Dziś jest 10.11.2024
Imieniny obchodzą Lena, Ludomir, Leon, Andrzej
Autor: Piotr Szczepanowski
Data publikacji: 04.03.2013 23:29
Liczba odwiedzin: 182412
Tagi: europa, polska, bieszczady, góry, relacje, góry główna, góry główna
W swoim corocznym osobistym podsumowaniu pod tytułem „Co zrobiłem w roku 2012” napisałem: Doznałem odmiennego stanu umysłu. Innymi słowy: byłem w Bieszczadach. Poniżej mam zamiar ten stan choć trochę ująć w słowa i obrazy.
Podróż jest formą bezdomności. Nigdy nie jest się w domu
Mój pierwszy wyjazd w Bieszczady to w zamierzeniu kolejna próba oswojenia tzw. „bezdomności”. Chcę nie wiedzieć, gdzie będę nocował następnego dnia, którędy będę szedł i co zjem po drodze. Swoista próba odcięcia się od postępującej życiowej stabilizacji. Chcę się rzucić w wir przygody. Jednak na dwa dni przed wyjazdem, czyli dzień po otrzymaniu urlopu, blady strach na wieść o zamknięciu schroniska Kremenaros omal nie połyka chęci przygody i każe mi najpierw zaopatrzyć się w ciepłe getry na wypadek noclegu pod chmurką, a następnie zarezerwować nocleg awaryjny. Poznani w drodze ludzie oraz ciekawość, co się właściwie dzieje za oświetlonymi oknami schroniska, obok którego przejeżdżamy w ostatniej fazie podróży, biorą górę.
Droga. Ta z Krakowa do Ustrzyk Górnych jest jak życie. Długa, kręta, raz do góry, raz do dołu. Czym dalej, tym ciemniej, tym węższe pobocza i bardziej strome zakręty i podjazdy. I gdy docieramy na miejsce, Sławek stwierdza, że jesteśmy idealnymi dawcami nerek. Młodzi, piękni i bez odblasków na ciemnej górskiej drodze. Marta, doktorantka biologii na Uniwersytecie Wrocławskim, pisze później w swoim pamiętniku, że tego dnia bardzo chciała wrócić. Łosoś zjedzony w Katowicach. Życie było dla niego zbyt kręte, ale na szczęście Marta w porę przesiadła się na przednie siedzenie w autobusie, by móc lepiej przewidywać próby powrotu łososia do jego naturalnego środowiska.
Kremenaros to legenda. Dawna siedziba Straży Granicznej. Oblega ostatnie miejsce w rankingu schronisk PTTK. Jak się dowiedziałem, „nikt nie chce tego prowadzić”. My jednak, i to nie jako jedyni, chcemy tu być za jedyne 25 złotych za dobę, usiłować się myć w zimnej wodzie o wspaniałym siarkowym zapachu, siedzieć w sali barowej z dużym podświetlonym napisem WEST reklamującym papierosy i być może próbującym nadać schronisku jakiś klimat Dzikiego Zachodu. Tak, tu jest jak na Dzikim Zachodzie, tylko że na wschodzie. Tak jakoś dziwnie zachód styka się ze wschodem. Gdzieś na parapecie leżą tabletki antykoncepcyjne. Sławek rozpoznaje je po numeracji od jeden do siedem. Totalna abstrakcja. Rozmawiamy o Woodstocku, płonącym kaktusie w jednej z wrocławskich restauracji i innych rzeczach, które da się zrozumieć tylko w takim miejscu jak to. Potem, rozłożywszy na zapadających się i trzeszczących przy każdy ruchu łóżkach swoje karimaty i szczelnie owinąwszy się w śpiwory, żeby nie dać się zjeść grasującym tu na pewno karaluchom, udajemy się w objęcia ciemnej bieszczadzkiej nocy.
Opowieść o podróży to opowieść własna i ludzi spotkanych po drodze
Poznanych w drodze ludzi zawsze pytam, skąd idą i dokąd się wybierają. Marta, Sławek i Sandra robią tzw. małą pętlę po połoninach, ale potem udają się w kierunku Cisnej. Ja chcę się wybrać na wschód, sam wschód, tak daleko jak tylko nogi poniosą. Poranek jest chłodniejszy, niż się spodziewałem, choć pod schroniskiem nie brak namiotów. Maszerującemu jednak nie jest zimno. Po wyjściu na skraj Szerokiego Wierchu polar już nie wystarcza. Po wyjściu na szczyt połoniny, kurtka i polar ledwie starczają. Wieje mi w plecy tak mocno, że nie czuję, żebym szedł stromo pod górę. W Bieszczadach są dwa rodzaje wiatru: „wiatr wieje” i „wiatr (za przeproszeniem) napierdala”. Dziś zdecydowanie to drugie. Pewnie bardziej bym się zmęczył idąc w dół pod wiatr.
