpadasz jedną nogą do rzeki. Jedną nogą tylko dlatego, że podpierasz się na wmarzniętej akurat w tym miejscu gałęzi. Sprawdzasz głębokość w przeręblu – kijek trekkingowy nie dotyka dna.
Od tego momentu byłem przezorniejszy. Przemęczyłem się jakoś i ósmego dnia wyprawy w końcu doszedłem do rzeki Lemmenjoki.
Autostrada do Inari
Sam widok szerokiej miejscami na sto metrów zamarzniętej rzeki wyzwolił we mnie szczery uśmiech. Przez trzy dni byłem od tego miejsca tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Od teraz moje tempo wzrosło co najmniej dziesięciokrotnie.
Tu zaczyna się rekreacyjna część Parku Lemmenjoki. Są tu szlaki o łącznej długości ok. 60 km, po obu brzegach rzeki miejsca biwakowe i traperskie chatki. Mnie interesowało jedynie nadrabianie kilometrów. Na rzece był wytyczony nawet szlak. Szło się zatem wyśmienicie. Moje morale wzrosły i postanowiłem złamać codzienną rutynę i następnego dnia wyszedłem na małą wycieczkę.
Wstajesz o 4:30, chcesz wejść na pobliską górę, by zobaczyć z niej wschód słońca. Droga jest uciążliwa, mimo że idziesz na lekko, bo cały obóz zostawiłeś na dole. Jest kopny śnieg, zapadasz się po kolana w rakietach. Wracają złe wspomnienia. Narzekasz i żałujesz, że wstałeś tak rano zamiast odpocząć po trudnych dniach. Wiesz, że wschód i tak cię ominie, ale mimo to idziesz dalej. W końcu mijasz strefę lasu, odwracasz się i widzisz widok, który daje ci takiego kopa, że drugą połowę drogi niemal biegniesz. Na szczycie panorama na dolinę Lemmenjoki przerasta twoje oczekiwania. Jest po prostu pięknie.
Rzekę przeszedłem w trzy dni. Udało nadrobić się trochę dystansu. Ale i tak nie mogłem się już doczekać wejścia na Inari. Przedtem musiałem przejść jednak przez dwa mniejsze jeziora – Paatarii i Solojarvi. I, gdy myślałem, że do Inari już ostatnia prosta, to okazało się, że rzeka Juutuanjoki łącząca Solojarvi i Inari jest nie zamarznięta. Byłem zdziwiony, bo to pokaźna rzeka. Niestety, musiałem robić obejścia. Ostatecznie na Inari byłem o godzinie 15 i miałem jeszcze dwie godziny na dojście do jakiejś wyspy, by na niej rozbić namiot.
15 marca, 12 dzień wyprawy
I zarazem drugi na jeziorze Inari. Poprzedniego dnia zrobiłem w dwie godziny 7 km. Wbrew pozorom jezioro nie sprawiało wrażenia ogromnego, a to za sprawą tysięcy wysp. Większość czasu wydawało się, że brzeg jest blisko. W oddali migały skutery. W końcu są tutaj wytyczone drogi skuterowe łączące wyspy. Ale, gdybym miał nimi się sugerować, to szedłbym zygzakiem robiąc zbędne kilometry. Po za tym, po doświadczeniach z Lemmenjoki to, co miałem tutaj w pełni mnie satysfakcjonowało. Szedłem więc, wyznaczając azymut na północny-wschód w kierunku rezerwatu przyrody Vätsäri.
Wszystko szło nieźle, sprzęt spisywał się znakomicie. Nawet rakiety na jeziorze dawały radę i, choć oczywiście narty byłby tutaj lepsze, to uważam, że rakiety były konieczne podczas etapu Lemmenjoki. Nie miałem żadnych problemów sprzętowych. Do momentu.
Jestem głodny. Zawsze w trakcie ostatniej godziny marszu myślę nad tym, co zjem. Rozpalam maszynkę w przedsionku namiotu. Normalna rzecz, przy której jednak trzeba być maksymalnie skoncentrowanym, bo namiot pali się bardzo szybko. Podczas wstępnego rozgrzewania maszynki opary benzyny przeciekają przez skurczoną uszczelkę od pompki. W ułamku sekundy zapala się pompka ze zbiornikiem na paliwo. Sytuacja jest mi znana z poprzedniej wyprawy. Zwałami śniegu gaszę pożar i szczęśliwie unikam wybuchu. Jestem wystraszony. Natychmiast biorę się za naprawę maszynki. Odkręcam i wymieniam kilka części, czyszczę dyszę i do końca nie wiem, jaki będzie efekt. W namiocie jest -16 stopni Celsjusza, bez rękawiczek momentalnie marzną ręce. Wykonywanie precyzyjnych czynności w takiej temperaturze jest niezwykle trudne. Odpalam maszynkę ponownie. Działa! Jem upragnioną pomidorową i pastę z orzechami włoskimi.
