Kierunek Portugalia

Opiszę podróż, którą odbyliśmy w tamtym roku do Portugalii. W trakcie naszej podróży przejechaliśmy ponad 7000 km w czasie 3 tygodniu. Podróż do naszego celu trwała przez tydzień i wracaliśmy również przez tydzień. Spaliśmy na polach namiotowych, dzięki czemu dzieciaki miały ogromną frajdę. Po drodze zwiedzaliśmy miasta i miasteczka, czasami stadiony piłkarskie a czasami muzea. Przejechaliśmy przez Niemcy, Francję, Hiszpanię. Wracając zahaczyliśmy o Andorę i wstąpiliśmy do Włoch, kończąc zwiedzanie stadionu Allianz Arena w Monachium.

Pierwszym przystankiem był Paryż, nasza córka, która interesuje się modą marzyła o tym mieście i nie zwiodła się. Udało nam się zwiedzić obowiązkowo wieżę Eiffla, łuk triumfalny, Centrum Pompidou oraz Luwr z zewnątrz. Spędziliśmy tam trzy wspaniałe dni, pomimo, że temperatura przekraczała 30st. i brakowało powietrza.

Jadąc w kierunku Hiszpanii przejechaliśmy doliną Loary. Udało nam się zobaczyć śliczne miasteczko Blois i zamek z zewnątrz w Amboise. Podróżując dalej natrafiliśmy niespodziewanie na bardzo epicki kamping. Po tłocznym Paryżu to miejsce wydało nam się idealne na kolejną noc. Dokonaliśmy tam również zakupów na kolejne wieczory... a taki prezent dostaliśmy na wejściu :)

Spędziliśmy również dzień i noc w miejscowości Mutriku, miasto, które żyje 24 godziny na dobę, a muzyka niesie się aż do pola namiotowego.

Kolejnym miastem na naszej trasie było Bilbao i tutaj dla chłopaków celem było odwiedzenie Atletic Bilbao (jak się okazało w remoncie) a dla dziewczyn Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Sztuka nowoczesna czasami jest naprawdę bardzo nowoczesna ;)

Wreszcie dojechaliśmy do Portugalii, mając w zapasie jeszcze jeden dzień postanowiliśmy znaleźć nocleg w Porto i zwiedzić to drugie co do wielkości miasto w kraju. Miasto faktycznie jest urokliwe, ale na poznanie go potrzeba byłoby ze cztery dni a nie 2 godziny.

Dojechaliśmy po siedmiu dniach do naszej miejscówki koło Lourinha. Chata była super i widoki też. Koło domu była zagroda z koniem a z okien widzieliśmy ocean. Spędzaliśmy tam czas na plażowaniu, jedzeniu miejscowych specjałów i rozmawiając do późna przy winku. Dzieciaki urządzały zabawy w podchody i waleczne misje.

W niedzielę byliśmy świadkami niezrozumiałej dla nas, miejscowej atrakcji: Korridy.

Siedząc na miejscu w Portugalii oprócz leżakowania na plaży robiliśmy sobie małe wycieczki po okolicznych miasteczkach. Nie sposób nie być w Fatimie będąc w Potugalii czy Nazaré :)

Oczywiście byliśmy w Lizbonie, które nas powaliło na kolana. Te wąskie uliczki, żółte tramwaje i strome podejścia sprawiają, że jest to miasto inne niż reszta świata. Czuć klimat fado. Myślę, że kiedyś tu wrócimy.

Szybko minął czas w Portugalii i nadszedł czas powrotu do Polski. Na szczęście mieliśmy sporo czasu i powrót zaczęliśmy od zwiedzania Toledo (uroczego miasteczka w pobliżu Madrytu) gdzie na każdym kroku można spotkać walecznego Don Kichota i wiernego Sancho Pansa. Każdy kto ma zamiar pojechać do Madrytu powinien koniecznie odwiedzić to urocze miasteczko. Ale w odwrotnej kolejności, bo po Toledo Madryt nas nie powalił. Nie muszę wspominać co zwiedzali chłopaki, to jest oczywiste. :) My starałyśmy się odwiedzać tylko miejsca z klimatyzacją, a przemieszczanie się między tymi punktami było nie lada wyzwaniem. Mówi się, że w Madrycie jest 10 miesięcy zimna i 2 miesiące piekła. My oczywiście trafiliśmy na piekło.

Ponieważ naszym wielkim planem jest odwiedzenie wszystkich stolic w Europie nie mogliśmy nie skorzystać i nie odwiedzić Andory. Ładne miejsce z wielkimi sklepami duty free. Tyle półek z serem różnego rodzaju to nigdy nie widzieliśmy.

Udało nam się wracając wstąpić do znajomych, którzy spędzali wakacje pod Barceloną. Spędziliśmy świetny dzień grając w nogę, kapiąc się w basenie i jedząc ośmiornicę. Jadąc dalej pokusiliśmy się o to aby poszukać miejscówki na wybrzeżu Costa Brava. Jednak nie jest to takie proste, przejechaliśmy dziesiątki kilometrów od pola namiotowego do następnego. Wszędzie mieli komplet, a dodam jeszcze, że te pola namiotowe to nie są takie sobie zwykłe pola. Kampingi z basenami, dyskotekami, szkółkami surfingu, knajpami i wysokimi cenami. Udało nam się rozbić na jednym z nich, dwie rodziny na jednym placyku a dookoła rodziny wyposażone jak niejeden dom. Ale fajnie było, wietrznie ale fajnie.

Wracając do polski zrobiliśmy jeszcze trzy przystanki. Pierwszy postój przed Grenoble na polu namiotowym gdzieś w górkach. Trasa była bardzo malownicza ale w nocy trochę zimno było, niestety. Rano zrobiliśmy sobie spacer uliczkami Grenoble i zakupy śniadaniowe :).

Kolejny, przedostatni już przystanek: stadion Juventus Turyn. Miasta nie zwiedzaliśmy (tylko ja biegowo rano) ale mieliśmy fajny nocleg na polu z widokiem na miasto.

I wreszcie Monachium. Przejechaliśmy wiele kilometrów aby tu dotrzeć, aby zobaczyć ten jeden z najnowocześniejszych stadionów na świecie. W szczególności, że Bayern jest wysoko w rankingu naszym (o ile nie najwyżej). Nawet ja z Karolinką pokusiłyśmy się na zwiedzanie stadionu i muzeum. Zajęło nam to prawie 4 godziny. Jestem pod wrażeniem tak silnym, że mam wielką ochotę przybyć tam jeszcze raz ale już na mecz :)

Po 3 tygodniach podróży miło było wrócić do Krakowa, pełni nowych wrażeń, zdjęć i przepisów kulinarnych. Biedniejsi o ok. 10 tys. zł ale bogatsi o doświadczenia.

A tak nas witała Polska