Bardzo spontanicznie wypalam do mijającej mnie pary turystów (biedaczki idą pod wiatr): I gdzie te 30 stopni z prognozy pogody? To samo chciałam powiedzieć, słyszę w odpowiedzi. Odpocząwszy trochę w cieniu własnego plecaka, sponad którego wystawała na wiatr tylko wyposażona w czapkę i kapelusz jednocześnie głowa, dotarłem na Tarnicę, z której płaskiego szczytu rozciągały się dość impresjonistyczne widoki na okoliczne grzbiety oraz ukraińskie Karpaty. Impresjonistyczne, bo tak krótko trwały. Wiatr rozrywa nisko pędzące strzępki chmur, jedne pode mną, drugie nade mną, czasami ja wśród nich, i słońce wychyla się czasem rzucając snopy światła na bieszczadzkie grzbiety. Im bardziej ulotne widoki, tym piękniejsze.
Przeszedłszy jeszcze Bukowe Berdo (berdo – tam, gdzie jest wąsko), zszedłem do Mucznego, gdzie przy lokalnym sklepiku spotkane dziś już kilkakrotnie starsze małżeństwo proponuje mi podwiezienie do Tarnawy Niżnej, gdzie się faktycznie wybieram. Pogoda się stabilizuje i nic nie jest w stanie zakłócić mojego stanu odprężenia, chyba tylko pies, który jak grom z jasnego nieba przychodzi, obsikuje moją położoną na ziemi torbę fotograficzną i bezczelnie zwiewa, zanim orientuję się, o co chodzi. Obiecuję psu zemstę, po czym udaję się na parking w celu podwiezienia. Słucham opowieści o bieszczadzkiej wyprawie sprzed 30-40 lat, o noclegu na Przełęczy Goprowskiej, potem pod Chatką Puchatka, i o troskliwym chatkowym, który przynosi mającym zamiar nocować pod namiotem wędrowcom koce, bo zanosi się na przymrozek, wreszcie o niepowetowanej utracie papieru toaletowego po zalaniu namiotu przez wezbrane przez noc wody potoku w Cisnej.
Tarnawa Niżna, to już bardzo blisko końca świata. Już niemal za rogiem. Lokalny Hotelik Leśny BdPN ma bardzo przytulny kolor czerwono-brązowych desek zbitych w coś na kształt baraków. Dałbym sobie rękę uciąć, że była niegdyś placówka SG. Tym niemniej w owym baraku (jest tu ciepło) dostaje mi się pokój dwuosobowy z łazienką. W zestawie jest również kot, który bardzo lubi towarzyszyć mi podczas jedzenia obiadokolacji i tylko czeka na moją chwilę nieuwagi. Tak, tak, ty mi tu rób zdjęcia, a ja się twoim obiadem zajmę, zdaje się mówić.
Chwila, która trwa, może być najlepszą z Twoich chwil
Przede mną droga znika w świetle wschodzącego ponad mgłami porannego Sanu słońca. Przede mną Ukraina, to tam, gdzie na wzgórzach te łąki i lasy i snujący się nisko dym, tam, gdzie linia kolejowa wznosząca się na przełęcz Użocką zbliża się do granicy, a przejeżdżający nią towarowy pociąg wydaje z siebie dźwięk upiorny, egzotyczny, piękny. Bardzo długa asfaltowa droga, zakręty, wzniesienia, mgła rozpływa się, po prawej stronie rozległe torfowiska. Niegdyś wiodła tędy kolejka wąskotorowa. Torfowiska swego czasu przez bardzo długi czas tliły się zapalone iskrami z przejeżdżającego parowozu. Dziś już nie ma kolejki, a bagna czerwienią się kolorami jesieni, za nimi majestatyczne połoniny Halicza. Krajobraz dziki i niezmącony. Opuszczone wsie Bukowiec i Beniowa. Właściwie miejsca po wsiach. Dalej nie udało mi się dotrzeć. Po drodze dwa budynki mieszkalne. Na długości 15 kilometrów.
