Dziś jest 28.03.2024

Imieniny obchodzą Aniela, Renata, Kastor, Antoni

Portal podróżniczy etraveler.pl

gwarancja udanych wakacji
Accredited Agent

Aconcagua – Kamienny Wartownik

Autor: Ola Bielecka

Data publikacji: 22.02.2014 14:38

Liczba odwiedzin: 4350

Tagi: aconcagua, andy, ameryka południowa, ola bielecka, relacje, góry relacje z podróży

Relacja z wyprawy w Andy i wejścia na najwyższy szczyt obu Ameryk połączona z analizą dlaczego góra ta, uważana powszechnie za łatwą, zbiera tak duże śmiertelne żniwo wśród zdobywców.

Na pokuszenie

Bardzo duża wysokość. Łatwe technicznie wejście. Cel wypraw komercyjnych. Dobra infrastruktura wspinaczkowa. Prosta logistyka. Ważny etap treningu przed Everestem.

Oto powody, którym Aconcagua (6961 m n.p.m.) zawdzięcza swoją niesłabnącą popularność. Każdego roku tłumy wspinaczy z całego świata przybywają do Puente del Inca, by stąd wyruszyć na spotkanie prawdziwie wysokogórskiej przygody. Bo Aconcagua to jest prawdziwie wysokogórska przygoda i wyjątkowo pożądany klejnot w koronach górskich zdobywców. Niestety wielu z tych, którzy próbują wraca z niczym, o ile wraca...

Te kilka faktów w zupełności wystarczy. by niejednego wspinacza skusić wizją zdobycia szczytu. Przede wszystkim coś co w górach liczy się najbardziej. Wysokość. Prawie siedem tysięcy metrów, ale kto by się przejmował brakiem marnych czterdziestu przy siedmiu kilometrach. To robi wrażenie.

Widok z namiotu
 
Widok z namiotu
fot. Ola Bielecka


Siedmiotysięcznik, bo tak popularnie mówi się o Aconcagui. Do tego siedmiotysięcznik, który jest łatwy jak Kasprowy późną jesienią. Nie wymaga wspinaczki, używania lin poręczowych, ani żadnego specjalistycznego sprzętu. Trasa jest banalnie prosta. Zwykły trekking. Może i długi, ale co może być trudnego w poruszaniu się noga za nogą pod górę?

Do tego szczyt jest łatwo dostępny. Organizacja wyprawy to pestka. Wszystkie agencje górskie mają ją w swojej ofercie. Wystarczy się zgłosić i wpłacić zaliczkę. A dla tych, którzy wyprawę wolą zorganizować samemu, nie jest to szczyt umiejętności logistycznych.

Do bazy sprzęt poniosą muły, a dalej... No cóż, trzeba się trochę wysilić, ale w zanadrzu zawsze znajdzie się jakiś tragarz, którego można wynająć w bazie i który wyniesie nasze rzeczy wyżej. Baza, właśnie. Dobrze zorganizowana, z punktem medycznym, kilkoma „restauracjami” i najwyżej położoną na świecie galerią sztuki nowoczesnej. Pełen luksus.

Każdy obóz świetnie oznakowany, w każdym zawsze pełno namiotów. Tak jak pełno wspinaczy na trasie. Zgubić się nie można. Co więc złego może się stać na takiej górze? Na której po pełne toi toi'e przylatuje helikopter, więc dlaczego miałby nie przylecieć po wspinacza, gdyby ewentualnie coś poszło nie tak?

Złowieszcze liczby

Dlaczego więc aż tyle osób każdego roku ginie na Aconcagui? Jej nieco bardziej demoniczny przydomek to Góra Śmierci, właśnie ze względu na liczbę ofiar. Charakteryzuje się też jednym z najwyższych odsetkiem osób, którym nie udaje się wejść na szczyt. Sukces odnosi jedynie około 30% wspinaczy. Średnio 9 osób ginie na Aconcagui każdego roku i jest to naprawdę wysoki wynik.

Skąd więc się biorą się te liczby? Odpowiedź jest prosta. Są wynikiem niezliczonej ilości chętnych na zdobycie „łatwego” szczytu, który wcale łatwy nie jest. Wspinacze chorują, doznają urazów i giną, głównie na skutek obrzęku płuc, skrajnego wyziębienia będącego najczęściej skutkiem zabłądzenia oraz wypadków związanych z pomyleniem trasy.

Brzmi nieprawdopodobnie? Ale wcale takie nie jest.

