Dziś jest 16.09.2025
Imieniny obchodzą Edyta, Kornel, Kamila, Antym
Autor: Ola Bielecka
Data publikacji: 15.02.2014 21:05
Liczba odwiedzin: 7809
Relacja z wyprawy do Maroka i wspinaczki na najwyższy szczyt Atlasu Wysokiego. Wspomnienia górskiego nowicjusza zestawione z narracją „po latach” tej samej, doświadczonej już we wspinaczce osoby.
Z samochodu nie wysiadam
To były czasy kiedy do gór było mi bardzo daleko i zwykle nie po drodze. Nie posiadałam żadnego specjalistycznego sprzętu ani nawet nie miałam pojęcia o jego istnieniu, a cały wolny czas spędzałam w samochodzie off roadowym. To było moje hobby. Jeździłam jako pilot w rajdach. Jednak od zawsze trudno było mi usiedzieć w jednym miejscu i podskórnie czułam potrzebę podróżowania. Pewnego dnia wyszperałam informacje o wyprawie off roadowej do Maroka.
Maroko jest położone na tyle blisko, że wyprawa wydała się łatwa do zorganizowania dla nowicjusza, a jednocześnie kraj jest wystarczająco egzotyczny, by zaspokoić moje fantazje o dalekich krajach. Poza tym miejsce nadawało się idealne na off road. Bezkresne przestrzenie, dzikie góry, tajemnicze miasta i kawałek pustyni. Relacje z wypraw jakie czytałam, tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że to idealny wybór.
Pośród opisów tras samochodowych znalazłam coś jeszcze. W zasadzie tyle samo relacji poświęconych było wejściom na Jebel Toubkal, najwyższy szczyt Atlasu Wysokiego (4167 m n.p.m.). No i stało się. Szczyt zawładnął moją wyobraźnią. 4000 metrów! Ta wysokość zwyczajnie nie mieściła się w mojej głowie. Nigdy nie byłam tak wysoko. Nie weszłam nawet na Rysy, a moim absolutnym rekordem był Kasprowy.
Ale to przeszłość, myślałam wtedy i już widziałam siebie oczami wyobraźni triumfującą po zdobyciu szczytu. W rozbudzeniu marzeń, bardzo pomogły fotografie znalezione w internecie przedstawiające wspinaczy na szczycie Toubkala. Wszyscy w pozach zdobywców, z rumianym licem i bystrym sokolim spojrzeniem. Nigdy nie widziałam, by jakiś off roadowiec tak wyglądał. Musiałam dołączyć do ich grona.
Przede mną roztaczała się wizja zdobycia naprawdę potężnej góry. Tym potężniejszej, im bardziej brałam pod uwagę moje ówczesne doświadczenie. W relacjach czytałam o tym, jak ciężko jest poruszać się na takiej wysokości. Że każdy krok sprawia trudność, że boli głowa i człowiekowi robi się niedobrze. Nic nie rozumiałam. O chorobie wysokościowej miałam usłyszeć dopiero dwa lata później, na kursie medycyny wysokogórskiej. Póki co, czytałam o tych wszystkich strasznych dolegliwościach i zastanawiałam się, jak to jest być tak zmęczonym, że nie można zrobić ani kroku więcej i do tego chorym na dziwną górską chorobę.
Z moich samochodowych towarzyszy tylko jedna osoba zdecydowała się towarzyszyć mi we wspinaczce. Reszta zgodnie stwierdziła, że nie zamierzają ruszać się z samochodów dalej niż do toalety. Chętnie za to odpoczną i poczekają na nas, podczas gdy będziemy próbowali wejść, zupełnie bez sensu i nie wiadomo po co, na tę górę.
Na nizinach
Przejechaliśmy Maroko wzdłuż i wszerz. Nasza podróż trwała ponad trzy miesiące i obfitowała w niesamowite przygody. Pewnego dnia trafiliśmy na pustyni w miejsce, gdzie kilka dni wcześniej spadł pierwszy od ponad siedemdziesięciu lat deszcz. Ulewa całkowicie zmyła asfaltową drogę i jedno z miast, do którego akurat zmierzaliśmy. Ulepione z gliny domy zwyczajnie rozpłynęły się i zostały po nich smętne niekształtne kupy błota.
Innym razem nasza trasa prowadziła przez szlak haszyszowy w Górach Rif i wypadło nam jechać w nocy. Zostaliśmy zatrzymani przez dwóch mężczyzn z kałasznikowami. Nie mówili w żadnym znanym nam języku, nie byliśmy nawet w stanie ocenić czy to przemytnicy, czy policja. Zabrali nasze paszporty i zniknęli z nimi w środku nocy, nas samych zostawiając w samochodzie na wysypisku śmieci.
