Dziś jest 29.12.2024
Imieniny obchodzą Dawid, Tomasz, Gosław, Dominik
Autor: Marta Rozbicka
Data publikacji: 05.09.2011 12:40
Liczba odwiedzin: 9351
Tagi: europa, austria, włochy, monako, francja, wiedeń, wenecja, florencja, lazurowe wybrzeże, relacje, marta rozbicka
W 16 dni przejechaliśmy ponad 5000 km, przekraczając granice siedmiu europejskich państw. Byliśmy w Wiedniu, Wenecji, Florencji, Monako, wypoczywaliśmy na plażach Lazurowego Wybrzeża. Szaleńcze tempo pozwoliło zobaczyć wiele interesujących miejsc, a także na własnej skórze obserwować podobieństwa i kontrasty.
Monako. Fot. Marta Rozbicka
Hasło „Lazurowe Wybrzeże” zadomowiło się w naszych umysłach kilka miesięcy wcześniej. Udało się zebrać czteroosobową ekipę (w tym trzech kierowców) oraz pożyczyć samochód. I pojechaliśmy.
Monumentalny Wiedeń
Naszym pierwszym przystankiem był Wiedeń. To miasto bardzo piękne, ale i przytłaczające. Szerokie aleje, duże, zabytkowe kamienice, pałace, fontanny i pomniki – władców, artystów, naukowców, postaci mitologicznych. Stykając się na każdym kroku ze śladami dawnego imperium i jego wspaniałości, czułam się niewielkim, mało znaczącym człowieczkiem.
Co do Austriaków to wydali nam się zadziwiająco zwyczajni. Uprzejmi, ale nie wylewni, porządni, lecz nie perfekcjonistyczni. A w związku z tym, że poruszaliśmy się głównie po centrum, gdzie aż roiło się od turystów, ciężko było nam bliżej poznać rodowitych mieszkańców.
Monumentalny Wiedeń i pałac Schönbrunn
Kwintesencją tego, co w mieście „piękne i przytłaczające” jest właśnie pałac Schönbrunn. Zbudowano go w XVII-XVIII wieku jako siedzibę Habsburgów. Barokowy wystrój oraz charakterystyczny żółty kolor elewacji zawdzięcza Marii Teresie. Przez jego komnaty (a jest ich aż 1441!) przewinęło się wiele sławnych osobistości – Mozart, Napoleon, Hitler, monarchowie i dyplomaci podczas Kongresu Wiedeńskiego. Pałac wygląda odpowiednio do pełnionej przez siebie, reprezentatywnej funkcji. Na początku ogląda się go od frontu, stojąc na wielkim dziedzińcu. Kiedy przejdzie się na drugą stronę, do ogrodu, wrażenie jest jeszcze większe.
Stojąc na tarasie można uświadomić sobie rzeczywistą wielkość kompleksu. Promieniście rozchodzące się alejki, a na końcu każdej fontanna, obelisk lub pomnik. Symetrycznie przycięte i wypielęgnowane rośliny. Na wzgórzu glorietta – pomnik wojny sprawiedliwej. Niemal można było wyobrazić sobie przechadzającą się alejkami arystokrację w eleganckich strojach z XVIII wieku. Dla mnie przesłanie było jasne – oto idealnie harmonijny świat według Habsburgów. A jeśli coś lub ktoś do niego nie pasuje, no cóż, trzeba to przyciąć jak niesforną gałązkę krzewu.
Monumentalny Wiedeń i Prater
Prater to rozległy park, a także wesołe miasteczko. Trafiliśmy do niego w środku tygodnia, a pogoda nie była najlepsza. Miało to swoje zalety – mało ludzi, brak tłumu niecierpliwiących się turystów, oraz wady – niektóre kolejki nie funkcjonowały. Całość przypomina raczej parki rozrywki w starym stylu – nie ma motywu przewodniego (piraci, duchy, kowboje, krasnale i czarownice tuż obok siebie), tu i ówdzie zaniedbania, jak łuszcząca się farba czy ułamana dłoń jakiejś figurki.
Trudno porównywać go z Disneylandem czy Legolandem. Różnorodność atrakcji jest jednak imponująca. Kolejki, większe i mniejsze, rollercoastery, domy strachu, strzelnica. Połowa naszej wycieczki wybrała dom strachu (5 euro), który podobno nie był zbyt przerażający, a druga połowa dała się przypiąć pasami do rzędu krzesełek, które huśtały się tam i z powrotem wysoko nad ziemią i przekręcały do góry nogami (8 euro). Ogólnie ceny wahają się od 1 do 10 euro, a wstęp jest darmowy.
Wenecja w kształcie ryby
Włochy ujęły nas swoim pięknem. Tak zwyczajne, a jednocześnie wspaniale malownicze wioski, góry, winnice, sady oliwne, a wszystko skąpane w słońcu. Ludzie niezwykle otwarci, skorzy zarówno do serdecznej poufałości, jak i do gniewu. Mówią głośno, gestykulują energicznie, nie ukrywają emocji. A przy tym wydają się być tak prawdziwie ludzcy.
Wenecja. Z lotu ptaka przypomina kształtem rybę. Wodne miasto, perła Adriatyku, miasto zakochanych. Miasto turystów. W wąskich uliczkach, co chwilę przecinanych przez kanały, po których pływają turystyczne gondole, motorówki i pontony, tłoczą się tłumy zwiedzających. Trudno chodzić, nie potrącając przy tym sąsiada. Zatrzymanie się przy sklepie z pamiątkami czy okienku z jedzeniem na wynos oznacza utworzenie zatoru. Najciekawszymi pamiątkami są chyba maski, niektóre cudownie wręcz zdobione. Niestety ich ceny nie zachęcają do zakupu.