Tego wieczoru miałem wyjątkowy apetyt. Byłem podbudowany faktem, że udało mi się rozwiązać ten bądź co bądź, poważny problem. Bez maszynki nie mógłbym gotować wody na żywność liofilizowaną, a bez jedzenia musiałbym wezwać pomoc i przerwać wyprawę.
Noc, której nie zapomnę
Ostatnie kłopoty dały mi sporo do myślenia. Uświadomiłem sobie, jak nie wiele potrzeba, by znaleźć się w beznadziejnej sytuacji. Byłem sam, sam podejmowałem decyzje i sam ponosiłem ich konsekwencje. Nie wiem, czy wszystkie były dobre, pewnie nie. Przyszedł moment na podjęcie kolejnej decyzji: zatrzymać się na wyspie i skończyć marsz dwie godziny wcześniej, iść dwie godziny po zachodzie do kolejnej, czy rozbić obóz na lodzie o stałej godzinie, czyli w trakcie zachodu. Wybrałem opcję ostatnią.
Za moimi plecami rozgrywał się piękny zachód słońca. To dziwne, ale piękno w jakiś sposób dodaje sił. Gdy rozbijałem namiot, słońce znikało za widnokręgiem. Powkręcałem śruby lodowe, przysypałem fartuchy śnieżne, starannie odciągnąłem linki. Maszynka działała świetnie, zrobiłem wszystkie czynności obozowe. Została jeszcze tylko jedna – napisać o minionym dniu w dzienniku wyprawy […].
To była straszna noc. Niczego tak nie pragnąłem, jak w końcu przypiąć rakiety i ruszyć w dalszą drogę. Miałem dość przeżyć w Inari. Postanowiłem, że dziś zejdę z jeziora i wejdę do Vätsäri. Rano, po spakowaniu całego majdanu – jak zwykle zresztą – było mi zimno w palce u stóp. Zwykle rozgrzanie ich zajmowało mi dwie godziny. Tym razem minęły cztery godziny, nim przyjemne ciepło napłynęło do moich stóp. Obawiałem się odmrożenia, a myślę, że było blisko.
W połowie dnia wiedziałem już, że zejdę z lodu. Zimno przestało dokuczać za sprawą szybkiego tempa. Mróz szczypał jedynie w twarz. Czas na postój.
Zatrzymujesz się po godzinie marszu. Siadasz na pulkach, nalewasz do kubka gorącej herbaty. Do ust wkładasz zmrożoną kostkę czekolady, popijasz. Czekolada się rozpływa się w twoje buzi. Dostajesz gęsiej skórki, zamykasz oczy. Jest totalna cisza. Otwierasz oczy, rozglądasz się wokół, a tam absolutna dzicz. Jesteś tylko Ty i natura.
Uwielbiam dźwięk nalewanej herbaty z termosu podczas mrozu. Tak samo jak lubię jeść w takich warunkach, wtedy wszystko smakuje wybornie.
Vätsäri i przez granicę do Kirkenes
Vätsäri to jeden z dwunastu rezerwatów w fińskiej Laponii. Jego celem jest zachowanie dzikiego charakteru tych obszarów oraz kultury Saamów – rdzennych mieszkańców Laponii. Dla mnie był to ostatni etap wyprawy.
Większość rezerwatu to typowa tajga. Krajobraz charakteryzują tysiące małych jezior i rzek, liczne bagna i torfowiska. Rosną tu przede wszystkim brzozy, sosny i modrzewie. Występuje tu także najliczniejsza populacja niedźwiedzia brunatnego w Finlandii oraz mnóstwo łosi i oczywiście reniferów.
Sama wędrówka szła świetnie. Wiedziałem, że zbliżam się ku granicy i że zakończenie wyprawy to kwestia paru dni. Większość czasu szedłem po jeziorach. Minąłem nawet w niedalekiej odległości Saamów łowiących ryby w przeręblach.