Byliśmy przekonani, że oto właśnie pożegnaliśmy się z paszportami i bezproblemowym powrotem do domu. Po dwóch godzinach mężczyźni wrócili w towarzystwie trzeciego, mówiącego po angielsku i oddali paszporty. Okazało się, że był to policyjny patrol, którego zadaniem było wyłapywanie przemytników haszyszu. Po zatrzymaniu grupy obcokrajowców z nieznanego im bliżej kraju, kompletnie zgłupieli i nie wiedząc co robić, udali się do naczelnika. Długo szukali na mapie świata kraju o nazwie Polska. Ale nie o tym przecież jest ta historia.
Nigdy nie byłam tak szczęśliwa, jak wtedy, gdy opuszczaliśmy Marrakesz. Tak wiem, że dla wielu podróżników to wyjątkowe i magiczne miejsce. Ale nic nie poradzę na to, że mnie nie urzekło. Może dlatego, że wcześniej podróżowałam przez wyjątkowo dzikie miejsca, w które nie zapuszczają się turyści. Tam odnalazłam spokój i ludzi, którzy żyją swoim rytmem, bez narzuconych przez turystów reguł.
Marrakesz jest odurzający, barwny i zdecydowanie działa na wyobraźnię. Ale wiele w nim też komercyjnego brudu, który razi i sprawia, że z turystów robi się idiotów. Ale może jest w tym trochę prawdy. Mówię tu o słynnych zdjęciach z małpką na łańcuchu czy wężem oplecionym wokół szyi. O kameleonach na sprzedaż, które potem konfiskowane są na granicy, o ile dotrwają do niej żywe i o przebierańcach, którzy wychodzą z założenia, że im więcej dziwnych szat przywdzieją, tym bardziej będą egzotyczni i tym więcej monet wpadnie do ich kieszeni za pozowanie do zdjęć.
Przygotowania bez przygotowań
Wyjechaliśmy wczesnym rankiem i ruszyliśmy w stronę Imlil, małej górskiej mieściny położonej w górach Atlasu Wysokiego. To tutaj skupia się ruch turystyczny obejmujący góry i stąd wyruszają wszyscy pragnący zdobyć szczyt. Po drodze zatrzymaliśmy się by zrobić zakupy żywnościowe. Nie wiedziałam, co powinnam kupić wybierając się na czterotysięcznik.
Zdecydowałam się na kilka placków i pomidora. Nigdy potem idąc w góry nie powtórzyłam tego zestawu. Zamieniłam go na liofilizaty, zupki instant i kisiele w proszku. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam o istnieniu liofilizatów ani o tym co może czekać mnie na szlaku.
Zatrzymaliśmy się w niewielkiej kazbie z pięknym ogrodem, skąd przed szóstą rano wyruszyliśmy w stronę Toubkala. Drogę wskazał nam gospodarz, potem pytaliśmy napotkanych miejscowych. Nie było trudno. Początkowo szlak wiedzie zwykłą wiejską drogą, a potem przechodzi w dobrze widoczną górską ścieżkę.
Im bliżej południa, tym zaczynało robić się coraz goręcej. Szybko okazało się, że nie wzięłam dostatecznie dużej ilości wody. Spakowałam się do malutkiego plecaczka, takiego jaki dzieci zabierają na spacer do parku. Miałam w nim cienki letni śpiwór, kurtkę przeciwdeszczową, polar i rękawiczki, bo gdzieś słyszałam, że może być zimno.
Trasa wiodła przepiękną doliną. Bardzo suchą, właściwie półpustynną. Roślinności było niewiele, za to skały miały wszystkie możliwe do wyobrażenia kolory. Były zielone i czerwone, które poddane działaniu słońca i wiatru rozpadały się na drobne kamyczki i piach w kolorach wiśniowym, złotym i brunatnym. Wspaniała paleta barw.
Coraz bliżej szczytu
Upał robił się nie do opisania. Po drodze mijaliśmy niewielu turystów. Jakaś para schodziła ze szczytu pozdrawiając nas i życząc szczęścia. Kilku miejscowych podążało w tym samym kierunku. Szli w klapkach. To na chwilę dało mi złudne poczucie, że wejście na czterotysięcznik jednak nie może być aż tak trudne.
Minęliśmy stoisko z zimną colą, zanurzoną w górskim strumyku i nieustannie chłodzoną przepływającą wodą. Na chwilę dołączył do nas miejscowy poganiacz mułów, który ze swoim zwierzęciem szedł do schroniska, do którego i my zmierzaliśmy. Opowiadał na czym polega jego praca, pozował do zdjęć, a jego muł kradł w tym czasie pomarańcze ze straganów, które mijaliśmy.
Po pół godzinie muł i jego pan zostawili nas w tyle i wyrwali do przodu. Szliśmy wolno. Najpierw wciąż pod górę, a potem lekko wznoszącym się wąwozem. Nigdy wcześniej tak długo nie wędrowałam w górach. Zaczynałam się niepokoić, czy aby na pewno byliśmy na dobrej drodze. W pamięci odtwarzałam przebytą trasę, ale żadnej innej ścieżki, w którą mogliśmy skręcić nie było.