Wenecja to miejsce pełne uroku. Wysokie, zabytkowe, trochę zaniedbane budynki. Tajemnicze zakamarki, domy, do których wchodzi się prosto z łodzi, kamienne mostki. Ale także kościoły, pałace i pomniki. Wszystko przesiąknięte zapachem włoskiego jedzenia. Woda, wbrew opiniom niektórych, nie wydziela brzydkiego zapachu. Trudno cieszyć się tym wszystkim w tłoku najwyższego letniego sezonu.
Wenecja w kształcie ryby i plac św. Marka
Patronem Wenecji jest św. Marek Ewangelista. Na jego plac prędzej czy później trafi każdy. To najbardziej reprezentatywne miejsce w mieście. Znajduje się tam wiele zabytków – bazylika (św. Marka), pałac Dożów, budynki Starej i nowej Prokuracji, połączone tak zwanym skrzydłem Napoleona. A także tłumy zwiedzających, budki z pamiątkami i stada gołębi dokarmianych przez tłoczących się w kolejkach, znudzonych turystów. Warto odstać swoje w ogonku ludzi czekających na wejście do bazyliki – wbrew pozorom przesuwa się szybko. Świątynia powstała w IX wieku. Jej bizantyjski styl przywodzi na myśl architekturę islamu. Kopuły, regularne nawy, złocone mozaiki ujawniają wpływy wschodnie. Wewnątrz znajdują się między innymi relikwie św. Marka, za obejrzenie których trzeba niestety zapłacić.
Wenecja, widok z mostu Rialto. Fot. Marta Rozbicka
Pałac Dożów (doża był najwyższym urzędnikiem, władcą Republiki Wenecji) to siedziba władz miejskich. Gotycki obecnie budynek wielokrotnie przebudowywano. Jego wnętrze jest otwarte dla zwiedzających. Budynki Starej i Nowej Prokuracji wzniesiono z myślą o urzędnikach państwowych i prokuratorach. Do tej pory część pomieszczeń pełni pierwotną rolę.
Wenecja w kształcie ryby i mosty
Skoro istnieje aż tyle kanałów, muszą być też mosty. Najsławniejszy, choć niewielki, jest Most Westchnień. Łączy Pałac Dożów z więzieniem. Skazańcy wyglądający przez jego okna w drodze do swych cel mieli wzdychać do świata zewnętrznego, rodzin, ukochanych i światła słonecznego. Ukończona na początku XVII wieku konstrukcja jest bardzo gustowna. Niestety, akurat była remontowana, a ściany obok obklejono wielkimi reklamami.
Natomiast najstarszym mostem wybudowanym na Kanale Grande (najszerszym, dzielącym wenecką rybę na pół) jest Rialto. Wcześniej w tym miejscu były już konstrukcje zwodzone i drewniane (jedna z nich zawaliła się pod ciężarem stojących na niej ludzi), ale dopiero w XVI wieku zbudowano most z kamienia. Można przejść go na trzy sposoby – jedną z dwóch uliczek z widokiem na Kanał Grande lub środkową, otoczoną sklepikami. Z mostu można obserwować przepływające gondole oraz podmywane przez wodę budynki.
Nad Adriatykiem
Z Wenecji, zmęczeni kilkoma dniami intensywnego zwiedzania udaliśmy się do Chioggi, na plażę. Kemping znajdował się tuż przy brzegu morza, więc kilka kroków dzieliło nas od namiotu do rozgrzanego prażącymi promieniami słońca piasku. Plaża była szeroka i piaszczysta, ludzi niewielu. Za to wszędzie rozstawione leżaki z parasolami, za których wynajęcie trzeba oczywiście zapłacić. Obnośni sprzedawcy okularów przeciwsłonecznych, bransoletek i napoi zachęcają do zakupu. Wzdłuż wybrzeża kemping przy kempingu. Wieczorami w każdym z nich odbywa się dyskoteka lub inna zabawa. Plaża wydała nam się nieco zbyt zindustrializowana, brakowało jej dzikiego uroku polskiego wybrzeża. Woda cieplutka, lecz z dużą ilością nieprzyjemnie łaskoczących nogi glonów, niezbyt czysta, podobnie zresztą jak piasek. Bardzo przyjemnie jest przespacerować się nocą wzdłuż brzegu. Trzeba tylko wcześniej dowiedzieć się o której godzinie zamykana jest brama kempingu...
Renesansowa Florencja
Po odpoczynku na plaży pojechaliśmy do Florencji. To duża atrakcja przede wszystkim dla osób zainteresowanych sztuką. Stanowi serce i kolebkę renesansu – tu tworzyli Michał Anioł, Leonard da Vinci, Rafael Santi i Donatello. Rozwijała się humanistyczna myśl, powstawały wynalazki, dzieła malarstwa, architektury i rzeźby. Po złotym wieku pozostała wspaniała architektura oraz galerie wypełnione bogatymi zbiorami rzeźby i malarstwa.
Renesansowa Florencja i ogromna kopuła
Kiedy patrzy się na panoramę starej Florencji, nie sposób nie zwrócić uwagi na wielką kopułę wyrastającą ponad dachami. Jest to zwieńczenie katedry Santa Maria del Fiore, zwanej też Duomo. Świątynia, jedna z wizytówek miasta, powstawała przez niemal 600 lat i została ostatecznie ukończona dopiero w XIX wieku. Architektura i wystrój wnętrza stanowią unikalną mieszankę stylów – włoskiego gotyku, renesansu, baroku i neogotyku. Ceglasty kolor dachówki i kolorowe marmury pięknie prezentują się w słońcu. Wrażenie zrobiły na nas misterne dekoracje – rzeźby i płaskorzeźby, żłobione kolumny, kamienne wykończenia. W porównaniu z przepychem fasady, wnętrze katedry jest dość skromne. Aby się do niego dostać, trzeba odstać kilkanaście minut w kolejce (wejście za darmo). Jeszcze dłuższa kolejka ustawia się do wejścia na kopułę (8 euro). Składa się ona z dwóch kopuł, jedna w drugiej. Kiedy powstawała, było to bardzo awangardowe rozwiązanie architektoniczne, które pozwoliło wznieść ją aż tak ogromną.