W Bukowcu miejsce po cerkwi – bardzo dobrze zachowana podmurówka i kilka elementów konstrukcyjnych świątyni – tylko to nie spłonęło. Na cerkwisku wyrastają drzewa. Nowe pomniki starej wiary. Na pobliskim cmentarzu z I wojny światowej już tylko szpaler drzew otacza puste miejsce ze złamanym pniem brzozy; pod nim z drutu kolczastego upleciony wieniec – korona cierniowa? W Beniowej stara, potężna lipa pośrodku łąki znaczy dawny środek wsi. Na jej skraju zagajnik i cerkwisko. I Ryba. Słynna beniowska ryba już pękła pod ciśnieniem czasu; wykopana przy rozbiórce cerkiewnej podmurówki, bardzo chętnie, ale mylnie interpretowana jako artefakt z czasów wczesnego chrześcijaństwa. Tutaj wieńczy moją prywatną pielgrzymkę. Można iść daleko, bardzo daleko, ale zawsze do celu.
Wczesne popołudnie, do zapowiadanych 30 stopni jest dziś znacznie bliżej niż wczoraj. Leżę sobie w Bukowcu na ławce pod wiatą turystyczną i studzę nogi. Mam czas, dużo czasu. Spotkani kolesie w motocyklu z przyczepionym koszem pytają mnie, czy widziałem Straż Graniczną. Cokolwiek by mieli na myśli. Wieczór w Tarnawie. W mini sklepie, który jest jednocześnie barem, gdzie strażnik BdPN pije piwo, pokazuje zdjęcia i opowiada o ogromnej ilości jeleni spotkanych na łąkach pod Haliczem, jedynym sposobem komunikacji jest telefon stacjonarny. Jest też o dziwo telewizor. Poza tym nie ma zasięgu, poza dwoma kreskami MTS i Kyivstar. Do najbliższej (filii) szkoły jest ponad 14 kilometrów drogą podobno niesamowicie zniszczoną. Tylko ostatni jej odcinek jest dobry, bo pewnie wcześniej w ogóle nie było asfaltu, więc położyli. W 2004 roku Tarnawę Niżną zamieszkiwało 40 osób (dane demograficzne: Wikipedia) Nie wydaje się, żeby to się znacznie zmieniło. W leżącej pięć kilometrów bliżej cywilizacji osadzie Muczne jest o 5 osób więcej. Ustrzyki Górne ze swoimi 114 mieszkańcami wydają się być metropolią.
Noc jest ciepła i bezchmurna. Mógłbym się położyć na ziemi i zasnąć. Na niebie gwiazdy w ilości wręcz niepoliczalnej. Droga Mleczna jest oczywistością, a Gwiazda Polarna wydaje się ginąć w tłumie. Drogą przejeżdża samochód Straży Granicznej. Potem znowu ciemność.
Przedwczorajsze wejście z Bukowego Berda, dziś w kierunku przeciwnym, wyciska z człowieka siódme poty, choć wcale jeszcze nie jest tak gorąco. Na połoninach wieje lekko i przyjemnie. Widać wszystko jak na dłoni, choć czasem lepiej, gdy wszystko przykryją chmury, chmury wyobraźni i tylko od czasu do czasu ją podsycą uchylając rąbka tajemnicy.
Bieszczady, Browar, Blant i Lana del Rey
Góry są po to, żeby oderwać się od codzienności. Góry są po to, żeby się od czasu do czasu porządnie sponiewierać, żeby na ostatnich nogach dowlec się do schroniska i rzucić się na łóżko, podłogę czy nawet trawę i cieszyć się wolnością. Tutaj jakoś nie udaje mi się sponiewierać, za to często leżę na trawie. Podczas takiego leżenie spotykam ludzi. Potem spotykam ich dnia następnego albo jeszcze następnego. To mi się rzadko zdarza w innych górach. Po kilku owocnych sesjach na trawie i innych płaskich powierzchniach nadających się do drzemania trafiam przez Tarnicę do Wołosatego (44 mieszkańców/2004). Tutaj początkowo droga jest swoistą ruiną, ale okazuje się, że już kilkanaście metrów za starym cmentarzem, położyli nowy asfalt i Wołosate nie jest już aż tak odcięte od świata.