Plaza de Mulas widziana z podejścia do obozu Canada
 
Plaza de Mulas widziana z podejścia do obozu Canada
fot. Ola Bielecka


Zignorujmy wysokość

Klasyczna droga na szczyt. Od bram Parku Narodowego Aconcagua na szczyt i z powrotem to około 81 kilometrów. Pierwszym obozem na trasie jest Confluenzia położona na wysokości 3400 m. Trasa wiodąca tu od bram Parku nie jest długa ani męcząca. To daje złudne poczucie łatwości góry. Confluenzia to idealne miejsce na aklimatyzację. Warto zostać tu dwa dni, ochłonąć, zebrać siły, zrobić wycieczkę do Plaza Francia położonej na wysokości 4200 m i wrócić na nocleg do obozu. To doskonała okazja by się rozruszać i zaaklimatyzować.

Kolejny dzień marszu, czyli dojście do bazy jest wyjątkowo długi i bardzo męczący. Niektórzy wspinacze rezygnują z aklimatyzacji i zostają w Confluenzii tylko jedną noc lub wręcz ją omijają, udając się wprost do bazy. Mając do czynienia z wysokością jaką finalnie musimy pokonać, to nie jest najlepsze posunięcie.

Podczas swojej wyprawy zostałam w Confluenzii dwa dni. Dało mi to czas na „ochłonięcie”, uniknęłam wejścia prosto z marszu na wysokość, na której mogą zacząć się problemy zdrowotne.

Lodowiec i przykrywająca go morena powierzchniowa
 
Lodowiec i przykrywająca go morena powierzchniowa
fot. Ola Bielecka


Muły niosą bagaże aż do bazy położonej na 4300 m. Odcinek jest długi i męczący. Wiedzie przez niekończące się przestrzenie, koryta wyschniętych rzek i półpustynne wąwozy. Tuż przed samą bazą znajduje się strome podejście. Takie ostatnie kopnięcie leżącego jakie daje nam góra. Wykańcza tuż przed samym finiszem.

Po dotarciu do bazy ma się uczucie, że znalazło się w zupełnie innym świecie, położonym ekstremalnie daleko od tego, który znamy i który został w tyle. Krajobraz też jest skrajnie różny. Surowy. Nie ma tu nic przyjaznego. Od nagich skał począwszy na pogodzie skończywszy. Śnieżne penitenty jak górskie duchy. Olbrzymi masyw górujący ponad bazą, przytłaczający swoim ogromem. Gdy niebo nie jest zasnute chmurami szczyt płonie o zachodzie prawdziwym ogniem, lecz zazwyczaj tonie we mgle, którą wiatr wysoko i z wściekłością rwie na strzępy.

Kolejne kroki

Zwykle w Plaza de Mulas spędza się dwa dni, poświęcając je na odpoczynek i aklimatyzację. Szybko można zakochać się w tym miejscu i przehulać ostatniego dolara na gorącego hamburgera w restauracji bazowej, który kosztuje tu chyba więcej niż na Manhattanie.

W bazie ekipy spędzają zwykle dwa całe dni, zanim wyruszą wyżej, złożyć depozyt i kontynuować proces aklimatyzacji. Powyżej Plaza de Mulas są jeszcze trzy obozy, Canada na wysokości 5050 m, Nido de Condores na 5500 m i Berlin lub Colera (położone blisko siebie) na 6000 m.

Szczyt widziany z bazy
 
Szczyt widziany z bazy
fot. Ola Bielecka


Zdarza się, że w ramach aklimatyzacji ekipy wychodzą z bazy ruszając od razu do Nido, tam zostawiają depozyt i wracają do Plaza de Mulas. Z własnego doświadczenia wiem, że to nie jest najlepsze wyjście. Odległości pomiędzy obozami nie są może zabójcze, ale wysokość już tak. Dużo lepszym rozwiązaniem jest spokojne podejście z noclegiem w Camp Canada, potem w Nido, a na końcu w Colerze.

Wiele razy słyszałam głosy, że jest to zbyt wyczerpujące, że nie ma sensu wdrapywać się aż do Colery, właściwie tylko po to by za chwilę zejść do bazy. To męczące i w czasie takiego podejścia traci się dużo cennych sił. Na tej wysokości nikomu nie uśmiecha się wchodzić dwa razy w to samo miejsce. Niestety tak właśnie wygląda proces aklimatyzacji, która daje dużo. Dużo więcej niż można się spodziewać. Porównując możliwości wspinaczy, którzy wcześniej nocowali w Colerze z tymi, którzy dotarli jedynie do Nido, atak szczytowy wygląda zupełnie inaczej.