Po kilku godzinach ujrzeliśmy schronisko. Co prawda daleko na horyzoncie, ale to mi wystarczyło. Byłam wniebowzięta. Chyba nawet bardziej niż wtedy gdy opuszczaliśmy Marrakesz. Dostałam skrzydeł. Przyspieszyliśmy i już po chwili mogliśmy rozkoszować się ciepłym posiłkiem.
Właściwie Refuge du Toubkal nie różniło się wiele od schronisk, jakie znałam z polskich gór. Było bardzo duże. Miejsce do spania wskazano nam w obszernej sali, gdzie pod ścianami stały dwa rzędy piętrowych łóżek. Każdy kto wchodził do schroniska musiał zdjąć swoje trekkingowe buty i założyć kapcie. Kapcie, w których wcześniej chodziła jedna czwarta świata. W udziale przypadł mi jeden klapek a'la Kubota i jeden kapeć Alladyna z zadartym noskiem. Oba trzy numery za duże. Ale jak mus to mus. Przyjęłam, że tak właśnie jest w górach.
Noc minęła spokojnie. Co prawda byłam otoczona przez najgłośniej chrapiące osoby w całym schronisku, jednak zmęczenie skutecznie zagłuszało wszelkie odgłosy. Postanowiliśmy wyruszyć skoro świt. Wstaliśmy o szóstej rano i ku naszemu zdziwieniu okazało się, że większość ekip już zdążyła wyruszyć. Nie spodziewałam się, że ktoś wyjdzie jeszcze przed wschodem słońca.
Nam udało się pozbierać pół do siódmej. W schronisku powiedziano mi, że do szczytu wcale nie jest daleko. Ruszyliśmy. Najpierw przez labirynt ogromnych głazów. Łatwo było zgubić drogę, gdyż nie znaczyła się wyraźną ścieżką. Kamień na kamieniu, jeden podobny do drugiego. Jedynym elementem znaczącym szlak były kamienne kopczyki i wieżyczki. Sami też układaliśmy je po drodze, lub dokładaliśmy kamyki do już istniejących. Taki kopczyk może czasem uratować życie, nie pozwalając zejść ze szlaku.
Tuż za rumowiskiem głazów zaczęło się strome podejście. Miejscami kamieniste, a gdzieniegdzie żwir przechodził w piach i pył, który osuwał się spod nóg i powodował, że przy każdym kroku osuwaliśmy się w dół. Szliśmy coraz wolniej. Pomału zaczynało brakować mi sił.
Nie odczuwałam co prawda bólu głowy ani nudności, czyli objawów choroby wysokościowej, ale byłam potwornie zmęczona. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Nie umiałam się zlokalizować i nie miałam pojęcia jak daleko jeszcze do szczytu.
Niestety Jebel Toubkal to jeden z tych szczytów, które dają złudną przedwczesną nadzieję na koniec wspinaczki. Gdy wydawało mi się, że to już koniec, okazało się, że to dopiero przedwierzchołek i do szczytu zostało jeszcze „kilka” metrów. Nagle straciłam wszystkie siły. Było mi bardzo ciężko zmusić się do jeszcze jednego wysiłku i pokonania tych kolejnych metrów podejścia.
Spełnione marzenie
Na szczycie byłam dość wcześnie. O dziwo, inni, których minęłam po drodze zjawili się dopiero za kilkanaście minut. A myślałam, że to ja szłam ekstremalnie wolno. Widok ze szczytu był nieziemski. Niezwykle rozległa panorama, która pozwalała podziwiać praktycznie całą przebytą trasę oraz okoliczne czterotysięczniki.
Byłam z siebie niesamowicie dumna. Szczyt, o którym marzyłam. Zrobiłam sobie upragnione zdjęcie w pozie zdobywcy, z rumianym licem i sokolim spojrzeniem w dal. Takie jak chciałam. Zdjęcie, które przypieczętowało mój sukces.
Rozpoczęliśmy mozolne zejście. Byliśmy też pierwszymi, którzy zaczęli schodzić. Resztę wspinaczy zostawiliśmy na szczycie. Chcieliśmy jak najszybciej być na dole. Okazało się, że była to bardzo dobra, choć nieświadoma decyzja.
Gdy przechodziliśmy przez rumowisko głazów, zaczął padać śnieg. Pogoda pogarszała się z minuty na minutę, przyszła mgła i widoczność spadła do kilku metrów. Gdyby nie kamienne kopczyki nie dalibyśmy rady odnaleźć szlaku i zejść do schroniska.