Biały płaski budynek hoteliku pod Tarnicą, za nim sama Tarnica, czerwona niczym Uluru, święty kamień Aborygenów, w promieniach zachodzącego słońca. Ostatni parking na szlaku, który wygląda jak jakiś obiekt powojskowy; stadnina konia huculskiego; bar z bilardem i Laną del Rey, śpiewającą o „sommertime sadness”, urodzoną 21 czerwca 1986 roku, dokładnie wtedy kiedy ja. I znów te miliony gwiazd na niebie…
Do mojego pokoju dokwaterowuje się „para” – Ania i trochę młodszy kolega określany jako Misiek, którzy trafili tu w wyniku nagłej i zupełnie spontanicznej decyzji. To już dla nas wystarczająca dużo, żeby siedzieć pod budynkiem do późna w nocy i rozmawiać o wszystkim i o niczym, w szczególności zaś o mitycznym krakowskim barze smok, w którym nie wiadomo kto tak naprawdę miał swego czasu odwagę cokolwiek zjeść, o obchodach przesilenia letniego na Kopcu Krakusa, o próbie dostarczenia z Krakowa do Ustrzyk śpiwora dla Miśka. Dla niej ten stan to trzy razy B, dla niego to tzw. Park (rezerwat) Ciemnego Nieba, dla mnie to na razie jakiś nieokreślony stan umysłu.
Następnego dnia rano wraz z garstką dzieci oraz jakimś tubylcem wyruszam minutę po siódmej autobusem szkolnym w kierunku Ustrzyk. To zresztą jedyny kierunek, w którym można stąd jechać. Dzieci jadą do odległych o 25 kilometrów Lutowisk. Krótko po siódmej Ustrzyki jeszcze dobrze nie przebudziły się po chłodnej jesiennej nocy. Śniadanie „gotuję” na własnym palniku i butli, po czym ruszam samotnie na Połoninę Caryńską. Tam znowu wiatr. Wraca jak piękny sen o lataniu. Sen, w którym wznoszę się nad ziemią na jego podmuchach. Wiatr, który pozwala poczuć się jak piórko, który zabiera ze sobą myśli i pędzi z nimi na północ daleko. Zdejmuję plecak, rozpinam kurtkę i kładę się na wiatr, na ciepły, huraganowy południowy wiatr. Nocująca tego dnia w Chatce Puchatka rodzina twierdzi, że rano w schronisku zanotowano ponad 80 km/h. Ja chcę więcej…
Po zejściu z Caryńskiej trafiam do Brzegów Górnych. Wikipedia nie podaje ilości mieszkańców. Zrozumiałe. Na „miejscowość” składają się bowiem: skrzyżowanie, przystanek busów, dwa parkingi, punkt sprzedaży biletów do BdPN, cmentarz z cerkwiskiem, pole namiotowe, leśniczówka wraz z zabudowaniami oraz wspaniały sezonowy sklepiko-bar zlokalizowany w przyczepie kempingowej, do której ze wspomnianych zabudowań udaje się po zadzwonieniu dzwonkiem starsza pani, która na życzenie może nam zrobić zapiekankę albo odgrzać mini-pizzę lub też sprzedać inny artykuł „najbardziej pierwszej” potrzeby gastronomicznej. A skoro już jestem przy jedzeniu, przypominają mi się keksy kupione w Wołosatem. Nazwa nich wypowie się sama za siebie: Saray Prens, Aromalı Kremalı Sandviç Bisküvi. Jakiż ten świat jest mały.
Bieszczady to nie miejsce. Bieszczady to stan umysłu
Na szczycie Połoniny Wetlińskiej stoi niewielki murowany budynek, niegdyś stacja meteorologiczna, strażnica wojskowa, teraz schronisko. Na poddaszu dwa małe pokoje upchane piętrowymi łóżkami. Bez barierek. Zapłaciłem za łóżko, a śpię na podłodze w sali jadalnej. Nie w smak mi bonus w postaci lądowania na ziemi z wysokości półtora metra. Woda jest w odległości pół kilometra w dół wąską ścieżką wśród traw. Jeśli ktoś się myje, to tylko na dole, choć na górze stoi coś na kształt wanny. Taka kolejna abstrakcja. Jeśli ktoś wylewa wodę, to nie rozumie gór. Tutaj znowu wieje wiatr. Tutaj jak nie wieje wiatr, to jest podejrzanie cicho. Ustawiam się z kuchenka polową w największym zakamarku, obstawiam ją ze wszystkich stron wszystkim, co znajduję, a i tak szarpie płomieniem, niczym struną gitary. Tak, brak tylko gitary.