Przed głównym wejściem do katedry znajduje się najstarszy budynek w całej Florencji – baptysterium. Nikt nie wie, jaką funkcję pełniło pierwotnie. Obecnie znane jest przede wszystkim z trzech par drzwi odlanych z brązu. Najsławniejsze, wschodnie, zwane „drzwiami do raju” wykonał Lorenzo Ghiberti w połowie XV wieku. Prace trwały 27 lat, a efektem końcowym zachwycał się sam Michał Anioł. Drzwi oczarowały również nas. Niestety są odgrodzone od zwiedzających kratą, a tłumek turystów utrudnia ich dokładniejsze studiowanie.
Widok na Florencję z parkingu przy placu Michała Anioła. Fot. Marta Rozbicka
Renesansowa Florencja i Dawid
Niedaleko od Duomo, na placu delle Signoria stoi jedna z najsławniejszych rzeźb Michała Anioła, czyli Dawid. Nie dajmy się jednak zwieść – to jedynie kopia. Oryginał znajduje się w Galleria dell'Accademia (bilet normalny: 6,50 euro, ulgowy: 3,25), gdzie zajmuje reprezentatywne miejsce w sercu muzeum. Warto znieść trud czekania w kolejce i zapłacić za bilet, by zobaczyć rzeźbę na własne oczy. Jego regularne kształty oraz biel marmuru uspokajają i sprawiają, że można przyglądać mu się bez końca. Wyraz twarzy intryguje, stanowi niezwykłą mieszankę uczuć – strachu, determinacji, pewności siebie. Później staraliśmy się porównać go z kopią. Czy odbiega od oryginału na tyle, by dało się to zauważyć gołym, a do tego niewprawnym okiem? Czy różnice w wyrazie twarzy nie są efektem innego oświetlenia? Zdania były podzielone.
Monako jak plan filmowy
To drugie najmniejsze państwo świata, słynące z bogatych mieszkańców, luksusowych hoteli i oczywiście kasyna. I rzeczywiście, liczba Rolls-Royce'ów, eleganckich jachtów oraz markowych sklepów jest imponująca jak na niecałe 2 km kwadratowe powierzchni tego miasta-państwa. Mimo to na ulicach spotyka się głównie turystów – zwyczajnych, zwyczajnie ubranych, a sklepy z pamiątkami i jedzeniem oferują produkty w zwyczajnych cenach.
Jest w Monako coś uderzającego, lecz trudno od razu uświadomić sobie co. A jest to czystość. Niezwykła w porównaniu z innymi miastami, stwarza atmosferę sztuczności, planu filmowego. Nie ma tu żebraków, nędzarzy, osób pijanych, ani nawet podejrzanie wyglądających. Żadnych graffiti na ścianach czy walających się po chodniku opakowań.
Monako jak plan filmowy, i rodzina Grimaldich
Aktualnie panujący książę Monako, Albert II, pochodzi z rodu Grimaldich, najdłużej panującej dynastii na świecie. W XIII wieku jego przodek, François Grimaldi, uciekinier z Genui, wraz ze swoimi towarzyszami wdarł się do zamku w przebraniu mnicha, wymordował jego załogę i przejął władzę. Od tamtej pory rodzina, z kilkoma przerwami, rządzi księstwem. Pomnik François Grimaldiego stoi przed pałacem książęcym. Warto wspiąć się na pałacowe wzgórze, by zobaczyć rezydencję władców, przejść się ulicami starego miasta i podziwiać wspaniały widok na całe Monako rozciągający się z tarasu.
Monako jak plan filmowy, i luksus
W mieście trzeba koniecznie przejść się po molo i przyjrzeć się wspaniałym jachtom. Czyste, gustownie wykończone, z barkiem, kanapami, świeżymi kwiatami w wazonach. Obsługa w eleganckich strojach przygotowująca się na przybycie właściciela.
Żelaznym punktem programu jest również kasyno. Idąc w jego stronę, mija się markowe sklepy. Rozrywką wielu przyjezdnych jest odczytywanie niebotycznie wysokich cen ubrań i biżuterii. Sam budynek kasyna nie robi wielkiego wrażenia. Natomiast warto wybrać się tam wieczorem, kiedy w środku zaczyna się zabawa.
Roquebrune-Cap-Martin jak z bajki
Ta niewielka miejscowość niedaleko Monako zafascynowała nas swoim czarem i niepowtarzalną atmosferą. Trafiliśmy do niej akurat w porze wczesnej sjesty, po 13.00. W związku z czym nie udało nam się wejść na zamkową wieżę (przecież w czasie sjesty się nie pracuje, tylko odpoczywa), za to mieliśmy okazję przespacerować się niemal opustoszałymi, krętymi, wijącymi się w górę i w dół uliczkami. Co chwilę napotykaliśmy jakieś tajemnicze przejście czy zakamarek, a zza zamkniętych okiennic domów wydobywały się kuszące zapachy gotowanego obiadu. Spotkaliśmy jedynie kilkoro przyjezdnych, podobnie jak my robiących na potęgę zdjęcia tego bajkowego zakątka.