16 dnia doszedłem do granicy. Ale, żeby tutaj dojść, musiałem przejść przez spore wzgórza. Ku mojemu zdziwieniu na granicy napotkałem ogromny głaz, pomalowany żółtą farbą. Z jednej strony napisane było SUOMI, z drugiej zaś NORGE. Co ciekawe granica fińsko-norweska liczy ponad 700 km i akurat w miejscu, w którym ją przekraczałem, napotkałem taki „pomnik”.
Po stronie norweskiej miałem jeszcze do przejścia około 30 km. Coraz częściej spotykałem ślady skuterowe, a w oddali jakieś chatki. Ostatnim charakterystycznym miejscem mojej trasy było długie na 13 km jezioro. Na jego końcu pojawiły się liczne domki i szlaki narciarskie. Napotkałem też narciarza, z którym chwilę porozmawiałem. Była to moja pierwsza rozmowa od 18 dni. Ostatniej nocy rozbiłem namiot tuż obok szlaku, a następnego dnia doszedłem już do obrzeży Kirkenes.
Przy drodze wbijam ostatni waypoint w GPS’ie, wyciągam rękę i od razu po minucie łapię stopa. Zatrzymuje się jakiś facet, ku mojemu zdziwieniu zaczyna rozmowę od słów – „słyszałem o Tobie!”. Okazało się, że narciarz, z którym rozmawiał wczoraj, to jego znajomy. Wrzucamy sanki na dach i ruszamy.
I tak w ciepłym aucie dojechałem do centrum miasta.
Mogę śmiało powiedzieć, że wyprawa zakończyła się sukcesem. Pokonałem samotnie, w różnych warunkach i zróżnicowanym terenie łącznie 330 km. Doświadczyłem pięknej przygody no i przede wszystkim sporo dowiedziałem się o sobie samym.
GALERIA ZDJĘĆ Z WYPRAWY:
Wyprawa odbyła się pod patronatem Etraveler.pl.
13.10.14, 09:13
Super przygoda - trzeba być odważnym, żeby brnąć do celu!
22.04.14, 12:06
Wspaniała przygoda.Gratuluję i podziwiam.Chciałbym tak ale już nie te lata.
13.04.14, 20:24
Revelacyjna przygoda. I gratuluje odwagi. Wiem, ze nie kazdy odwazylby sie na taka "wycieczke". Pozdrowienia z Florydy.
11.04.14, 19:33
Rewelacja Damian! Trzymamy kciuki za nastepne wyprawy i jestesmy z Ciebie BARDZO DUMNI! Pozdrowienia z Grajewa
Infolinia(22) 487 55 85
Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.04.2015 15:35
Liczba odwiedzin: 16553
Zapraszamy na relację Ani i Staśka Szloser ze zdobycia najwyższego szczytu Afryki oraz krótkiego pobytu w parkach narodowych i na Zanzibarze. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 27.04.2015 13:30
Liczba odwiedzin: 11810
Jeszcze pół wieku temu Nepal był zamknięty dla wszystkich zwiedzających. W ostatnich dekadach zamienił się w Mekkę dla ludzi kochających góry, przyrodę i egzotyczną, azjatycką kulturę. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 07.04.2015 08:39
Liczba odwiedzin: 174092
Australia oczarowuje! Ogromne przestrzenie, dzikie krajobrazy, przedziwne zwierzęta, które można spotkać tylko tam, ciekawa kultura, a do tego chyba najbardziej wyluzowani ludzie na świecie. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.03.2015 08:27
Liczba odwiedzin: 203719
Ośmioosobowa grupa studentów z Rzeszowa i okolic lubi udowadniać, że chcieć równa się móc. Wierni tej idei co roku wyruszają w podróż leciwym busem z 1988 r. Na koncie mają już cztery wyprawy, a teraz przygotowują się do następnej. Tym razem celem są Stany Zjednoczone, które zamierzają przejechać wzdłuż i wszerz w trakcie dwumiesięcznej eskapady. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, stany zjednoczone
Autor: Źródło: materiały promocyjne
Data publikacji: 25.03.2015 09:20
Liczba odwiedzin: 8221
Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza Równoleżnik Zero, który odbędzie się w dniach 9-11 kwietnia 2015 r. w Mediatece (Pl. Teatralny 5) i Bibliotece Turystycznej (ul.Szewska 78) to wydarzenie skierowane do osób pragnących poczuć klimat podróżowania oraz wspaniała okazja do spotkania z podróżnikami i autorami książek. Tegoroczna edycja będzie poświęcona krajom Ameryki Północnej i Środkowej. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 02.03.2015 10:11