Noc. Zapada. Wraz z nią wiatr. Nie ustaje. Gwiazdy wschodzą na rozwianym niebie. Na północy jakieś światełko i coś widać na południowym wschodzie. Może Wołosate? Poza tym ciemność. Chatka Puchatka niczym latarnia dla zbłądzonych na nocnej połoninie wystraszonych turystek. Nie one jedne zbłądziły na bieszczadzkim szlaku. Dwie nędzne żarówki karmione prądem z agregatu. Gdy minie godzina 22 one też zgasną. Na dalekim północno-zachodnim horyzoncie kilka razy delikatnie rozbłyśnie jeszcze niebo. Potem wszyscy zapadną w sen.
Nad Republiką Wetlińską wschodzi słońce. W odległej dolinie mgła znaczy San. Morze traw faluje na porannym wietrze w złotych promieniach. Odległe grzbiety odróżniają się od siebie intensywnością i kolorem. Te bliżej słońca są bardziej złote, te bliżej mnie mają kolor moich oczu. Wzrok wędruje za horyzont wrześniowego wschodu słońca. Za Halicz, za Gorgany i za odległe stepy Ukrainy, być może aż do ojczyzny ciasteczek Saray. Godzinę temu. Wtedy jeszcze spałem, a wschód może tylko lekko jaśniał, gwiazdy może tylko lekko bladły. Za godzinę zafalują w świetle słońca atlantyckie wybrzeża kontynentu. Może już jaśnieją, bledną gwiazdy tamtejsze, choć te same.
Spotkanych ludzi spotykam jeszcze raz. I jeszcze raz. To jest magia tych gór. Tak właśnie czwórka samotnie wędrujących po górach ludzi przestaje być samotnie wędrującą czwórką. Idą niestrudzenie, w milczeniu. Zarastającą ścieżką skrajem połoniny, potem dróżką krętą i pełną wystających korzeni przez dziki las. Gdy się gubią, szukają się nawzajem, czekają. Gdy są głodni, zatrzymują się przy krzewach z jeżynami. Idą przed siebie przez cztery godziny. Idą znaczonym szlakiem, ale nie spotykają żywej duszy. Każdy z nich planował inny kierunek, lub w ogóle nic nie planował, ale wszyscy trafiają do Jaworca. Po niegdysiejszej wsi zostały zdziczałe sady. Teraz jest schronisko, a raczej bacówka, gdzie nie ma prądu, nie ma też wody, bo wyschło ujęcie.
Po nazbyt długim popołudniowym spacerze wzdłuż Wetlinki, w poszukiwaniu Sinych Wirów, gdy już ledwo powłóczę nogami (być może o to właśnie chodziło), zapada zmrok. Biorę kąpiel w potoku, tak ciepła jest woda. Od zachodu czuć już wilgotny wiatr. Po zmroku schronisko to jakby inny świat. Wewnątrz zapach jakiegoś kadzidełka, światło świec. Grupka niemieckich turystów wyrasta jak spod ziemi i natrafia na obsługę tak doskonale znającą język, że oświadczam dziewczynie z recepcji, że świetnie mówi po niemiecku, żeby się upewnić, że jest Polką. Jakaś totalna abstrakcja. Jesteśmy w Bieszczadach.
Potem lato kończy się. Deszcz pada, deszcz mży, nie dzwoni w szyby deszcz jesienny, lecz przynosi otrzeźwienie. Na tym deszczu siedzę chwilę jeszcze, nasiąkam, a starszy człowiek opowiada mi w tym czasie, jak z małżonką spędzili na dziko dwie noce pod namiotem na połoninach, bojąc się co najwyżej strażników parku. To musi być jakaś forma tęsknoty za tym, co odeszło, za tym, co już nie wróci, jeśli sami po to nie wyciągniemy ręki, za czymś co każdego dnia bezgłośnie znika. Dziś wieczorem gramy w karty przy świetle świec, wosk leje się strumieniami, migocze płomień. Następnego dnia w strumieniach popłynie znowu woda i zamigocze, gdy któregoś dnia słońce znowu wychyli się zza chmur nad Bieszczadami. W powrotnym autobusie spotkam starych znajomych, tych, z którymi spędziłem pierwszą moją noc w Bieszczadach, i tych, którzy towarzyszyli mi czwartej nocy.
Ale co przyniesie to przysłowiowe jutro? Nie wiem, boję się wiedzieć.
Bieszczady moje, Bieszczady, zostańcie takie, jakie jesteście, nie chcemy więcej schronisk, nie chcemy więcej dróg, nie chcemy dzikich tłumów. Zostańcie takie, jakie jesteście, dla tych, którzy chcą całymi dniami iść, jeść i spać gdzie popadnie i co noc patrzeć w piękne rozgwieżdżone niebo. Bieszczady moje, Bieszczady, obym płakać po Was nie musiał.