Woda w kolorze lazurowym
W końcu przyszła kolej na słodkie lenistwo. Jeszcze przed wyjazdem wybraliśmy plażę, na której będziemy spędzać ostatnie dni wyjazdu. Wbrew pozorom nie było to banalnie proste. Okazuje się bowiem, że na osławionym Lazurowym Wybrzeżu większość plaż jest wąska i znajduje się tuż przy ruchliwej drodze, za którą rozciąga się miasto. Dzięki temu jeżdżąc tamtędy samochodem mieliśmy niezapomniane widoki. Chcieliśmy, by plaża była cicha i szeroka, najlepiej niezatłoczona. Za pomocą satelity na http://maps.google.com/ udało nam się odnaleźć idealne miejsce niedaleko Théoule-sur-Mer (na południowy-zachód od Cannes). Daleko od drogi, wśród skał i lasu, a woda na zdjęciach rzeczywiście lazurowa.
Nazywaliśmy je „dziką plażą”. Do czasu. Na miejscu okazało się, że ludzi jest tam sporo, a zamiast piasku kamienie wielkości pięści. Morze było przejrzyste, ciepłe i czyste, skałki malownicze, pływanie w nim to sama przyjemność. Mimo tłoku świetnie tam odpoczęliśmy. Przed palącymi promieniami słońca kryliśmy się w cieniu skał, gdzie można było spokojnie poczytać i porozmawiać.
Restauracja z widokiem
Ponieważ zostało nam jeszcze trochę pieniędzy zdecydowaliśmy się zaszaleć i wybrać do restauracji. Prowansja to świetne miejsce na taki wypad. Lokalna kuchnia słynie z różnorodności, a przy tym uchodzi za najsmaczniejszą i najzdrowszą na świecie.
Wybraliśmy restaurację niedaleko naszej „dzikiej” plaży. Dostaliśmy miejsce na tarasie, z widokiem na morze. Zamówiliśmy zestawy złożone z przystawki, dania głównego i deseru, a do tego kieliszek wina i butelkę wody. Za wszystko zapłaciliśmy 63 euro. Obsługa była uprzejma, jedzenie pyszne. Polecam taką przyjemność wszystkim smakoszom!
Retrospekcja, czyli przygotowania
Przed wyjazdem chcieliśmy jak najwięcej dowiedzieć się o miejscach, które będziemy odwiedzać. Ponieważ jechała nas czwórka podzieliliśmy trudy przygotowań w miarę równo między siebie. I tak jedna osoba miała zebrać informacje o Wiedniu, inna o Florencji itd. Trzeba było kupić mapy, poczytać o historii, zwyczajach, atrakcjach turystycznych, kempingach. Później ta osoba stawała się przewodnikiem w danym miejscu. Dbała o odnalezienie kempingu, opowiadała o odwiedzanych miejscach. Korzystaliśmy głównie z przewodników książkowych (polecam zwłaszcza ten o Florencji Pascala), a w Internecie przeglądaliśmy fora dyskusyjne.
Na miejscu okazało się, jak bardzo pomaga nam dostęp do Internetu. Można znaleźć kempingi, sklepy, upewnić się co do godzin otwarcia muzeów, rozwiązać problemy, których nie przewidziało się przed wyjazdem. Na bieżąco ściągać mapy okolicy. Na części kempingów dostęp do sieci był darmowy, na innych trzeba było zapłacić. Czasem nie było go wcale. Wykupiliśmy 500 MB transferu do wykorzystania w ciągu tygodnia. Kosztowało nas to 100 zł. Czasem Internet chodził szybciej, czasem wolniej. Mimo wszystko jestem zdania, że się opłacało.
Sporo jedzenia zabraliśmy z Polski, co znacznie obniżyło koszty wyjazdu. Kupiliśmy puszki, dania do podgrzania, zalania wodą. Za żywność dla dwóch osób zapłaciliśmy około 350 zł. Zapakowaliśmy wszystko do dużego, plastikowego pudła, również z supermarketu. Mieliśmy butle gazową, kuchenkę i garnki.
Niewątpliwe zalety, niewątpliwe wady
Podróżowanie samochodem ma plusy i minusy. Niewątpliwą zaletą jest swoboda – w każdej chwili można zmodyfikować plany, pojechać gdzie indziej, zostać dłużej. Zabrać dużo bagaży – na przykład jedzenie na drogę. Nie trzeba ich nosić. Jeśli jedzie się w cztery osoby, koszty podróży nie są zbyt wysokie w porównaniu z innymi środkami transportu. Za paliwo (diesla) na całą drogę, ponad 5000 km, zapłaciliśmy 1700 zł. Samochód to też odpowiedzialność – szukanie miejsc parkingowych, opłaty za autostrady, stres związany z poruszaniem się po obcym mieście, perspektywa otrzymania mandatu. Im więcej kierowców, tym lepiej – jazda idzie sprawniej.
Szybkie tempo, na które się zdecydowaliśmy, pozwoliło nam zobaczyć wiele miast, miasteczek i kurortów, ale każde z nich bardzo pobieżnie. Sporo czasu spędziliśmy w samochodzie. Składaliśmy i rozkładaliśmy namioty, przenosiliśmy się z miejsca na miejsce. Na pewno wiele się dzięki temu nauczyliśmy, ale wolałabym, aby kolejny wyjazd był spokojniejszy.
Zwykle podróżowałam tylko z jedną, a do tego dobrze mi znaną osobą. Wyjazd w większej grupie to rozłożenie obowiązków, odpowiedzialności i kosztów na więcej osób. Jednocześnie czasem trudniej dojść do porozumienia, bo każdy ma swoje zdanie, preferencje, potrzeby. Jeszcze przed wyruszeniem warto porozmawiać o oczekiwaniach, stylu podróżowania, opowiedzieć sobie o wcześniejszych doświadczeniach w mniejszych i większych wyprawach.