Trzeba przy tym pamiętać, że do Colery wspinacze zwykle docierają po południu, a już około czwartej nad ranem startuje się na szczyt. Czasu jest mało, a na aklimatyzację nie ma go wcale.

Tak, wariant z wcześniejszym noclegiem w Colerze to duży wysiłek, tym bardziej gdy pogoda sprzyja i serce wyrywa się do szczytu. Mijają nas karawany, które najprawdopodobniej już za chwile na nim staną, a my właśnie schodzimy do bazy. To może boleć, ale działa, działa jak nie wiem co. I procentuje podczas ataku szczytowego.

Do góry i na dół

W 2013 roku portugalski ultramaratończyk Carlos Sá ustanowił rekord szybkości we wspinaczce na Aconcaguę. Startując o godzinie 5:20 z granicy Parku na szczycie stanął o 17:00, droga powrotna zajęła mu 3,5 godziny. 81-kilometrową trasę z wejściem na siedem tysięcy metrów pokonał w ciągu 15 godzin i 42 minut. Oczywiście wyprawa została poprzedzona odpowiednią aklimatyzacją rozpoczętą na długo przed próbą pobicia rekordu. Wspinając się na Aconcaguę wydawało mi się, że wielu jest takich, którzy chcą ten rekord pobić, z małą różnicą – bez aklimatyzacji.

W czasie mojej wyprawy spędziliśmy jeden nocleg w Canadzie, a kolejny w Nido. Potem zeszliśmy do bazy na odpoczynek. To, że nie zanocowaliśmy wyżej było podyktowane przede wszystkim złymi warunkami pogodowymi. W czasie wejścia na szczyt brakowało mi tego jednego noclegu w Colerze, czułam, że aklimatyzacja mogłaby być lepsza.

Chmura burzowa w obozie Colera
 
Chmura burzowa w obozie Colera
fot. Ola Bielecka


Po zejściu, w bazie spędziliśmy przymusowe 3 dni, zwykle odpoczynek trwa 2. Pogoda popsuła się jednak na tyle, że niemożliwym było wyjście powyżej bazy. Jedna polska ekipa, której zaczynało brakować czasu, pomimo bardzo złej aury wyszła do góry. Nikt z nich nie dotarł do szczytu. Pogoda była zła, mieli więc szczęście, że wrócili wszyscy. Mogło skończyć się inaczej.

Przeczekaliśmy złą pogodę w bazie. Prognozy zapowiadały okno pogodowe za dwa dni. Wyszliśmy więc do Nido w złej pogodzie licząc na to, że następnego dnia pogoda się poprawi i będziemy mogli zaatakować szczyt. Po noclegu na 5500 m ruszyliśmy do Colery. Olbrzymia chmura na horyzoncie zapowiadała burzę gdzieś niedaleko. Mieliśmy nadzieję, że nas nie dosięgnie. Nikt z nas nie miał dolegliwości związanych z wysokością, jednak już podczas nocnego wyjścia nie wszyscy byli w idealnej formie.

Po laury?

Wejście na szczyt rozpoczęliśmy o 5 rano. Nie chcieliśmy wyruszać wcześniej ze względu na bardzo niską temperaturę. Kiedy wychodziliśmy z namiotów było – 27 stopni. Rzędy czołówek już ciągnęły się w górę. Musieli wyjść jakieś dwie godziny przed nami. Mniej więcej w połowie drogi kilka osób z naszej ekipy zawróciło. Powodów było kilka, głównie złe samopoczucie lub zbyt wolny marsz.

Poruszanie się w tempie, które nie gwarantuje wejścia na szczyt i bezpiecznego zejścia przed nadejściem zmroku, to bardzo częsty powód tragedii górskich. Osoby z naszej grupy zawróciły, ale były też inne, które takim samym tempem szły dalej. Sezon 2010/2011 na Aconcagui, o którym piszę, był wyjątkowo tragiczny. W dzień poprzedzający nasz atak szczytowy zmarły dwie osoby. W obozie Berlin zmarł z wycieńczenia 38-letni Czech, a 500 metrów od szczytu 68-letni Australijczyk. Na ciało tego drugiego natknęliśmy się w schronie Independencia.

Ten rok cechowała bardzo zła pogoda. W czasie gdy wspinaliśmy się na szczyt na górze przebywało około 500 osób. Już wtedy statystyki wypadków niebezpiecznie zaczęły zbliżać się do najgorszego w dziejach sezonu 2008/2009. Ratownicy przeprowadzili wówczas aż 280 akcji ratunkowych, a w masywie zginęło 7 osób. Do momentu opuszczenia przez nas Parku przeprowadzono ponad 200 akcji ratunkowych, zginęło 5 osób, a sezon nie był jeszcze wtedy zakończony.

