Dziś jest 19.04.2024

Imieniny obchodzą Adolf, Tymon, Pafnucy, Adolfa

Portal podróżniczy etraveler.pl

gwarancja udanych wakacji
Accredited Agent

Każde marzenie dane jest nam wraz z mocą do jego spełnienia

Autor: Katarzyna Stolarek

Data publikacji: 06.04.2012 17:20

Liczba odwiedzin: 42393

Tagi: afryka, podróżnicy, zadanie 8, autostop, katarzyna stolarek, autostop artykuły

Trudno wybrać jednego podróżnika, którego sylwetkę najbardziej chce się przedstawić. Podziwiam wielu, za pasję i wytrwałość. Zdecydowałam, że będzie to kobieta, ale nawet ta decyzja nie zmniejszyła mi pola manewru. Beata Pawlikowska stała się moim guru i najlepszą przyjaciółką przy pakowaniu plecaka (dzięki „Poradnikowi Globtrotera”, którego jest autorką). Martynę Wojciechowską pokochałam przez jej autorski program („Kobieta na krańcu świata”). Później sięgnęłam do książek, w których opisuje historie kobiet z całego świata. Ich życiowe trudy, cierpienia, kłopoty, ale także wielkie i małe zwycięstwa w walce z przeciwnościami, ich pasje i wytrwałość w dążeniu do celu. Próbując wybrać jedną z nich do głowy przyszła mi podróżniczka, której historia warta jest łez szczęścia, smutku i podziwu. Podróżniczka, której szlakiem w przyszłości chciałabym podążać. Kinga Choszcz.

Kinga Choszcz w Afryce/ google image

Kinga Choszcz w Afryce

Chcieli przejechać świat dookoła, nie jest to proste mając ze sobą kilkaset dolarów i bilet w jedną stronę do Nowego Jorku. Siły dodawały im marzenia i cytat: „Każde marzenie dane jest nam wraz z mocą do jego spełnienia”. Na pokładzie samolotu znaleźli się 7 października 1998 roku – był to pierwszy dzień podróży dookoła świata Kingi i Chopina (Radek Siuda).

Chcieli nie tylko objechać wielki świat dookoła, ale także poznać go i przeżyć. Najłatwiej (i najtaniej) zrobić to autostopem. Podczas pięcioletniej podróży spełnili swoje marzenia, do kraju wrócili z plecakami pełnymi nowych doświadczeń i cudownych wspomnień.

W swoich pamiętnikach Kinga opisuje prawie każdy dzień wyprawy. Z Nowego Jorku dostali się do Kanady, przemierzyli cały kontynent, aż dotarli do Vancouver, do rodziny Kingi, gdzie do głowy przyszło im nowe marzenie – północ! Alaska, gdzie na stopa udało im się zatrzymać samolot. Wzdłuż wybrzeża, uciekając przez zimnem… – Stany Zjednoczone i Kalifornia, w której spędzili kilka miesięcy, pracując i oszczędzając na dalsze spełnianie marzeń. Las Vegas, w którym przegrali 10 dolarów i Chicago, gdzie Chopin wpadł na pomysł aby drogi lądowe zamienić na rzeki i tak rozpoczęli podróż „łódkostopem”. Przez prawie cztery tygodnie poznawali Amerykę z perspektywy wody. Rzekami dotarli do Zatoki Meksykańskiej, stamtąd na Florydę. Z powrotem na autostradę przez Teksas i Arizonę znów do Kalifornii. Dwa miesiące spędzili w Meksyku, gdzie poznawali uliczne targi, smaki, zapachy, ludzi i tajemnice Majów.