09.04.15, 13:20
Komentarz usunięty
28.06.14, 18:21
pisz, pisz ...przez 8 godzin na szlaku w tamtym roku, spotkałam 20! osób. po kilku dniach odparzyłam stopy. pożegnałam się z Bieszczadami. ale tam wrócę. ps. zeszły 3 paznokcie hihi i ze szklaków pozbierałam plastykowe butelki. taki mały wkład ...
12.03.13, 20:54
"Marta, doktorantka biologii na Uniwersytecie Wrocławskim, pisze później w swoim pamiętniku, że tego dnia bardzo chciał_(x) wrócić. -> Łosoś zjedzony w Katowicach" (!!!) :))
09.03.13, 14:56
Z jednej strony faktycznie pewna sprzeczność w intencjach autora tekstu: tu (dzikie) Bieszczady jako coś ginącego a z drugiej strony opis poniekąd zachęcający do odwiedzin; chociaż też nie sądzę, żeby się komercyjni turyści rzucili na noclegi bez wody i prądu, nawet po przeczytaniu kilku takich tekstów; raczej będą krążyć wokół Soliny. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem "Teraz przez takich jak ty, tzn przez takie artykuły z jednego szlaku zrobili normalnie atrakcję turystyczną jak nad morzem, śmieci, przejść się nie da", nie tylko dlatego że wyolbrzymione, ale takie same zarzuty można kierować np. do Andrzeja Stasiuka, który pisze w "Opowieściach Galicyjskich" o Beskidzie Niskim (nota bene moim ukochanym), Jabłoński kręci na ich podstawie "Wino Truskawkowe". Ja bym im z tego powodu nie robił wyrzutów; może mylę dwa różne zagadnienia a może nie. Poruszasz ważny problem, ale ja tu widzę drugie dno. Do refleksji.
07.03.13, 20:20
Fascynujący, rozbudzający wyobraźnię na piękno Bieszczadów opis podróży. Napisany z niezwykłą pasją do gór i otaczającej przyrody. Pozdrawiam :-)
07.03.13, 11:15
jeżdżę w bieszczady od 4 roku życia. wtedy to było dopiero coś. Pustki. Teraz przez takich jak ty, tzn przez takie artykuły z jednego szlaku zrobili normalnie atrakcję turystyczną jak nad morzem, śmieci, przejść się nie da, wszędzie ludzie :) po chu... piszesz ten artykuł i dajesz takie zakończenie
Infolinia(22) 487 55 85
Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.04.2015 15:35
Liczba odwiedzin: 16430
Zapraszamy na relację Ani i Staśka Szloser ze zdobycia najwyższego szczytu Afryki oraz krótkiego pobytu w parkach narodowych i na Zanzibarze. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 27.04.2015 13:30
Liczba odwiedzin: 11718
Jeszcze pół wieku temu Nepal był zamknięty dla wszystkich zwiedzających. W ostatnich dekadach zamienił się w Mekkę dla ludzi kochających góry, przyrodę i egzotyczną, azjatycką kulturę. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 07.04.2015 08:39
Liczba odwiedzin: 164734
Australia oczarowuje! Ogromne przestrzenie, dzikie krajobrazy, przedziwne zwierzęta, które można spotkać tylko tam, ciekawa kultura, a do tego chyba najbardziej wyluzowani ludzie na świecie. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.03.2015 08:27
Liczba odwiedzin: 194022
Ośmioosobowa grupa studentów z Rzeszowa i okolic lubi udowadniać, że chcieć równa się móc. Wierni tej idei co roku wyruszają w podróż leciwym busem z 1988 r. Na koncie mają już cztery wyprawy, a teraz przygotowują się do następnej. Tym razem celem są Stany Zjednoczone, które zamierzają przejechać wzdłuż i wszerz w trakcie dwumiesięcznej eskapady. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, stany zjednoczone
Autor: Źródło: materiały promocyjne
Data publikacji: 25.03.2015 09:20
Liczba odwiedzin: 8144
Festiwal Podróżniczy im. Olgierda Budrewicza Równoleżnik Zero, który odbędzie się w dniach 9-11 kwietnia 2015 r. w Mediatece (Pl. Teatralny 5) i Bibliotece Turystycznej (ul.Szewska 78) to wydarzenie skierowane do osób pragnących poczuć klimat podróżowania oraz wspaniała okazja do spotkania z podróżnikami i autorami książek. Tegoroczna edycja będzie poświęcona krajom Ameryki Północnej i Środkowej. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 02.03.2015 10:11