Zrobiło się niewiarygodnie zimno. Mimo tego, że był to sierpień, najcieplejszy miesiąc w Maroku, który do tej pory dał nam się we znaki wysokimi temperaturami, teraz sypał śniegiem i wiał lodowatym wiatrem. Gdy dotarliśmy do schroniska trzęsłam się z zimna. Budynek świecił pustkami. Ci, którzy wyruszyli rano wraz z nami, nie zeszli jeszcze ze szczytu, a nowi nie zdążyli dotrzeć do schroniska. Wypiliśmy coś ciepłego, ale nie zagrzaliśmy miejsca. Właściciel nastraszył nas, że pogoda się pogarsza i niebawem nic nie będzie widać. Zaczęliśmy schodzić.
To był bardzo długi dzień. Weszliśmy na szczyt i pokonaliśmy całą trasę na dół, aż do Imlil. Dla tak niedoświadczonych jak my osób, było to zabójcze. Po dotarciu do kazby nie mieliśmy siły wejść po kilku schodkach do środka. Padłam na kolana, a potem na czworaka wczołgałam się do środka.
Całą noc przeleżałam z gorączką. Byłam zmęczona i odwodniona. W dalszą drogę wyruszyliśmy dopiero w południe następnego dnia, ale ja jeszcze przez niemal tydzień nie byłam w stanie zejść po schodach bez potwornego bólu łydek.
Wejście na Jebel Toubkal to był mój kamień milowy. Od tamtej pory, choć nie od razu, przerzuciłam się na góry. Postanowiłam, że za każdym razem gdy wyjadę na wyprawę samochodową, znajdę szczyt, na który będę mogła się wspiąć.
Tak też zrobiłam i już po roku moja miłość do gór rozkwitła. Porzuciłam wnętrze samochodu off roadowego i zaopatrzyłam się w sprzęt do wędrówek górskich i wspinaczki. Tamto wejście sporo mnie nauczyło. Patrząc z perspektywy czasu, zupełnie nie byłam do niego przygotowana i miałam wiele szczęścia, że mi się udało. No, ale kto nie robi błędów? Warto tylko uczyć się na cudzych, na przykład moich.
Infolinia(22) 487 55 85
Pn.-Pt. 8-19;So-Nd. 9-19
Liczba opinii: 0 |
Średnia ocen: 0.00
Autor: Angelina Sielewicz
Data publikacji: 22.02.2015 20:09
Liczba odwiedzin: 15350
Po moich częstych wypadach do Paryża nadszedł czas, by odwiedzić jedną z byłych francuskich kolonii, miejsce, skąd imigranci przybywają do stolicy Francji. Gdy nadarzyła się okazja, nie zastanawiałam się długo, przyjechałam tutaj, do Senegalu. Dakar – stolica kraju – podarowała mi upragnione słońce, leniwe tempo życia i zderzenie z zupełnie innym światem. »
Autor: MelanosChole
Data publikacji: 11.02.2015 21:19
Liczba odwiedzin: 6673
Jedziemy na Oktoberfest?! – padło ni stąd, ni zowąd na wieczornym spotkaniu towarzyskim. I choć znajdowaliśmy się właśnie na „drugim końcu” Niemiec, rano byliśmy zwarci i gotowi, by wyruszyć z położonej tuż przy granicy z Belgią i Holandią Kolonii na samo południe – do Bawarii, a tam skosztować piwa warzonego w monachijskich browarach. Podróż okazała się długa i męcząca – to jednak sztuka przejechać całe Niemcy za 16 euro w dwie strony na tzw. Wochenendeticket. Ale udało się! Podekscytowani ruszyliśmy z dworca w kierunku Theresienwiese, gdzie co roku odbywa się festiwal. »
Autor: Ewelina Sadura
Data publikacji: 07.11.2014 13:08
Liczba odwiedzin: 10487
Wjazd samochodem na drugi co do wielkości szczyt w Chorwacji – Sveti Jure. Relacja z jesiennej wyprawy do Parku Narodowego Biokovo. Opis terenu, warunków podróży oraz niezapomnianych widoków. »
Autor: Ola Smętek
Data publikacji: 18.09.2014 13:12
Liczba odwiedzin: 8441
Na naszą czteroosobową drużynę składają się aż 3 narodowości. Lubimy dokumentować odbyte podróże, a ze względu na multi-culti charakter rodziny postawiliśmy na kręcenie filmików. »
Autor: Monika Radzikowska/Archeolodzywpodrozy.blogspot.com
Data publikacji: 11.09.2014 11:44
Liczba odwiedzin: 8557