Do dnia dzisiejszego na Aconcagui śmierć poniosło 130 osób. Porównując, na Evereście życie oddało 216 wspinaczy.

Obraz jaki namalowałam po powrocie z wyprawy, szczyt Aconcagui o zachodzie
 
Obraz jaki namalowałam po powrocie z wyprawy, szczyt Aconcagui o zachodzie
fot. Ola Bielecka


Na szczycie byliśmy o godzinie 13. Natychmiast rozpoczęliśmy zejście. Do obozu dotarliśmy około 17. Po drodze mijaliśmy osoby, które wycieńczone wspinaczką idąc ekstremalnie wolno, co kilka kroków upadały na kolana. Niektórych próbowaliśmy zawrócić. Udało nam się tylko w jednym przypadku, słaniającego się na nogach młodego chłopaka z Austrii. Reszta, jakby w amoku parła dalej na przód. Wielu zadaje sobie pytanie, dlaczego w takim wypadku nie reagują towarzysze wyprawy.

Czy dlatego, że sami chcą wejść na szczyt i w tym momencie liczy się dla nich tylko to? Nie decydują się, by zawrócić i dać szansę na powrót swojemu towarzyszowi, bo on sam dawno już stracił trzeźwy ogląd sytuacji. A z drugiej strony dlaczego sam nie zdołał ocenić swoich szans nim było za późno? Cóż można zrobić widząc osoby, które mimo wycieńczenia prą do szczytu, kiedy jest już ekstremalnie późno i niemożliwym jest wejść na górę i wrócić za dnia. Jeśli nawet uda im się zdobyć szczyt, czeka ich długie i mozolne zejście na dół. A w dół wcale nie oznacza dużo łatwiej. Wtedy można tylko patrzeć. Bo oni nie słuchają. Nie słyszą. Nie docierają do nich słowa rozsądku. Zawracać ich siłą? Ale jak siłować się z dorosłym mężczyzną na niemal siedmiu tysiącach metrów? Kiedy samemu brakuje sił?

Przygoda czy horror?

Kiedy wracaliśmy do obozu i byliśmy blisko na tyle, że widzieliśmy namioty, rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Pozostawaliśmy w zasięgu wzroku. Wtedy nadeszła chmura i na chwilę przysłoniła wszystko. Byliśmy w niej minutę, może krócej. Kiedy wróciła widoczność, zobaczyłam drugą część grupy zmierzającą w zupełnie innym kierunku. Oddaleni od nas schodzili w przeciwną do obozu stronę. Daliśmy im znać i powrócili na szlak. Wtedy przekonałam się, jak łatwo jest zabłądzić, zejść ze szlaku. Jak niewiele trzeba by się zgubić. A noc zapada szybko. Jeszcze szybciej spada temperatura.

Aconcagua jak wszystkie inne szczyty oferuje nam kilka scenariuszy, wedle których potoczyć się może nasza wspinaczka. Jeśli jesteśmy w dobrej kondycji fizycznej, pogoda jest idealna, wchodzimy klasyczną drogą, na której nie ma większych trudności i do tego dobrze się zaaklimatyzujemy, możemy śmiało powiedzieć że jest to łatwy szczyt. Niestety wysokość Aconcagui sprawia, że z łatwego szczytu bardzo szybko może zamienić się w lodową pustynię z huraganowym wiatrem, momentami white out'u i przeszywającym zimnem, a wtedy nasz scenariusz z przygodowego może szybko przeistoczyć się w horror.

Aconcagua leży zaledwie 130 km od Pacyfiku, co podobnie jak w przypadku Denali na Alasce powoduje, że masyw jest nieustannie atakowany przez burze i huraganowe wiatry. Temperatura nierzadko spada poniżej minus 30 stopni, a pogoda potrafi zmieniać się jak w kalejdoskopie.

Na szczycie
 
Na szczycie
fot. Ola Bielecka


Aconcagua uchodzi za łatwą górę, na której w bezpieczny sposób można przetestować reakcję organizmu na dużą wysokość. Właśnie to jest przyczyną tak wielu wypadków, jakie mają tu miejsce. Ponieważ wybierając drogę klasyczną nie potrzebne są żadne umiejętności wspinaczkowe, tak wielu, często mało doświadczonych wspinaczy decyduje się na zdobywanie szczytu.