Liczba odwiedzin: 7195
Pięcioletnia podróż Pawła Kilena w poszukiwaniu przygody i spełnienia marzeń. Z lekkim zarysem planu i z bardzo małym budżetem. Udowadnia wszystkim, a przede wszystkim sobie, że powiedzenie „Chcieć, to móc” nie jest fikcją. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.09.2014 12:38
Liczba odwiedzin: 41268
„Nigdzie indziej na świecie nie ma tylu Niemców, którzy mówią po hiszpańsku i czczą bohatera narodowego o nazwisku O’Higgins”. Właśnie ta, zasłyszana wieki temu opinia na temat Chile pchnęła moje zainteresowania w kierunku owego chudego jak patyk kraju. Choć od tamtego czasu minęło już wiele lat, ciekawość pozostała, ale decyzja o wyjeździe zapadła dopiero niedawno. »
Tagi: patronat medialny, ameryka południowa, chile, patagonia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 25.09.2014 10:24
Liczba odwiedzin: 9106
Książka Michała Zielińskiego to osobisty zapis wrażeń z wyprawy do jednego z najmniej uczęszczanych rejonów świata – południowoamerykańskiej selvy, czyli dżungli. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 19.09.2014 09:47
Liczba odwiedzin: 11403
Karolina i Bartek, para młodych inżynierów z Krakowa i autorów bloga Kurs na Wschód, wkrótce rusza w kolejną podróż. Tym razem zamierzają odwiedzić Indonezję, przyjmując za cel nie tylko relaks pod palmami, ale także zebranie sporej ilości materiału reporterskiego, który ma czytelnikom ich bloga pokazać azjatycki kraj od podszewki. Karolina i Bartek obierają kurs na Indonezję! »
Tagi: patronat medialny, azja, indonezja
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 01.08.2014 16:09
Liczba odwiedzin: 8767
Czy można pokonać pieszo dystans 8000 km w ciągu 8 miesięcy, samotnie, bez większego wsparcia z zewnątrz, mierząc się z różnorodnymi warunkami klimatycznymi oraz terenowymi? Można, trzeba mieć tylko jasno określony cel. A taki z pewnością przyświeca Jakubowi Mudzie, który wraz z początkiem stycznia 2015 roku wybiera się w pieszą wyprawę 8000 km Across Canada, od wybrzeża Pacyfiku aż po Atlantyk. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, kanada
Autor: Anna Kaca
Data publikacji: 16.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 10706
W tegoroczne wakacje razem z moim czworonogiem pokonam pieszo 800 km, promując adopcje psów aktywnych. Od Karkonoszy po Bieszczady będę prezentować ludziom dwa bardzo aktywne psy, które od wielu lat nie potrafią znaleźć domu. Pokaże również, że wakacje można spędzać ze swoim czworonogiem w fajny dla obu stron sposób. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Archeolodzy w podróży
Data publikacji: 11.07.2014 12:45
Liczba odwiedzin: 8254
Minął ponad rok, odkąd grupa archeologów i jeden grafik zdecydowali się na podróż swojego życia, odwiesiła na jakiś czas pracę i studia i wyruszyła do Rosji. Teraz, projekt „Archeolodzy w Podróży” odżywa – w nieco zmienionym składzie (więcej info tutaj: http://archeolodzywpodrozy.blogspot.com/p/o-nas.html) ruszamy tym razem na północ! »
Tagi: europa, norwegia, skandynawia, patronat medialny
Autor: Tomasz Korgol
Data publikacji: 01.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 10173
Celem mojej najbliższej wyprawy jest Nepal. Trasa wiedzie z Wrocławia przez Węgry, Bułgarię, Rumunię, Turcję, Gruzję, Armenię, Irak (Kurdystan), Iran, Pakistan, Indie, Nepal. Łącznie 15 tysięcy kilometrów, samotnie, autostopem. Wyprawa jest częścią projektu pod nazwą ,,Z uśmiechem na (Bliski) Wschód”. »
Tagi: patronat medialny, azja, indie, nepal
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.05.2014 11:39