Skandynawia? Tam nie zabierają na stopa! – opinia to powszechna. Przeczytać można tysiące opisów, jak to Norwegowie odmachują w odpowiedzi na wyciągnięty kciuk lub zatrzymują się tylko po to, aby zapytać, czy nie potrzebujesz pomocy. No bo jak to – młody człowiek, a nie stać go na samochód? O północy kraju już w ogóle szkoda gadać, bo tam przecież nikt nie jeździ. Jeśli ktoś zabierze, to tylko obcokrajowiec. Rzuciliśmy wyzwanie autostopowi w Norwegii. I to nie byle jakie, bo łapaliśmy we trójkę, rozdzielić się było trudno, z racji posiadania tylko jednego namiotu. Jak trójce archeologów stopowało się w kraju reniferów i trolli, możecie poczytać poniżej. »
Autor: Przez Kontynenty
Data publikacji: 01.09.2014 11:37
Liczba odwiedzin: 7439
Dużo wydarzyło się od kiedy ostatnio pisaliśmy się, gdy wjeżdżaliśmy do Birmy. My, czyli Maciek, Kuba i Tomek – ówczesny skład ekipy Przez Kontynenty. Birma jako kraj wychodzący spod rządów junty wojskowej dopiero otwiera się na turystów, ale ludzie są tam niezwykle przyjaźni i uśmiechnięci. »
Autor: Krzysztof Rudź/www.ludziepodrozuja
Data publikacji: 06.08.2014 15:38
Liczba odwiedzin: 6591
Relacja z motocyklowej wyprawy po Ameryce Południowej „MS Chrobry – ostatni transatlantyk międzywojennej Polski”. Wiesława i Krzysztof Rudź wyruszyli w poszukiwaniu potomków emigrantów z Chrobrego, który swój ostatni pasażerski rejs odbył w 1939 roku. Czy udało im się przejechać całą zakładaną trasę i czy spotkali rodaków? O tym dowiecie się w obszernej relacji z podróży. »
Autor: Barbara Szczechla
Data publikacji: 14.07.2014 19:24
Liczba odwiedzin: 8900
Witajcie! Chciałabym podzielić się z Wami przeżyciami z mojego pierwszego w życiu spotkania ze szwedzkim zespołem Roxette podczas jednego z ich licznych koncertów, tym razem w stolicy Niemiec. Nie ukrywam, że na spotkanie to czekałam 20 lat i choć od tamtego czasu minęły już prawie 3 lata, wspomnienia nadal są we mnie bardzo żywe. »
Autor: Piotr Szczepanowski
Data publikacji: 02.07.2014 14:53
Liczba odwiedzin: 9147
Relacja z rowerowej wyprawy. »
Autor: Ola Smętek
Data publikacji: 02.07.2014 13:32
Liczba odwiedzin: 32413
Pewnego dnia Vathsan zapytał się mnie: „Olu, czy weźmiesz ze mną ślub na Vanuatu?” »
Autor: Joanna Maślankowska i Adam Wnuk
Data publikacji: 13.06.2014 13:14
Liczba odwiedzin: 5321
Nie ma znaczenia czy podróżujemy dla muzeów, starożytnej architektury, czy tylko w celach zakupowych. Islandia jest miejscem, które odbierze mowę nawet tym niewzruszonym naturą. To chyba jeden z nielicznych skrawków ziemi, gdzie tak wyraźnie uwidacznia się potęga 4 żywiołów. Potęga, która na każdym kroku uświadamiała nam jak kruchy jest człowiek w porównaniu z siłami natury. Czy udało nam się pokonać 4 żywioły? Nie. I raczej nigdy nie damy rady ich pokonać. Miesięczna wyprawa wywołała u nas jeszcze większy respekt do natury. Kiedy stoi się przy potężnej ścianie lodowca, czy przy jeziorze do którego wpadają z wysokości setki hektolitrów wody, ma się wrażenie, że człowiek został zrównany do poziomu tych mchów, które porastają całą wyspę. Zresztą co tu dużo gadać! Zobaczcie sami. »
Autor: Podróże Smakiem Wina
Data publikacji: 01.06.2014 10:05
Liczba odwiedzin: 5401
Podróżując smakiem różowego wina Prowansji nie mogliśmy ominąć tego miejsca. Muzeum wina prowadzone od pokoleń przez rodzinę, która jednocześnie jest jednym z znanych producentów tego napoju. Miejsce jak przystało na siedzibę muzeum wina – szacowne – Chateauneuf du Pape. »
Autor: Podróże Smakiem Wina
Data publikacji: 24.05.2014 22:11
Liczba odwiedzin: 32113
Nasze pasje to podróże we własnym rytmie, niezależnie i bez tłoku, Dlatego preferujemy wyjazdy własnym samochodem. Największa z pasji to Prowansja. Kraj różowego wina. »
Autor: Ewa Pluta
Data publikacji: 19.05.2014 12:07
Liczba odwiedzin: 10294
Pewnego wrześniowego poranka wylądowałam na lotnisku w Taszkencie. To wydarzenie zapoczątkowało trwający 2 tygodnie ciąg pozytywnych przygód, wśród których najlepszą było poznawanie nowych, arcyciekawych ciekawych miejsc w tej przyjaznej turystom, centralnoazjatyckiej republice. Kilka z miejsc zrobiło na mnie szczególne wrażenie. Oto one: »