Liczba odwiedzin: 7119
Pięcioletnia podróż Pawła Kilena w poszukiwaniu przygody i spełnienia marzeń. Z lekkim zarysem planu i z bardzo małym budżetem. Udowadnia wszystkim, a przede wszystkim sobie, że powiedzenie „Chcieć, to móc” nie jest fikcją. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.09.2014 12:38
Liczba odwiedzin: 35259
„Nigdzie indziej na świecie nie ma tylu Niemców, którzy mówią po hiszpańsku i czczą bohatera narodowego o nazwisku O’Higgins”. Właśnie ta, zasłyszana wieki temu opinia na temat Chile pchnęła moje zainteresowania w kierunku owego chudego jak patyk kraju. Choć od tamtego czasu minęło już wiele lat, ciekawość pozostała, ale decyzja o wyjeździe zapadła dopiero niedawno. »
Tagi: patronat medialny, ameryka południowa, chile, patagonia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 25.09.2014 10:24
Liczba odwiedzin: 8989
Książka Michała Zielińskiego to osobisty zapis wrażeń z wyprawy do jednego z najmniej uczęszczanych rejonów świata – południowoamerykańskiej selvy, czyli dżungli. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 19.09.2014 09:47
Liczba odwiedzin: 11228
Karolina i Bartek, para młodych inżynierów z Krakowa i autorów bloga Kurs na Wschód, wkrótce rusza w kolejną podróż. Tym razem zamierzają odwiedzić Indonezję, przyjmując za cel nie tylko relaks pod palmami, ale także zebranie sporej ilości materiału reporterskiego, który ma czytelnikom ich bloga pokazać azjatycki kraj od podszewki. Karolina i Bartek obierają kurs na Indonezję! »
Tagi: patronat medialny, azja, indonezja
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 01.08.2014 16:09
Liczba odwiedzin: 8696
Czy można pokonać pieszo dystans 8000 km w ciągu 8 miesięcy, samotnie, bez większego wsparcia z zewnątrz, mierząc się z różnorodnymi warunkami klimatycznymi oraz terenowymi? Można, trzeba mieć tylko jasno określony cel. A taki z pewnością przyświeca Jakubowi Mudzie, który wraz z początkiem stycznia 2015 roku wybiera się w pieszą wyprawę 8000 km Across Canada, od wybrzeża Pacyfiku aż po Atlantyk. »
Tagi: patronat medialny, ameryka północna, kanada
Autor: Anna Kaca
Data publikacji: 16.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 10603
W tegoroczne wakacje razem z moim czworonogiem pokonam pieszo 800 km, promując adopcje psów aktywnych. Od Karkonoszy po Bieszczady będę prezentować ludziom dwa bardzo aktywne psy, które od wielu lat nie potrafią znaleźć domu. Pokaże również, że wakacje można spędzać ze swoim czworonogiem w fajny dla obu stron sposób. »
Tagi: patronat medialny
Autor: Archeolodzy w podróży
Data publikacji: 11.07.2014 12:45
Liczba odwiedzin: 8114
Minął ponad rok, odkąd grupa archeologów i jeden grafik zdecydowali się na podróż swojego życia, odwiesiła na jakiś czas pracę i studia i wyruszyła do Rosji. Teraz, projekt „Archeolodzy w Podróży” odżywa – w nieco zmienionym składzie (więcej info tutaj: http://archeolodzywpodrozy.blogspot.com/p/o-nas.html) ruszamy tym razem na północ! »
Tagi: europa, norwegia, skandynawia, patronat medialny
Autor: Tomasz Korgol
Data publikacji: 01.07.2014 11:07
Liczba odwiedzin: 9980
Celem mojej najbliższej wyprawy jest Nepal. Trasa wiedzie z Wrocławia przez Węgry, Bułgarię, Rumunię, Turcję, Gruzję, Armenię, Irak (Kurdystan), Iran, Pakistan, Indie, Nepal. Łącznie 15 tysięcy kilometrów, samotnie, autostopem. Wyprawa jest częścią projektu pod nazwą ,,Z uśmiechem na (Bliski) Wschód”. »
Tagi: patronat medialny, azja, indie, nepal
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 30.05.2014 11:39
Liczba odwiedzin: 6689