Nikt nie myśli jednak o tym, że droga klasyczna jest łatwa tylko wtedy, gdy się na niej pozostanie. Przy szybko zmieniających się warunkach pogodowych, dużym zachmurzeniu, mgłach i zamieciach śnieżnych wystarczy minuta, by zejść ze szlaku. Niezliczone ilości wypadków na Aconcagui wiążą się z zejściem z trasy na trudny wariant prowadzący przez lodowiec Polaków. Tam, na nieprzygotowanych wspinaczy czekają szczeliny, lodospady i typowe warunki do wspinaczki lodowej. Jeśli nad szczytem zapadnie mgła, to przed wejściem do słynnego żlebu Canaletta prowadzącego bezpiecznie w dół, można łatwo zboczyć na drogę prowadzącą przez lodowiec Polaków. To najczęstsza pomyłka orientacyjna popełniana przez wspinaczy.

Kolejnym błędem jest pozostawienie plecaka z rzeczami osobistymi przed szczytem i wchodzenie „na lekko”. Sama robiłam tak kilka razy, ale uważam to za ogromny błąd. W przypadku Aconcagui miejscem zrzutu ciężkich plecaków jest tzw. Jaskinia, teren osłonięty skałami i znajdujący się tuż przed żlebem Canaletta. Jeśli zostawimy tu nasz sprzęt, a cokolwiek nieprzewidzianego wydarzy się ponad żlebem lub w nim, zostajemy bez wody, termosu z herbatą, jedzenia, leków, dodatkowej odzieży i wszystkiego co mamy ze sobą w plecaku, a co może uratować nam życie.

Łatwo zapomina się, że przy złych warunkach pogodowych, gdy będziemy potrzebować pomocy i mieć trudności z poruszaniem się, takie same trudności będzie mieć także ekipa ratunkowa. Helikopter nie wystartuje w zamieci śnieżnej i ratownicy będą mieć utrudniony dostęp w wyższe partie góry. Jest takie górskie powiedzenie, które mówi, że jeśli ty masz kłopoty, to ratownicy prawdopodobnie też.

Służby ratunkowe na Aconcagui działają, ale ze względu na słabe dofinansowanie i brak środków nie mają wystarczającego sprzętu, lekarzy w ekipach ani odpowiedniej ilości ludzi pozostających w pogotowiu. Byłam świadkiem dwóch wypadków, a konkretnie odmrożeń, w których poszkodowani musieli schodzić na własną rękę z pomocą przyjaciół i obcych ludzi, którzy zdecydowali się pomóc, gdyż wszystkie służby ratunkowe były akurat zajęte udzielaniem pomocy komu innemu. Sprowadzaliśmy tych odmrożonych z Colery samodzielnie z nadzieją, że w Nido znajdziemy pomoc. Tam jednak też nie było ratowników, a lekarza znaleźliśmy dopiero w Plaza de Mulas.

Nido de Condores czyli Gniazdo Kondorów
 
Nido de Condores czyli Gniazdo Kondorów
fot. Ola Bielecka


Kolejny błąd to ryzykowanie ataku szczytowego gdy dysponujemy krótkim czasowo oknem pogodowym, zwłaszcza gdy jest się wolnym lub idzie się dużą grupą, której członkowie mają różne tempo marszu. Tu górę bierze parcie do przodu za wszelka cenę i tak zwane „magiczne myślenie”, które nakazuje sądzić, że jakoś to będzie.

W górach reguły są proste. Popełniamy błąd, czeka nas kara. Jesteśmy ostrożni, dostajemy nagrodę, wchodzimy na szczyt. Ale największym zdumieniem jest zawsze moment, kiedy uświadamiamy sobie, że każdego błędu tak łatwo było uniknąć. To wręcz niewiarygodne. Mieliśmy prognozę pogody, dlaczego szliśmy do góry? Mieliśmy zegarki, dlaczego nie zawróciliśmy na czas?
Trudno tylko uniknąć tych błędów, gdy przebyło się pół świata i w swojej własnej opinii ma się jedną szansę w życiu na zdobycie tej góry. Jak wówczas podjąć decyzję o odwrocie? Jak przewodnik ma zawrócić grupę klientów, którzy zapłacili?

Wiele osób, które wybierają się na Aconcaguę ma zbyt słabą kondycję fizyczną i jest zwyczajnie nieprzygotowanych do wejścia.
Wiele z nich nie ma podstawowego wyposażenia apteczki i nie przestrzega reguł postępowania w górach. Wychodzą wysoko pomimo objawów choroby wysokościowej, lekceważąc wszystkie jej objawy. Idą zbyt wolno, ale nie dociera do nich, że nie mają szans na triumf, ewentualnie na poważne kłopoty. Nie przewidują, nie wybiegają myślami w przyszłość. Racjonalne myślenie to często deficytowy towar na takich szczytach.