Będąc w Gwatemali postanowili wybrać się na samotną, kilkudniową wyprawę w głąb dżungli, lecz drogi o tej porze roku były nie do przejścia. Podróżując przez kraje Ameryki Środkowej dotarli do Panamy, skąd łódź Indian Kuna zabrała ich w stronę Kolumbii. Wenezuela, Brazylia i Rio de Janeiro, w którym spełniło się wielkie marzenie Kingi – złapała na stopa lotni, Paragwaj, Boliwia, Peru, Ekwador, Chile – w poszukiwaniu tajemnic Inków, przemierzając pustynie, wysokie góry i doliny. Argentyna i niekończące się przestrzenie Patagonii, w której z bliska zobaczyli pingwiny, lwy morskie. flamingi i delfiny. Kilka dni w Urugwaju i z powrotem do Brazylii, skąd nie udało im się złapać "statkostopa" przez Pacyfik, więc jeszcze raz przecięli kontynent i z Chile samolotem udali się do Nowej Zelandii. Później Wyspy Vanuatu i Australia, w której przez pół roku próbowali pracy z podróżną trupą, potem z firmą turystyczną, aż w końcu objechali całą Australię (na stopa, oczywiście).

Zanim rozpoczęli podróż do Azji, zatrzymali się na Tajwanie, gdzie uczyli angielskiego tamtejsze przedszkolaki. Promem dotarli do Japonii, później koniuszek mroźnej Rosji, skąd musieli szybko uciekać przed srogą zimą. Tak dotarli do Chin, stamtąd do Wietnamu, Kambodży, Tajlandii, Singapuru i Laosu. W końcu, znów przez Chiny, dotarli do Tybetu, który zawsze chcieli zobaczyć. Wstęp dla indywidualnych podróżników był niestety zabroniony, strzeżony tym bardziej, że panowała wówczas epidemia SARS. Kinga i Chopin nie rezygnują z marzeń i przemierzają Tybet nielegalnie. Udaje im się ominąć kontrole policyjne i sukcesem kończą wizytę na komisariacie (korzystając z nieznajomości angielskiego wśród tamtejszej policji).

Buddyjską pielgrzymkę kontynuują przez Nepal oraz północne Indie odwiedzając miejsca, gdzie Budda urodził się, osiągnął oświecenie oraz ostateczną wolność – oświecenie. Tam sprawy trochę się skomplikowały, Chopin został w Indiach nieco dłużej, a Kinga wyruszyła w samotną podróż do Uzbekistanu, gdzie przebywała jej mama. Przejechała Pakistan, kawałek Chin, Kirgistan i Uzbekistan zupełnie sama. Choroba Chopina zmusiła go do powrotu do Polski, więc Kinga kontynuowała samotną podróż przez ciepłe, gościnne kraje centralnej Azji, przez Morze Kaspijskie do Azerbejdżanu i Gruzji nad Morzem Czarnym. Planowała przez Bliski Wschód dotrzeć do Afryki, jednak kierując się zasadą „plany są dla architektów” zamiast na południe, ruszyła na północ przez Ukrainę do Polski. Na głównej stronie opisującej tę niezwykłą podróż Kinga i Chopin napisali: „Świat jest wielki. I fascynujący. A my zdecydowaliśmy się go zobaczyć. Zanim się poznaliśmy każde z nas miało swój plan na poznanie świata… Planem Kingi było przejechanie Świata w rowerowym Rajdzie Pokoju. Chopin chciał iść bez większych planów, a raczej z założonym celem – dookoła świata, zatrzymując się tu i ówdzie żeby popracować chwilkę i… ruszyć dalej. Przeznaczenie miało dla nas jednak inny plan i chciało żebyśmy zrobili to razem. Spośród wielu sposobów podróżowania wybraliśmy ten, który znamy najlepiej wierząc, że jeśli naprawdę chcemy… możemy ruszyć – Autostopem w Świat. Podróżując, nie planujemy wiele, pozwalamy raczej wydarzeniom po prostu się wydarzać, a drodze powieść nas poprzez nowe kraje, miejsca i przygody”.

W 2004 roku za swoją podróż otrzymali nagrodę Kolosa w kategorii podróże, najbardziej prestiżową nagrodę podróżniczą w Polsce.