Liczba odwiedzin: 6728
W trakcie minionego I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej, któremu patronował między innymi portal Etraveler.pl, słuchacze mieli okazję nie tylko przenieść się w odległe i niezwykle różnorodne części świata, ale i dostali spory zastrzyk inspiracji, po którym na pewno niełatwo będzie wysiedzieć w domu. »
Tagi: europa, polska, patronat medialny
Autor: Łukasz Kraka-Ćwikliński
Data publikacji: 26.05.2014 16:34
Liczba odwiedzin: 8755
Wyprawa przez drugą co do wielkości pustynię na świecie zbliża się wielkimi krokami. Do jej rozpoczęcia zostały niespełna dwa miesiące, co sprawia, że jest to dobry moment, by przypomnieć zainteresowanym, na czym polega jej wyjątkowość. »
Tagi: azja, mongolia, gobi, patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.05.2014 15:10
Liczba odwiedzin: 6781
Już w najbliższy piątek (30.05.) rusza w Lublinie Festiwal Podróżniczy u Przyrodników. W programie znalazły się slajdowiska z całego świata: Kolumbia, Antarktyda, Portugalia, Niemcy, Słowenia, Chorwacja) oraz z Polski (Opolszczyzna i Białowieski Park Narodowy). Ideą Festiwalu jest ukazanie piękna i bogactwa przyrody w skrajnie różnych rejonach świata. »
Autor: BusTrip into the Wild
Data publikacji: 12.05.2014 09:20
Liczba odwiedzin: 67438
Jak opisać w kilku słowach projekt BusTrip Into The Wild? 26-letni volkswagen T3, siedmioro podróżników i 12 krajów, które chcemy odwiedzić w trzy tygodnie, jak najmniejszym kosztem. »
Tagi: patronat medialny, europa
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 28.04.2014 10:02
Liczba odwiedzin: 177950
Już 23 i 24 maja rusza w Środzie Wielkopolskiej pierwszy Festiwal Podróżniczy organizowany przez Klub Szalonego Podróżnika. Dwa dni festiwalowe będą składać się z prezentacji prelegentów o „Statuetkę Klubu Szalonego Podróżnika” za najlepszą prezentację podróżniczą, prezentacji filmów oraz relacji podróżniczych zaproszonych gości specjalnych. Poza tym na każdego z uczestników czekają liczne konkursy i atrakcje festiwalowe. »
Autor: Joanna Maślankowska i Adam Wnuk
Data publikacji: 15.04.2014 11:35
Liczba odwiedzin: 8185
1 miesiąc, 2 autostopowiczów i 4 żywioły do pokonania. Podczas miesięcznej wyprawy zasmakujemy dań gotowanych w rozgrzanej ziemi, wykąpiemy się w najwspanialszych wodospadach Europy, staniemy na skraju dwóch ogromnych płyt tektonicznych jednocześnie i (mam nadzieję) nie zostaniemy porwani razem z namiotem przez niezwykle silne wiatry. Wszystko to z dobytkiem na plecach i wyciągniętym w górę kciukiem. »
Tagi: patronat medialny, europa, islandia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 21.03.2014 14:44
Liczba odwiedzin: 284063
24 maja 2014 r. w Ośrodku Kultury w Środzie Wielkopolskiej w ramach Średzkich Sejmików Kultury 2014 odbędzie się I Festiwal Podróżniczy zorganizowany przez poznański Klub Szalonego Podróżnika. W ramach Festiwalu przewidziane są przede wszystkim prelekcje podróżnicze, slajdowiska, dyskusje i spotkania z podróżnikami. Prelegenci przedstawią swoje dotychczasowe podróże po różnych regionach świata i opowiedzą związane z nimi historie, przygody i wrażenia. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.04.2015 15:35
Liczba odwiedzin: 16553
Zapraszamy na relację Ani i Staśka Szloser ze zdobycia najwyższego szczytu Afryki oraz krótkiego pobytu w parkach narodowych i na Zanzibarze. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 27.04.2015 13:30
Liczba odwiedzin: 11810
Jeszcze pół wieku temu Nepal był zamknięty dla wszystkich zwiedzających. W ostatnich dekadach zamienił się w Mekkę dla ludzi kochających góry, przyrodę i egzotyczną, azjatycką kulturę. »
Powered by Webspiro.