To wszystko sprawia, że relatywnie łatwa góra przy dobrych warunkach pogodowych i kondycyjnych wspinaczy może zamienić się w prawdziwe piekło.

  • « Poprzednia
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • Następna »

Komentarze (5)

  • Krzysztof (gość)

    Krzysztof (gość)

    23.12.19, 14:11

    Żałuję, że nie przeczytałem tego artykułu przed wyjazdem. Popełniliśmy ten sam błąd zostawiając plecaki poniżej Canaletty. Z tego miejsca szczyt wydawał się na wyciągnięcie ręki. Po co nosić niepotrzebne kilogramy ? A jednak Canaletta jest na tyle wredna, żeby nie napisać u...liwa, że skręcić czy złamać nogę nie jest trudno. Były takie przypadki. A wtedy brak plecaka z termosem i dodatkową odzieżą może być kropką na końcu ostatniego zdania naszej historii. Dodam jeszcze, że są miejsca w tym żlebie gdzie bliżej środka widoczne są większe płyty skalne, 2-3 m średnicy, wydaje się że tam powinno być bardziej stabilnie, nic bardziej mylnego. Niech nikogo to nie kusi. Osunięcie się z takim czymś ... To był drugi błąd. Na szczęście obyło się bez kary, ale radzę pamiętać, że niedotleniona wyobraźnia podsuwa absurdalne pomysły, więc lepiej sobie pewne rzeczy poukładać w głowie trochę niżej.

    Zgłoś

  • banana (gość)

    banana (gość)

    12.12.15, 20:09

    Dzięki Olu za ten tekst, cenny i pouczające. Wybieram się na Aconcague za 2 tygodnie, jestem równie podekscytowany, jak przerażona, mam duży szacunek do gór, choć nie jestem żadnym zawodowym wspinaczkę. Wezmę sobie do serca, a raczej głowy Twoje słowa i będę liczyć, że góra będzie dla mnie łaskawa! Pozdrawiam

    Zgłoś

  • zbyszek S (gość)

    zbyszek S (gość)

    29.08.14, 12:09

    bardzo ciekawy artykuł i pouczajacy-warto przeczytac-brawo powinnas pisac takie artykuly po kazej swojej wyprawie-na pewno beda czytane z ciekawoscią.-zycze powodzenia w nastepnych wyprawach

    Zgłoś

  • Mincel (gość)

    Mincel (gość)

    02.03.14, 20:38

    Brawo. Proszę o więcej artykułów tej Pani

    Zgłoś

  • basia (gość)

    basia (gość)

    01.03.14, 16:49

    Bardzo ciekawy i praktyczny artykuł. Naprawdę warto przeczytać.

    Zgłoś


Zamknij

Twój komentarz

Infolinia(22) 487 55 85

Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19

Wyprawy pod patronatem Etraveler.pl

  • Równoleżnik Zero 2015 – Wrocławski Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza

    Równoleżnik Zero 2015 – Wrocławski Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza

    Autor: Źródło: materiały promocyjne

    Data publikacji: 25.03.2015 09:20

    Liczba odwiedzin: 6069

    Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza Równoleżnik Zero, który odbędzie się w dniach 9-11 kwietnia 2015 r. w Mediatece (Pl. Teatralny 5) i Bibliotece Turystycznej (ul.Szewska 78) to wydarzenie skierowane do osób pragnących poczuć klimat podróżowania oraz wspaniała okazja do spotkania z podróżnikami i autorami książek. Tegoroczna edycja będzie poświęcona krajom Ameryki Północnej i Środkowej. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • Spotkanie z podróżnikiem: „Chcieć to móc” – Paweł Kilen w pięć lat po świecie

    Spotkanie z podróżnikiem: „Chcieć to móc” – Paweł Kilen w pięć lat po świecie

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 02.03.2015 10:11

    Liczba odwiedzin: 5695

    Pięcioletnia podróż Pawła Kilena w poszukiwaniu przygody i spełnienia marzeń. Z lekkim zarysem planu i z bardzo małym budżetem. Udowadnia wszystkim, a przede wszystkim sobie, że powiedzenie „Chcieć, to móc” nie jest fikcją. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • WyCHILEoutowana