Urodziła się w 1973 roku. Przed wyprawą dookoła świata Kinga dużo podróżowała. W przedmowie do książki „Prowadził nas los" pisze, że podróże wyssała z mlekiem matki, a w wywiadzie, którego udzieliła wraz ze swoim partnerem Chopinem mówi: „Podróżowałam od kiedy tylko pamiętam. Rodzice zabrali mnie w podróż autostopem po Polsce kiedy miałam zaledwie roczek - trudno więc się dziwić, że jest to dla mnie najbardziej naturalny sposób podróżowania”.

Jako nastolatka autostopem pojechała do Nepalu. Krystyna Choszcz, mama Kingi wspomina: „Kinga jeździła autostopem od liceum. Najbardziej martwiłam się podczas jej pierwszej wyprawy autostopem do Nepalu przez Azję. Wtedy nie było jeszcze takich możliwości komunikowania się przez internet. Do USA leciała już ze swoim przyjacielem i była to jednak bardziej cywilizowana część świata. Nikt wtedy nie podejrzewał, że wyjdzie im z tego podróż dookoła świata. W ciągu tych pięciu lat dwa razy się spotkałyśmy – raz w USA i raz w Uzbekistanie”.

Gdy wyjeżdżała, była 25-letnią dziewczyną, wróciła jako 30-letnia, doświadczona kobieta. Dwa dni po powrocie napisała w dzienniku: „Wiem, że dla mnie to jeszcze nie koniec podróży. Został jeszcze jeden, ostatni, olbrzymi, być może najtrudniejszy kontynent – Afryka. Tyle wiem. Nie wiem jeszcze natomiast, kiedy dokładnie, jak oraz – najważniejsze – czy razem, czy sama... Ale... wszystko w swoim czasie”. W kraju spędziła kolejne dwa lata. Właśnie wtedy zapisała w pamiętniku: „Lato prawie odeszło, dni coraz chłodniejsze, poprzednia podróż uwieczniona w książce... Nadchodzi czas na kolejne przygody. Na ostatni kontynent, który na mnie czeka".

Jesienią 2005 roku spakowała plecak i była gotowa wystawić kciuka w kierunku Afryki. Kilka dni przed wyjazdem spędziła z Chopinem, który tym razem nie mógł jej towarzyszyć. Dlaczego? „On nie chce jechać do Afryki. Ona nie chce zamieszkać w Grabniku. – Jedź, spełniaj marzenia. I wracaj – mówi Chopin. Po chwili zatrzymuje się tir. Kinga macha chłopakowi na pożegnanie i odjeżdża”.

Do Afryki nie prowadzi jej najprostsza droga, ale jak pisze w swoim pamiętniku – najciekawsza. Odwiedza przyjaciółkę w Holandii, wcześniej przyjaciół w Poznaniu, Berlinie i Poczdamie. Przez drogi Holandii, Belgii, Luksemburga i Francji (zwiedzając po drodze Andorę) dociera do Hiszpanii, a następnie przekracza granicę z Portugalią. 31 października Kinga stawia pierwsze kroki na Czarnym Lądzie, listopad spędza w Maroku. Biała kobieta w dredach wzbudza tam spore zainteresowanie. Jeden z napotkanych mężczyzn przedstawia ją znajomym jako Malaikę (Anioł) i od tej pory Kinga będzie posługiwała się tym imieniem. W miasteczku Rich spędza tydzień u berberyjskiej rodziny, skąd wyrusza do Marrakeszu. Tam też dopisuje jej szczęście. Poznaje Kati – Amerykankę irlandzkiego pochodzenia, także autostopowiczkę. Od tej pory podróżują wspólnie, aż do Burkina Faso. Kinga nie ma celu, kieruje się swoim ulubionym cytatem: „Dobrze jest mieć cel u końca podróży, ale w końcu to podróż jest celem”.