Autor: Krzysztof Rudź/www.ludziepodrozuja
Data publikacji: 14.05.2014 14:32
Liczba odwiedzin: 6512
Gdybym chciał rozpocząć tą historię, musiałbym się cofnąć o kilkanaście miesięcy. Wpadliśmy wtedy na pomysł wyjazdu do Ameryki Południowej. Po kilku tygodniach luźnych dyskusji i rozważań wraz z żoną nasz plan nabrał konkretnych kształtów. »
Autor: Agnieszka Wawrzyniak
Data publikacji: 25.04.2014 15:19
Liczba odwiedzin: 5264
Turkusowe wody Morza Egejskiego rozkochały mnie już wiele lat temu, gdy po raz pierwszy przecierałam podróżnicze szlaki tureckich i greckich wybrzeży. W związku z tym, że Dardanele łączy Morze Egejskie z Morzem Marmara, wystarczy kilka godzin, by znaleźć się nad czarującym wybrzeżem egejskim, którego błękitne wody mają całkowicie odmienny kolor oraz zapach. Ten malowniczy widok dopełnia soczysta roślinność i wysokie zbocza górskie. »
Autor: Agnieszka Wawrzyniak
Data publikacji: 25.04.2014 15:11
Liczba odwiedzin: 5110
W latach 60. wybudowano pierwszy w Turcji most łączący wyspę z wybrzeżem nad wodami zatoki. Dziś turyści z łatwością mogą kursować między lądem a wyspą Cundą, korzystając z lokalnych dolmuszy oraz wyjątkowo tanich, wieloosobowych taksówek. Cunda oferuje mnóstwo wspaniałych, klimatycznych knajpek, w których skosztować można pysznego wina oraz ryb. Sam klimat miejsca to już fascynująca mieszanka greckich oraz tureckich wpływów. »
Autor: Agnieszka Szwajgier
Data publikacji: 20.04.2014 23:49
Liczba odwiedzin: 4994
I Festiwal „Kontynenty” to dosyć młoda inicjatywa podróżnicza podjęta przez trzech lubelskich podróżników: Bartka Szaro, Daniela Kornasa i Pawła Hadriana. Trzeba przyznać, że panowie, którzy mają już doświadczenie w organizowaniu tego typu eventów, ruszyli z kopyta. Ich pomysł został doceniony, o czym świadczyła liczna publiczność, która zasiadła w lubelskiej Chatce Żaka 4-5 kwietnia tego roku. Okazało się, że „Kontynenty” to znakomita okazja do spotkania podróżników z całej Polski i posłuchania ich fascynujących opowieści. »
Autor: Damian Laskowski
Data publikacji: 11.04.2014 12:25
Liczba odwiedzin: 161269
Wyobraź sobie, że biwakujesz na lodzie ogromnego jeziora. Jest Ci ciepło, bo zanurzyłeś się w śpiworze – jedynym miejscu, w którym nie zamarzniesz tej nocy. Jesteś już gotowy do snu. Piszesz coś jeszcze w swoim dzienniku, za chwilę zamierzasz zasnąć. Wtedy dobiega odgłos pękającego lodu, woda uderza o tafle akurat pod twoim namiotem robiąc ogromny huk. »
Autor: Ola Bielecka
Data publikacji: 15.03.2014 21:43
Liczba odwiedzin: 7295
Relacja z wyprawy w dwa pasma górskie położone w indyjskich Himalajach, obszar, który nazwać można wciąż jeszcze „żywym” Tybetem, a który powoli znika – w tym przypadku nie na skutek represji politycznych, a ze względu na niepohamowany rozwój cywilizacji. »
Autor: Michał Lutowierski
Data publikacji: 23.02.2014 15:54
Liczba odwiedzin: 3731
Podróż to jedno, autostop – drugie. A to co zostaje w pamięci to również doświadczenia i historyjki, które można snuć bez końca. Bo podróż czasem trzeba po prostu wystrzymać.... »
Autor: Ola Bielecka
Data publikacji: 22.02.2014 14:38
Liczba odwiedzin: 6831
Relacja z wyprawy w Andy i wejścia na najwyższy szczyt obu Ameryk połączona z analizą dlaczego góra ta, uważana powszechnie za łatwą, zbiera tak duże śmiertelne żniwo wśród zdobywców. »
Autor: Magda Mroczek
Data publikacji: 16.02.2014 22:36
Liczba odwiedzin: 6148
Na zwiedzanie Brazylii, największego państwa Ameryki Południowej, miałam jedynie 28 dni. W tym czasie udało mi się spędzić czas w tętniącym życiem Rio de Janeiro, odbyć praktyki medyczne w szpitalu w Recife, poopalać się na najpiękniejszej brazylijskiej plaży Porto e Galinhas i przeżyć 2 cudowne dni w uroczej wiosce Morro de São Paulo. »
Autor: Monika Drążewska