    WyCHILEoutowana

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 26.09.2014 12:38

    Liczba odwiedzin: 14409

    „Nigdzie indziej na świecie nie ma tylu Niemców, którzy mówią po hiszpańsku i czczą bohatera narodowego o nazwisku O’Higgins”. Właśnie ta, zasłyszana wieki temu opinia na temat Chile pchnęła moje zainteresowania w kierunku owego chudego jak patyk kraju. Choć od tamtego czasu minęło już wiele lat, ciekawość pozostała, ale decyzja o wyjeździe zapadła dopiero niedawno. »

    Tagi: patronat medialny, ameryka południowa, chile, patagonia

  • Czas na debiut – Strefa Darien

    Czas na debiut – Strefa Darien

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 25.09.2014 10:24

    Liczba odwiedzin: 7148

    Książka Michała Zielińskiego to osobisty zapis wrażeń z wyprawy do jednego z najmniej uczęszczanych rejonów świata – południowoamerykańskiej selvy, czyli dżungli. »

    Tagi: patronat medialny

  • Kurs na Indonezję

    Kurs na Indonezję

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 19.09.2014 09:47

    Liczba odwiedzin: 8717

    Karolina i Bartek, para młodych inżynierów z Krakowa i autorów bloga Kurs na Wschód, wkrótce rusza w kolejną podróż. Tym razem zamierzają odwiedzić Indonezję, przyjmując za cel nie tylko relaks pod palmami, ale także zebranie sporej ilości materiału reporterskiego, który ma czytelnikom ich bloga pokazać azjatycki kraj od podszewki. Karolina i Bartek obierają kurs na Indonezję! »

    Tagi: patronat medialny, azja, indonezja

  • 8000 km Across Canada

    8000 km Across Canada

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 01.08.2014 16:09

    Liczba odwiedzin: 7723

    Czy można pokonać pieszo dystans 8000 km w ciągu 8 miesięcy, samotnie, bez większego wsparcia z zewnątrz, mierząc się z różnorodnymi warunkami klimatycznymi oraz terenowymi? Można, trzeba mieć tylko jasno określony cel. A taki z pewnością przyświeca Jakubowi Mudzie, który wraz z początkiem stycznia 2015 roku wybiera się w pieszą wyprawę 8000 km Across Canada, od wybrzeża Pacyfiku aż po Atlantyk. »

    Tagi: patronat medialny, ameryka północna, kanada

  • 850 km, by znaleźć dom

    850 km, by znaleźć dom

    Autor: Anna Kaca

    Data publikacji: 16.07.2014 11:07

    Liczba odwiedzin: 7888

    W tegoroczne wakacje razem z moim czworonogiem pokonam pieszo 800 km, promując adopcje psów aktywnych. Od Karkonoszy po Bieszczady będę prezentować ludziom dwa bardzo aktywne psy, które od wielu lat nie potrafią znaleźć domu. Pokaże również, że wakacje można spędzać ze swoim czworonogiem w fajny dla obu stron sposób. »

    Tagi: patronat medialny

  • Archeolodzy (znowu) w podróży – czyli autostop w Skandynawii tropami wikingów

    Archeolodzy (znowu) w podróży – czyli autostop w Skandynawii tropami wikingów

    Autor: Archeolodzy w podróży

    Data publikacji: 11.07.2014 12:45

    Liczba odwiedzin: 6425

    Minął ponad rok, odkąd grupa archeologów i jeden grafik zdecydowali się na podróż swojego życia, odwiesiła na jakiś czas pracę i studia i wyruszyła do Rosji. Teraz, projekt „Archeolodzy w Podróży” odżywa – w nieco zmienionym składzie (więcej info tutaj: http://archeolodzywpodrozy.blogspot.com/p/o-nas.html) ruszamy tym razem na północ! »

    Tagi: europa, norwegia, skandynawia, patronat medialny

  • Z uśmiechem na (Bliski) Wschód

    Z uśmiechem na (Bliski) Wschód

    Autor: Tomasz Korgol

    Data publikacji: 01.07.2014 11:07

    Liczba odwiedzin: 6903

    Celem mojej najbliższej wyprawy jest Nepal. Trasa wiedzie z Wrocławia przez Węgry, Bułgarię, Rumunię, Turcję, Gruzję, Armenię, Irak (Kurdystan), Iran, Pakistan, Indie, Nepal. Łącznie 15 tysięcy kilometrów, samotnie, autostopem. Wyprawa jest częścią projektu pod nazwą ,,Z uśmiechem na (Bliski) Wschód”. »

    Tagi: patronat medialny, azja, indie, nepal

  • Podróżować to żyć – podsumowanie I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika

    Podróżować to żyć – podsumowanie I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 30.05.2014 11:39