A co po powrocie?
Gdybym miała zostać na tydzień lub dwa w jednym z odwiedzanych przez nas miejsc, byłaby to Florencja. Bez problemu można spędzić tam tyle czasu w muzeach i nie odczuć nudy (o ile lubi się muzea i galerie). Wenecja również mnie urzekła, ale chciałabym zwiedzić ją poza sezonem, kiedy da się spokojnie spacerować po malowniczych uliczkach. Kusząca jest także perspektywa leniwych dni na plaży, z książką w ręku. Wątpię jednak, by udało mi się usiedzieć spokojnie, wiedząc, że dookoła jest tyle do zobaczenia.
Komu w drogę, temu poradnik!
Wybierając trasę trzeba świadomie podjąć decyzję co interesuje nas najbardziej, jak bardzo zależy na zobaczeniu jak największej liczby miejsc a jak na ich dokładnym zwiedzeniu. Zaplanować budżet, zebrać materiały.
Gdzie mieszkać?
Wybierając kemping najlepiej kierować się ceną. Zwłaszcza, jeśli nie planujemy zostać tam na długo. Odniosłam wrażenie, że nie zawsze wyższa cena równa się lepszej jakości. Zwykle tańsze kempingi są po prostu dalej od centrum czy od plaży. Trzeba pamiętać, by zameldować się w miarę wcześnie – część z nich zamyka recepcję już o 20.00. Jeśli nie ma się takiej możliwości, warto zadzwonić i dopytać o szczegóły. Z miejscami na kempingach raczej nie mieliśmy problemu, choć na większości z nich dostawaliśmy jakieś zbłąkane poletko daleko od wszystkiego, które nie zostało zajęte ani zarezerwowane. Bardzo pomaga dowiedzenie się jak najwięcej o kempingach jeszcze przed wyjazdem – dokładny adres, ceny, numer kontaktowy. Za cztery osoby, samochód i dwa namioty płaciliśmy pod Wiedniem 42 euro (Internet za darmo), we Włoszech 42-49 euro (Internet: za 1 godzinę 1 euro, 2 euro za 5 godzin), we Francji 32-36 euro (Internet od 2 euro za cały pobyt do 1 euro za 1 godzinę).
Co jeść?
W tej kwestii nasza strategia była następująca: jeść żywność przywiezioną z Polski, kupować jedynie to, co niezbędne. Jeśli wystarczy pieniędzy wolno zaszaleć. Natomiast kupowanie fast foodów czy kanapek mija się z celem – są drogie i wcale nie lepsze niż w Polsce. Jeśli chcemy coś zjeść na miejscu warto oddalić się od centrum, ceny mogą być nawet dwa razy niższe. We włoskich restauracjach istnieje coś takiego jak „zestaw turystyczny”. Zwykle kosztuje 10-14 euro, zawiera pizzę lub lasagne i napój, czasem również deser. Trudno znaleźć tańszy posiłek, którym można się rzeczywiście najeść. Na Lazurowym Wybrzeżu większość restauracji jest zamknięta od 13.00 do 19.00.
Niestety jedzenie zarówno w Austrii, Włoszech, jak i Francji jest sporo droższe od polskiego. Warto wybierać się na zakupy do supermarketów, a stacji benzynowych unikać jak ognia – ceny nawet trzy, cztery razy wyższe. Żywność jest droższa, ale nie każda tak samo. Wodę kupowaliśmy w polskiej cenie. Niektóre produkty jak pomidory, nektarynki czy sery są nad Morzem Śródziemnym smaczne i stosunkowo tanie. Podobnie wino (wybieraliśmy te między 2 a 3-4 euro za butelkę). Należy też zwrócić uwagę na fakt, że produkty marki na przykład Carrefour czy Tesco, w Polsce zwykle najtańsze i najniższej jakości, wcale nie muszą być ani tańsze ani gorsze.
Pieniądze
Dobrze jest przed wyjazdem znaleźć w sieci kantor oferujący korzystny przelicznik. Na granicy ceny są wysokie. Jeśli będzie konieczność wypłacania pieniędzy z bankomatu za granicą lub płacenia kartą warto wiedzieć jaki przelicznik stosuje bank i jakie opłaty pobiera.
Jeśli nie mamy ogromnego budżetu, opłaca się zachowywać jak prawdziwa sknera. Liczyć, oszczędzać, kontrolować, nie przekraczać dziennego budżetu. Na wydatki takie jak dodatkowe jedzenie (czyli niezakupione w Polsce), wstępy do muzeów, galerii i inne przyjemności starałam się wydawać 10-14 euro dziennie.
Winiety
Ceny winiet są zróżnicowane. Czechy: 250 koron za 10-dniową winietę. Austria: 7,90 euro za 10 dni. We Włoszech opłaca się zapłacić za konkretny odcinek autostrady, po jego przejechaniu. Ceny są wysokie – na przykład trasa z Florencji do Genui kosztuje 18,70 euro. Cenę można obliczyć na: http://www.autostrade.it/en/index.html. We Francji płaci się za odcinki autostrady z góry, co jakiś czas wrzucając 1-3 euro do automatów przy specjalnych bramkach. A że są one ustawione gęsto, ceny również do niskich nie należą. W Szwajcarii istnieje tylko winieta roczna, ważna od 1 grudnia poprzedniego roku do 31 stycznia roku następnego, tj. przez 14 miesięcy. Trzeba zapłacić za nią 34,5 euro. W Niemczech autostrady są bezpłatne.