W trakcie minionego I Festiwalu Podróżniczego Klubu Szalonego Podróżnika w Środzie Wielkopolskiej, któremu patronował między innymi portal Etraveler.pl, słuchacze mieli okazję nie tylko przenieść się w odległe i niezwykle różnorodne części świata, ale i dostali spory zastrzyk inspiracji, po którym na pewno niełatwo będzie wysiedzieć w domu. »
Tagi: europa, polska, patronat medialny
Autor: Łukasz Kraka-Ćwikliński
Data publikacji: 26.05.2014 16:34
Liczba odwiedzin: 8661
Wyprawa przez drugą co do wielkości pustynię na świecie zbliża się wielkimi krokami. Do jej rozpoczęcia zostały niespełna dwa miesiące, co sprawia, że jest to dobry moment, by przypomnieć zainteresowanym, na czym polega jej wyjątkowość. »
Tagi: azja, mongolia, gobi, patronat medialny
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 26.05.2014 15:10
Liczba odwiedzin: 6711
Już w najbliższy piątek (30.05.) rusza w Lublinie Festiwal Podróżniczy u Przyrodników. W programie znalazły się slajdowiska z całego świata: Kolumbia, Antarktyda, Portugalia, Niemcy, Słowenia, Chorwacja) oraz z Polski (Opolszczyzna i Białowieski Park Narodowy). Ideą Festiwalu jest ukazanie piękna i bogactwa przyrody w skrajnie różnych rejonach świata. »
Autor: BusTrip into the Wild
Data publikacji: 12.05.2014 09:20
Liczba odwiedzin: 62970
Jak opisać w kilku słowach projekt BusTrip Into The Wild? 26-letni volkswagen T3, siedmioro podróżników i 12 krajów, które chcemy odwiedzić w trzy tygodnie, jak najmniejszym kosztem. »
Tagi: patronat medialny, europa
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 28.04.2014 10:02
Liczba odwiedzin: 168967
Już 23 i 24 maja rusza w Środzie Wielkopolskiej pierwszy Festiwal Podróżniczy organizowany przez Klub Szalonego Podróżnika. Dwa dni festiwalowe będą składać się z prezentacji prelegentów o „Statuetkę Klubu Szalonego Podróżnika” za najlepszą prezentację podróżniczą, prezentacji filmów oraz relacji podróżniczych zaproszonych gości specjalnych. Poza tym na każdego z uczestników czekają liczne konkursy i atrakcje festiwalowe. »
Autor: Joanna Maślankowska i Adam Wnuk
Data publikacji: 15.04.2014 11:35
Liczba odwiedzin: 7992
1 miesiąc, 2 autostopowiczów i 4 żywioły do pokonania. Podczas miesięcznej wyprawy zasmakujemy dań gotowanych w rozgrzanej ziemi, wykąpiemy się w najwspanialszych wodospadach Europy, staniemy na skraju dwóch ogromnych płyt tektonicznych jednocześnie i (mam nadzieję) nie zostaniemy porwani razem z namiotem przez niezwykle silne wiatry. Wszystko to z dobytkiem na plecach i wyciągniętym w górę kciukiem. »
Tagi: patronat medialny, europa, islandia
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 21.03.2014 14:44
Liczba odwiedzin: 268193
24 maja 2014 r. w Ośrodku Kultury w Środzie Wielkopolskiej w ramach Średzkich Sejmików Kultury 2014 odbędzie się I Festiwal Podróżniczy zorganizowany przez poznański Klub Szalonego Podróżnika. W ramach Festiwalu przewidziane są przede wszystkim prelekcje podróżnicze, slajdowiska, dyskusje i spotkania z podróżnikami. Prelegenci przedstawią swoje dotychczasowe podróże po różnych regionach świata i opowiedzą związane z nimi historie, przygody i wrażenia. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 02.03.2015 10:11
Liczba odwiedzin: 7119
Pięcioletnia podróż Pawła Kilena w poszukiwaniu przygody i spełnienia marzeń. Z lekkim zarysem planu i z bardzo małym budżetem. Udowadnia wszystkim, a przede wszystkim sobie, że powiedzenie „Chcieć, to móc” nie jest fikcją. »
Autor: Etraveler.pl
Data publikacji: 05.11.2014 12:47
Liczba odwiedzin: 658208
Tym razem wybierzemy się w podróż najsłynniejszą i najdłuższą koleją na świecie – Koleją Transsyberyjską przez mało znane i rozległe krainy północnej Azji. »
Powered by Webspiro.