    Liczba odwiedzin: 5683

    W trakcie minionego I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej, któremu patronował między innymi portal Etraveler.pl, słuchacze mieli okazję nie tylko przenieść się w odległe i niezwykle różnorodne części świata, ale i dostali spory zastrzyk inspiracji, po którym na pewno niełatwo będzie wysiedzieć w domu. »

    Tagi: europa, polska, patronat medialny

  • Gobi Expedition 2014

    Gobi Expedition 2014

    Autor: Łukasz Kraka-Ćwikliński

    Data publikacji: 26.05.2014 16:34

    Liczba odwiedzin: 6214

    Wyprawa przez drugą co do wielkości pustynię na świecie zbliża się wielkimi krokami. Do jej rozpoczęcia zostały niespełna dwa miesiące, co sprawia, że jest to dobry moment, by przypomnieć zainteresowanym, na czym polega jej wyjątkowość. »

    Tagi: azja, mongolia, gobi, patronat medialny

  • Festiwal Podróżniczy u Przyrodników

    Festiwal Podróżniczy u Przyrodników

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 26.05.2014 15:10

    Liczba odwiedzin: 4999

    Już w najbliższy piątek (30.05.) rusza w Lublinie Festiwal Podróżniczy u Przyrodników. W programie znalazły się slajdowiska z całego świata: Kolumbia, Antarktyda, Portugalia, Niemcy, Słowenia, Chorwacja) oraz z Polski (Opolszczyzna i Białowieski Park Narodowy). Ideą Festiwalu jest ukazanie piękna i bogactwa przyrody w skrajnie różnych rejonach świata. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • Bałkany Trip 2014

    Bałkany Trip 2014

    Autor: BusTrip into the Wild

    Data publikacji: 12.05.2014 09:20

    Liczba odwiedzin: 34267

    Jak opisać w kilku słowach projekt BusTrip Into The Wild? 26-letni volkswagen T3, siedmioro podróżników i 12 krajów, które chcemy odwiedzić w trzy tygodnie, jak najmniejszym kosztem. »

    Tagi: patronat medialny, europa

  • I Festiwal Podróżniczy Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej

    I Festiwal Podróżniczy Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 28.04.2014 10:02

    Liczba odwiedzin: 76517

    Już 23 i 24 maja rusza w Środzie Wielkopolskiej pierwszy Festiwal Podróżniczy organizowany przez Klub Szalonego Podróżnika. Dwa dni festiwalowe będą składać się z prezentacji prelegentów o „Statuetkę Klubu Szalonego Podróżnika” za najlepszą prezentację podróżniczą, prezentacji filmów oraz relacji podróżniczych zaproszonych gości specjalnych. Poza tym na każdego z uczestników czekają liczne konkursy i atrakcje festiwalowe. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • 4 Żywioły – podróż autostopem dookoła Islandii

    4 Żywioły – podróż autostopem dookoła Islandii

    Autor: Joanna Maślankowska i Adam Wnuk

    Data publikacji: 15.04.2014 11:35

    Liczba odwiedzin: 6381

    1 miesiąc, 2 autostopowiczów i 4 żywioły do pokonania. Podczas miesięcznej wyprawy zasmakujemy dań gotowanych w rozgrzanej ziemi, wykąpiemy się w najwspanialszych wodospadach Europy, staniemy na skraju dwóch ogromnych płyt tektonicznych jednocześnie i (mam nadzieję) nie zostaniemy porwani razem z namiotem przez niezwykle silne wiatry. Wszystko to z dobytkiem na plecach i wyciągniętym w górę kciukiem. »

    Tagi: patronat medialny, europa, islandia

  • I Festiwal Podróżniczy w Środzie Wielkopolskiej

    I Festiwal Podróżniczy w Środzie Wielkopolskiej

    Autor: Etraveler.pl

    Data publikacji: 21.03.2014 14:44

    Liczba odwiedzin: 115046

    24 maja 2014 r. w Ośrodku Kultury w Środzie Wielkopolskiej w ramach Średzkich Sejmików Kultury 2014 odbędzie się I Festiwal Podróżniczy zorganizowany przez poznański Klub Szalonego Podróżnika. W ramach Festiwalu przewidziane są przede wszystkim prelekcje podróżnicze, slajdowiska, dyskusje i spotkania z podróżnikami. Prelegenci przedstawią swoje dotychczasowe podróże po różnych regionach świata i opowiedzą związane z nimi historie, przygody i wrażenia. »

    Tagi: spotkania i imprezy podróżnicze, patronat medialny

  • « Poprzednia
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • Następna »

Spotkania i imprezy podróżnicze