W swoich pamiętnikach na nic nie narzeka, od czasu do czasu wspomina tylko o upale i chęci spędzenia choćby jednego dnia bez konieczności przemieszczania się. Na swojej drodze spotyka „pięknych ludzi”, bo to oni właśnie interesują ją najbardziej. W tym celu unika miejsc uczęszczanych przez turystów, wybierając poboczne wioski. W styczniu 2006 roku wraz z Kati przemierzają piaski Sahary Zachodniej, Kinga prowadzi samochód. Zmierzają w kierunku Mauretanii i Senegalu, a później do Bamako, stolicy Mali. Chcą odwiedzić odbywający się tam festiwal reggae. W Mauretanii poznają Rebekę – niemiecką autostopowiczkę, która towarzyszy im przez kolejne kilka tygodni.

Kinga nie ma wizy, często podróżuje ukryta w ciężarówkach i przekracza granice nielegalnie. Tak dzieje się też wtedy, gdy dociera do Burkina Faso. Tam żegna się z Kati i zapisuje w pamiętniku:
„– Nie płacz, to tylko sen – mówi Kati, widząc łzy w oczach Kingi. – Przylecę do ciebie na Madagaskar. Albo do Etiopii. A ja wierzę, że przyleci (…) No, to zostałam już zupełnie sama. Ale tak naprawdę ciężko tu być samej”.

W Burkina Faso Kinga kupuje wielbłąda i spełnia swoje marzenie, by na białym wielbłądzie przemierzyć część Afryki.

Kilka dni później musi sprzedać go na targu, by znów samotnie wyruszyć w dalszą podróż. Odwiedza nigeryjskie miasteczko Tera, w Niamey (stolicy Nigru) podziwia ostatnie dziko żyjące żyrafy zachodnioafrykańskie. Po drodze ratuje od śmierci młodego szczeniaka – Kani, który towarzyszy jej aż do miasta Basse Santa Su. Podróżuje przez Gambię w kierunku Senegalu, po drodze miejscowi ostrzegają ją przed rebeliantami, od których aż roi się w tych rejonach Afryki. Szczęśliwie jednak uzbrojonych żołnierzy Kinga widzi tylko przy granicy. Samotnie przedziera się przez brzegi rzeki Sierra Leone do Liberii. Ze względu na brak wizy zostaje cofnięta przez przygranicznych funkcjonariuszy, jednak nie stosuje się do ich zaleceń i wędruje dalej w głąb kraju.

Kobieta mocno wierzy, że ludzie są z natury dobrzy, dlatego gdy na kolejnego stopa (na moście między Liberią a Wybrzeżem Kości Słoniowej) zatrzymuje się ciężarówka wypełniona uzbrojonymi rebeliantami, wsiada. Do Abidżanu wjeżdża z konwojem pogrzebowym. Tam dowiaduje się o niewolniczej pracy dzieci i postanawia poprawić los jednego z nich. Wykupuje więc za 50 dolarów 11-letnią dziewczynkę, Akunę i razem docierają do Ghany – rodzinnego kraju dziewczynki. Tam Kinga chce posłać ją do szkoły i całkowicie odmienić jej życie. Gdy docierają do jej rodzinnej wioski, rodzina prosi Polkę by nadała Akunie nowe imię. Wierzą, że kobieta podarowała jej nowe życie, a wraz z nim powinna dostać nowe imię. Akuna dostaje od Kingi imię Malaika.

31 maja Kinga leżała już w szpitalu w Akrze. Lekarze zdiagnozowali u niej malarię mózgową, najgorszą odmianę choroby. Kilka dni później na miejsce przybywa Chopin, który jeżdżąc od apteki do apteki poszukuje lekarstw dla podróżniczki, ponieważ szpital ich nie zapewnia. Mnóstwo ludzi, którzy w internecie śledzą podróż Kingi również oferuje swoją pomoc.

9 czerwca, gdy Chopin przychodzi w odwiedziny do szpitala słyszy od lekarza „Kindze już nie można pomóc”. Już następnego dnia ciało kobiety zostaje skremowane, część prochów Chopin rozsypuje nad oceanem, druga część wraz z aparatem i dziennikami z podróży, wraca do Polski.