Kierowcy, drogi i parkingi
Jeżdżenie samochodem po Wiedniu nie należy do najłatwiejszych. Na początek, zanim zacznę narzekać, chciałabym pochwalić tamtejszych kierowców. Prowadzą spokojnie, ustępują miejsca, nie trąbią (za dużo). Natomiast labirynt jednokierunkowych ulic nie ułatwia podróżowania. W mieście występują zawiłe, najeżone znakami skrzyżowania, niejasno (zwłaszcza dla osób nie mówiących po Niemiecku) oznakowane parkingi. W efekcie spotkała nas nieprzyjemność pod postacią mandatu za złe parkowanie. W mieście istnieją „strefy krótkiego parkowania”, gdzie wolno zatrzymywać się maksymalnie na 2 godziny. Należy zostawić za szybą kartę parkingową, którą można kupić w kiosku czy na stacji benzynowej. Więcej informacji na http://www.wien.info/pl/travel-info/to-and-around/parking.
Na forach internetowych toczą się gorące dyskusje, czy „strefy krótkiego parkowania” są dobrze oznaczone, czy nie. Jedni twierdzą, że owszem, „jak wół” jest napisane na znaku oraz na asfalcie, że wjeżdża się w ową strefę. Inni utrzymują, że oznaczenia są niejasne. Z własnego doświadczenia mogę zapewnić, że jeśli jednocześnie szuka się drogi, stara się uważać na kierowców, pieszych i inne znaki (zwłaszcza liczne zakazy wjazdów), można łatwo ją przeoczyć.
We Włoszech kierowcy nie są już tak dobrzy. Świadczą o tym choćby liczne poobijane w wielu miejscach auta. Górzysty teren zachęca do podróży motocyklem czy skuterem (podobnie zresztą jak we Francji). Przemykających między autami jednośladów jest sporo i trzeba zwracać na nie szczególną uwagę.
Do Wenecji nie wjedziemy samochodem. Można zostawić go na parkingu (drogim: 20 euro za 24 godziny) przed wjazdem do miasta. Postanowiliśmy dojeżdżać z kempingu autobusem. Ostatni przystanek jest tuż przed Wenecją i można albo iść kilka minut pieszo, albo przejechać (za darmo jeśli okaże się bilet autobusowy) kolejką o wdzięcznej nazwie „people mover”. Można też dopłynąć z parkingu statkiem (5 euro) wprost na plac św. Marka.
We Florencji znajduje się duży i zatłoczony, ale za to darmowy parking, na palcu Michała Anioła (43°45'45"N 11°15'53"E), z którego można dość szybko dojść do centrum.
W Pizie (gdzie wpadliśmy po drodze) jest parking płatny (niezbyt drogi) tuż przy sławnej Krzywej Wieży. Trzeba uważać na wszechobecnych czarnoskórych obnośnych sprzedawców, którzy oprócz sprzedaży pamiątek „wyszukują” wolne miejsca parkingowe, lub oferują, że „popilnują auta” w zamian za kilka euro oczywiście.
W Monako nie zostawialiśmy samochodu. Znaleźliśmy parking na zachodzie, kilkaset metrów przed granicą i przespacerowaliśmy się do centrum. Lepiej chyba do niego nie wjeżdżać ze względu na wysokie ceny parkingów oraz korki.
Zatrzymując się, warto dokładnie się rozejrzeć i upewnić, czy na pewno wolno tam pozostawić auto oraz czy jest to darmowe.
Niektóre drogi francuskie, włoskie i szwajcarskie biegną przez Alpy. Jeśli nie jedziemy autostradą, możemy łatwo trafić na wąską, wijącą się wśród gór drogę. Widoki są przepiękne, to prawda. Za to niziutkie barierki dzielące od głębokich przepaści, nie wzbudzają zaufania. Można się na serio przestraszyć. Prowadzenie samochodu w takich warunkach wymaga trochę wprawy, a samo auto potrafi się nieźle przy tym zmęczyć. Żeby było jeszcze trudniej, po wielu takich drogach jeżdżą kolarze, którzy potrafią rozpędzić się do prędkości 40-50 km/h. Trzeba oszczędzać hamulce – nasze tarcze rozgrzały się do czerwoności, a klocki hamulcowe zaczęły palić, po powrocie nadawały się już tylko do wymiany. Wszystko to sprawia, że niewielkie nawet odległości pokonuje się bardzo długo.
Ceny paliwa
Tankowaliśmy olej napędowy. Najlepiej robić to poza autostradą, bo jest taniej. W Austrii na autostradzie właśnie zapłaciliśmy 1,500 euro za litr. We Włoszech, pod Florencją, najtańsza stacja oferowała cenę 1,405 euro za litr. We Francji, w okolicach Théoule-sur-Mer, na stacji benzynowej Carrefour 1,328 euro za litr. W końcu w Szwajcarii, na autostradzie, aż 1,780 euro za litr.
Co zabrać ze sobą?
Choć każdy sam najlepiej wie, czego mu potrzeba, może przypomnę o latarce (i zapasowych bateriach), scyzoryku, ubraniach na każdą pogodę i wygodnych butach. Jeśli planujecie często przenosić się z jednego kempingu na drugi, a jeszcze nie macie namiotu, warto przy zakupie zwrócić uwagę, jak dużo wysiłku i czasu trzeba, by go złożyć i rozłożyć.
We Włoszech dość restrykcyjnie przestrzega się zasady: do kościoła jedynie z zakrytymi ramionami i kolanami. Panowie muszą pamiętać o długich spodniach. Paniom polecam długie, przewiewne spódnice lub spodnie oraz chustę na ramiona.