Data publikacji: 16.02.2014 14:55
Liczba odwiedzin: 37447
To było najwspanialsze 30 dni naszego życia! Podróż przez 3 kraje: Boliwia, Chile, Argentyna. Jeepem, rowerem, autobusem i przede wszystkim autostopem, łącznie ponad 6600 km, z czego 4825 przejechaliśmy za darmo. Od płaskowyżu w Boliwii po najdalej na południe wysunięte miasto świata. »
Autor: Agnieszka Szwajgier
Data publikacji: 15.02.2014 21:41
Liczba odwiedzin: 5019
Anglia zazwyczaj kojarzy się z Londynem, tymczasem jest wiele angielskich miasteczek, które zdecydowanie bardziej oddają klimat i atmosferę tego kraju. Dotarcie z centrum Londynu do Bath nikomu nie powinno sprawić problemów. Prosto z Victorii (stacja metra, z której odjeżdżają również autobusy i pociągi) kursują autobusy National Express, z biletami po 10 funtów. Wygodne siedzenia, dostępny internet, kierowca krzyczący do mikrofonu nazwy poszczególnych przystanków, trzy godziny drogi i jesteśmy w Bath. »
Autor: Sabina Piłat
Data publikacji: 15.02.2014 17:52
Liczba odwiedzin: 13975
Zapraszam Was na wyprawę niezwykłą, być może nie dla każdego*. Podróż za jeden uśmiech. Podróż do Azji. Czekają Was atrakcje takie jak dzienne i nocne szaleństwa w Bangkoku, podróże pociągiem, podróże autostopem, nocleg za 4 zł w Ban Na, nocleg bez planu wśród uśmiechniętych mieszkańców Ban Tase, Błękitna Lagoona w Vang Vieng, masaż u mnichów, Biała Świątynia i miasto małp. »
Autor: Bartosz Bandurowski
Data publikacji: 14.02.2014 12:23
Liczba odwiedzin: 6306
KATAR, TAJLANDIA, KAMBODŻA, BIRMA 31.12.2013 - 21.01.2014 Całkowity koszt: 4800 zł Warszawa, Doha, Bangkok, Siem Reap, Tonle Sap, Ankor Wat, Bangkok, Mandalay, Sagaing, Inwa, Amarypura, Mandalay, Bagan, Góra Popa, Bagan, Jezioro Inle, Meiktila, Yangon, Ngwe Saung, Yangon, Bago, Yangon, Bangkok, Doha, Warszawa »
Autor: Agnieszka Szwajgier
Data publikacji: 09.02.2014 23:13
Liczba odwiedzin: 3937
Zaproszenie na festiwal, przysłane przez Ekwadorczyków spotkało się w chłodnej, jesiennej Polsce z wyjątkowo gorącym przyjęciem. Oczywiście, oprócz zachwytów padały również głosy „rozsądku”, żeby uważać, mieć przy sobie wszystkie pieniądze, pilnować bagażu… Nieważne, że nikt z grupy nie znał hiszpańskiego. Gorący klimat kusił, a pomysł zobaczenia środka kuli ziemskiej od razu przypadł każdemu do gustu. Jedziemy. Buenos dias Ecuador!!! »
Autor: Michał Lutowierski
Data publikacji: 01.02.2014 17:48
Liczba odwiedzin: 47274
Gruzja jako kraj, który cieszy się coraz większym zainteresowaniem wśród turystów z Polski, była opisywana w artykule sprzed tygodnia. Ale zgodnie z obietnicą – oto opis relacji z podróży autostopem po Gruzji, która oprócz informacji teoretycznych może zachęcić do podróży ostatnich malkontentów. »
Autor: Magdalena Dietrich
Data publikacji: 26.01.2014 21:59
Liczba odwiedzin: 9531
Plecak, namiot, atlas Europy i kartka z napisem: „Przed siebie”. Tak zaczyna się blisko trzytygodniowa podróż bez konkretnego planu, za to z dużą otwartością na poddawanie się temu, co wydarza się po drodze. Drodze, która finalnie prowadziła po Bałkanach. »
Autor: Michał Lutowierski
Data publikacji: 26.01.2014 21:41
Liczba odwiedzin: 35634
Gruzja ostatnimi laty staje się bardzo modnym celem wyjazdów dla Europejczyków. A prym wiodą chyba Polacy, dla których jest to niezwykłe połączenie swojskości z niewielką dawką egzotyki. A jaki jest najlepszy sposób komunikacji w kraju z dość słabym systemem transportu publicznego? Oczywiście – autostop! »
Autor: Kacper Dziekan
Data publikacji: 26.01.2014 15:33
Liczba odwiedzin: 5563
Toskanię często określa się mianem raju na ziemi. Znajduje to odbicie w popkulturze, czego efektem są kolejne filmy i książki w stylu „Pod słońcem Toskanii”, czy „Mądrość Toskanii”, w których autorzy ukazują sielankowe życie w tej baśniowej krainie. »
Autor: Michał Kuban