Przed powrotem do Polski chłopak zawozi do wioski, w której mieszka Malaika tornistry kupione wcześniej przez Kingę.

Kinga Choszcz zmarła w drodze, na kontynencie, którego odwiedzenie było jej marzeniem. Jak mawiają Tybetańczycy: „Nigdy nie wiesz co przyjdzie pierwsze: kolejny dzień czy następne życie”. Tak właśnie napisał Chopin na jej oficjalnej stronie internetowej, dodając: „Kinga żyła pełnią życia i odeszła u szczytu swoich marzeń w najszczęśliwszym okresie swojego życia. Pozostawiła nam ogromną moc inspiracji, by wieść życie pełne znaczenia w każdej jego drogocennej chwili. Kinga odeszła w spokoju ducha silna i dobrze przygotowana do tej największej z podróży...”

Była kobietą, o której warto pamiętać. Miała w sobie siłę, której można jej pozazdrościć. Szukanie informacji na jej temat było dla mnie kilkudniową podróżą, dzięki której jeszcze bardziej uwierzyłam w moc marzeń. Była niezwykłą podróżniczką, po której pozostały trzy książki: „Prowadził nas los” – relacja z podróży dookoła świata. „Moja Afryka”, w przedmowie której Janusz Czerwiński napisał: „Nie ma Kingi. Nie ma?! Jest przecież! … Żyje w pamięci przyjaciół rozrzuconych po całym świecie. I w myślach i w czynach – tych wszystkich, wciąż nowych, których inspiruje do pójścia Jej drogą. Z wiarą w ludzi i łaskawość losu". Oraz wydana w 2011 roku ostatnia, a zarazem pierwsza książka podróżniczki „Pierwsza wyprawa. Nepal” – dzienniki spisane podczas podróży w 1995 roku, wydane w hołdzie dla Kingi przez Wojciecha Cejrowskiego.

W roku 2007 Krystyna Choszcz, mama Kingi wyruszyła w podróż śladami córki. Spotkała Malaikę i zabrała ją do Polski. Poruszona losem dzieci pracujących w niewoli założyła fundację Freespirit, której celem jest tworzenie szans edukacyjnych dzieciom i młodzieży, dla których „podstawowe prawo do nauki znajduje się w kręgu marzeń".

  • « Poprzednia
  • 1
  • 2
  • 3
  • Następna »

Komentarze (1)

  • ZielGor (gość)

    ZielGor (gość)

    25.05.12, 07:05

    Chyba każdy kto jeździ stopem zna historię Kingi. O ile podziwiam za upór, odwagę, o tyle nie popieram działań, które doprowadziły ją do śmierci. Jednak my, Europejczycy, mamy zupełnie inaczej niż Afrykańczycy, brakuje nam zrozumienia tego, jakie mechanizmy rządzą trzecim światem. To, co dla nas jest złe, w innym zakątku świata jest częścią tradycji. Czasem okrutnej, i przez to trudnej do tolerowania, niemożliwej do zrozumienia. Czyż nie wyjeżdżamy właśnie po to, by oderwać się od Europejskości? Z jednej strony, zdaję sobie sprawę ze słuszności pewnych działań, z drugiej... Może zabraknąć takich plemion, w których przejście inicjacji czasem kończy się kalectwem, czy wykluczeniem. Ktoś powie że to dobrze... Czy na pewno? Nikt z nas nie potrafi zapewnić godnych warunków życia ludom trzeciego świata. I czy takie ludy potrafiły by to docenić, nie niszczyć, i umiejętnie wykorzystać? Czy Afryka na pewno powinna naśladować europejski styl życia? Nie jestem przekonany.

    Zgłoś


Zamknij

Twój komentarz

Infolinia(22) 487 55 85

Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19

Wyszukiwarka lotów

Osoby podróżujące

Osoby podróżujące