10.02.12, 00:10
madziu, jeślibyś kiedyś pojechała autem na taką wyprawę, rozumiałabys o co w tym chodzi - o wolność - jedziesz gdzie chcesz, stajesz gdzie chcesz itd. a powiedz z ręką na sercu czy znasz już wszystkie zabytki w Twoim mieście - moim zdaniem w zwiedzaniu nie chodzi o zobaczenie wszystkiego, a o poczucie klimatu miejsca Ja z rodziną objechałem autem pół europy i mimo że nie zobaczyłem wszystkiego to twierdzę że je ZWIEDZIŁEM. Mam koleżankę Polkę w Grecji, jest tam od 15 lat i do tej pory w Atenach była 2 razy,to tyle samo co my turyści z Łodzi. pozdrawiam wszystkich
27.12.11, 09:11
Czy podróżując 16 dni dość męczącym środkiem transportu, jakim jest samochód można z czystym sumieniem powiedzieć "zwiedziłem/am" 7 krajów. Myślę, że to zdecydowanie za mało czasu...
Infolinia(22) 487 55 85
Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.04.2015 15:35
Liczba odwiedzin: 16608
Zapraszamy na relację Ani i Staśka Szloser ze zdobycia najwyższego szczytu Afryki oraz krótkiego pobytu w parkach narodowych i na Zanzibarze. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 27.04.2015 13:30
Liczba odwiedzin: 11888
Jeszcze pół wieku temu Nepal był zamknięty dla wszystkich zwiedzających. W ostatnich dekadach zamienił się w Mekkę dla ludzi kochających góry, przyrodę i egzotyczną, azjatycką kulturę. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 07.04.2015 08:39
Liczba odwiedzin: 178101
Australia oczarowuje! Ogromne przestrzenie, dzikie krajobrazy, przedziwne zwierzęta, które można spotkać tylko tam, ciekawa kultura, a do tego chyba najbardziej wyluzowani ludzie na świecie. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.03.2015 08:27
Liczba odwiedzin: 207454
Ośmioosobowa grupa studentów z Rzeszowa i okolic lubi udowadniać, że chcieć równa się móc. Wierni tej idei co roku wyruszają w podróż leciwym busem z 1988 r. Na koncie mają już cztery wyprawy, a teraz przygotowują się do następnej. Tym razem celem są Stany Zjednoczone, które zamierzają przejechać wzdłuż i wszerz w trakcie dwumiesięcznej eskapady. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, stany zjednoczone
Autor: Źródło: materiały promocyjne
Data publikacji: 25.03.2015 09:20
Liczba odwiedzin: 8277
Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza Równoleżnik Zero, który odbędzie się w dniach 9-11 kwietnia 2015 r. w Mediatece (Pl. Teatralny 5) i Bibliotece Turystycznej (ul.Szewska 78) to wydarzenie skierowane do osób pragnących poczuć klimat podróżowania oraz wspaniała okazja do spotkania z podróżnikami i autorami książek. Tegoroczna edycja będzie poświęcona krajom Ameryki Północnej i Środkowej. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 02.03.2015 10:11
Liczba odwiedzin: 7242
Pięcioletnia podróż Pawła Kilena w poszukiwaniu przygody i spełnienia marzeń. Z lekkim zarysem planu i z bardzo małym budżetem. Udowadnia wszystkim, a przede wszystkim sobie, że powiedzenie „Chcieć, to móc” nie jest fikcją. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.09.2014 12:38
Liczba odwiedzin: 42301
„Nigdzie indziej na świecie nie ma tylu Niemców, którzy mówią po hiszpańsku i czczą bohatera narodowego o nazwisku O’Higgins”. Właśnie ta, zasłyszana wieki temu opinia na temat Chile pchnęła moje zainteresowania w kierunku owego chudego jak patyk kraju. Choć od tamtego czasu minęło już wiele lat, ciekawość pozostała, ale decyzja o wyjeździe zapadła dopiero niedawno. »
Tagi: patronat medialny, ameryka południowa, chile, patagonia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 25.09.2014 10:24
Liczba odwiedzin: 9169
Książka Michała Zielińskiego to osobisty zapis wrażeń z wyprawy do jednego z najmniej uczęszczanych rejonów świata – południowoamerykańskiej selvy, czyli dżungli. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 19.09.2014 09:47
Liczba odwiedzin: 11527
Karolina i Bartek, para młodych inżynierów z Krakowa i autorów bloga Kurs na Wschód, wkrótce rusza w kolejną podróż. Tym razem zamierzają odwiedzić Indonezję, przyjmując za cel nie tylko relaks pod palmami, ale także zebranie sporej ilości materiału reporterskiego, który ma czytelnikom ich bloga pokazać azjatycki kraj od podszewki. Karolina i Bartek obierają kurs na Indonezję! »
Tagi: patronat medialny, azja, indonezja
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 01.08.2014 16:09
Liczba odwiedzin: 9039
Czy można pokonać pieszo dystans 8000 km w ciągu 8 miesięcy, samotnie, bez większego wsparcia z zewnątrz, mierząc się z różnorodnymi warunkami klimatycznymi oraz terenowymi? Można, trzeba mieć tylko jasno określony cel. A taki z pewnością przyświeca Jakubowi Mudzie, który wraz z początkiem stycznia 2015 roku wybiera się w pieszą wyprawę 8000 km Across Canada, od wybrzeża Pacyfiku aż po Atlantyk. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, kanada
Autor: Anna Kaca
Data publikacji: 16.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 10903