Data publikacji: 25.01.2014 15:41
Liczba odwiedzin: 5879
Nie był to mój pierwszy pobyt w Wiedniu, ale dla atmosfery panującej w tym mieście podczas adwentu warto było odwiedzić je po raz kolejny. Bajeczne jarmarki bożonarodzeniowe, rozstawione pod każdym ważniejszym habsburskim zabytkiem, przyciągały masy Austriaków, a także wielu zagranicznych gości. »
Autor: Katarzyna Chojecka
Data publikacji: 24.01.2014 15:42
Liczba odwiedzin: 6464
Witajcie w „terenie”, czyli krótka rozprawa o tym, jak pobyt na badaniach terenowych łączy się z pracą, czy antropolog to zawód, czy styl życia oraz gdzie szukać funduszy na wyjazd. »
Autor: Ola Bielecka
Data publikacji: 24.01.2014 14:51
Liczba odwiedzin: 5478
Relacja z wyprawy na płaskowyż Saimaluu Tash w prowincji Jalal Abad w Kirgistanie, gdzie znajduje się ponad dziesięć tysięcy petroglifów, naskalnych rysunków, z których najstarsze liczą cztery tysiące lat. Pomimo uznania miejsca za unikatowe w skali światowej, wciąż bardzo trudno jest się tam dostać (głównie ze względu na warunki atmosferyczne – dostępność przez 1 miesiąc w roku). Kiedy odwiedziłam to miejsce, podobno byłam pierwszą osobą od kilku lat, która tam dotarła. »
Autor: Magda Świetlik
Data publikacji: 22.01.2014 14:11
Liczba odwiedzin: 6116
Już niedługo w Chinach obchody Nowego Roku, a tuż przed nim początek exodusu milionów Chińczyków, którzy to najważniejsze dla nich święto obchodzą w rodzinnym gronie. A to często oznacza pokonanie tysięcy kilometrów, po to tylko, by te parę dni w roku spędzić wraz z bliskimi. »
Autor: Krzysztof Rudź
Data publikacji: 15.01.2014 09:02
Liczba odwiedzin: 5077
W chwili kiedy czytacie ten tekst jesteśmy już w Ameryce Południowej. W pierwszej połowie grudnia załadowaliśmy nasze motocykle na przyczepkę i wyruszyliśmy z Gdyni do Hamburga. »
Autor: Marcin Łazowski
Data publikacji: 18.12.2013 13:37
Liczba odwiedzin: 76022
Wyprawa Viking Ride 2013 zrodziła się z marzeń o podboju krajów skandynawskich oraz poznaniu bliżej miejsca pochodzenia dawnych Wikingów, walecznych ludów z Północy, odkrywców i podróżników morskich. »
Autor: Monika Radzikowska/Archeolodzywpodrozy.blogspot.com
Data publikacji: 04.12.2013 09:18
Liczba odwiedzin: 182661
Bajkał – wystarczy zajrzeć do Wikipedii i już można się dowiedzieć, że to najgłębsze jezioro świata, w którym żyje wiele endemicznych gatunków, których na próżno szukać w jakimkolwiek innym zakątku świata. Turyści z całej Rosji i nie tylko przyjeżdżają tam wypoczywać, aby móc potem powiedzieć „byliśmy nad Bajkałem”. Dla nas owo jezioro było pretekstem do podjęcia podróży. Jedziemy nad Bajkał. I co dalej? »
Autor: Szlakiemwulkanow.blogspot.com
Data publikacji: 26.11.2013 14:05
Liczba odwiedzin: 33077
Planując wyprawę, której celem miało być zdobycie czterech pięciotysięczników mieliśmy świadomość, że napotkamy wiele trudności, jednak nie przypuszczaliśmy, że problemy zaczną się jeszcze przed wyjazdem. »
Autor: Iwona Suwara/Ekspedycja IV Kongo
Data publikacji: 26.11.2013 09:41
Liczba odwiedzin: 29413
Afryka to kontynent wielu kontrastów i prawdziwa mieszanka wielu kultur. Tereny górzystych wzniesień i piaszczysty saharyjski bezkres, niepowtarzalny klimat lokalnych wiosek i większych miast. Uczestnicy Expedycji IV Kongo musieli zmagać się z niełatwymi warunkami podróży, niesprzyjającym klimatem i niekiedy z własnymi słabościami. Jednak dla wytrwałych miłośników off-roadu nie istnieją rzeczy niemożliwe. »
Autor: Przez-kontynenty.pl
Data publikacji: 22.11.2013 14:27
Liczba odwiedzin: 45807
Minęły już trzy miesiące, od kiedy wyruszyliśmy w podróż autostopem dookoła świata. Odwiedziliśmy 15 krajów, pokonaliśmy ponad 16 tysięcy kilometrów, złapaliśmy 118 stopów i przeżyliśmy masę przygód. Czas więc na krótkie streszczenie tego, co się do tej pory wydarzyło. »
Powered by Webspiro.