W tegoroczne wakacje razem z moim czworonogiem pokonam pieszo 800 km, promując adopcje psów aktywnych. Od Karkonoszy po Bieszczady będę prezentować ludziom dwa bardzo aktywne psy, które od wielu lat nie potrafią znaleźć domu. Pokaże również, że wakacje można spędzać ze swoim czworonogiem w fajny dla obu stron sposób. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Archeolodzy w podróży
Data publikacji: 11.07.2014 12:45
Liczba odwiedzin: 8385
Minął ponad rok, odkąd grupa archeologów i jeden grafik zdecydowali się na podróż swojego życia, odwiesiła na jakiś czas pracę i studia i wyruszyła do Rosji. Teraz, projekt „Archeolodzy w Podróży” odżywa – w nieco zmienionym składzie (więcej info tutaj: http://archeolodzywpodrozy.blogspot.com/p/o-nas.html) ruszamy tym razem na północ! »
Tagi: europa, norwegia, skandynawia, patronat medialny
Autor: Tomasz Korgol
Data publikacji: 01.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 10265
Celem mojej najbliższej wyprawy jest Nepal. Trasa wiedzie z Wrocławia przez Węgry, Bułgarię, Rumunię, Turcję, Gruzję, Armenię, Irak (Kurdystan), Iran, Pakistan, Indie, Nepal. Łącznie 15 tysięcy kilometrów, samotnie, autostopem. Wyprawa jest częścią projektu pod nazwą ,,Z uśmiechem na (Bliski) Wschód”. »
Tagi: patronat medialny, azja, indie, nepal
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.05.2014 11:39
Liczba odwiedzin: 6773
W trakcie minionego I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej, któremu patronował między innymi portal Etraveler.pl, słuchacze mieli okazję nie tylko przenieść się w odległe i niezwykle różnorodne części świata, ale i dostali spory zastrzyk inspiracji, po którym na pewno niełatwo będzie wysiedzieć w domu. »
Tagi: europa, polska, patronat medialny
Autor: Łukasz Kraka-Ćwikliński
Data publikacji: 26.05.2014 16:34
Liczba odwiedzin: 8799
Wyprawa przez drugą co do wielkości pustynię na świecie zbliża się wielkimi krokami. Do jej rozpoczęcia zostały niespełna dwa miesiące, co sprawia, że jest to dobry moment, by przypomnieć zainteresowanym, na czym polega jej wyjątkowość. »
Tagi: azja, mongolia, gobi, patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.05.2014 15:10
Liczba odwiedzin: 6841
Już w najbliższy piątek (30.05.) rusza w Lublinie Festiwal Podróżniczy u Przyrodników. W programie znalazły się slajdowiska z całego świata: Kolumbia, Antarktyda, Portugalia, Niemcy, Słowenia, Chorwacja) oraz z Polski (Opolszczyzna i Białowieski Park Narodowy). Ideą Festiwalu jest ukazanie piękna i bogactwa przyrody w skrajnie różnych rejonach świata. »
Autor: BusTrip into the Wild
Data publikacji: 12.05.2014 09:20
Liczba odwiedzin: 71104
Jak opisać w kilku słowach projekt BusTrip Into The Wild? 26-letni volkswagen T3, siedmioro podróżników i 12 krajów, które chcemy odwiedzić w trzy tygodnie, jak najmniejszym kosztem. »
Tagi: patronat medialny, europa
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 28.04.2014 10:02
Liczba odwiedzin: 181282
Już 23 i 24 maja rusza w Środzie Wielkopolskiej pierwszy Festiwal Podróżniczy organizowany przez Klub Szalonego Podróżnika. Dwa dni festiwalowe będą składać się z prezentacji prelegentów o „Statuetkę Klubu Szalonego Podróżnika” za najlepszą prezentację podróżniczą, prezentacji filmów oraz relacji podróżniczych zaproszonych gości specjalnych. Poza tym na każdego z uczestników czekają liczne konkursy i atrakcje festiwalowe. »
Autor: Joanna Maślankowska i Adam Wnuk
Data publikacji: 15.04.2014 11:35
Liczba odwiedzin: 8362
1 miesiąc, 2 autostopowiczów i 4 żywioły do pokonania. Podczas miesięcznej wyprawy zasmakujemy dań gotowanych w rozgrzanej ziemi, wykąpiemy się w najwspanialszych wodospadach Europy, staniemy na skraju dwóch ogromnych płyt tektonicznych jednocześnie i (mam nadzieję) nie zostaniemy porwani razem z namiotem przez niezwykle silne wiatry. Wszystko to z dobytkiem na plecach i wyciągniętym w górę kciukiem. »
Tagi: patronat medialny, europa, islandia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 21.03.2014 14:44
Liczba odwiedzin: 288813
24 maja 2014 r. w Ośrodku Kultury w Środzie Wielkopolskiej w ramach Średzkich Sejmików Kultury 2014 odbędzie się I Festiwal Podróżniczy zorganizowany przez poznański Klub Szalonego Podróżnika. W ramach Festiwalu przewidziane są przede wszystkim prelekcje podróżnicze, slajdowiska, dyskusje i spotkania z podróżnikami. Prelegenci przedstawią swoje dotychczasowe podróże po różnych regionach świata i opowiedzą związane z nimi historie, przygody i wrażenia. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 23.10.2013 19:18
Liczba odwiedzin: 120915
Parędziesiąt lat temu olbrzymie masywy Karakorum mogły przemierzać tylko karawany, a droga od granicy chińskiej do Islamabadu mogła zająć miesiąc czasu. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 05.09.2013 11:25
Liczba odwiedzin: 164834
Jak może wyglądać spotkanie Polaka z Warszawy z krajanem żyjącym w Argentynie, RPA bądź Chinach? Czy podróż może nas otworzyć nie tylko na egzotykę, ale i polskość? Do przeżycia takiej przygody zachęca Muzeum Emigracji w Gdyni w konkursie im. Pawła Edmunda Strzeleckiego. Pod hasłem „Poznaj się na rodaku!” zbierane są reportaże fotograficzne bądź filmowe o wyjątkowych osobowościach napotkanych w drodze. »
Powered by Webspiro.